Znajdujemy się w gronie zwolenników tezy, że w polskiej lidze wcale nie jest tak mało pieniędzy, by w pierwszej kolejności tym tłumaczyć nasze coroczne pucharowe kompromitacje. Większym problemem jest to, jak te pieniądze są wydawane. Często wyjątkowo nierozsądnie, w krótkowzroczny sposób. Dosypanie jeszcze trochę złota do garnca niczego tutaj nie zmieni, po prostu przepieprzy się jeszcze więcej hajsu w jeszcze bardziej spektakularny sposób. Jeżeli wyjściowe założenie jest złe, nie ma znaczenia, ile potem w nie zainwestujemy. Efekty zawsze będą kiepskie. Jak to mawiają informatycy – śmieci na wejściu, śmieci na wyjściu.
Na modelowy przykład takiego zjawiska wyrasta ostatnio Korona Kielce. To klub paradoksów, więc skoro latem po raz pierwszy od dawna nie była wymieniana w gronie murowanych kandydatów do spadku, teraz zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli i wszystko wskazuje na to, że czeka ją rozpaczliwa walka o utrzymanie. Szefowie klubu zdążyli już zmienić trenera, za Gino Lettieriego przyszedł debiutujący w samodzielnej pracy w Ekstraklasie Mirosław Smyła. I głównie tym tłumaczymy sobie, że się skusił, w gruncie rzeczy on ma niewiele do stracenia. Nie ulega jednak wątpliwości, że ładuje się na minę i po prostu liczy, że akurat w tym jednym przypadku na dziesięć nie skończy się urwaniem nogi. Smyła musi klecić z bałaganu, który zrobiono latem, do stycznia niczego w kadrze nie skoryguje po swojemu.
A zanosi się na spektakularną kompromitację transferową. Korona w minionym okienku sprowadziła czternastu nowych piłkarzy i na dziś żaden jeszcze w pełni się nie sprawdza. Żaden. Zawstydzony byłby nawet Antoni Łukasiewicz, któremu starsi i mądrzejsi mieli powiedzieć, że gdyby trafił z dwudziestoma procentami pozyskiwanych piłkarzy do Arki Gdynia, to już będzie dobrze. W Kielcach nie mają choćby i takiego wyniku, co nie przeszkodziło im lekką rękę oddać do Piasta Gliwice Piotra Malarczyka, który z powodzeniem wypełnia tam lukę po Jakubie Czerwińskim.
KORONA MIMO WSZYSTKO LEKKIM FAWORYTEM GW ETOTO. KURS NA WYGRANĄ GOSPODARZY WYNOSI 2,30
Spójrzmy po kolei.
Uros Djuranović. 8 meczów, średnia not 3,40. Ciągle pamiętamy go przede wszystkim z brutalnego faulu na Pavelsie Steinborsie w Gdyni, który uszedł mu płazem.
Daniel Dziwniel. 8 meczów, średnia not 3,88. Słaby w obronie, kompletnie bezproduktywny w ofensywie. Jego specjalnością są dośrodkowania w trybuny i do nikogo.
Marek Kozioł. 4 mecze, 1 czyste konto, średnia not 5,00. On chyba najprędzej sprawdzi się w perspektywie następnych tygodni. Długo siedział na ławce, bo Lettieri problem z młodzieżowcem chciał rozwiązać w bramce, uparcie stawiając na ewidentnie słabszego Pawła Sokoła. W końcu jednak Kozioł wskoczył między słupki i choć ostatnio w Łodzi w żaden sposób nie pomógł drużynie (wstydliwe 1:4), to wcześniej stanowił pewny punkt zespołu.
Luka Kukić. Bramkarski szrot z rezerw chorwackiego NK Osijek. Bez debiutu w lidze, zagrał tylko w Pucharze Polski.
Andres Lioi. Wszedł na ponad pół godziny z Jagiellonią, na “dzień dobry” zawalił gola i jak dotąd więcej go na boisku nie oglądaliśmy.
