Cracovia na koniec się spięła, Śląsk już myślał o ciepłych krajach

redakcja

Autor:redakcja

20 grudnia 2019, 21:10 • 4 min czytania

Po pierwszej połowie meczu Cracovii ze Śląskiem Wrocław nie mieliśmy wątpliwości, że czas już na dłuższą przerwę od Ekstraklasy, że dochodzimy do granicy swojej i tak ponadprzeciętnej wytrzymałości. W drugiej połowie gospodarze stali się jednak konkretniejsi i choć wygrali w swoim dość często męczącym stylu, uczynili to w pełni zasłużenie, w zasadzie ani na moment nie tracąc kontroli nad wydarzeniami. Jeżeli pod czyimś adresem przyjdzie nam się dziś wyzłośliwiać, wszystko powędruje na Dolny Śląsk.

Cracovia na koniec się spięła, Śląsk już myślał o ciepłych krajach
Reklama

Zawodnicy WKS-u zagrali tak, jakby pięć minut po końcowym gwizdku każdy z nich miał wsiąść w taksówkę i pędzić na lotnisko, bo spakowana rodzinka czeka na samolot w ciepłe kraje. Myślami chyba byli już gdzie indziej. Goście okazali się wyjątkowo bezpłciową ekipą. Nic się w niej nie zgadzało – ani z przodu, ani z tyłu. Matus Putnocky jak rzadko kiedy niepewnie interweniował na przedpolu, pierwszy stracony gol w sporej mierze wiązał się z jego kiepskim piąstkowaniem. Defensywa nie stanowiła żadnej zapory, a boczni obrońcy licytowali się na niecelne dośrodkowania (zwłaszcza Kamil Dankowski). Środek pola, na czele z łamagą Żivuliciem, był mniej lotny niż programista zamierzający napisać list miłosny. Ustawiony na szpicy Mateusz Cholewiak starał się, walczył, dużo biegał, ale przeważnie bez sensu. Skrzydła nie stwarzały żadnego zagrożenia, sporadycznie ciekawsze zagranie notował Przemysław Płacheta, nie było jednak z kim współpracować. Ogólny dramat.

Kto wie, czy największe nieszczęście nie spotkało Śląska na samym początku. Szybko z powodu kontuzji zszedł Michał Chrapek, za którego Vitezslav Lavicka zdecydował się wpuścić Jakuba Łabojkę. W praktyce więc zdecydował się na środek z trzema defensywnymi pomocnikami. Dopiero w końcówce wszedł Filip Marković, ale jego ponadstandardowe wyczyny ograniczyły się do zarobienia czerwonej kartki w doliczonym czasie gry za mocny stempel na kostce Ołeksija Dytiatjewa. Może to wykluczenie było lekko naciągane, przy żółtej nie mówilibyśmy o skandalu. Z drugiej strony, boiskowego brutala lepiej ukarać odrobinę za mocno niż za słabo.

Reklama

Przed pierwszym gwizdkiem awizowano nowe ustawienie Cracovii z trójką stoperów oraz Kamilem Pestką i Sergiu Hancą na wahadłach. W praktyce wyszło inaczej, „Pasy” wyszły normalną czwórką w tyłach, różnica polegała na tym, że Michal Siplak został delegowany na skrzydło. To akurat średnio się sprawdzało, przynajmniej jeśli chodzi o atakowanie. Siplak stanowiłby dla Dankowskiego zagrożenie w liczbie zepsutych wrzutek.

Na „dziewiątce” szansę dostał wreszcie Tomas Vestenicky i trzeba powiedzieć, że ją wykorzystał. Gdyby zaprezentował optymalną skuteczność, skończyłby z hat-trickiem. Już do przerwy miał dwie bardzo dobre sytuacje, ale jego strzały były za mało jakościowe, żeby Putnocky skapitulował. W drugim przypadku okazja Słowaka wzięła się z tego, że Żivulić przy próbie prostego zagrania nie trafił w piłkę i wywalił się jak na skórce od banana. Van Amersfoort natychmiastowo posłał świetne podanie do Vestenickiego, no ale ciąg dalszy znamy. Ten Żivulić naprawdę jawi się jako gość zupełnie bez atutów. Tacy obcokrajowcy niech się zawijają z polskiej ligi jak najszybciej. Może Gnjatić z Korony Kielce złoży się na bilety, taniej wyjdzie.

Vestenicky trafił dopiero po zmianie stron, gdy po rzucie rożnym Putnocky za lekko piąstkował. Słowakowi ładnie siadło i nawet stojący przed linią Israel Puerto nie zdołał zapobiec utracie gola. Bramka na 2:0 to standard: Hanca dośrodkował z kornera, a dopiero co wprowadzony Rafa Lopes okazał się najsprytniejszy w powietrzu. Było po meczu, Śląsk nie potrafił odpowiedzieć choćby jedną fajną akcją.

Na pochwały w krakowskim zespole zasłużyli również obrońcy, każdy był co najmniej solidny. Helik i Dytiatjew razem w tej rundzie prawie nie występowali, ale dziś rywale nic nie mogli przy nich zrobić. Jak już zdarzył się błąd Dytiatjewa (złe rozegranie), jego kolega zaraz ugasił pożar i jeszcze znakomicie przerzucił grę na połowę Śląska. Po namyśle to właśnie Helika uznajemy plusem meczu, choć to wybór symboliczny, nikt ewidentnie ponad resztę się nie wybił.

Cracovia odkupiła winy przed kibicami za wpadkę w Kielcach i wobec porażki Pogoni z… Koroną, kończy 2019 rok jako wicelider. Będący tuż za podium Śląsk w trzech ostatnich meczach wywalczył tylko skromny punkcik, więc we Wrocławiu zapewne nikt na rozpoczęcie przerwy zimowej nie stęka.

cracovia slask grafa pomeczowa

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Polecane

Turniej 12 Skoczni w Deluxe Ski Jump! Walczą Paczul, Białek i inni

Jakub Radomski
0
Turniej 12 Skoczni w Deluxe Ski Jump! Walczą Paczul, Białek i inni
Anglia

Zespół Casha wygrał 11. kolejny mecz! Pokonali Chelsea

Jakub Radomski
5
Zespół Casha wygrał 11. kolejny mecz! Pokonali Chelsea
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama