Mamy w Ekstraklasie coraz więcej przypadków, gdy trener dostaje czas i zaufanie. Ireneusz Mamrot w Jagiellonii miał być już na wylocie, ale koniec końców został i podpisał nowy kontrakt. Kazimierz Moskal nie musiał drżeć o swoją posadę nawet po ośmiu z rzędu porażkach ŁKS-u. Kosta Runjaić i Michał Probierz wyszli mocniejsi z fatalnego startu w zeszłym sezonie. Nawet Dariusz Mioduski zapewnia o swoim wsparciu dla Aleksandara Vukovicia, które wcale nie będzie oznaczało rychłego zwolnienia. Coś się zmienia, ale jak widać – nie wszędzie. W Arce Gdynia w klasyczny sposób szefowie klubu nie wytrzymali ciśnienia.
Po porażce z Wisłą Płock z posadą pożegnał się Jacek Zieliński. Jego posada nie od dziś wisiała na włosku. Już kilka razy o tym pisaliśmy, więc tylko powtórzymy: żegnanie go teraz to po prostu absurd. Ok, Arka jest na przedostatnim miejscu w tabeli, a w piątek dostała 1:4. Ale bezpośrednio przed starciem z “Nafciarzami” po ładnej grze zremisowała z Piastem Gliwice – jakby nie było, aktualnym mistrzem – i rozbiła ŁKS. Najgorsze już ewidentnie minęło, tymczasem szkoleniowiec dostaje kopa w tyłek przy pierwszym lepszym pretekście.
A to przecież nie wina Zielińskiego, że gdyński klub był latem jednym wielkim bajzlem decyzyjnym, bo ścierały się dwie koncepcje wzmacniania zespołu po stracie m.in. Janoty i Zarandii: oszczędna, forsowana przez byłego już prezesa Wojciecha Pertkiewicza, i ofensywna, której oczekiwali właściciele. To nie Zieliński sprawił, że przez takie zamieszanie wiele ciekawych tematów uciekło, a najpoważniejszych wzmocnień (powrót Marko Vejinovicia) dokonano rzutem na taśmę, już po odejściu Pertkiewicza. To również nie były już trener gdynian w głównej mierze decydował o tym, że zaburzono proporcje na niektórych pozycjach – nadmiar środkowych pomocników przy jednoczesnych brakach na skrzydłach i w ataku. No trudno nie odnieść wrażenia, że mamy do czynienia z klasycznym “kowal zawinił (nie ty, Wojtek), cygana powiesili”.
Wspominaliśmy o remisie z Piastem i pokonaniu ŁKS-u, ale ktoś może wypomnieć, że w międzyczasie Arka odpadła w Pucharze Polski z beznadziejną w I lidze Odrą Opole. Fakt jest faktem, jednak w obecnej sytuacji te rozgrywki są dla gdynian jednym z ostatnich zmartwień. Trudno przecież mieć pretensje do Zielińskiego, że dał szansę zmiennikom – na czele z Hiszpanami, których tego lata w takich a nie innych okolicznościach mu sprowadzono. Kiedy, jak nie w takim meczu ich sprawdzić?
Trener zwyczajnie zasłużył, żeby pozwolić mu wyjść z drużyną na prostą. Nie pracował w Gdyni od pięciu lat, nie można było stwierdzić, że formuła się wyczerpała i tym podobne. Przyszedł w kwietniu, w ośmiu wiosennych kolejkach wywalczył 14 punktów i utrzymał klub w Ekstraklasie. A teraz się go żegna, gdy – jak już wspominaliśmy – najgorszy okres Arka zdaje się mieć za sobą. Zero logiki.
Na dodatek zarządzający klubem z Trójmiasta mogą mieć problem z szybkim znalezieniem porządnego następcy. Miał już być dogadany Wojciech Stawowy – co samo w sobie stanowiło duże zaskoczenie – lecz w ostatniej chwili zrezygnował. Trzeba szukać dalej, możliwy jest powrót Grzegorza Nicińskiego (info janekxa), ale nie będziemy zaskoczeni jeśli znów za moment wszystko się zmieni.
Fot. FotoPyK