Okropne zakończenie okropnej kolejki

redakcja

Autor:redakcja

04 listopada 2019, 23:30 • 3 min czytania

Mamy dość. Ta kolejka Ekstraklasy przeszła samą na siebie, nawet jak na polską ligę doszło w niej do jakiejś kulminacji piłkarskiego dziadostwa. A zamykający ją mecz Rakowa z Wisłą Kraków był dorodną truskawką na tym wywołującym biegunkę torcie. Czujemy się tak zmęczeni, jakby ktoś kazał nam recytować przemówienia z obrad sejmu. Umysł totalnie zaśmiecony. Jeśli ktoś znajdzie sposób na wymazanie tych dwóch godzin z pamięci, płacimy jak za prezydenta. 

Okropne zakończenie okropnej kolejki
Reklama

Na miejscu boiskowych uczestników tego wydarzenia spróbowalibyśmy skorzystać z RODO. Może dałoby się zamazać twarze w telewizji albo skrócić nazwiska, żeby trudniej było się domyślić, że brali w tym udział. Ludzie, co to był za pokaz anfytbolu! Do przerwy żadnego strzału, a tych niecelnych łącznie pięć. Wisła w całym spotkaniu oddała cztery uderzenia, a to jedno jedyne celne było desperacką próbą Macieja Sadloka z jakichś trzydziestu metrów w doliczonym czasie. Co chwila jakieś absurdalne straty, podania do nikogo, rzuty wolne, których nie rozumiał nawet wykonawca. Jeśli ktoś dziś postanowił dać szansę Ekstraklasie, to po czymś takim zrazi się do niej na trzy pokolenia do przodu.

Jasne, wiemy, że sytuacja kadrowa w Wiśle to mógłby być scenariusz na nowy odcinek „Daleko od noszy”. Vullnet Bahsa, ku uciesze wszystkich przy Reymonta, miał wrócić do składu, ale na rozgrzewce odnowiła mu się kontuzja. A po dwudziestu minutach urazu po starciu z Kamilem Piątkowskim doznał Michał Mak i musiał zejść. Zastępujący go Chuca wyglądał na gościa pogodzonego z tym, że poważne granie już go dotyczyć nie będzie, Hiszpan błyskawicznie zdziadział po letnim transferze. Swoją drogą, w jak beznadziejnej formie musi być Krzysztof Drzazga, skoro wobec absencji Pawła Brożka do pierwszego składu wchodzi zagubiony jak dziecko we mgle Przemysław Zdybowicz, którego można pochwalić tylko za interwencję w defensywie, a jako rezerwowy znacznie wcześniej melduje się Aleksander Buksa? Chyba lepiej nie wiedzieć.

Reklama

Wszystkie problemy Wisły rozumiemy, ale bez przesady, są jakieś granice. Takie zero z przodu nie znajduje usprawiedliwienia. Środek pola „Białej Gwiazdy” był tak kreatywny, że pojedynek na metafory przegrałby nawet z Franciszkiem Smudą. Damian Pawłowski po kilku nieudanych zagraniach do perfekcji opanował chowanie się przed piłką, przeważnie ustawiał się tam, gdzie go nie znajdowała. Można i tak.

Raków wyglądał tylko odrobinę mniej beznadziejnie. Miał przyzwoite 10 minut na początku, później dopadła go jedna wielka niemoc. A goście przecież wcale nie prezentowali wyrafinowania w defensywie, nie można też powiedzieć, że cały czas murowali się dziesiątką zawodników na linii pola karnego. Po prostu beniaminek bił głową w mur, by nie powiedzieć, że klepał go otwartą dłonią i liczył, że sam runie.

Skoro z gry nic nie wychodziło, zostały stałe fragmenty. I tym Raków wygrał. Już wcześniej po rzucie wolnym w niezłej sytuacji chybił Jarosław Jach. Aż wreszcie dobrze dośrodkował Petr Schwarz, a w zasadzie nieobstawiony Tomas Petrasek (najbliżej niego był młody Buksa, gratulacje) zrobił użytek ze swojego wzrostu. Trzy punkty, o stylu nikt nie będzie pamiętał, rywal postawił trudne warunki – pewnie takie blablabla usłyszymy, ale nie musimy mówić, gdzie można je sobie wsadzić.

W każdym razie Raków po tym zwycięstwie odskoczył od strefy spadkowej na siedem punktów, to już sporo. Wisła zaczyna się w niej urządzać, z taką grą do końca sezonu wyżej się nie znajdzie. Już chyba nawet najwięksi zwolennicy Macieja Stolarczyka zaczynają się zastanawiać, czy może on tu coś jeszcze zdziałać.

rakow wisla krakow grafa pomeczowa (2)

Najnowsze

Anglia

Drogie bilety na mundial. Premier Wielkiej Brytanii oczekuje działań FIFA

Michał Kołkowski
0
Drogie bilety na mundial. Premier Wielkiej Brytanii oczekuje działań FIFA
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama