Reklama

Adam Nawałka wyznał mi, że zespół nie funkcjonuje. Jest wypalony

redakcja

Autor:redakcja

15 października 2019, 08:37 • 13 min czytania 0 komentarzy

– Gdy wybierałem Adama Nawałkę na stanowisko selekcjonera, pojawiło się zwątpienie, ale osobiście miałem przekonanie, że pójdziemy w dobrą stronę. I tak się stało. Gdy jednak rezygnował, wyznał mi, że ten zespół musi przejść głęboką przebudowę, bo już coś nie funkcjonuje. Jest wypalony – mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Zbigniew Boniek. Tłumacząc, dlaczego uważa awans na Euro 2020 za najtrudniejszy z awansów na wielkie imprezy za jego kadencji.

Adam Nawałka wyznał mi, że zespół nie funkcjonuje. Jest wypalony

SUPER EXPRESS

W „Super Expressie” dopiero dziś oceny za mecz z Macedonią Północną. Najlepsze trio? Bez zaskoczeń – Góralski, Lewandowski, Krychowiak. Najgorszy? Grosicki (2 w skali szkolnej).

Kamil Grosicki 2
Grał jak nie on. Brakowało jego rajdów z włączonym turbo, a kiedy już ruszył, Macedończycy łatwo go powstrzymywali. Niewiele pomagał Recy, który był osamotniony na lewej obronie. Liczymy na powrót starego, dobrego „Grosika”.

Dalej rozmowa z Kamilem Glikiem, nie brakło odniesienia się do jego słów względem kolegów po meczu z Łotwą.

Reklama

W meczu z Łotwą, jak wspomniałeś, było za dużo grania pod siebie. Z Macedonią była już tylko drużyna w stu procentach?
– Tak, była drużyna. Było ją widać. Porównując do meczu z Łotwą, to gołym okiem widać, że teraz naprawdę dobrze pracowaliśmy. Jak broniliśmy, to w całości. Dobrze atakowaliśmy.

Wychodzi, że czasami warto sobą wstrząsnąć i warto mocniej, po męsku ze sobą porozmawiać.
– Jestem osobą zero-jedynkową. Jak coś jest białe, to jest białe. Jak czarne, to czarne. Nie ma kolorów szarych. Taki jestem po prostu. Jak trzeba coś powiedzieć, to mówię. Jak nie trzeba, to nie. Czy to miało jakiś wpływ? Nie wiem. Po prostu mamy grupę dorosłych, fajnych mężczyzn, którzy raczej dobrze się rozumieją. Ale tak jak powiedziałem wcześniej: wolę mówić rzeczy takie, jakie są, a nie koloryzować rzeczywistość.

Zrzut ekranu 2019-10-15 o 07.56.54

GAZETA WYBORCZA

Na Jerzego Brzęczka spadła masa zasłużonej krytyki, ale z jednej obietnicy się wywiązał. Wpuszcza do kadry świeżą krew.

Wreszcie wstrzykuje też trener obiecaną świeżą krew, bez której nastąpiłoby powolne konanie reprezentacji.

Reklama

Dlatego cieszy wkradanie się do składu nowicjuszy: 21-letniego Krystiana Bielika; 20-letniego Sebastiana Szymańskiego, który po debiutanckim epizodzie sprzed miesiąca teraz w obu meczach zagrał od początku, harował, dał asystę, trafił w słupek, pozwolono mu nawet uderzać z rzutu wolnego; 24-letniego Przemysława Frankowskiego, który załadował gola kilkadziesiąt sekund po wtruchtaniu na murawę; 24-letniego Arkadiusza Recy, który wreszcie wstał z martwych w lidze włoskiej. To drobiazgi, na które trzeba chuchać i dmuchać.

Jan Tomaszewski grzmi: reprezentacja to nie organizacja charytatywna, selekcjoner nie może być dyletantem bez autorytetu. O co chodzi? O Krzysztofa Piątka.

Awans wywalczyliśmy pewnie, a jednak selekcjoner ma wielu krytyków. W tym pana.
– Zrobił wiele, by droga na mistrzostwa była trudniejsza, niż powinna być. Po 12 meczach drużyny Brzęczka wciąż nie mamy pewności, w jakim systemie ona gra. Wystawiał w niektórych meczach dwóch środkowych napastników, czyli obok Roberta Lewandowskiego Krzysztofa Piątka. Domagali się tego dziennikarze, a selekcjoner uległ, zachowując się jak dyletant bez autorytetu.

Czyli pana zdaniem Piątek nie ma miejsca w reprezentacji?
– Ma. Jako zmiennik Lewandowskiego. Lub w chwili, gdy Polska przegrywa 0:2 i trzeba ryzykować. Kadra to nie instytucja charytatywna i Piątek nie może dostawać szans gry na kredyt, w ramach pomocy, gdy mu nie idzie w Mediolanie.

Zrzut ekranu 2019-10-15 o 07.42.36

RZECZPOSPOLITA

W „RP” małe podsumowanie eliminacji od Piotra Żelaznego, a w nim m.in. wątek Piotra Zielińskiego.

– Piotr to ogromny talent, ale mam wrażenie, że w kadrze widzimy w najlepszym wypadku 50 procent jego możliwości. Wciąż czuję, że to jeszcze nie to, że stać go na znacznie więcej – dodaje Baszczyński, po czym stawia podobną do Krzynówka diagnozę. – Może przerasta go presja? Wiem, że to dziwnie brzmi, ale chciałbym, żeby on zaczął grać bardziej samolubnie. Widać, że potrzebne jest mu przełamanie, gol, asysta. Może to go odblokuje. W niedzielę był blisko, ale trafił w poprzeczkę.

Gdy Brzęczek obejmował kadrę w zeszłym roku, zapowiadał, że wie, co należy zrobić, aby wykorzystać potencjał Zielińskiego. Opowiadał o tym w wielu wywiadach, m.in. w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. Tymczasem po meczach ze Słowenią i Austrią selekcjoner powiedział słowa, które już trafiły do środowiskowego folkloru: może któregoś dnia coś Zielińskiemu „przeskoczy w głowie” i wówczas stanie się wielkim piłkarzem.

Zrzut ekranu 2019-10-15 o 07.47.36

SPORT

Zrzut ekranu 2019-10-15 o 08.00.29

Choć awans na Euro w tym roku był naprawdę prostą sprawą, Jerzy Brzęczek zapisał się w historii. Doprawdy niewielu trenerom udało się awansować na wielką imprezę z reprezentacją Polski.

Nie szło mu w Rakowie, Lechii czy GKS-ie Katowice. Tylko tak naprawdę w Wiśle Płock było nieźle, a teraz świętuje z reprezentacją awans na duży międzynarodowy turniej!

Spójrzmy wstecz i zobaczmy ilu polskim selekcjonerom udała się ta sztuka. Nie jest ich wielu. Najpierw legenda przedwojennej piłki, Józef Kałuża, który poprowadził biało-czerwonych na mundial we Francji w 1938 roku. Potem kolejne awanse i sukcesy święcili Kazimierz Górski oraz Antoni Piechniczek. I już jesteśmy w XXI wieku, gdzie na duże międzynarodowe imprezy zespół narodowy zdołali wprowadzić Jerzy Engel, Paweł Janas i dwukrotnie Adam Nawałka. Teraz do tego zacnego grona dołącza Brzęczek.

Rozmowę z Kamilem Glikiem, której fragment mamy w „Super Expressie” przeczytamy w calości w „Sporcie”. Tutaj o świętowaniu po awansie:

Trener po wygranej z Macedonią pozwolił na świętowanie?
– Jesteśmy grupą dorosłych osób. Był czas, żeby wypić po piwie, żeby usiąść i podsumować to, co się w eliminacjach wydarzyło, ale pamiętamy też, że przed nami jeszcze dwa trudne spotkania. Z Izraelem i Słowenią w listopadzie będziemy grali żeby wygrać grupę, bo mamy swoje ambicje. Teraz na pewno jest trochę czasu na nacieszenie się ważną wygraną i awansem. Takie momenty są fajne i warto z nich korzystać.

Jak ostatnie mecze eliminacyjne mogą wyglądać?
– Chcemy nie tylko dobrze się zaprezentować, ale zrobić wszystko, żeby skończyć rozgrywki na pierwszym miejscu, a poza tym będziemy chcieli się dobrze pożegnać z naszymi kibicami. Na pewno nie będą to mecze towarzyskie. Chcemy wygrywać i podtrzymać dobrą passę spotkań bez porażki na PGE Narodowym. Podejdziemy do nich bardzo poważnie.

Zrzut ekranu 2019-10-15 o 08.00.35

Chorwacja nie umie złapać dobrego rytmu. Prowadzi w grupie, ale już trzeci raz wypuszcza prowadzenie w tych eliminacjach.

Chorwaci uzyskali prowadzenie z Walią już w 9 minucie, po akcji Josipa Brekalo i Bruno Petkovicia, zakończonej przez Nikolę Vlaszicia. Stracili bramkę „do szatni” w kontrowersyjnych okolicznościach. Ben Davies kopnął Mateo Kovaczicia, przejął piłkę, podał do Garetha Bale, który pokonał Dominika Livakovicia. Kapitan Walii zdobył swojego drugiego gola w tych eliminacjach i 33. w reprezentacji. Sędzia Bjoern Kuipers nie zareagował na protesty Chorwatów, a VARu w eliminacjach nie ma. Po raz trzeci w kwalifikacjach Euro 2020 Chorwacja na wyjeździe uzyskuje bramkową przewagę i ją traci. Tak było z Węgrami, Azerbejdżanem, Walią… – Po zdobyciu gola odpuszczamy, jakbyśmy chcieli trochę się zrelaksować. Nie zdobywamy kolejnej bramki, która wzmocniłaby naszą sytuację, nie podejmujemy ryzyka. To taka gra na alibi – uważa kapitan Chorwacji, Luka Modrić. Poza dwoma punktami straciła też dwóch piłkarzy. Z powodu żółtych kartek Domagoj Vida i Dejan Lovren nie zagrają ze Słowacją.

Niemcy wygrali swój mecz w cieniu politycznych kontrowersji. Chodzi o sytuację w Turcji i polubione przez Emre Cana i Ilkaya Guendogana zdjęcie Cenka Tosuna, na którym Turcy salutują wspierając walczącą w Syrii armię.

– Polubiłem zdjęcie Tosuna podczas przeglądania Instagrama bez zwracania uwagi na to, co właściwie wrzucił. Jestem pacyfistą i przeciwnikiem jakiejkolwiek wojny – tłumaczył się Emre Can, a w podobnym tonie wypowiadał się Ilkay Guendogan. – Cofnąłem „lajka” w momencie, gdy zorientowałem się, że może to być zinterpretowane pod kątem politycznym. Uwierzcie mi, po tym, co wydarzyło się w poprzednim roku, ostatnią rzeczą, jaką chciałbym zrobić, jest angażowanie się w politykę.

Bohater meczu z Estonią wie, co mówi, ponieważ rok temu – razem z Mesutem Oezilem – został zaproszony przez tureckiego prezydenta Recepa Erdogana. Obu sportowcom zrobiono zdjęcia z dyktatorem, które obiegły internet. Później piłkarze tłumaczyli się, że nie wypadało im odrzucić zaproszenia i że nie miało to na celu żadnej politycznej agitacji, jednak niewiele to dało.

Zrzut ekranu 2019-10-15 o 08.00.40

Młodzieżówka ugrała punkt z Rosją na jej terenie, teraz trzeba u siebie dać radę zawsze groźnej Serbii.

Selekcjoner naszej młodzieżówki nie ukrywa, że kolejne spotkanie, które jego ekipa zagra dziś w Łodzi, również nie będzie łatwe. Naprzeciw polskiej drużyny stanie bowiem reprezentacja Serbii. Oczywiście trzeba pamiętać, że drużyny znacznie różnią się od siebie, ale w marcu tego roku, grając z tą drużyną towarzysko w Grodzisku Wielkopolskim, przegraliśmy 0:2. Później oba zespoły pojechały na młodzieżowe Euro do Włoch i San Marino. Biało-czerwoni, po zwycięstwach z Belgią i Włochami, przegrali 0:5 z Hiszpanią i nie awansowali do półfinału. Serbowie zaprezentowali się gorzej, bo będąc w grupie z Niemcami, Danią i Austrią przegrali wszystkie mecze. Niemniej jednak drużyna ta grała na trzech ostatnich młodzieżowych Euro. I w tej kategorii wiekowej jest zaliczana do silnych europejskich reprezentacji. – Mecz z Rosją kosztował nas mnóstwo sił. Do kolejnego meczu nie ma zbyt wiele czasu. Serbowie grają zupełnie inaczej niż Rosjanie. Bazują na wyszkoleniu technicznym. Mają w składzie kilka bardzo ciekawych indywidualności. Musimy się szybko zregenerować. Zaczęliśmy już „misję Serbia”. Analizowaliśmy to, co stało się w Jekaterynburgu, a na temat kolejnego rywala mamy sporą wiedzę – ocenia Czesław Michniewicz.

Obcokrajowcy w Piaście bardzo chętnie uczą się języków. To pomaga w adaptacji w klubie i kraju.

Wielki zapał i widoczne postępy w kwestii komunikacji w języku polskim widać u innego Hiszpana – Jorge Feliksa. Ofensywny piłkarz, który ma też wykształcenie ekonomiczne, nie unikał nauki języka, chętnie korzystając z pomocy polskich kolegów. Jego nauczycielem w trakcie wolnych chwil na zgrupowaniach jest Patryk Sokołowski; jeden uczy drugiego swego ojczystego języka. – Jak z moim hiszpańskim? Średnio. Musiałbym się zapisać na lekcje, choć Jorge nauczył mnie wielu ciekawych słówek. On także coraz lepiej radzi sobie z polskim, stara się dużo mówić. Pytanie, czy jak dalej tak dobrze będzie grał, to czy po sezonie go ktoś nie kupi, a jemu zostanie znajomość polskiego – śmieje się „Sokół”, nawiązując do słynnego aktora naturszczyka Jana Himilsbacha, który – z racji podobieństwa do Spencera Tracy oraz Kirka Douglasa – otrzymał propozycję od samego Stevena Spielberga. „Mógłbym się nauczyć angielskiego, ale jak Spielberg się rozmyśli, to jak ten ch… z tym angielskim zostanę” – miał powiedzieć znajomym ten niezapomniany artysta.

Zrzut ekranu 2019-10-15 o 08.00.43

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zrzut ekranu 2019-10-15 o 08.16.31

Sześć meczów do Euro. Czasu nie ma wiele, a reprezentacja musi zyskać charakter, by nie było turniejowej kompromitacji.

Brzęczek ma osiem miesięcy i sześć meczów, by wymyślić, co zrobić, żeby Biało-Czerwoni kończyli turniej w nastrojach znanych im z Francji, gdzie dotarli do ćwierćfinału, a nie w humorach towarzyszących po mundialu w Rosji, zakończonym pakowaniem walizek po dwóch szybkich porażkach. W drodze na EURO reprezentacja wpadła w turbulencje we wrześniu, zdobywając punkt w dwóch meczach. Ale wokół drużyny i Brzęczka nie było i nie ma spokoju. Selekcjonera nie bronią wyniki, jest krytykowany, a bywa, że kwestionowana jest jego pozycja. Prezes PZPN Zbigniew Boniek lubi powtarzać, że „posada Jurka nie jest zagrożona”, ale trener wciąż jest na cenzurowanym. Podczas EURO nie będzie rywali z trzeciej, czwartej czy piątej dziesiątki rankingu FIFA. Eliminacje minęły w szalonym tempie, Brzęczek ani razu nie wystawił tej samej jedenastki w dwóch kolejnych meczach, eksperymentował również jesienią ubiegłego roku, kiedy Polska grała w Lidze Narodów. Może nadeszła pora na stabilizację?

Zrzut ekranu 2019-10-15 o 08.16.41

Góralski znaczy twardziel. Choć sam nie przepada za nadawanymi mu z racji stylu gry ksywkami, defensywny pomocnik Łudogorca zwyczajnie sobie na nie zasłużył.

Marcin Krzywicki, który żył z jego podań w Płocku, pamięta, jak Góralski złamał nos na treningu. Grali w siatkonogę, uderzył w bandę. Do meczu zostało cztery dni. Lekarze nie chcieli słyszeć o jego występie, on nie chciał słyszeć o zakazie. Ustalili, że wyjdzie na boisko w masce. Ale wyszedł bez niej. Wyrzucił ją po pierwszym treningu. Tłumaczy, że ograniczała mu widoczność. W meczu zagrał ze złamanym nosem bez żadnej ochrony.

W Białymstoku z kolei pękła mu kość w dłoni. Kiedy lekarz zaproponował operację i osiem tygodni pauzy, Góralski odpowiedział, żeby przygotował mu specjalny opatrunek, bo nie przewiduje przerwy w grze. – Sam się zastanawiam, skąd we mnie tyle siły. Pamiętam, jak kiedyś z Jagiellonią graliśmy sparing z Dolcanem i bardzo chciałem się pokazać, bo byłem wtedy nowy w drużynie. Po zderzeniu z rywalem upadłem i podparłem się ręką. Nic się nie działo, dopiero po kilku dniach okazało się, że ją złamałem. Chcieli mnie wsadzić w gips na osiem tygodni, ale mówię: „Jak to? Dopiero co przyszedłem do Jagiellonii i mam się poddać?”. Nie podpisałem zgody na operację. Minęło kilka dni po tej kontuzji ręki i graliśmy w Kielcach. Chciałem zabrać piłkę Cebuli, ale nagle coś mnie zabolało. Nie mogłem wyprostować nogi. Miałem krwiak pod kolanem. Lekarz zrobił mi zastrzyk i powiedział, że jeśli wytrzymam ból, to mogę trenować. Nie przyznałem się do niczego trenerom, bo gdyby wiedzieli, nie pozwoliliby mi ćwiczyć. Po cichu udało się wyleczyć kontuzję – opowiada beztrosko.

Zdaniem Piotra Zielińskiego reprezentacja zmierza w dobrą stronę.

Mam wrażenie, że z Jackiem Góralskim za plecami gra się bardzo komfortowo. Był zabezpieczeniem dla pana i Grzegorza Krychowiaka. Sędzia Mateu Lahoz pokazał mnóstwo kartek, a Góralski był tak skuteczny, że nie miał ani jednego faulu.
– Bardzo podobała mi się jego gra. To był mecz Górala. W takich momentach daje naszej drużynie dużo. Był wszędzie, gdzie trzeba i za- wsze na czas. Odbierał piłki, nie bał się wejść zdecydowanie, doskoczyć do rywala, a przy tym potrafi też dobrze grać w piłkę. Jest bardzo dobrym i ważnym zawodnikiem dla kadry.

Cel został osiągnięty, bo znów zagracie w mistrzostwach Europy. To były wymagające eliminacje?
– Wbrew temu, co się mówi, na pewno nie były łatwe. Mecz z Austrią na Narodowym czy wyjazdy do Słowenii i Macedonii Północnej to były bardzo trudne zawody. Czasem za bardzo oddawaliśmy w nich inicjatywę rywalom, ale ważne, że udało się zdobyć cenne punkty. Mamy powody do radości, a ja wierzę w tę drużynę. Uważam, że eliminacje były pozytywne, a wszystko idzie we właściwym kierunku. Do EURO mamy jeszcze bardzo dużo czasu, więc będzie kiedy się poprawić.

