Reklama

Typowo pierwszoligowe przełamanie – po strzale życia z murowanym faworytem

redakcja

Autor:redakcja

24 października 2019, 20:03 • 3 min czytania 0 komentarzy

Odra Opole w tym sezonie to obraz nędzy i rozpaczy, zarówno piłkarskiej jak i organizacyjnej. Kojarzymy ich przede wszystkim z irracjonalnych oświadczeń wokół Mariusza Rumaka, ale i zagadkowych ruchów w pionie sportowym, który sprawił, że drużyna jest po prostu przesłaba. Jedno zwycięstwo w 13 meczach. Coraz większa strata już nie tyle do bezpiecznego miejsca, co do jakiejkolwiek innej drużyny – dziś rano Odra traciła do przedostatniego Chrobrego 7 punktów. Dzisiaj drużyna z Opola miała wyjść na ścięcie, w końcu przyjeżdżała naszpikowana gwiazdami tego poziomu Stal Mielec, rozpędzona dwoma zwycięstwami 3:1 i 5:1. 

Typowo pierwszoligowe przełamanie – po strzale życia z murowanym faworytem

Po takim leadzie każdy wnikliwy obserwator I ligi już zna wynik – tak, oczywiście, że totalny outsider pokonał murowanego faworyta.

Co więcej, nie mamy żadnych wątpliwości – zadziałały tutaj te same tajemnicze siły, które ujawniają się we wszystkich tego typu meczach, również w Ekstraklasie. Czy bowiem obraz gry drastycznie odbiegał od tego, czego się spodziewaliśmy? Nie, Stal Mielec zgodnie z planem atakowała i tworzyła sobie kolejne sytuacje. Jeszcze przed przerwą przynajmniej trzy razy kibice z Mielca mogli się poderwać z miejsc – wystarczyło tylko, żeby Prokić był odrobinę celniejszy, żeby strzał Getingera był odrobinę mocniejszy, żeby Nowak dostrzegł świetnie ustawionego Tomasiewicza. Niestety dla gości – nic nie wpadało. Albo błędy popełniali zawodnicy trzeciej drużyny ubiegłego sezonu, zazwyczaj podejmując złe decyzje (głównie o strzale zamiast podania), albo kapitalnie bronił Kacper Rosa.

Po przerwie Odra też doszła do głosu, świetne okazje zmarnowali Bonecki i Mikinić, ogólnie jednak obraz gry nie uległ zmianie – to Stal wydawała się cały czas “o włos” od strzelenia gola. A to Nowak trzepnął z całej siły w Rosę, a to Prokić zamiast wystawić Tomasiewiczowi, uderzał z zerowego kąta, bez szans na zdobycie bramki. Mnożyły się też błędy – na przykład Arkadiusz Piech, który niespodziewanie odnalazł się w Opolu, udział w meczu zaczął od obsłużenia podaniem… Mateusza Maka. Gdybyśmy mieli wtedy prognozować wynik, pewnie obstawialibyśmy jednobramkowe zwycięstwo zdeterminowanego faworyta, ewentualnie dowieziony do końca bezbramkowy remis.

Ale Martin Adamec miał na ten wieczór inny pomysł. Gość, który w pierwszej połowie kilkukrotnie oddawał piłkę mielczanom, na pięć minut przed końcem postanowił sprawdzić się w innym sektorze boiska. Biegł. Biegł. Biegł. Bodzioch wyglądał, jakby był w stanie odprowadzić go do samej linii końcowej, więc już trochę podmęczony sprintem Adamec uznał, że trzeba oddać piłę. No i oddał.

Reklama

Zewniaczek w widły, wpadło od słupka. Przypomnijmy: w 85. minucie meczu totalnego outsidera z faworytem do awansu.

Czy można sobie wyobrazić bardziej pierwszoligowy scenariusz? Odra po zwycięstwie oczywiście nie wygrzebała się z dna, ale przynajmniej widzi już plecy najbliższego rywala. Do bezpiecznych miejsc traci 5 punktów. Stal? Nie wykorzystała okazji, by wskoczyć na fotel lidera. Po odrobieniu opolskiej wycieczki zajmuje nadal trzecie miejsce z 2 punktami straty do Warty i Radomiaka.

Fot.400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...