Korono Kielce, ty już chyba nigdy nie będziesz normalnym klubem. Afera korupcyjna? Była. Wydzieranie z gardła miejskich pieniędzy, by podtrzymać klub przy życiu? A bo to raz. Szmacenie zasłużonych piłkarzy i trenerów? Od lat. Oparcie klubu na beznadziejnych obcokrajowcach? Właśnie obserwujemy.
W ostatnich latach można było nakręcić o Koronie niezły serial, ale raczej byłaby to żenująca komedia, ukazująca jak można bawić się w klub piłkarski, nie mając o tym zbyt wielkiego pojęcia.
Teraz do scenariusza dochodzi nam wątek kryminalny. Miasto zrobiło audyt przejęcia klubu przez spółkę Dietera Burdenskiego (zapłacił wówczas za 72% akcji 3,7 milionów złotych), który później oddał swoje akcje bliskiemu współpracownikowi, Dirkowi Hundsdörferowi. I po tym audycie władze miasta mają tak duże wątpliwości, że – jak czytamy w “Gazecie Wyborczej” – zgłosiły sprawę do prokuratury.
W “GW” wypowiada się prezydent Kielc, Bogdan Wenta: – Po zapoznaniu się z dokumentami i konsultacjach prawnych okazało się, że są wątpliwości dotyczące transparentności zawartej umowy i niezbędne jest powiadomienie odpowiednich organów.
To już generalnie moment, w którym zamiast śmiesznie, zaczyna się robić strasznie.
Ale zacznijmy od początku, byśmy dobrze zrozumieli, w jakiej sytuacji znalazł się dziś kielecki klub. Przejęciu Korony przez obóz Dietera Burdenskiego towarzyszyła z jednej strony duża ulga (bo przez lata miasto musiało regularnie ratować klub), z drugiej – duże nadzieje. W końcu Burdenski to postać z nazwiskiem, a i sam właściciel kreślił przed kibicami wizje, które mogły poprawiać samopoczucie.
Przynajmniej na chwilę, bo dziś już wiadomo, że to obiecanki-cacanki. Z Koroną Kielce z roku na rok jest coraz gorzej, a sam Burdenski po cichu zawinął się z klubu, oddając akcje w ręce rodziny Hundsdörferów. Kim są nowi właściciele? Tak w zasadzie nie wiadomo. Bardzo rzadko bywają w Kielcach, nie wypowiadają się w mediach, niewiele wiadomo o ich intencjach i kierunku, w którym ma podążać Korona.
A ta znalazła się na krzywej opadającej i leci po niej na łeb, na szyję. Można wspomnieć o sportowych aspektach, ale przecież każdy wie, że kielecki klub stał się przytułkiem dla wybrakowanych piłkarzy, którzy z nieznanych nikomu powodów wykonują akurat ten zawód, co tylko potwierdza tabela – choć Koronie udało się w ostatniej kolejce wygrzebać z czerwonej strefy, wciąż jest jednym z najpoważniejszych faworytów w, cytując klasyka, walce o spadek.
Ale co może martwić jeszcze bardziej, fatalnie przedstawia się sytuacja finansowa klubu. Przypomnijmy – miasto oddając większościowy pakiet akcji w ręce prywatnego inwestora zadeklarowało się, że będzie przez pięć lat wpłacać do kasy klubu 2,5 miliona złotych. Na tym miała zakończyć się finansowa pomoc dla Korony. Tymczasem…
a) w lutym miasto dokapitalizowało klub kwotą w wysokości 1,8 miliona złotych,
b) klub rozpaczliwie prosi miasto o kolejną zapomogę w wysokości 1,5 miliona złotych.
Owa ładnie nazwana “dokapitalizacja” to nic innego, jak pozyskanie środków na bieżącą działalność, bez której nie uda się zamknąć roku budżetowego. Tu i ówdzie można usłyszeć, że Korona wpadła w tarapaty finansowe, które powstały po pierwsze – przez absurdalną politykę transferową (jeszcze więcej szrotu!!!), po drugie – poprzez tak absurdalne umowy jak płacenie Gino Lettieriemu co miesiąc 120 tysięcy złotych (za informacją “Echa Dnia”), czyli swego czasu największego kontraktu w całej lidze, po trzecie i chyba najważniejsze – przez wpisanie do budżetu awansu do pierwszej ósemki, którego – jak wiadomo – wywalczyć się nie udało.
Powstaje problem. Wiadomo, że samemu miastu Korona wisi około 700 tysięcy złotych z tytułu dzierżawy stadionu i podatku od nieruchomości. Do tego dochodzą inne bieżące wydatki, na które kielecki klub potrzebuje pięciu milionów złotych. Obóz Hundsdörfera zamierza dokapitalizować spółkę 3,5 milionami złotych, a 1,5 miliona pozyskać od miasta.
A więc tak: Korona wisi miastu 700 tysięcy złotych.
Korona chce od miasta 1,5 miliona złotych na pokrycie długów.
Hmmmm. Ciekawie to sobie panowie z Niemiec obmyślili.
W Kielcach można usłyszeć w ostatnich tygodniach wiele niepokojących doniesień. Miasto niespecjalnie chce wykładać kolejną kwotę na akcję ratunkową, która tylko podtrzyma na chwilę będącego w ciężkim stanie pacjenta. Podobno Niemcom zaczyna się tu podobać coraz mniej, a i kibice mają już dość nowej władzy, która wcale nie okazała się powiewem świeżości. Gwarancją pomocy dla Korony był dotychczas Wojciech Lubawski, były prezydent miasta, ale urzędujący obecnie Bogdan Wenta z mniejszą przychylnością patrzy na finansowanie klubów sportowych.
A więc co się stanie, jeśli Niemcy zechcą się zawinąć? Nie wiadomo.
Co, gdy Kielce nie dokapitalizują klubu? Też nie wiadomo.
Zresztą, Kielcom nie jest na rękę dalsza pomoc Koronie nie tylko ze względów politycznych, miasto znalazło się w tragicznej sytuacji finansowej. Coraz częściej w kieleckich mediach ukazują się np. takie artykuły.
5 grudnia Rada Miasta ma głosować nad przyznaniem kolejnych pieniędzy ludziom, których działalność bada prokuratura. Nie wiadomo, jak obciążające mogą być zarzuty wobec osób zamieszanych w zmianę właścicielską w Koronie, pewne jest jednak, że nie poprawią one klimatu do rozmów, który i tak przed gruchnięciem tej informacji był dramatyczny.
Ciężko stwierdzić, jaki scenariusz czeka kielecki klub. Ale tak źle nie było już od lat. I byłby to smutny finał historii, gdyby jedynym transparentem, jakiego miałaby doczekać się niemiecka władza na stadionie Korony, byłyby Pozdrowienia Do Więzienia.
Fot. 400mm.pl