Nemanja G. Miletić. CV nie najgorsze, sporo meczów dla Partizana Belgrad, ale było jakieś zamieszanie z testami medycznymi, dlatego jego transfer ogłoszono dopiero 17 września. Musiał wyleczyć kontuzję, nadal czeka na premierowy występ.
Erik Pacinda. 10 meczów, 1 gol, średnia not 3,33. Z nieznanych polskiej lidze twarzy, które latem zjawiły się w Kielcach, wyglądał najmniej przypadkowo, ale na razie mocno rozczarowuje. Regularnie gra w pierwszym składzie, lecz daje bardzo mało jakości. W miarę obiecująco zadebiutował, później na notę wyjściową czekał aż do meczu z Wisłą, gdy strzelił gola głową na wagę remisu.
WISŁA PŁOCK Z KOLEJNYM ZWYCIĘSTWEM? ETOTO PŁACI PO KURSIE 3,30. REMIS – 3,45
Michal Papadopulos. 10 meczów, 1 gol, 1 kluczowe podanie, średnia not 3,60. Otrzaskany w Ekstraklasie, ale jak dotąd nie wychodzi mu rola następcy Eli Soriano. Zaczął od efektownej bramki z Legią, później było już tylko gorzej. W pewnym stopniu jest ofiarą indolencji całego zespołu, koledzy rzadko stworzą mu jakąś sytuację, pozostaje mu rozbijanie się z obrońcami.
Milan Radin. 6 meczów, 1 gol, średnia not 4,33. Dość późno zaczął grać, ale na tle większości kolegów wygląda przyzwoicie. Z niego chyba najprędzej coś może być jeśli chodzi o obcokrajowców. Ma przebłyski i nie chodzi wyłącznie o zwycięskie trafienie ze Śląskiem Wrocław. Musi jeszcze być bardziej regularny.
Mateusz Spychała. 3 mecze, średnia not 3,23. Dostał kilka szans na prawej obronie. Chwalony po debiucie, może nawet lekko na wyrost. W kolejnych dwóch meczach grał już słabiutko. Z Wisłą w beznadziejny sposób sprokurował rzut karny dla gości.
Grzegorz Szymusik. 2 mecze, średnia not 3,00. Smyła próbuje tego chłopaka. Ze Śląskiem niczego nie zepsuł, choć trudno powiedzieć, żeby wyróżnił się na plus. W Łodzi fatalny jak cały zespół.
Themistoklis Tzimopoulos. 4 mecze, średnia not 3,67. 34-letni nowozelandzki Grek najczęściej grzeje ławę. Jak już grał, niczym nie imponował. Modelowy przykład bezsensownego transferu.
Rodrigo Zalazar. Eintracht Frankfurt tuż przed wypożyczeniem go do Korony podpisał z nim 4-letni kontrakt, więc 20-letni Urugwajczyk chyba coś umie, zwłaszcza że dopiero co zajął z kadrą U-20 trzecie miejsce w mistrzostwach Ameryki Południowej w tej kategorii wiekowej. Problem w tym, że dopiero wchodzi do piłki seniorskiej i zdaje się, że potrzebuje więcej czasu. Na początku sezonu na wyrost zagrał trzy razy, nie dawał rady i został schowany do szafy.
Michał Żyro. 6 meczów, średnia not 3,00. Nadal szuka formy, choć jakiś drobny postęp jest. Wywalczył sobie plac, zaczyna dochodzić do sytuacji i stwarzać zagrożenie. Można żywić nadzieję, że jeszcze coś pokaże. Na tu i teraz jednak musimy go ocenić jak pozostałych.
Dwunastu nowych zawodników z pola na razie dało Koronie trzy gole, jedną asystę i jedno kluczowe podanie. Dramat. Jeżeli kielczanie mają się utrzymać, to dzięki starej gwardii, na czele z Kovaceviciem, Cebulą, Żubrowskim czy Pućką. Bez wsparcia choćby kilku nowych kolegów będą się jednak porywać z motyką na słońce. A tu jak na złość przyjeżdża teraz punktująca jak szalona Wisła Płock. Pozostaje wiara w “logikę” Ekstraklasy?
Fot. newspix.pl