– Zewnętrzny wydźwięk dzisiejszych komunikatów może faktycznie tworzyć wrażenie, że sytuacja jest dramatyczna i można było odnieść wrażenie, że w Gdyni kroi się nam drugi Ruch Chorzów czy inna Wisła Kraków z czasów Sarapaty i towarzystwa. Natomiast absolutnie tak nie jest. Prawda leży w zupełnie innym miejscu. Jesteśmy dalecy od takiej sytuacji. Nie nazwałbym nawet tych wydarzeń dołkiem, a bardziej zakrętem. Problemy finansowe, które mamy, jeżeli w ogóle można nazwać je problemami, bo z mojej perspektywy to są chwilowe perturbacje i zamieszania natury formalnej, są w innych klubach Ekstraklasy na porządku dziennym – mówi Rafał Żurowski, dyrektor wykonawczy Arki. Dzisiaj wybuchła bomba, o której pisaliśmy TUTAJ i cóż, Żurowski starał się uspokoić sytuację. Jak mu wyszło, przeczytajcie. Zapraszamy.
Jak cię przedstawić? Ile ludzi, tyle opinii na temat tego, jaką funkcję pełnisz w klubie.
Najbliższe prawdy byłoby określenie mnie dyrektorem wykonawczym. Powinno być to doprecyzowane wcześniej, ale ze względu na zawirowania w klubie, których kulminacja nadeszła dzisiaj, dopiero teraz przyszedł czas na uściślenia tej kwestii. Tak czy inaczej, to nie są priorytety. To kwestia nazewnictwa i do tego marginalna.
Jesteś w stanie uspokoić kibiców Arki, że wcale nie jest tak fatalnie, jak sprawa wygląda? Jeśli miasto cofa wam finansowanie, to wielu może pomyśleć, że sytuacja w klubie jest dramatyczna.
Zewnętrzny wydźwięk dzisiejszych komunikatów może faktycznie tworzyć wrażenie, że sytuacja jest dramatyczna i można było odnieść wrażenie, że w Gdyni kroi się nam drugi Ruch Chorzów czy inna Wisła Kraków z czasów Sarapaty i towarzystwa. Natomiast absolutnie tak nie jest. Prawda leży w zupełnie innym miejscu. Jesteśmy dalecy od takiej sytuacji. Nie nazwałbym nawet tych wydarzeń dołkiem, a bardziej zakrętem. Problemy finansowe, które mamy, jeżeli w ogóle można nazwać je problemami, bo z mojej perspektywy to są chwilowe perturbacje i zamieszania natury formalnej, są w innych klubach Ekstraklasy na porządku dziennym. Były w poprzednich sezonach, są w tym sezonie i będą w kolejnych. To się nie zmieni. W zwykłych przypadkach nic się nie dzieje, nikt tego nie komentuje, nikt nie trąbi na prawo i lewo, że to dramat, a przy Arce wybuchała jakaś niezrozumiała panika. Tak jakby klub tonął i zaraz miałoby go nie być. Nic takiego się nie zdarzy.
To, że takie informacje napływają i że wokół tego wszystkiego narosła taka atmosfera, to również błąd klubu. Do tego się przyznajemy. Arka i jej właściciele zaniedbali pewne kwestie w sferze komunikacyjnej. Bardzo źle zostało to rozegrane, jeżeli w ogóle w jakikolwiek sposób zostało to rozegrane, bo ze strony klubu długo nie pojawiały się żadne informacje. Dlatego też w pewnym sensie rozumiem stosunek kibiców, dziennikarzy i środowiska wokół klubu, że te obawy tak narosły. Dużo historii zostało nabudowanych, zrobiła się nieprzyjemna atmosfera klubu, który znalazł się w tragicznym położeniu, a po prostu tak nie jest i mogę to tylko powtórzyć. Na razie mogę uspokoić kibiców słowami, a potem za tym muszą iść czyny. Inna sprawa, że w tej sytuacji doskonale zdajemy sobie sprawę, że żadne obietnice i deklaracje nic nie zmienią. Musimy działać. Musimy pokazywać bardzo konkretnymi ruchami i efektami swojej pracy, że wiemy, co robimy. Kwestia czasu. Wszystko uporządkujemy. Klub jest niezagrożony. Drużyna spokojnie przygotowuje się do rundy. Mamy świetną drużynę, świetnego trenera i jestem spokojny, jeśli chodzi o następną rundę i przyszłość Arki Gdynia.
Mówisz o problemach w komunikacji, ale to nie są plotki, bo sprawa jest prosta – miasto wstrzymało Arce finansowanie. Dlaczego?
Ze względu na sytuację w klubie. Zgadzam się, że ruch miasta można odbierać jako gest troski o klub. Wiem, że prezydent Szczurek jest wiernym fanem Arki, ma ją w sercu i bardzo mu na tym klubie zależy. Odebranie finansowania, to też próba wymuszenia na właścicielach ze strony miasta tego, żeby proces układania pewnych spraw w klubie przyspieszyć. Mam nadzieję, że efekt końcowy będzie właśnie taki, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której w przyszłości dojdzie do faktycznego rozstania miasta z klubem. Nie ma takiej możliwości, co zresztą w swoim oświadczeniu zawarł sam prezydent. Gdynia to Arka Gdynia i tak będzie.
Dobra wola jest po każdej stronie. I miasta, i klubu, i właścicieli. Znaleźliśmy się na zakręcie organizacyjnym, ale powoli wszystko układamy. Liczę na to, że ten proces przyspieszy i niedługo podamy sobie z miastem rękę w zgodzie.
To nie jest tak, że miasto się na was obraża i koniec tematu, ale po prostu nie będziecie dostawać pieniędzy. Jak to się odbije na bieżącym działanie klubu?
Pieniędzy nie będzie, jeśli klub nie będzie poukładany tak, jak napisane zostało to w oświadczeniu prezydenta. Natomiast dopóki ja tutaj jestem, dopóki są tu właściciele, to nie wyobrażam sobie, żebyśmy tego razem tutaj nie poukładali. Pewne procesy muszą zostać przyspieszone. Ruch miasta może faktycznie wymusić na klubie, żeby te działania zintensyfikować. Tak się stanie i tyle. To nie jest przecież też tak, że codziennie dostajemy od miasta jakąś transzę i teraz te transze zostaną wstrzymane. Działa to trochę na innych zasadach, to jest pewnego rodzaju zapowiedź. Oczywiście, jest ona dosyć kategoryczna i traktujemy ją całkowicie poważnie, ale też nie jest tak, że miasto się się na nas obraziło i zaczyna się koniec świata. Oceniam to jako gest dobrej woli. Nie ułatwia nam to pracy, nie sprzyja dobrym nastrojom w klubie, ale nie odbieram tego, jako antagonistyczny ruch miasta.
Jak długo Arka jest w stanie funkcjonować bez pomocy miasta?
Ciężko powiedzieć. Nie chciałbym powiedzieć, że Arka jest w stanie funkcjonować bez pomocy miasta, bo takie rozważania uważam za bezsensowne. Arka musi być z Gdynią. Mimo to uważam, że na ten moment klub sobie poradzi bez miasta. Niektórzy uważają, że w lutym klub straci płynność finansową, ale tak nie będzie. Sytuacja finansowa Arki nie jest może całkowicie stabilna, ale problemy finansowe, o których w tej chwili mówimy, są czymś normalnym na poziomie funkcjonowania klubów piłkarskich. Tylko to powtarzam. Zaległości w wypłatach w innych klubach, nawet w tym sezonie, miały miejsce, a u nas taka sytuacja od bardzo dawna nie miała miejsca. Jesteśmy na bieżąco z wypłatami. Dywagujemy teraz o ewentualnych przyszłych sytuacjach. Pomimo tych apokaliptycznych scenariuszy, które są nam pisane, jesteśmy w lepszej sytuacji niż inne kluby Ekstraklasy, gdzie o problemach takiej skali, jak u nas, nawet się nie wspomina głośno, choć raz na jakiś czas się pojawiają.
Musimy się przeorganizować. Mamy pewne problemy strukturalne. Chcemy, żeby wszystko lepiej funkcjonowało. Zaczynając od działania samej Arki po pion sportowy, żebyśmy nie mieli takich problemów, jak obecnie, że najpierw zawodników kontraktujemy, a potem ich zwalniamy. Nie jesteśmy strukturalnie przygotowania na to, żeby działać tak, jak chcieliby tego kibice, rozumiem ich frustracje, ale nie jest tak źle, jak wybrzmiewa to w opinii publicznej i mediach.