Zrzut ekranu 2019-10-15 o 08.16.46

Kamil Glik ze stuprocentową skutecznością. Jedyne gole w eliminacjach traciliśmy, gdy nie grał.

31-letni obrońca nie grał o punkty tylko w Lublanie, bo leczył kontuzję, i w Słowenii Polska straciła dwa gole. W siedmiu pozostałych spotkaniach był niezastąpiony. I nasz zespół nie pozwolił rywalom na nic. Wygrana z Łotwą przyszła łatwo, ale w strefie wywiadów Glik nie gryzł się w język. Był wściekły na nonszalancję i lekkomyślność kolegów. Zarzucił grę samolubną zamiast współpracy. Wściekał się na podania piętą, które kończyły się stratą piłki i pozwalały najsłabszej, po San Marino, drużynie kwalifikacji wyprowadzać kontry.

Zbigniew Boniek w krótkiej rozmowie z Tomaszem Włodarczykiem mówi, że to był najtrudniejszy z trzech awansów za jego kadencji.

Dlaczego?
– Gdy wybierałem Adama Nawałkę na stanowisko selekcjonera, pojawiło się zwątpienie, ale osobiście miałem przekonanie, że pójdziemy w dobrą stronę. I tak się stało. Gdy jednak rezygnował, wyznał mi, że ten zespół musi przejść głęboką przebudowę, bo już coś nie funkcjonuje. Jest wypalony. Nikt tego głośno nie mówił. Ta opinia nie została zignorowana. Od czasu do czasu padały wypowiedzi ze strony piłkarzy, ukryte między słowami, że ta grupa szuka nowej identyfikacji. Dlatego Jerzy Brzęczek stanął i nadal stoi przed wielkim wyzwaniem. Spisuje się dobrze, bo przeprowadza nas przez trudną transformację. Nie wziął gotowej reprezentacji. Dziś widzę, że w szatni panuje dobry duch. To żywa ekipa, która nie boi się autokrytyki. Głośno komunikuje problemy.

Zrzut ekranu 2019-10-15 o 08.16.52

Najdziwniejsze Euro w historii. Piłkarze polatają po jedenastu krajach, a ostatnich finalistów poznamy nie w listopadzie, a dopiero dwa i pół miesiąca przed mistrzostwami, gdy zostaną rozegrane baraże z Ligi Narodów.

Może się zdarzyć, że Polacy znajdą się w grupie, której spotkania zaplanowano we wspomnianym Baku, ale i w Rzymie. Taki wariant byłby najgorszy dla kibiców marzących o wspieraniu naszej drużyny z trybun.

Z drugiej strony może im się poszczęści i Polacy będą grać w Londynie oraz w Glasgow, dzięki czemu zawodnicy i kibice uniknęliby kilku długich przelotów samolotem. W takim wariancie nasi piłkarze podróżowaliby krócej niż podczas mistrzostw świata w Rosji, gdzie z bazy w Soczi do Moskwy mieli 1600 kilometrów.

Stosunkowo dobrą – pod względem logistycznym – opcją jest też gra w Monachium oraz w Budapeszcie. Inne możliwości to Kopenhaga z St. Petersburgiem, Amsterdam z Bukaresztem, Bilbao z Dublinem. Mecze 1/8 finału odbędą się na ośmiu różnych stadionach – w Bukareszcie, Kopenhadze, Bilbao, Londynie, Glasgow, Dublinie, Budapeszcie i Amsterdamie, ćwierćfinały na czterech różnych obiektach (w St. Petersburgu, Monachium, Rzymie i Baku), a dopiero półfinały i finał w jednym miejscu – na londyńskim Wembley. Na koniec dziwnego turnieju dojdzie więc do powrotu do przeszłości. Taki rodzaj Final Four w mistrzostwach Europy obowiązywał przecież w latach 1960-76, gdy w finałach występowały tylko cztery zespoły.

Zrzut ekranu 2019-10-15 o 08.16.58

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...