Gdyby przenieść Kamila Wilczka z obecną formą do – załóżmy – 2008 roku, nie mamy większych wątpliwości, że wyszedłby w pierwszym składzie na mecz z Niemcami w trakcie Euro albo byłby chociaż pierwszym rezerwowym. Maciej Żurawski wytrzymał na tym turnieju 45 minut, grał wówczas w Larissie, mieliśmy jeszcze Ebiego Smolarka z Racingu Santander (cztery gole w 34 meczach), Marka Saganowskiego (trzy gole, 30 meczów) i Tomasza „international level” Zahorskiego. Bez szału, krótko mówiąc, toteż widzielibyśmy w Wilczku wielką nadzieję. No, ale przez 11 lat trochę się zmieniło i Kamilowi pozostało bicie indywidualnych rekordów w klubie, co też czyni.
Wilczek strzelił wczoraj bramkę w przegranym 1:2 meczu z Aarhus i nie byłoby w tym nic wzniosłego, bo Kamil w ledwie pięciu kolejkach tego sezonu (w których brał udział) nie trafiał do siatki, ale jednak ten gol był inny. Otóż w 76. minucie Polak na stałe zapisał się na kartach Broendby, bo został najskuteczniejszym piłkarzem tego klubu w historii Superligaen. 70 trafień. Kapitalny wynik, a też łyknięty został nie byle kto, bo najlepszy do tej pory Ebbe Sand (69 bramek), gość, który po odejściu z Broendby został chociażby królem strzelców Bundesligi.
Jak ktoś chciałby kpić z poziomu duńskiej ligi, to prosimy bardzo, tylko nieśmiało przypomnimy, że duńskie zespoły nie mają ostatnio problemu z wyrzucaniem polskich za burtę europejskich pucharów – odpadały zespoły Lechii, Arki i Zagłębia Lubin.
W każdym razie: co dalej, ile jeszcze może osiągnąć Wilczek w Broendby? Pierwsza dziesiątką najlepszych strzelców w historii całej ligi jest tuż, tuż, dziesiąty David Nielsen ma 76 sztuk na koncie, a w piłkę już nie gra od blisko dekady. Pierwsze miejsce? Morten „Duncan” Rasmussen – 145 goli w barwach Aarhus, Broendby, Aalborga i Midtjylland. Cóż trudno jednak wierzyć, że Wilczek walnie drugie tyle bramek i jeszcze coś dołoży, by Duncana łyknąć, ale setkę spokojnie może wykręcić. Ma 31 lat, do zakończenia kariery jeszcze sporo. Szybciej będzie można przegonić najlepszego strzelca Broendby ogólnie (Superligaen powstało w 1991 roku) – Kim Vilfort w latach 1986-1998 załadował 121 bramek.
Natomiast na pewno Wilczek może zostać królem strzelców w tym sezonie. Ma na koncie 15 sztuk, drugi Ronnie Schwartz traci już trzy trafienia, więc jakiś zapas jest, tym bardziej że Wilczek jest regularny.
Cóż, wypada się cieszyć, że Wilczek znalazł swoje miejsce na ziemi. Pamiętamy o jego wyjeździe do Włoch, gdzie w Carpi w ogóle sobie nie poradził, zagrał trzy mecze i musiał szukać nowego miejsca pracy. Trafił idealnie, bo też w Broendby po prostu się rozwinął, o czym mówił w “Przeglądzie Sportowym” w rozmowie z Tomkiem Włodarczykiem.
– Trener napastników Broendby Mark Strudal miał na mnie ciekawe spojrzenie. Stwierdził, że oddaję strzały w sposób dość jednowymiarowy. Walę na siłę. Zaczęliśmy nad tym pracować. Szybko zauważyłem poprawę. Zwiększyłem celność strzałów o dziesięć procent. Teraz jest nawet powyżej pięćdziesięciu. To był pierwszy krok do poprawy jakości wykończenia. Potem pracowaliśmy nad poruszaniem się w dwójce napastników z Teemu Pukkim – jak jeden może robić drugiemu miejsce, stwarzać przewagi i tak dalej. Wiele mi to dało.
Wilczek nosi opaskę kapitańską, celuje w rekordy, czego chcieć więcej? No pewnie powołań do kadry, ale chyba nie bylibyśmy zdziwieni, gdyby napastnik ten już nigdy w reprezentacji nie zagrał. Wielką trójkę wszyscy znamy, Lewandowski, Milik i Piątek są nie do ruszenia. A nawet jeśli Milik złapie uraz, to sporo zaufania selekcjoner ma do Kownackiego, dalej jest pewnie Świderski, który strzela w mimo wszystko lepszej lidze i jest dużo młodszy, a co za tym idzie perspektywiczny.
Jest więc Wilczek napastnikiem sześć-siedem w tej układance i trudno, by to się zmieniło. Ale na swoim podwórku jest pierwszy. I tego się trzeba trzymać.
Fot. Newspix