– Przylgnęła do mnie ta łatka gadżeciarza, a koledzy śmieją się, że sam sobie wymyśliłem super robotę. Ale filmowanie to jedno, a asystentura u trenera to druga sprawa. To nie jest tak, że jestem tym gościem, który pofruwa dronem, zrzuci to na komputer i na tym jego praca się kończy. Technologicznie nie wymyślimy niczego typu „wow”. Kwestia wykorzystania tego, co już mamy. Walczyliśmy też z tym, by piłkarzom nie zakodowało się, że dron jest narzędziem inwigilacji – mówi Kamil Potrykus, asystent w sztabie reprezentacji U21, który współpracuje z Czesławem Michniewiczem od sześciu lat.
Drony, iPady, system Piero, ale i notatnik reprezentanta. Akcje z FIFY wmontowane w analizę prawdziwego meczu. Płacheta ochrzczony Johnnym Walkerem, a Walukiewicz Franzem Beckenbauerem. Quiz przed barażem z Portugalią. Wykorzystanie cyfryzacji młodzieży przy analizach meczów. Wyznaczanie trendów w nowych technologiach, budowa atmosfery w kadrze i dojrzewający zespół.
***
Po zwolnieniu trenera Michniewicza i jego sztab z Termaliki Nieciecza na 90minut.pl ktoś napisał komentarz „oho, nie ma Potrykusa, to też nie będzie dronów”.
A to akurat ciekawe, bo ostatnio pani prezes zwróciła się z prośbą o pomoc w temacie dronów.
Niektórzy mówią o panu „inspektor Gadżet”. Właśnie przez te drony.
Niezłe, niezłe. Ja z trenerem Michniewiczem pracuje już od czasów Pogoni Szczecin. Tam miałem mieć właśnie taką rolę technologiczną, wdrożyć też pewne elementy korporacyjne, bank informacji. Zapoznał nas Andrzej Czyżniewski. Wówczas kierowałem marketingiem Arki, ale świętej pamięci „Czyżyk” mocno angażował mnie też w skauting. W Pogoni dostałem kamerę, zacząłem szukać najwyższego punktu na stadionie i musiałem wejść na dach budynku klubowego. Ale to nas w sztabie nie satysfakcjonowało – bo co z tym zrobisz? Obraz średniej jakości, pod nachyleniem, złym kątem. Wpadliśmy więc na pomysł z dronem. A wpadliśmy na niego w naszym centrum wymyślania pomysłów.
Czyli?
Czyli w samochodzie, w drodze z Gdyni do Szczecina i z powrotem. Rozmawialiśmy w tym aucie, nic nas nie rozpraszało, szukaliśmy pomysłów. Ja pracowałem wcześniej w Anglii i rzuciłem „słuchaj, w Evertonie na przykład pracują z dronami, kilka innych klubów też. Jaki problem, żeby coś takiego wdrożyć w Pogoni?”. Prezes uznał jednak, że to nie ma większego sensu. To wyłożyłem swoje pieniądze, dzień później mieliśmy drona w Szczecinie, a następnego dnia lecieliśmy na obóz do Turcji. Otworzyłem pudło. Instrukcja obsługi mało intuicyjna. Mówię do trenera „Szefie, jest problem, nie ogarniemy tego, nawet nie umiem tego skonfigurować”. A on „próbuj, próbuj, coś wymyślisz”. Włączyłem YouTube, wsiąkłem w tutoriale i poszliśmy do parku spróbować polatać. Akurat spotkaliśmy Rafała Murawskiego, popatrzył na nas zdziwiony, że w dwójkę przyszliśmy popuszczać jakiś latawiec w parku. Uruchomiliśmy sprzęt, poleciał w górę, a trener „podleć do tamtego drzewa”. Patrzę na ten panel – nie wiem jak. Ostatecznie udało się go jakoś sprowadzić na ziemię. Dzień później był z nami w samolocie do Turcji.
Dały wam coś te pierwsze testy?
