Tak to się kończy, kiedy chłopcy w krótkich portkach nie pojmują swej roli

redakcja

Autor:redakcja

14 sierpnia 2014, 11:43 • 3 min czytania

Jak to jest, że tak wielu piłkarzy niczego nie uczy się na własnych błędach? Że ze swoim rozrośniętym ego tak często nie łapią o co chodzi w tym całym biznesie i nie dość sami sobie tym szkodzą, to jeszcze psują nerwy wszystkim dookoła. Non stop zachowują się, jakby to klub im świadczył usługi, a nie oni – dostając za to dobre pieniądze – usługi dla klubu.

Tak to się kończy, kiedy chłopcy w krótkich portkach nie pojmują swej roli
Reklama

Tak sobie czasem myślimy: popracowałby może jeden z drugim, jak inni, to może by dostrzegł w którym miejscu łańcucha się naprawdę znajduje. Może nauczyłby się, że w życiu nie zawsze dostajesz najważniejsze projekty, nie zawsze obsługujesz najważniejszego klienta i nie każdego dnia spijasz śmietankę. Czasem, pisząc w przenośni, sortujesz też paczki w magazynie. Czy ci się to podoba, czy nie odwalasz śmieciową robotę, bo akurat dla ciebie ją twój pracodawca przewidział. Tak już jest. Zaciśniesz zęby, to być może doceni i za tydzień dostaniesz, co chciałeś.  Naprawdę, gdyby wszystkie firmy funkcjonowały jak kluby piłkarskie, świat wywróciłby się do góry nogami. Mielibyśmy samych prezesów.

Ilekroć w ostatnim czasie wstukamy na klawiaturze hasło „Wojciech Pawłowski”, tylekroć robi nam się trochę nieswojo, bo jak na to, ile dziś znaczy, ewidentnie za dużo wokół tego chłopaka hałasu. A znaczy niewiele, skoro przez ostatnie dwa lata rozegrał dosłownie trzy mecze. Ale co zrobić, jak facet jest po prostu modelowym, pożal się Boże, przykładem. Wystarczyło, że w niedzielę nie znalazł się w kadrze na mecz Śląska z GKS-em Bełchatów, a jego miejsce zająć jakiś obiecujący, 18-letni anonim. Afera! Tego samego dnia WP miał zagrać w rezerwach, ale tak mu ta oczywista zniewaga nie przypadła do gustu, że się na mecz w ogóle nie zjawił, coz automatu poskutkowało odsunięciem go od pierwszego zespołu. Krótko mówiąc: u Wojtka jak dawniej. Niczego nie pojął, niczego się nie nauczył na błędach.

Reklama

Ile to już było deklaracji, że dojrzał, spokorniał, ile posypywania głowy popiołem. Na kadrę młodzieżową też już się kiedyś obrażał, po czym szybciutko przepraszał, chcąc wrócić. – Byłem młody, naiwny, nie znałem tego świata ani od zewnątrz, ani od wewnątrz. Ale spokorniałem. Poczułem wszystko na własnej skórze. Wyjdzie mi to na dobre, trzeba się w końcu ogarnąć – pamiętamy jak dziś, mówił o tym w wywiadzie dla Weszło gdy tylko wrócił do Śląska. I co? Drobny zapalnik i znów – bomba wybucha.

Zresztą, pal licho Pawłowski, ani trochę nam go nie szkoda, każdy kuje swój los, on tu jest tylko przykładem. Ale drażni nas, że tak jak wielu innych piłkarzy nie umie zaakceptować faktu, że nie jest w tym przedsiębiorstwie najważniejszym ogniwem. Nie, on zawsze powinien grać pierwsze skrzypce. Jego sortowanie papierów na zapleczu obraża i najwyraźniej wymaga natychmiastowego sprzeciwu. Dobrze, pokazuje, że jest ambitny – ktoś powie! Bzdura jak stąd do Honolulu. Szkodzi sobie, nic więcej.

Szanowni panowie piłkarze – to tak naprawdę nie działa.

Chcesz decydować o tym, kto będzie pierwszym bramkarzem, proszę bardzo – zostań trenerem, prezesem, załóż własną drużynę w B-klasie, będziesz mógł decydować do woli. Nie podoba ci się, że póki co ktoś zadecydował za ciebie? Tak się składa, że w tym układzie jesteś tylko i aż chłopcem w krótkim spodenkach. Tak samo jak sprzątaczka, księgowa i ochroniarz w stróżówce – wymagasz szacunku. Ale miej też choć odrobinę szacunku dla kogoś, kto wypłaca ci pensje i ma święte prawo ocenić czy jesteś dla niego w danej chwili ważniejszy czy może mniej ważny niż Jakub Wrąbel. Nie akceptujesz tego? W porządku. Są na to dziesiątki sposobów. Ale tupanie nóżką jest dobre dla dzieci.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama