Kurz bitewny po meczu w Jerozolimie opadł, można przyjrzeć się szczegółom. Na przykład temu, jak dokładnie wyglądały wydarzenia z samej końcówki, gdy nagle na murawie pojawiła się osoba z trybun i powstało duże zamieszanie, przez które ucierpiał Tomasz Kędziora. Przez chwilę wydawało się, że sprawa jest naprawdę poważna, a prowadzący zawody Mattias Gestranius zakończy spotkanie przed czasem. Rzecznik PZPN, Jakub Kwiatkowski w rozmowie z nami zapewnia jednak, że nie był to większy kaliber niż wydarzenia, które od czasu do czasu oglądamy na europejskich stadionach. A wie, o czym mówi, bo widział wszystko z bliska i uczestniczył w rozmowach dotyczących kontynuowania gry.
– W pierwszym momencie mogło to wyglądać groźnie, ale zauważyłem, że w Tomka Kędziorę wpadł ochroniarz goniący kibica, a nie sam kibic. Sędzia chyba sam do końca nie wiedział, jak to przebiegało. Zszedł do linii bocznej i czekał na delegata UEFA, żeby ustalić co dalej. Przekazaliśmy im, że to ochroniarz spowodował upadek Tomka, więc zdecydowano, że jeszcze te dwie minuty dogramy. Strona izraelska prosiła nas, byśmy normalnie zakończyli mecz. To była wspólna decyzja wszystkich, że gramy normalnie – tłumaczy Kwiatkowski.
I dodaje: – Pierwotnie sędzia sprawiał wrażenie, jakby zamierzał przerwać spotkanie, ale moim zdaniem właśnie dlatego, że umknęły mu szczegóły zdarzenia. Postanowiliśmy nie zaogniać sytuacji i nie wykorzystywać tego momentu jako okazji do wywierania dodatkowej presji na arbitrze.
Warto wyjaśnić też jedną rzecz: nie chodziło o wtargnięcie na murawę większej liczby osób, a tak mogło się w pierwszej chwili wydawać.
– Wbiegł tylko jeden kibic. Wielu było natomiast ochroniarzy, którzy próbowali go złapać. Ślizgali się jak na lodzie – jeden wpadł na Tomka, a drugi przewrócił się przed Robertem Lewandowskim, na szczęście do zderzenia nie doszło. A ten kibic sam wywrócił się w polu karnym i dopiero wtedy go dorwali. Młody chłopak, bodajże 15-latek. Fan Roberta, chciał go wyściskać. Sytuacja analogiczna do tego, co mieliśmy w Glasgow cztery lata temu. Tam też ktoś wbiegł na boisko, żeby zrobić sobie selfie z naszym kapitanem. Oczywiście coś takiego nie powinno mieć miejsca, zwłaszcza że przed meczem z Izraelem wyjątkowo dużo mówiło się o kwestiach bezpieczeństwa. To nie są żarty, teraz trafił się kibic Roberta, ale szaleńców jest wielu, równie dobrze mógł mieć nóż w kieszeni. Myślę, że federację Izraela czeka surowa kara od UEFA. Z naszej strony żadnych działań nie przewidujemy, wygraliśmy na boisku, protestu składać nie będziemy. Nawet nie było takiego tematu – mówi Jakub Kwiatkowski.
– Paradoksalnie najbardziej ucierpiał ochroniarz wpadający w Kędziorę. Po meczu widziałem, że chyba miał złamany nos, był zalany krwią. Do tego dwóch kolegów prowadziło go pod rękę i posadziło na wózku, musiał mocno uszkodzić sobie nogę. Co do Tomka, jest w pełni zdrowy, nie ma żadnego ryzyka, by przez to zdarzenie nie mógł zagrać we wtorek – podsumowuje ten wątek.
Izraelskie media donoszą, że 15-latek, który spowodował całe zamieszanie otrzyma… dwa tygodnie zakazu stadionowego, co określono jako “żart”. Prawdopodobnie jednak dalsze konsekwencje będą bardziej odczuwalne. Jeśli nie dla nastolatka, to dla jego rodziców, bo sprawa ma się skończyć w sądzie, który może nałożyć grzywnę. Lewandowski bagatelizował to zdarzenie, mówiąc, że od początku widział, iż chłopak jest uśmiechnięty i chce przybić piątkę, ale to raczej nie pomoże. Izraelczycy mieli także pretensje do sędziego, że w ogóle rozważał przedwczesne zakończenie meczu, lecz to z kolei przegięcie w drugą stronę. Jakby nie było, ochrona zawaliła na całej linii. Raz, że pozwoliła kibicowi wbiec na boisko, a dwa, że do samej interwencji zabierała się w takim tempie, że gdyby ten naprawdę chciał zrobić coś złego, to po fakcie zdążyłby jeszcze cyknąć fotę i wrzucić ją na sociale.
Pomijając omawiany incydent, nasza reprezentacja zaliczyła normalny, spokojny wyjazd, bez żadnych przygód.
Kwiatkowski: – W hotelu i w trasie towarzyszyła nam dodatkowa ochrona, ale od początku do końca pobytu w żaden sposób nie odczuwaliśmy zagrożenia. To bardziej media podsycały tę atmosferę niepewności i napięcia. Myślę, że każdy polski kibic, który pojechał na mecz, też powie, że czuł się tam dobrze i bezpiecznie. Wczoraj w ciągu dnia poszedłem na krótki spacer na stare miasto. Widziałem wielu ludzi z Polski i w żaden sposób nie dało się odczuć, że może dziać się coś wyjątkowego.
Pojawiały się plotki, że niektórzy piłkarze nie zamierzali jechać do Jerozolimy. Rzecznik PZPN przekonuje jednak, że do takich reakcji nie dochodziło. – Cała sytuacja wszystkich nas zaskoczyła. Przyjechaliśmy na zgrupowanie i dopiero we wtorek pojawiły się informacje, że coś się dzieje i mecz w tamtej lokalizacji może stanąć pod znakiem zapytania. Każdy zagląda do internetu czy ogląda wiadomości, a tam dominowała narracja wręcz wojenna. Jakaś niepewność więc się pojawiła, ale nikt tego jakoś wyjątkowo nie przeżywał. Bardziej mogła męczyć niepewność co do samego meczu. Na bieżąco informowaliśmy piłkarzy co i jak, cały czas byliśmy w kontakcie z UEFA, stroną izraelską i Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Wszyscy nas zapewniali, że absolutnie nie ma się czego obawiać, dlatego staraliśmy się podejść do tematu racjonalnie. Nie było też historii, że któryś z piłkarzy nie chciał jechać, że trzeba było go namawiać. Wiadomo, ktoś mógł być bardziej przejęty sytuacją niż inni, ale tylko tyle, bez paniki – kończy.
Mimo to mamy nadzieję, że sprawa nie rozejdzie się po kościach i izraelska federacja dostanie po łapach. Zasłużyła.
PM
Fot. FotoPyK
[etoto league=”pol”]