Reklama

Hurkacz wrócił na dobrą ścieżkę. Dziś pokonał Monfilsa

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

08 października 2019, 15:48 • 4 min czytania 0 komentarzy

Obawialiśmy się o końcówkę sezonu w wykonaniu Huberta Hurkacza, nie będziemy tego kryć. W trzech ostatnich turniejach rankingowych odpadał w pierwszej rundzie, a w Pucharze Davisa łatwo ograł go Stefano Tsitsipas. Wyglądało na to, że Polak jest już nieco zmęczony bardzo intensywnym sezonem, pierwszym takim w jego karierze. Ale w Chinach odżył. Dziś w dwóch setach pokonał światową “11”, Gaela Monfilsa. 

Hurkacz wrócił na dobrą ścieżkę. Dziś pokonał Monfilsa

To nie był pierwszy mecz Polaka w Szanghaju. Wcześniej musiał poradzić sobie z reprezentantem gospodarzy, Zhangiem, który do turnieju wszedł za sprawą dzikiej karty. Chińczyk na świecie notowany jest mniej więcej w okolicach 180. miejsca, ale z Hubertem grał naprawdę solidnie. Choć na korcie nie spędzili wiele czasu, to wynik 7:6 (7:5), 6:4 jasno wskazywał na to, że Zhang grać umie. No i też – mimo zwycięstwa – nie uspokoił nas w kontekście rozważań na temat formy Hurkacza.

Bo Polak ma pełne prawo do wyczerpania. To jego pierwszy sezon grany w turniejach rangi ATP i niemal z miejsca stał się w Polsce gwiazdą. Po 37 latach posuchy wśród naszych tenisistów wygrał imprezę z głównego cyklu, pokonywał gości z najlepszej “10” rankingu, grał z Djokoviciem i Federerem, awansował do najlepszej “50”, a potem “40” na świecie, podpisał nowe umowy sponsorskie, zwiększyło się zainteresowanie mediów… Zaskoczeniem nie było więc kilka gorszych meczów. Ba, dziwilibyśmy się, gdyby nie nastąpiły.

Ale że zawsze chcielibyśmy widzieć Hurkacza wygrywającego, to taki stan rzeczy niezbyt nam się podobał. Na całe szczęście dziś dostaliśmy jasny dowód na to, że Hubert w tym sezonie wciąż może dać nam sporo radości. Bo Gaela Monfilsa pokonał z zadziwiającą łatwością. Mecz sam w sobie trwał zaledwie 1:17 h, ale spora w tym zasługa dłuższego drugiego seta. W pierwszym Polak nie pozostawił Francuzowi żadnych wątpliwości, przełamując go dwukrotnie i wygrywając 6:2.

Na rozegranie drugiej partii obaj musieli nieco poczekać. Mecz przerwano bowiem z powodu deszczu. I to mogło się źle skończyć dla Huberta, przerwa bowiem wyraźnie ożywiła Monfilsa. Francuz zaczął grać lepiej, piłki umieszczał tam, gdzie chciał, znacząco poprawił serwis, był skoncentrowany i nakręcony. Co chwila głośno pokrzykiwał, zachęcając się do lepszej gry. Kontrast z cichym i opanowanym Hurkaczem był aż nadto widoczny. Gael miał zresztą jedną szansę na przełamanie Polaka, ale na szczęście jej nie wykorzystał.

Reklama

Losy seta i, jak się okazało, meczu, rozstrzygnął tie-break. W nim jednak nie było już żadnych wątpliwości. Hubert oddał rywalowi zaledwie jeden punkt i to w momencie, gdy prowadził 6:0. Monfils znacząco pomagał, często trafiając poza kort, ale trzeba oddać Polakowi co jego – grał pewnie, dobrze prowadził wymiany i doprowadził to spotkanie do spokojnego końca. Nie przeszkodziła  mu nawet latając koło nóg ćma, którą kilkukrotnie próbował odgonić. Pewnie fanka.

Dzisiejszym zwycięstwem Hubert przełamał też pewnego rodzaju francuską klątwę. Od wygranej w finale turnieju w Winston Salem, gdzie pokonał Benoita Paire, ogrywali go Jeremy Chardy, Gregoire Barrere i Lucas Pouille. Dziś wreszcie wygrał z reprezentantem Trójkolorowych. Żeby było śmieszniej: najwyżej notowanym ze wszystkich Francuzów w rankingu ATP. Bo jak się przełamywać, to z rozmachem.

To zwycięstwo ma jednak też inne, nawet ważniejsze znaczenie. Hurkacz w końcówce sezonu walczy bowiem o awans do najlepszej “32” rankingu. W najnowszym notowaniu jest zaledwie dwa miejsca i 19 punktów od tego. Dlaczego to tak ważne? Bo gdyby udało mu się w niej znaleźć przed przyszłorocznym Australian Open, to po raz pierwszy w turnieju wielkoszlemowym grałby z rozstawieniem. A to oznacza, że na innego rozstawionego natknąć mógłby się dopiero w III rundzie. Innymi słowy: nie byłoby opcji, żeby w pierwszym meczu trafił na przykład na Djokovicia, jak to miało miejsce w Roland Garros.

Zadanie nie należy jednak do łatwych, bo już w kolejnej rundzie chińskiego turnieju Hubert zmierzy się albo Felixem Augerem-Aliassime’em (bilans 0-1), albo ze Stefanosem Tsitsipasem (1-4). Do końca sezonu Polak ma do obronienia 154 punktów. Gdyby wygrał następne spotkanie, to… już by to zrobił. Za dojście do ćwierćfinału turnieju w Szanghaju zdobywa się bowiem 180 oczek do rankingu. Stawka następnego meczu Huberta będzie więc wysoka. Ale skoro dziś wrócił na właściwą ścieżkę, to wierzymy, że będzie w stanie się na niej utrzymać. I dojść nią do rozstawienia na Australian Open.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...