Reklama

Courtois ratuje Real przed bandą brutali z Getafe

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

04 stycznia 2020, 18:05 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jose Bordalas stwierdził niedawno, że jego podopieczni spisują się najlepiej, kiedy nie mają żadnego szacunku do swojego rywala. Kiedy wraz z wejściem na boisko zamieniają się w bandę brutali z szaleństwem w oczach. Kiedy swoją nieprzewidywalnością i agresją wzbudzają strach. Kiedy są jak bulteriery, jak wściekłe byki, jak Tommy Lee Jones w „Ściganym”. I tacy właśnie byli piłkarze Getafe w meczu z Realem. Kompletnie zdominowali faworyta z Madrytu, stłamsili go, poobijali, żeby na końcu… przegrać 0:3, tylko dlatego, że wybitnie dysponowany był Thibault Courtois, a Raphael Varane dwa razy doskonale odnalazł się w polu karnym przy dośrodkowaniach swoich kolegów z zespołu.

Courtois ratuje Real przed bandą brutali z Getafe

Getafe jest najczęściej faulującym zespołem w lidze hiszpańskiej. W składzie mają kilku rzeźników, których boiskowe zadania ograniczają się właściwie tylko i wyłącznie do wkładania kija w szprychy drugim liniom zespołów przeciwnych. I aż przykro patrzyło się, jak trzech wybitnych techników  w osobach Modricia, Isco i Kroosa cierpi katusze w zderzeniu z atakami Damian Suareza, Nemanji Maksimovicia czy Mauro Arambarriego. Wszystkie próby jakiejkolwiek kreatywności kończyły się bezpardonowym atakiem na ciało, nogi, piłkę, nieważne na co jeszcze, byle tylko skutecznie przerwać akcje Realu. Skutkowało to tym, że trzy-cztery celne podania piłkarzy w białych koszulkach stanowiły rzadkość.

Wysoki, szaleńczy, agresywny pressing nie tylko kompletnie wybijał z rytmu zawodników Zidane’a, ale doprowadzał do głupich strat, z których Getafe bardzo chętnie korzystało. Courtois miał ręce pełne roboty. Każdy jeden strzał na jego bramkę był groźny. Ani na sekundę nie mógł stracić stracić koncentracji. Tam nie było wielkiej filozofii. Byle dostać się pod pole karne. Momentami przypominało to błyskawiczne, dwupodaniowe przejścia od pressingu do ofensywny, rodem ze szkół Jurgena Kloppa czy Diego Simeone, a momentami styl, z którego kilka lat temu w Premier League słynęło Stoke City. I to dosłownie.

O co chodzi? Przy ofensywnych rozwiązaniach pierwszego typu błyszczał głównie obdarzony potężnym huknięciem z dystansu Faycal Fajr, który dwa razy uderzał tak, że tylko jakaś nieprawdopodobna siła wyższa i kunszt belgijskiego golkipera Realu spowodowały, że futbolówka nie zatrzepotała w siatce, zaś przy drugich w rolę kultowego Rory’ego Delapa wcielał się Leandro Cabrera. Facet ma taki wyrzut z autu, że spokojnie mógłby spróbować swoich sił w jakiejś dyscyplinie lekkoatletycznej związanej z rzutami w dal. Naprawdę. Real miał z tym mnóstwo problemów.

Serio, wypada chyba tylko powtórzyć: ani jednego strzału Getafe nie można było zlekceważyć. Każdy był przemyślany, sensowny, groźny i przede wszystkim dobrze wykonany. To że po stronie gospodarzy nie padła żadna bramka to zasługa wyjątkowego pecha i Courtoisa, który rozegrał najlepszy mecz w czasie swojej przygody w Madrycie.

Reklama

Real długo grał naprawdę słabo i powinien był ten mecz przegrać. Modrić, cały czas szarpany, atakowany, faulowany, tylko kiwał głową z dezaprobatą. Świetnie ostatnio dysponowany Benezma całkowicie nie istniał, za wyjątkiem jednej akcji, kiedy odwrócił się ze stoperem na plecach i oddał całkiem groźny strzał na bramkę czujnego Sorii. Bale’a z czynnego udziału w meczu wyleczył zaś Nyom, który nie dał się upokorzyć przy chorągiewce, gdy Walijczyk uskuteczniał coś w stylu akcji Messiego na Piotrze Grzelczaku w meczu pokazowym między Barceloną a Lechią z 2013 roku, i porządnie poskrobał piszczel madryckiej gwieździe.

A jednak skończyło się 3:0 dla Realu. Jak to się stało? Właściwie zdecydowały o tym dwa niezłe dośrodkowania. Najpierw Mendy dorzucił piłkę z głębi pola w stronę Varane’a, futbolówka zawisła w powietrzu między nimi, w nieprzemyślany sposób na przedpole wyszedł Soria, a po chwili nieubłaganie poturlała się w stronę bramki. Początkowo gola uznano Francuzowi, ale w protokole meczowym będzie zapisana jako samobój. Nic jednak straconego, bo w drugiej połowie stoper Realu odrobił sobie to, co wcześniej stracił i bardzo pewnym strzałem głową zabił całą dramaturgię meczu.m

Dwie stracone bramki podłamały charakternych piłkarzy Bordalasa i otworzyły przestrzenie dla Realu. Pod koniec spotkania swoje okazje widowisko spartaczyli jeszcze Vinicius i Bale, a Valverde i Modrić przeprowadzili bramkową akcję, ustalającą wynik, ale ten mecz tylko doskonale pokazuje, jak niesprawiedliwa bywa piłka. Można mieć pomysł, można mieć koncepcje, można dominować, a przy tym wystarczy tak niewiele, żeby przegrać mecz i do tego jeszcze w takim wymiarze.

Getafe 0:3 Real Madryt

34′ Soria sam., 53′ Varane, 90+5′ Modrić

Fot. Newspix

Reklama

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Newcastle nie znalazło sposobu na Fabiańskiego. Kolejne czyste konto Polaka

Aleksander Rachwał
1
Newcastle nie znalazło sposobu na Fabiańskiego. Kolejne czyste konto Polaka

Hiszpania

Hiszpania

Sprawdziliśmy co się dzieje z Kamilem Jóźwiakiem. “Trener nie jest zadowolony”

Patryk Stec
38
Sprawdziliśmy co się dzieje z Kamilem Jóźwiakiem. “Trener nie jest zadowolony”
Hiszpania

Kibice Realu chcą swojego Cubarsiego. Asencio posłucha hymnu Ligi Mistrzów?

Patryk Stec
1
Kibice Realu chcą swojego Cubarsiego. Asencio posłucha hymnu Ligi Mistrzów?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...