Najpierw dały tyle, że nikogo tym dronem nie zabiłem. W Turcji strasznie wtedy wiało, nasłuchiwałem co chwilę, czy nic się z nim nie dzieje, czy zaraz nie spadnie komuś na głowę. Kilka razy byłem bliski utraty sprzętu. Później przyszła praca nad odpowiednią wysokością, właściwą perspektywą. Bo wiecie – to nie jest tak, że pofruniesz sobie z kamerą nad boisko i wszystko gra. Z czasem się uczyliśmy perspektywy, którą część treningu kręcić z tej strony, którą z innej. To była nauka na żywym organizmie. Od tego obozu właściwie do dziś każdy trening z ostatnich pięciu lat mamy nagrany.
I wykorzystujecie je w analizach?
Tak. Dzięki PZPN-owi możemy korzystać z systemu Piero. Jeśli oglądacie analizy telewizyjne np. w Sky Sports, to oni właśnie nim dysponują. To jedno z najbardziej zaawansowanych i najtrudniejszych oprogramowań analitycznych. Ostatnio z nimi rozmawiałem i zapytałem, tak z czystej ciekawości, ile klubów i federacji na świecie z tego korzysta. Odpowiedzieli, że około 20 osób w piłce klubowej. Robienie analiz w Piero jest czasochłonne, ale ostateczna praca, którą później przedstawiamy chłopakom, jest po prostu ciekawa też ze względów wizualnych. Jesteśmy wzrokowcami, musimy mieć wszystko przed oczami. Nie wystarczy opowiedzieć.
Stąd te wasze wyjazdy na Kaszuby do domku analiz?
Dokładnie. Tydzień, praca od ósmej do nocy. Ale nie chodzi o czas, a o to, byśmy finalnie mogli coś chłopakom pokazać. I ta prezentacja musi być wzorowa pod względem merytorycznym, wizualnym, ale i w kontekście interpretacji u trenera Michniewicza najważniejsze są detale.
Rozumienie piłki.
O to chodzi. Gdy pracowaliśmy wcześniej na innych programach, to bardzo często spotykaliśmy się z sytuacjami, że nasze punkty widzenia na daną sytuację mocno się różniły To tak, gdybym przyniósł wam akcję z meczu, opowiedział słowami jak chciałbym, żeby nasz zespół wyglądał, a później musielibyśmy na osobnych komputerach „narysować” to zachowanie. Ja rozrysuję je inaczej, wy też. Chodzi o to, by zawodnicy po takiej prezentacji w analizie mieli taki sam obraz, jak my. Stąd te linie, zaznaczenia, światła, kształty geometryczne. Interpretacja jest kluczowa. A to, czego nie zdążymy zrobić na analizach, dajemy chłopakom na iPadach.
Atrakcyjną formą łatwiej wam dotrzeć do tych młodych chłopaków. Każdy z nich ma smartfona, każdy gra na PlayStation, każdy ogląda coś na tablecie.
I nie rozumiem sensu walki z tym. Skoro możemy zaadoptować te przyzwyczajenia do elektroniki, to dlaczego mamy iść pod prąd? Staramy się, by analizy były dla nich jak najbardziej przystępne i atrakcyjne. Gdybyśmy wycinali poszczególne akcje, rysowali linie w Paincie i wrzucali to do PowerPointa, to patrzyliby na nas, jak na ludzi, którzy zostali w latach ’90. Kolejna kwestia – warstwa graficzna. Moje doświadczenie w grafice pomaga w tym, by to wszystko było po prostu ładne i miłe dla oka. Reprezentant odpala analizę Rosja – Polska i wygląda to tak, jakby włączył FIFĘ.
Po co te wspomniane iPady?
Podręcznik do pokoju. Obrysowany materiał z meczów, wzorce zachowań dla piłkarzy, indywidualne analizy, analizy przeciwników. Każdy z reprezentantów dostaje spersonalizowanego iPada, na ekranie ma tak naprawdę trzy ikonki – analizę, notatnik i zegar. My dostajemy informacje ile piłkarze nad nim siedzieli, co oglądali.
