Reklama

Jedna genialna akcja i Setien ma wygrany debiut w Barcelonie

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

19 stycznia 2020, 23:16 • 4 min czytania 0 komentarzy

Quique Setien słowa dotrzymał. Barcelona zagrała dokładnie, tak jak miała zagrać – 82% posiadania piłki, setki krótkich podań, cierpliwe rozgrywanie, elastyczniejsze ustawienie na boisku i taktyczna próba ukrycia tego, że brakuje Luisa Suareza. Nowy szkoleniowiec mówił, że może nie być skutecznie, może nie być efektywnie, może nie być pragmatycznie, może nie być zwycięsko, ale na pewno będzie ładnie i stylowo. W swoim debiucie pokonał Granadę 1:0, i choć faktycznie wszystko się sprawdziło, to dalej nie jest to zespół, który straszy i rozjeżdża rywali na swojej drodze. Co więcej, to dalej zespół skrajnie uzależniony od poczynań Leo Messiego. 

Jedna genialna akcja i Setien ma wygrany debiut w Barcelonie

Całe spotkanie ustawiło pierwsze dziesięć minut. W tym czasie piłkarze Barcelony wymienili między sobą grubo ponad sto podań. Żadne z nich nie prowadziło do niczego konkretnego, ale taka liczba ma swój wymiar, kiedy porównamy to z wynikiem zawodników Granady, którzy w międzyczasie zagrywali piłkę raptem… jedenaście razy. Znamienne. To było szaleństwo tiki-taki. Setien cały swój zespół ustawił pod kątem realizacji taktyki wokół nieskończonej liczby podań. Grając bez klasycznej ”9”, w rozgrywaniu uczestniczył każdy. Już dawno tyle podań nie przeszło przez nogi Sergio Busquetsa, ile w tym meczu. I stwierdzamy to, nawet ze świadomością, że przecież za czasów kilku poprzednich trenerów Barcelona też wcale nie stroniła od takiego stylu gry.

Nowy szkoleniowiec postawił na trójkę obrońców z usytuowanymi na wahadle dużo aktywniejszym ofensywnie Jordim Albą i z mającym robić przewagę na skrzydle Ansu Fatim. Ten drugi, który jeszcze kilka miesięcy temu był jednym z największych objawień początku sezonu, tym razem trochę plątał się o własne nogi. Po kilkunastu minutach gry mógł mieć na koncie hat-tricka, ale raz jego strzał obronił Silva, drugi strzał został zablokowany, a następnie nie skoncentrował się odpowiednio i minął się z niezłym dograniem swojego kolegi z wahadła. Inna sprawa, że poza tym za wiele nie ugrał, bo Dimitri Foulquier świetnie czytał wszystkie jego zamiary.

Poza akcjami 17-letniego skrzydłowego największe zagrożenie kataloński gigant stwarzał przy rzutach wolnych wykonywanych przez Leo Messiego. Dochodziło do nich praktycznie za każdym razem, kiedy Barcelona przyspieszała i zamiast podawania w poprzek boiska, decydowała się na przyspieszenie. Problem w tym, że tym razem Argentyńczyk nie potrafił zachwycić świata precyzyjnie wymierzonym uderzeniem i celował gdzieś wysoko w trybuny lun ewentualnie w mur.

I chyba właśnie tej precyzji brakowało podopiecznym Setiena, kiedy trzeba było być śmiertelnie precyzyjnym. Niech najlepszym przykładem będzie próba przerzutu Busquetsa do Messiego w pole karne, która była ciut za mocna. Naprawdę, tylko ciut, ale pięciokrotny zdobywca Złotej Piłki wyglądał na bardzo niezadowolonego, w czym zresztą sekundował mu przepraszający kompan z zespołu. Oni przyzwyczaili się do innego standardu. Kiedy indziej kilkadziesiąt podań, niezłe zintensyfikowanie gry, Alba wycofuje do Messiego, a ten trafia w boczną siatkę. Nie tak to miało wyglądać. Ewidentnie brakowało magii.

Reklama

Dlatego mecz mijał, podania się mnożyły i mnożyły, a na tablicy wyników wciąż widniał bezbramkowy remis. Zaczęły się bezradne spojrzenia w stronę Leo Messiego, czyli to, co najbardziej może irytować w tegorocznych poczynaniach mistrzów Hiszpanii.

I wtedy nagle coś zaskoczyło. Po pierwsze, świetną zmianę dał filigranowy Riqui Puig. Wychodził na pozycję, pracował, jak mrówka w rozegraniu i dodał temu wszystkiego elementu ekstra. Po drugie, gra przyspieszyła. Barcelończycy nagle zaczęli szybciej podawać, szybciej myśleć, szukać bardziej skomplikowanych rozwiązań i co lepsze – znajdywać je. Zaowocowało to świetną akcją, która przyniosła gola. Puig odebrał piłkę, zgrał do Griezmanna, ten do Vidala, który podeszwą przekazał piłkę Messiemu i nie trzeba dalej tłumaczyć. DNA Barcelony w najpiękniejszej postaci. Tak powinien grać ten zespół.

Nie da się powiedzieć, że Barcelona zachwyciła. Tak nie było. Mogła ten mecz równie dobrze zremisować, bo od utraty gola uchronił ją tylko słupek i fart, że piłka po nim nie uderzyła w plecy interweniującego Ter Stegena. I wcale nie byłaby to wielka sensacja, a kolejny powód, żeby mówić, iż puste posiadanie piłki we współczesnym futbolu mija się z celem. Ale tak się nie stało. Są trzy punkty w debiucie Setiena, była sygnalizacja stylu, było kilka solidnych akcji, było odważne wprowadzenie młodych wilczków, tylko szkoda, że często dalej sprowadzało się do ciągłego liczenia na to, co zrobi wielki Messi. Bo on jest wielki i nie ma żadnych wątpliwości, że tak właśnie jest, ale no właśnie, zespół tworzy dużo więcej piłkarzy niż tylko największy gwiazdor.

I nad tym pracować musi Setien. Na razie na Camp Nou jest tydzień. Przed nim jeszcze bardzo dużo pracy.

Barcelona – Granada 1:0 (0:0)
1:0 – Messi 76′

Fot. Newspix

Reklama

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
10
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...