Mówisz, że ze strony właścicieli jest dobra wola, ale ja szukam tej dobrej woli. Olali plan Stańczuka, nie przyjechali na Walne, są pokłóceni z miastem, są pokłóceni z kibicami, nie umiem dojrzeć tutaj za wiele dobrej woli.
Zarysuję tło w dużym uproszczeniu. Kibice mają łatwość w zaczepianiu klubu na odległość, ale muszą nam uwierzyć, że nikt z nas nie ma złej woli. Prezes Stańczuk, który przyszedł na przełomie sierpnia i września, umówił się z właścicielami na to, że dokładnie sprawdzi, jaka jest sytuacja w klubie i przygotuje plan rozwoju klubu. Miał powstać plan i długofalowy, i krótkofalowy. Pomysł był odważny. I to był jeden z warunków przyjścia Stańczuka do Arki. Klub, pomimo odnoszonych sukcesów w poprzednich latach, organizacyjnie i finansowo najpierw wychodził z długów, co było wielkim sukcesem, a potem strukturalnie pozostawał w pewnej stagnacji. Doskonale to rozumiem, bo Arka obciążona była pewną traumą po spłaconych długach, i na takiej podstawie dosyć ciężko było zrobił krok w przód. Klub był w stagnacji, ale pod Stańczukiem miał pójść mocno do przodu, przy tym mocno inwestując. W związku z tym, przygotowaliśmy, również ja i dyrektor Łukasiewicz, bardzo szczegółową analizę każdej części klubu. I to nie na bazie idei i pomysłów, a samych liczb. Każdy fragment klubu w Excelu. Wszystko bardzo szczegółowo.
Wymagało to inwestycji rzędu dwóch milionów złotych na sezon. Wyszło nam tego dużo więcej, ale tak zaplanowaliśmy, żeby klub poszedł do przodu. Chcieliśmy się rozwijać. Mieliśmy to przedstawić właścicielom, ale oczywiście pochłania to wiele czasu. Pokazaliśmy i zaprezentowaliśmy im to dopiero na przełomie listopada i grudnia. Niestety, w międzyczasie, odkąd przyszedł prezes, do zaprezentowania tego planu dużo zaczęło się dziać – bardzo złe wyniki, co z kolei sprawiło, że nienawiść w stosunku do właściciela wróciła, bo wybrzmiewała ona już w poprzednim sezonie. Transparenty, krzyki, nawoływania wobec Dominika i Włodzimierza Midaków wróciły na stadion i przetoczyły się przez całe środowisko Arki Gdynia. Natomiast nie było to nic nowego. Problem w tym, że doszły do tego te wyniki i sytuacje związane z sędziami.
Sędziowie wam rozwalili plan w Excelu? No daj spokój, ten argument jest absurdalny.
Nie mówię tego. Daj mi dokończyć. To co robili sędziowie w minionej rundzie, choć dalej wierzę, że to były zwykłe ludzkie błędy, niestety, było niepoważne. Przez decyzje sędziów mamy siedem punktów mniej. Sami tak uważacie i na was się powołuję. Wcale tego nie wymyśliłem. Takie są fakty. To może być sucha liczba dla kibica, to może być sucha liczba dla dziennikarza, ale dla właścicieli, piłkarzy, pracowników, to są sytuacje, które kumulują się na przestrzeni dwóch miesięcy. I to jest zwyczajne, użyję teraz mocnego słowa, choć nikt nie zabiera nam pieniędzy z kieszeni, zwykłe okradanie klubu. Nawet przy założeniu, że to niechcący, że to przez przypadek, i że to zwykłe błędy. Ale kumulacja tych wszystkich wydarzeń, jeszcze wraz z meczem z Pogonią, w którym nie uznano bramki Marcusa da Silvy, doprowadziła do okoliczności, w której my, w obliczu tego, że właściciele są znienawidzeni i wyzywani, a sędziowie psują nam ligę, przyjeżdżamy i mówimy, że ”Szanowni państwo, bardzo prosimy, żebyście włożyli jeszcze tyle i tyle pieniędzy”. Wypada to śmiesznie. Też nie było jednak tak, że zostało to całkowicie zanegowane. Plan spodobał się właścicielom, ale mówiąc oględnie, to nie był dobry moment, żeby wymagać od właścicieli jakichkolwiek pieniędzy.
Chcesz mi powiedzieć, że właściciele obrazili się na sędziów i kibiców, więc nie chcieli włożyć pieniędzy w plan zaproponowany przez Stańczuka?