No właśnie – weryfikujecie to, czy im się w ogóle chce zajrzeć do iPadów i czy zapamiętują cokolwiek z odpraw?
Wczoraj mieliśmy odprawę nawiązującą do poprzedniego zgrupowania. Po meczu Polska – Estonia pokazaliśmy chłopakom 30 akcji, każda ponumerowana. Dostali notesy i notowali to, co trener mówił. No i wczoraj wystawiliśmy koszyk, w środku 30 kartek z numerami, podzieliliśmy zawodników na grupy. Każda grupa dostała po dwie-trzy sytuacje. Mieli podejść do rzutnika, wyświetlaliśmy dane akcje i musieli opowiedzieć co tu było dobrego, co złego, co zapamiętali. I widzieliśmy, że mnóstwo spostrzeżeń i wskazówek zostało im w głowach.
Właściwie nie ma opcji, by ktoś wam się prześlizgnął, kto ma w nosie analizy.
I tak już było w Niecieczy, gdzie mieliśmy iPady.
W Pogoni nie?
Nie. Chociaż Adam Frączczak powiedziałby, że tak. W Szczecinie drukowaliśmy akcje w formacie A4, trener Michniewicz zabierał je ze sobą na boisko. Adam podchodził i pytał „co tam trener ma na tych iPadach?”. Ale wracając do Niecieczy. Zawodnikom zlecaliśmy pisanie analiz po tym, jak dostali pocięte wideo na tym sprzęcie. Artem Putiwcew znakomicie się w to angażował, oddał piękną analizę.
A bywały przypadki, że ktoś to olewał?
Tak. I my to szybko wyłapywaliśmy.
Kończyło się…
… reprymendą lub ławką.
Ostatnio mieliście na kadrze taką sytuację, że następnego dnia po analizie po treningu Robert Gumny zagadywał trenera o mocne strony jednego z Rosjan. Toczyli rozmowę właściwe jak równy z równym, wymieniali się spostrzeżeniami, rzucali propozycje ogrania tego chłopaka.
I to jest budujące, bo widzimy, że zawodnicy się tym interesują. Trener Michniewicz zawsze powtarza – to jest reprezentacja, tu nie ma kontraktów. Jak nie przypasujesz do grupy i do standardów, to cię nie powołamy. Szef też stara się jakoś samą formą odpraw i podawania wskazówek zainteresować chłopaków tym, co mamy im do przekazania.
No tak, pamiętna analiza waszych meczów w Estonią. Sebastian Walukiewicz został na analizie podpisany jako Franz Beckenbauer, bo wchodził w dryblingi z trzema rywalami. Przemysława Płachetę przy anemicznym powrocie do obrony podświetliliście w wideo i podpisaliście „Johnny Walker”.
To już efekty głupawki, gdy siedzimy w tym domku kolejne godziny. Typowe wstawki trenera Michniewicza – Płacheta wraca spacerkiem, więc pada „zobacz, Johnny Walker” i wrzucamy taką wstawkę. Staramy się też tak rozładowywać atmosferę – analiza nie polega na piętnowaniu, a na wyciąganiu wskazówek i cennych informacji. „Waluś” przejął ksywę po Krystianie Bieliku, który też miał te swoje wożenie się między trzema rywalami. Sebastian na początku wbiegał między trzech przeciwników i narażał się na stratę. Dopiero gdy narysowaliśmy mu tę pajęczynę, w którą się wikłał, to zrozumiał o co nam chodzi. I dzisiaj nawet o tym rozmawialiśmy, że widzi postęp, że stara się tak samo przenosić piłkę, ale nie ryzykownym dryblingiem, a mocnym, celnym podaniem. Na odprawie analizy meczu Polska-Serbia pokazaliśmy fantastyczne zachowanie „Walusia” – podanie z pominięciem rozegrania przez prawego obrońcę, mocna piłka na 31 metrów. Paweł Bochniewicz robił coś takiego. I tu nie chodzi tylko o tę konkretną analizę meczową, przygotowanie, taktykę, ale tymi odprawami zostawiamy coś piłkarzom w głowach, by stawali się lepszymi piłkarzami.
Miesiąc temu trener Michniewicz pokazywał nam analizę Rosji U-21 i odprawę odnośnie tego, jak wy macie grać. Później w trakcie oglądania meczu rzuciły się w oczy dwie rzeczy. Gol na 1:0 – Klimala rusza na wolne pole, coś co kładziecie chłopakom do głów od początku pracy. I pierwszy gol dla Rosjan – długie podanie między bramkarza i stoperów, na walkę do Czałowa.
Zgadza się, my też to widzieliśmy. Zachowanie Patryka było fantastyczne, my przy golu się nie popisaliśmy, chociaż z takich zagrań wybroniliśmy się wielokrotnie, bo chłopcy wiedzieli jak będziemy grać. Ale co do tego meczu z Rosją – tam mieliśmy w ogóle świetne warunki, bo w szatni mieliśmy nowoczesny pokój trenerski. W składzie rywala pojawiła się jedna zmiana wobec tego, na co nasz zespół przygotowaliśmy. Szybko na InStacie zebraliśmy klipy z udziałem tego zawodnika, trener jeszcze przed meczem zreferował jego mocne i słabe strony.
Ta praca analityczna w kadrze jest o tyle specyficzna, że – w porównaniu do trenerów klubowych – macie więcej czasu, możecie się lepiej przygotować i okres, gdy nie jesteście na zgrupowaniu z zespołem, możecie przeznaczyć właśnie na takie rzeczy.
Po prostu musimy być perfekcyjnie przygotowani. Nie pozostawiamy wiele miejsca przypadkowi – na końcu weryfikuje nas boisko, ale im zawodnicy i sztab mają większą wiedzę o rywalu i im klarowniej wytłumaczymy piłkarzom jak mamy grać, tym większa szansa na zwycięstwo. Wiemy jak jest w piłce – jeden remis, pechowa porażka i cię nie ma. My prawie narobiliśmy sobie krzywdy remisami z Wyspami Owczymi w poprzednich eliminacjach. Więc dzisiaj – nawet jeśli w eliminacjach jest dobrze – to chcemy to wycisnąć na maksa. Żebyśmy później nie pluli sobie w brodę, że czegoś nie zrobiliśmy. Dlatego zamykamy się Kaszubach, ja i trener bierzemy swoje psy, i nie traktujemy tego jako wyjazd za karę. Nikt nam za to nie zapłaci dodatkowo, ale wiemy, że z są efekty. Jesteśmy jak ten uczeń, który posiedział trochę dłużej w nocy przy książkach, ale na egzamin idzie w pełni przygotowany. I zawodnicy też to widzą.
Jak wtedy, gdy dowiedzieliście się, że w barażu zagracie z Portugalią. Wielu was skreśliło. A jeden z zawodników napisał na waszej grupie na WhatsAppie „spokojnie, trenerzy coś wymyślą”.
Wtedy wydaliśmy pierwszą książkę i wpadliśmy na pomysł quizu. Chłopcy mieli klasycznie iPady, ale do tego dorzuciliśmy wydrukowaną książkę z analizami.
Książka już wam nie wysłała komunikatu o tym, ile zawodnicy nad nią siedzieli.
Dlatego ten quiz. Z nagrodami – za trzecie miejsce był wylot do Chavez na ten mecz na koszt PZPN, nagroda pocieszenia „pięć minut w meczu”… Żartuję oczywiście. Rywalizacja się rozkręciła.
Kto wygrał?
Kamil Grabara, Bartek Kapustka i Mateusz Wieteska. Nie było nikogo, kto odstawałby negatywnie. Z 30 pytań 23 były merytoryczne, pod naszą grę, pod rozgryzienie przeciwnika. Ale daliśmy też te nasze wrzutki. Były pytania o to, ile trwają odprawy trenera Michniewicza.
Prawidłowa odpowiedź?
„Stosunkowo zbyt długo”. Ulubiona potrawa Kamila Pestki, czas spędzany przez kucharza na zgrupowaniu…
Taki sposób pracy jest możliwy tylko w młodzieżówce? Czy na przykład w pierwszej reprezentacji można działać podobnie?
Nie wiem, ale wydaje mi się, że byłoby trudniej. Głównie przez to, że tam masz do czynienia z piłkarzami w innym wieku, na innym etapie kariery.
No i byłby skandal, gdyby powołania nie dostał jakiś dobry zawodnik, bo nie odrobił pracy domowej na iPadzie albo miał za mało punktów w quizie. Ale to, że nikt przed Portugalią „nie odstawał negatywnie” w quizie pokazuje, że selekcja przebiegła dobrze – kto wam nie pasował i nie zaufał, to odpadł.
I dzisiaj jest tak samo. Trener powtarza zawodnikom, że nie mamy w drużynie piłkarzy, którzy są wielkimi gwiazdami tej reprezentacji. Na każdej pozycji mamy kogoś, kogo możemy zastąpić kimś innym. Poziom jest bardzo wyrównany. Więc jeśli będziesz odpuszczał – na treningu, w meczu, ale też w sali odpraw – to Michniewicz z ciebie zrezygnuje.
Stano też nam to mówi.
Może trener Michniewicz go zainspirował.
Ale tak poważnie – znów widzimy, że w przełożeniu na piłkę klubową to duża różnica. W klubie nie powiedzielibyście komuś „rezygnujemy z ciebie, bo nie odrobiłeś pracy domowej”. Jest dyrektor sportowy, jest prezes, sieć układów, ktoś kogoś ściągał, ktoś za kogoś zapłacił.
Przeżyliśmy coś takiego w Niecieczy. Ale znów wracam do tego, o czym mówiliśmy wcześniej – w klubach masz kontrakty, tu nie. Pod tym względem mamy większy komfort.
Wróćmy do tematu technologii – ludzie z piłki klubowej czerpią od was nowinki techniczne? Widzicie jak pracuje się w klubach, rozmawiacie z zawodnikami, więc na pewno macie taką wiedzę.
Jasne, że widzimy inspirację wieloma rzeczami. Rebounder był mocno wyeksponowany w filmikach na Łączy Nas Piłka i latem widzieliśmy, że kilka klubów z Ekstraklasy kupiło go do siebie. Albo mieliśmy słabszy okres w Niecieczy. Zastanawialiśmy się – co zrobić? Wzięliśmy składy z całego sezonu, rozpisaliśmy je na osobnych kartkach A4 i szukaliśmy konia trojańskiego. Przerzuciliśmy to na wydruk wielkoformatowy. Wtedy przyjechał do nas Michał Trela z „Przeglądu Sportowego”, opisywał jak działamy i fotograf zrobił kilka zdjęć w pokoju. Michał Siwierski, który pracował wtedy z trenerem Brzęczkiem, powiedział mi później, że właśnie wtedy zainspirował się wydrukiem wielkoformatowym. Przykładów moglibyśmy mnożyć. Ale to nie jest nic wstydliwego. Chętnie dzielimy się wiedzą, bo też inspirujemy się kimś innym. Kiedyś drony kupowałem sam, dzisiaj dostajemy je za darmo, bo jestem ambasadorem tej firmy.
Kluby też się zainspirowały dronami. Dzisiaj kilka zespołów w Ekstraklasie z nich korzysta.
A kilka korzysta, ale nie chce się tym chwalić, bo to głupio pokazać, że jakiś pomysł od kogoś się zapożyczyło. Nie rozumiem tego – tak działa rozwój wiedzy, nauki i technologii, że coś u kogoś podpatrujesz. Problem pojawia się wtedy, gdy kluby nie potrafią z tego korzystać – złe ujęcia, zła perspektywa. Szkoda, bo tracą potencjał. A my chętnie podzielimy się wiedzą. Sami doszliśmy np. do tego, jak z ujęć treningowych zmierzyć odległości między formacjami, szybkość biegu, dystans pokonany. Tak skalibrowaliśmy drona i tak dopasowaliśmy to do systemu Piero, że to działa. Zrobiliśmy to pierwsi na świecie. Jak pokazaliśmy to twórcom Piero, to się za głowę złapali. Oni dedykowali to pod kamery telewizyjne. Ale telewizję to my mamy na meczach, a w meczu już niewiele poprawimy. Dlatego wypuszczamy w powietrze drona na treningach i analizujemy też zajęcia treningowe.
