Odbył się w Warszawie tzw. „SuperMecz”. Mecz jak mecz, coś pomiędzy spotkaniem gwiazd TVN z politykami a normalną rywalizacją piłkarską. Ani nie ma sensu przykładać do takich widowisk specjalnej wagi, ani ich specjalnie deprecjonować. Treningowa gierka ku uciesze gawiedzi, wszyscy wyszli ze stadionu w miarę zadowoleni.
Ale jedna osoba wyszła zadowolona szczególnie.
Tomasz Lis na portalu NaTemat.pl wręcz odleciał ze szczęścia. W punktach napisał, co mu się wyjątkowo podobało, ale w zasadzie wszystkie punkty sprowadzają się do tego samego: nie było kiboli. Jak dokładnie wyliczył Lis – nie było ANI JEDNEGO. Nie wiemy, jak zweryfikował kibolstwo każdej z 40 tysięcy obecnych na trybunach osób, ale jakimś cudem: zrobił to. I właśnie dzięki braku kiboli, słyszeliśmy tylko „kulturalny, fajny doping” (czytaj: nie było dopingu), nikt nie wygwizdał Ronaldo i nikt nie okradł żadnego dziecka. W dodatku, piłkarze byli nagradzani brawami, „niezależnie od nazwiska, drużyny, kraju pochodzenia i wyznania”.
Z Lisem jest ten problem, że to nie jest laik. Ogląda mecze regularnie. W kraju i zagranicą. Nie jest to też człowiek głupi, absolutnie. Z jakiegoś jednak powodu postanowił zwrócić się do niezorientowanego czytelnika z nudnym już przekazem pt. „na polskich stadionach jest niebezpiecznie”. Wydawałoby się, że on akurat rozumie różnicę między pokazową kopaniną a spotkaniami o stawkę. Zdawałoby się, że czuje, iż stadion w czasie prawdziwego meczu piłkarskiego pulsuje emocjami, że w powietrzu czuć niepokój i energię, a to coś, czego nigdy nie doświadcza się podczas festynów. Ktoś kto jeździ dość regularnie na mecze np. do Anglii powinien chyba odróżnić prawdziwy piłkarski doping od towarzyskiego karaoke.
Mecze piłkarskie tak jak wczoraj nie wyglądają nigdzie: o ile grane są o stawkę. I wyglądają tak samo jak wczoraj wszędzie, jeśli nie ma stawki żadnej. Mieszanie w to wszystko wrednych kiboli to zabieg prymitywny, jak na tak uznanego publicystę. A wielką naiwnością jest sądzić, że wśród 40 tysięcy ludzi nie było tych, którzy na co dzień też chodzą na mecze.
Lisa ten mecz wchłonął do reszty – jego sprawa. Nie zrozumcie nas źle, było całkiem spoko. Ale konfrontowanie czegoś takiego z prawdziwym futbolem to mieszanie różnych systemów walutowych. Jeśli ktoś miesza przez pomyłkę, to OK. Gorzej, gdy ktoś miesza cynicznie.
Fot.FotoPyK