Dokonujesz tendencyjnego uproszczenia. To był zwyczajnie zły moment, żeby wykładać pieniądze i zostało to wstrzymane.
To nie jest poważne. Klub to nie jest jedna runda. To powinien być plan na 5-6 sezonów.
Poważne były kwoty, więc też rozumiem właścicieli, choć nie wiem, czy zrobiłbym tak samo na ich miejscu. Nie był to moment, kiedy łatwo było podjąć im decyzję, że wchodzą w ten plan. Dla nas to nie było na rękę, był to zawód, też byłem autorem tego projektu, więc też mnie to bolało. Natomiast starałem się to zrozumieć. Zdarzało nam się po złych meczach przyjść do pracy i zastanowić się, po co my to wszystko robimy. Powtórzę: właściciele tego nie zanegowali, nie wyrzucili na śmietnik, po prostu wstrzymali. A w przypadku, kiedy prezes Stańczuk umówił się na określone kwoty i określoną dynamikę zmian, które miały być robione tu i teraz, a było inaczej, więc zrezygnował. Stało się, jak się stało. Poszedł sygnał w świat, który zasugerował, że będzie miała miejsce jakaś apokalipsa. Pojawił się deficyt budżetowy, który jest minusem w Excelu, który zaraz może zniknąć, a nie żadną dziurą, i on też został zinterpretowany, jak tonięcie Arki. A potem została nabudowana cała historia. Jeden prezes zrezygnował, pojawił się prokurent, święta, nowy rok to też nie jest dobry czas, żeby takie sprawy załatwiać i stało się, jak się stało. Zabrakło komunikatu od klubu, co będzie dalej. W klubie nie ma dramatu. Wiele klubów jest i byłow gorszej sytuacji. Poradzimy sobie.
Mam rozumieć, że jeśli sędzia Myć dałby wam karnego z Legią, to kibice byliby dla was sympatyczniejsi, mielibyście więcej punktów, a właściciele daliby wam pieniądze na plan Stańczuka?
Myślę, że jest to możliwe, ale to wszystko nie jest takie proste. Moment, w którym była ta decyzja podejmowana, nie sprzyjała temu, żeby wydawać miliony.
Właściciele obrazili się na rzeczywistość!
Dokonali pragmatycznej kalkulacji. Nazywaj to, jak chcesz. To są prywatni ludzie, ze swoimi pieniędzmi i mogli robić z tym to, co im się podoba. I tyle.
Ja rozumiem, to są ich pieniądze. Ale oni chcieli budować klub długofalowo. A obrazili się za trzy błędne decyzje. Przecież to nie brzmi poważnie, proszę cię.
Nie brzmi poważnie, jeśli historie, które ci opowiedziałem, upraszczasz do trzech błędów sędziów. Wówczas to w ogóle nie brzmi poważnie.
Sam powiedziałeś, że był jakiś ciąg logiczny.
Poważnie brzmi wydawanie milionów złotych na podstawie wielu okoliczności, o których teraz nie mogę powiedzieć i sam mogę o nich nie wiedzieć. Ja ze swojej strony wiem, w jakim momencie przedstawiliśmy plan, który wymagał od właścicieli wydania pieniędzy. Oni nawet nie odmówili, tylko go wstrzymali.
A kiedy właściciele wyjdą do kibiców? Kiedy będzie konferencja prasowa, kiedy będzie wywiad?
Trudno mi powiedzieć. A gdybyś ty miał im doradzić? Możesz się zastanowić. Na pierwszy rzut oka ja bym powiedział, i ty też: Dominik, panie Włodzimierzu, wyjdźcie i powiedzcie, co jest. Być może to jest dobry pomysł, ale zastanawiam się, czy kibiców zadowolą słowa. W tej chwili dobrze byłoby, żeby kibice usłyszeli więcej, niż to, co ja mówię, że sytuacja nie jest dramatyczna – bo nie jest – ale kibicom należą się konkrety. Czyny. To należy się nie tylko kibicom, ale też miastu.
Ja zapraszam do studia, możemy rozmawiać. Ale ja to ja. Dlaczego właścicieli nie było na walnym zgromadzeniu? To nie brzmi poważnie.
Tego nie wiem. Wiem, że w tym okresie zajmowali się uporządkowaniem formalnych sytuacji w klubie. Nie ignorują tego, co się dzieje.
Ale raczej robią to z Ożarowa, nie z Gdyni.