Gdy byliśmy na przedostatnim zgrupowaniu i staliśmy obok boiska, to podszedł do nas jeden z miejscowych kibiców. I nie mógł rozszyfrować pana roli w sztabie. Pan akurat wymieniał baterię w dronie. No i chłopa oświeciło „no tak, już wiem, to jest facet od wymieniania baterii”.
Przylgnęła do mnie łatka gadżeciarza, a koledzy śmieją się, że sam sobie wymyśliłem super robotę. Ale filmowanie to jedno, a asystentura u trenera to druga sprawa. To nie jest tak, że jestem tym gościem, który pofruwa dronem, zrzuci to na komputer i na tym jego praca się kończy. Jestem asystentem w pełnym wymiarze. Pracujemy z Czesławem sześć lat, znamy się już dobrze, uzupełniamy się, staramy się szukać nowych pomysłów. Właśnie, w Pogoni też jako pierwsi w Polsce robiliśmy analizy na żywo, czyli trener dostawał w przerwie obraz z kilkoma wybranymi akcjami i robiliśmy krótkie analizy przed drugą połowę. Robimy to do dziś. Technologicznie nie wymyślimy niczego typu „wow”. Kwestia wykorzystania tego, co już mamy. Walczyliśmy też z tym, by piłkarzom nie zakodowało się, że dron jest narzędziem inwigilacji. Bo obraz z drona obnaża wszystkie braki w ustawieniu. A nie chcieliśmy takiego nastawienia, że gdy będę wylatywał nad boisko, to piłkarze będą patrzeć i myśleć „cholera, znowu Potrykus będzie szukał błędów”. To ma być pomoc, a nie wrogi element. Ale bywało też tak, zwłaszcza w Niecieczy, gdy traktowaliśmy go jak bat. Gdy po słabym treningu trener dał czas chłopakom na kąpiel, a później na 20 minut do sali odpraw i pytanie do nich „czy wy jesteście po takim treningu zadowoleni?”.
A nie boicie się przeładowania informacjami piłkarzy? W jednym z klubów Ekstraklasy, jeszcze w zeszłym sezonie, odprawy były tak długie, że piłkarze na nich zasypiali.
Dlatego my takich długich odpraw nie robimy. Dziesięć, dwadzieścia minut. Dlatego dajemy im iPady. Mogą usiąść do tego kiedy chcą. W pociągu, w samolocie, do spania, w toalecie. Nas nie obchodzi, kiedy i gdzie. Nas interesuje, by zawodnicy przyswoili tę wiedzę. To ty decydujesz, czy z tego skorzystasz, czy nie. Piękny przykład mieliśmy na mistrzostwach, gdy już wiadomo było, że jedziemy do domu. Przyszedł do nas Kamil Pestka i powiedział wprost – „trenerze, żeby trener wiedział, ile ja się z tego nauczyłem”. Macie „Pestkina” na tym samym piętrze, możecie iść i to zweryfikować. Tak samo filmiki z Łaczy Nas Piłka, gdy Szymański i Wieteska siedzą nad ekranem, wymieniają się nazwiskami. Możecie w to wątpić i uznać to za pychę, ale pod tym względem nie odstajemy od najlepszych klubów świata. Byłem w paru klubach Premier League, widziałem jak to wygląda w Manchesterze City i pod względem technologii czy przygotowania zawodnikom analiz, to wcale się od nich nie różnimy.
W Manchesterze mają jednak dużo więcej osób w samym dziale analiz.
