Było do niedawna tak: Anglicy taplają się w bajorze forsy jak młode świnki, na stadionach złote klamki, w toaletach z kranów płynie Johnny Walker, każdy potrafiący kopnąć prosto piłkę junior z angielskim paszportem z miejsca miejsca jest wart PKB Mołdawii, a potem jechali w Europę, wychodzili na boisko i zbierali w czapkę.
Pytanie: czy zeszły sezon – kiedy wreszcie przyżarło i na boisku, w dodatku w sposób spektakularny – był ewenementem, czy jednak początkiem zmiany piłkarskiej warty? Tegoroczne wyniki wskazują raczej na drugi scenariusz.
Zmierzmy się najpierw z twardymi statystykami. Punktacja w Lidze Mistrzów po trzech kolejkach:
1. Premier League – 25 punktów (Manchester City 9, Chelsea 6, Liverpool 6, Tottenham 4)
2. La Liga – 22 punkty (Barcelona 7, Atletico 7, Valencia 4, Real 4)
3. Bundesliga – 19 punktów (Bayern 9, RB Lipsk 6, Borussia 4, Bayer 0)
4. Serie A – 18 punktów (Juventus 7, Napoli 7, Inter 4, Atalanta 0)
Idźmy dalej. Królestwo polskie, czyli eliminacje Ligi Europy. Tak bardzo odległe od zwyczajowego terytorium angielskiej piłki, ale i tu trzeba odnotować, że Anglicy zaznaczyli teren i dominację nad innymi topowymi ligami: Wolverhampton pokonało Torino.
Do tego dorzućmy Manchester United i Arsenal w Lidze Europy, w tym Arsenal na razie wykręcający bezbłędny rezultat, bez straty bramki. Ciut lepiej punktują Hiszpanie, niemniej Anglicy tuż za nimi, Bundesliga ze swoimi znaczącymi kłopotami, Włosi już w składzie niekompletnym.
Oczywiście to nie tutaj rozstrzygnie się ten sezon, oczywiście jest za wcześnie, by wyciągać daleko idące wnioski, oczywiście wiążące będzie to, co w ćwierćfinałach, półfinałach i finałach. Ale jak na razie tendencja jest potwierdzana i nie zmieniają tego jednostkowe wyniki takie jak 2:7 Tottenhamu u siebie – ten Tottenham i tak pewnie mimo kryzysu wyjdzie z grupy (pamiętacie poprzedni sezon? Na półmetku fazy grupowej algorytmy bukmacherów dawały Spurs szanse na finał na poziomie… poniżej 1%), a Bayern po tym meczu sam miał kłopoty w kolejnych, co wskazuje jak szczególny to był mecz, to zupełnie osobnego potraktowania.
Zwłaszcza po tym Tottenhamie widzimy jeszcze margines do podkręcenia bilansu Premier League. Natomiast nie mamy wątpliwości co do tego, że w śrubowaniu rankingu UEFA kluczowa będzie musiała okazać się dyspozycja Liverpoolu i Manchesteru City. Jeśli maszynki Kloppa i Guardioli będą w stanie przeciwstawić się Barcelonie (prawie dała radę Slavia), Bayernowi (czarny koń?) czy Juventusowi, to Anglicy znów będą mogli naprężyć bicepsy, tricepsy i barki, a następnie zaintonować “it’s coming home…”.
Fot. UEFA.com