Nie, dopiero co byli w Gdyni.
Po dłuższym czasie. I byli w Gdyni, ale nie byli na walnym. To mogli przyjechać wcześniej?
Byli w Gdyni zajmować się klubem. Właściciele nie ignorują tej sytuacji i ja jestem spokojny o przyszłość klubu. Mamy problemy natury finansowej czy formalnej, ale naszej sytuacji nie nazwałbym dramatyczną. Klub nie jest zagrożony, drużyna jest silna, wszystko będzie dobrze.
Kto jest odpowiedzialny za letnie transfery?
To też jest problem naszego klubu, o którym zresztą mówiliście…
… same problemy.
Tak, dużo mamy problemów, ale nie odbiegają wielce od kłopotów, z którymi się borykają w innych klubach. Natomiast my nie byliśmy i nie jesteśmy strukturalnie poukładani na tyle, żeby okienka przebiegały dobrze, byśmy mieli jasną odpowiedzialność. Też nasze okienko letnie z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że było nieudane. Musimy zmienić wiele w dziale sportowym, czeka nas zresztą wiele zmian, dlatego przedstawiliśmy tak szczegółowy plan. Ostatnie miesiące przez różne perturbacje straciliśmy.
Cały czas do tego wracam: nikt nie jest odpowiedzialny za to, co się dzieje w Arce, tylko Myć i Stefański.
W zasadzie jak tak to pointujesz, to tylko potwierdzasz moje stwierdzenie, że nie jest z nami tak źle, skoro tylko dwaj panowie są odpowiedzialni za nasze problemy. Upraszczasz.
Ja nie upraszczam. Stawiam się w pozycji Grzegorza Stańczuka. On dziubie ten plan, plan jest gotowy, bardzo dobry, z tego, co słyszałem, ale właściciele mówią: nie, to jest zły moment, Myć nam nie dał karnego. Przepraszam, ale ja to tak odbieram.
Możesz tak to odbierać. W porządeczku. Natomiast wracając – kto jest odpowiedzialny za transfery? Możemy powiedzieć, że za lato: ja z Antkiem. Ale jak wspomniałem: klub nie był i nadal nie jest strukturalnie przygotowany, żeby transfery przebiegały tak, jak powinny przebiegać w profesjonalnym klubie. Ja przychodziłem do klubu w kwietniu 2019 roku, Antek, przyszły dyrektor sportowy, w tamtym momencie odpowiadał za dział sportowy i nie miał czasu oglądać piłki nożnej. Był zakopany w papierach. Dokumentach, kontraktach. Tę część jego działalności, w takiej sferze, w jakiej byłem w stanie, przejąłem i Antek miał więcej czasu na piłkę, na skauting i tak dalej. Ale po pierwsze to jest za mało. Po drugie za późno. Nasze transfery nie były dobrze przygotowane, były wykonywane bez żadnego planu i strategii. W tamtym momencie nie było jak i komu zająć się tym wszystkim.
Okej. Macie problemy strukturalne, więc czy wówczas to jest naprawdę dobry moment i pomysł, żeby dać Azerowi na tamten moment rekordowy kontrakt w historii klubu? W takim momencie?
Decyzje właścicieli była taka, żebyśmy zrobili mocny krok do przodu. Z tego, co wiem, bo mnie jeszcze wówczas nie było, Azera weryfikowano i sprawdzano jeszcze zimą. Czyli rok temu. Wtedy były pierwsze podchody. Kiedy pojawił się Jacek Zieliński, też na tyle, na ile był w stanie szczegółowo, obejrzał go i miał duży entuzjazm do tego ruchu. Analizowaliśmy ten transfer dość dokładnie. Zresztą wy też wyraziliście się dużą aprobatą, że to ciekawy i przemyślany ruch. Po fakcie wszyscy możemy być mądrzy. Też nie jest tak, że Azer był totalnym niewypałem.
Świetny był. Rafał…
Trafił też na zły okres. Graliśmy straszny paździerz.
Schirtladze też trafił na zły okres.
Schirtladze tak naprawdę zaczął grać od meczu z ŁKS-em Łódź, wcześniej wszedł bodaj dwa razy na końcówkę meczu. Mogę się mylić co do tego minimalnie.
Tak czy tak grał dobrze przez część rundy, potem miał kontuzję.
Ciężko porównywać te transfery. Inne warunki, pozycje, oczekiwania. Ale okej: możemy się umówić, że transfer Busuladzicia był nie wypałem. Natomiast w momencie jego przyjścia do klubu, ten ruch nie był absurdem. Myśmy wówczas stracili Vejinovicia, potrzebowaliśmy bardzo silnej szóstki, wszystkie znaki na ziemi wskazywały, że to będzie zawodnik dużej klasy.
Mówisz, że go obserwowaliście i był duży skauting. Z drugiej strony mówisz, że nie byliście przygotowani. Nie rozumiem.
Duży skauting na tyle, na ile może sobie pozwolić Arka. Jeżeli jest czas, to ktoś z pionu sportowego leci obejrzeć piłkarza czy ogląda X godzin pełnych meczów na InStacie. Wiem, że był na tapecie zimą.
Teraz jesteście gotowi strukturalnie na transfery?
Nie. Nie jesteśmy gotowi na transfery robione w taki sposób, jakiego bym oczekiwał. Być może uda się nam wykonać tej zimy ruch do klubu, bo sytuacja nie jest dramatyczna i niewykluczone, że będą ruchy do klubu. Staramy się poruszać mądrzej i w ramach naszych możliwości efektywniej. Adaś Marciniak ma dystans do siebie, więc zrozumie, jak to powiem: on świetnie porusza się w ramach swoich ograniczeń. Jest doświadczonym i mądrym piłkarzem, ale nie wszystko robi tak jak Messi. My do tej zimy próbujemy podejść podobnie. Działać bardziej punktowo i skupiać się na naszych typach. Podam przykład bez podawania nazwiska: jesteśmy w tej chwili bliscy zakontraktowania jednego piłkarza, na którym bardzo się skupiliśmy. Antek Łukasiewicz oglądał go w jednym meczu, Paweł Bednarczyk w drugim, człowiek z klubu zna go bardzo dobrze od wielu lat.
To brzmi przerażająco, że klub, któremu grozi spadek, nie jest gotowy na transfery.
To brzmi obiektywnie i realistycznie. Niewiele klubów jest przygotowanych strukturalnie i merytorycznie do przeprowadzania wielu dobrych okienek transferowych. Tyle że pewnie w niektórych klubach nie zdają sobie z tego sprawy i nie powiedzieliby o tym otwarcie.
Piotrek Włodarczyk dalej jest przyjacielem klubu?
Nie jest zaangażowany w pracę Arki.
Czyli nie ma już między wami przyjaźni?
Ona jest, ale nie chcę nawiązywać do tamtej sytuacji. Piotr Włodarczyk nie jest zaangażowany.
A czy latem był zaangażowany w transfery?
Tak, oczywiście.
Na przykład w sprowadzenie Busuladzicia, prawda?
Tak.
W któryś transfer jeszcze?
Na pewno. Był zaangażowany w całe okienko.
Czyli on przez to okno został odsunięty od klubu?
Nie, ja bym tego w ogóle nie wiązał. To może od samego początku zostało źle skonstruowane, jeżeli chodzi o funkcjonowanie Piotrka w klubie. Jego rola była czysto doradcza. Zostało to zinterpretowane w taki sposób, że to jest bardzo ważna rola, ale doradcza. Były głosy wśród kibiców, że on jest słupem do wyciągania pieniędzy, zresztą ja tak też jestem traktowany. A Piotrek ma rozległe kontakty i można się nimi posiłkować, wspomagać niektóre ruchy. Też jako były piłkarz ma bogatsze spojrzenie na futbol, więc pomagał. Ale Piotra w klubie nie ma. Jeżeli doradza, to właścicielom. My w pionie sportowym działamy z Antkiem i Pawłem Bednarczykiem. Jest nas trzech.
Będziesz zachęcał właścicieli, żeby pokazali swoją dobrą wolę naprawdę i wyszli do kibiców?
Będę zachęcał do czynów. Oczywiście ważne jest, żeby kibice mieli dostęp do informacji, bo z nimi jest trochę jak z kobietami: jak mają się domyślać, to założą czarny scenariusz. Źle jest pozostawiać domysły kibicom. Ale dużo ważniejsze będzie, żeby właściciele dali nam możliwość przejścia do czynów. Same słowa dużo nie zmienią i ja niekoniecznie będę namawiał ich, żeby wychodzili z komunikatami. Teraz jest czas na czyny.
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL
Fot. Newspix/Arka Gdynia SSA – Wojciech Szymański