Tak, jasne. W City mają na pewno większe nakłady finansowe. W szatni mają ekran, za tym ekranem siedzi trener, który w formie live może nakładać wszystko, co potrzebuje. Tego nie mamy. Przez działalność w IPSO (International Professional Scouting Organisation) miałem okazję porozmawiać z wieloma wielkimi trenerami, chociażby z Kennym Dalglishem, i nie widziałem przepaści między nami, a Anglią. Przestałem myśleć kategoriami, że jak coś jest z zagranicy to jest klasę lepsze. Możesz mieć osiemnastu analityków, ale często to wszystko sprowadza się do zaufania. Koniec końców musisz tego sam dotknąć jako trener. Bo jeśli analityk odwali słabą robotę, ty się na tym oprzesz, zawalisz kilka meczów, to cię zwolnią. U nas wszystko przechodzi przez ręce szefa, na końcu to on sam musi wszystkiego dotknąć i zatwierdzić.
Tak jak w tej historii, gdy Andrzej Iwan pojechał oglądać Inter przed meczem z Wisłą Kraków. Nie zauważył którą nogą lepiej gra Adriano. Strzelił, że prawą. Przegrali 0:2, po meczu Arek Głowacki kręcił głową – „jednak lewonożny”.
No tak, mówimy o sporcie, w którym te detale są bardzo, bardzo istotne.
(przez oszklone drzwi do pokoju puka Daniel Ściślak)
– Trenerze, przepraszam, że przeszkadzam. Ma trener jeszcze tablecika? Bo ja nie mam jeszcze, a w pokoju już chłopacy korzystają. Pooglądałbym sobie.
No, widzicie… Dobra, „Ścisły”, pięknie odegrałeś swoją rolę. Panowie z Weszło zobaczyli przedstawienie i są już zadowoleni.
– Nie no, dobra, ale ma trener?
Tak, tak. Musisz iść do naszego pokoju, jeszcze powinny tam leżeć, bo wgrywały się kolejne pliki.
(Ściślak biegnie do pokoju trenerskiego)
Macie modelowy przykład. Aha, teraz wprowadziliśmy notes reprezentanta. Każdy dostał taki notes, jak wy macie przed sobą. Robią w nich notatki z odpraw, zapisują sobie uwagi, obserwacje. To jest dla nich. Chociaż ostatnio Kamil Jóźwiak po zgrupowaniu przyszedł i chciał mi go oddać. Mówię „Józiu, to jest dla was, co ja mam z tym zrobić?”.
Poprawić przecinki i podkreślić błędy ortograficzne.
Wczoraj zaimponował mi Sebastian Kowalczyk. Przyjechał do nas po raz pierwszy na kadrę, przyszedł i się pyta „trenerze, mam pożyczyć od Listkowskiego notes i przepisać notatki?”. Zmieniliśmy też formę odpraw. Zawodnicy nie siedzą już jak w kinie, tylko usadowiliśmy ich przy kilku okrągłych stołach, mają przed sobą notesy, notują, dyskutują. Tak jak na studiach. Uznaliśmy, że to lepszy sposób na to, żeby zostało coś w głowie. Trener Michniewicz jest specjalistą w docieraniu do zawodników.
Tak jak wtedy, gdy po słabym meczu kazał stać piłkarzom przez kilkadziesiąt minut na pozycjach.
No tak, czasami też potrafi dosolić. Odprawa i analiza też polega na tym, by zaakcentować błędy. Śledzimy też statystyki biegowe, motoryczne. To też pokazuje nam kto wykonał odpowiednią pracę, a kto się obijał. Czasami trzeba stymulować chłopaków ochrzanem. Na początku wydawało nam się, że będziemy pracować z seniorami. Okazało się, że to wciąż dorastający chłopcy. I przez te dwa lata stali się mężczyznami. Widzieliśmy, że poprzednia grupa młodzieżówki czasami potrzebuje krzyku, mocniejszej reprymendy. Ta dzisiejsza jest inna. Bardziej… grzeczna? Mniej konfrontacyjna na pewno. Nie mówię, że to źle czy dobrze. Po prostu inaczej. Z każdym zgrupowaniem bardziej ich poznajemy.
Wydaje się też, że w poprzednim zespole, tym który pojechał na Euro, mieliście bardzo dobre relacje z trenerami klubowymi piłkarzy.
Christian Streich z Freiburga oprowadzał nas po ich ośrodkach. Rozmawiamy, nagle on kładzie się na ziemię i pokazuje jak ćwiczenia wykonuje Bartek Kapustka. Marco Giampaolo był niezwykle serdeczny, wręcz zaprzyjaźniliśmy się z jego sztabem, ściągnęli zresztą od nas pomysł z grupą na WhatsAppie dla zawodników i sztabu. Stefano Pioli w Fiorentinie ciepło nas przyjmował. Teraz Marcelo Bielsa poprosił nas o materiały z analiz gry Mateusza Bogusza, by wiedzieli, czego oczekiwaliśmy, jakie były założenia. Staramy się utrzymywać relacje, bo one są cenne w dwóch kierunkach – my i oni korzystamy, mamy feedback u źródła. W Ekstraklasie podobnie. Dla nas to tylko pożytek, bo jeśli możemy coś podpowiedzieć, to na zgrupowanie przyślą nam lepszego piłkarza. Oczywiście bez sodówki, bez pychy.
Analizuje pan czasami mecze Ekstraklasy? Ostatnio wzięliśmy na celownik intensywność grania. Mamy wrażenie, że na celebrowanie rzutów wolnych i wyrzutów z autu przeznaczamy czasami pół meczu.
Widzę przede wszystkim wolne tempo budowania akcji po przechwycie. Kilkadziesiąt sekund, czasami dwie-trzy minuty kluby potrzebują na to, by przygotować sobie atak po przejęciu piłki. Analizowałem dla porównania piłkę angielską i tam topowe kluby po przechwycie w jedenaście sekund kreują szansę strzelecką. Zwróćcie też uwagę na to, ile w Ekstraklasie piłka jest nieprzerwanie w grze. To znaczy jak często ją przerywamy – autem, faulem, spalonym, czymkolwiek. Tu jest gigantyczna różnica między piłką ekstraklasową i tym, co obserwujemy w mocnych ligach czy reprezentacjach. Z Belgią czy Hiszpanią straciliśmy bramkę po tym, jak rywal przez cztery i pół minuty rozgrywał piłkę.
Po czterech i pół minutach biegania po przechwycie nie masz siły na to, by rozpocząć swój atak.
Dlatego staramy się grać inaczej niż to, co widzicie co weekend. Spotykaliśmy się z krytyką za to, jak graliśmy na Euro U-21. Prawo dziennikarzy czy ekspertów, wszystkich nie zadowolisz.
Słyszeliśmy, że też piłkarze w analizie czasami sięgają po FIFĘ. Że patrzą sobie z innej perspektywy na to, jak można budować akcje.
To zabawne, ale kiedyś zrobiłem takie połączenie akcji właśnie z FIFY z którymś zagranie meczowym. Najpierw leciał urywek z gry, przy jednym z podań przechodziliśmy w wideo z naszego meczu. Ale nie wykluczam, że zawodnicy też na tym uczą się rozumienia gry. Widziałem te nowe edycje FIFY, to mam wrażenie, że rozgrywanie ataków czy bronienie dobrze zostało odwzorowane z rzeczywistością. Zresztą kiedyś dotarłem do odnogi EA Sports i mieli taki formularz skautingowy do opisu zawodnika. Ściągnąłem to sobie, przejrzałem te cechy rozebrane na części pierwsze, przeszedłem to w całości. Ich ludzie wykonują kawał dobrej roboty w tych riserczach, więc dlatego tak dobrze to jest odwzorowane. Zetknięcie z takimi nowinkami pomaga. Oczywiście, są w kadrze żelazne zasady – w autobusie odkładamy telefony, nie przeszkadzamy muzyką, na posiłkach też staramy się siedzieć bez telefonów. Ale też nie jesteśmy restrykcyjni na tej zasadzie, że PlayStation zostaje w domach. Wszystko w granicach zdrowego rozsądku.
Rozmawiali JAKUB OLKIEWICZ i DAMIAN SMYK