Jeżeli w Zabrzu liczyli, że tym razem Górnik nie będzie musiał do końca bronić się przed spadkiem, to muszą zrewidować swoje poglądy. Coraz więcej wskazuje na powtórkę z rozrywki, a jako jedną z głównych przyczyn trzeba wskazać totalnie nietrafione – przynajmniej na tu i teraz – letnie okno transferowe. To dość duży kamyczek do ogródka odpowiedzialnego za wzmacnianie zespołu Artura Płatka.
Zimą za jego sprawą przy Roosevelta stawili się m.in. Walerian Gwilia, Boris Sekulić, Mateusz Matras czy Martin Chudy, który po bardzo słabym początku potrafił się ogarnąć i już nie schodził poniżej przyzwoitego poziomu. Ta czwórka odegrała kluczową rolę w pozostaniu Górnika w gronie najlepszych. Nie będzie szczytem odwagi stwierdzenie, że bez tych nazwisk dziś zabrzańscy kibice znów jeździliby do Chojnic czy Suwałk.
Nic dziwnego, że Płatek zyskał w Górniku bardzo dużą swobodę działania. Po odejściu prezesa Bartosza Sarnowskiego w zasadzie tylko sam Marcin Brosz mógłby go do jakiegoś zawodnika zniechęcić. Na ten moment jednak letnie działania dyrektora sportowego całościowo trzeba ocenić na wyraźny minus. Z dziewięciu piłkarzy sprowadzonych w minionym okienku jeden jedyny Erik Janża okazał się wzmocnieniem. Tego akurat można było się spodziewać, bo Słoweniec otarł się o reprezentację swojego kraju (dziś do niej wraca, został dowołany) i Viktorię Pilzno, a dla Mariboru rozegrał blisko 50 meczów. Od razu wywalczył sobie plac na lewej stronie obrony i po jedenastu kolejkach ma u nas najwyższą średnią not z całej drużyny (5,18). Janża jest solidny w tyłach, a przy tym potrafi się pokazać w akcji ofensywnej i dobrze bije stałe fragmenty gry. Trzy asysty nie do końca oddają to, ile już sytuacji stworzył swoim kolegom.
W pozostałych przypadkach mamy większe lub mniejsze rozczarowanie. O ile występujący jak dotąd wyłącznie w trzecioligowych rezerwach Aleksander Paluszek i Michał Rostkowski od początku nie byli raczej traktowani jako kandydaci do szybkiego pokazania się w Ekstraklasie, o tyle resztę trzeba już recenzować pod takim kątem. Wnioski nie będą wesołe.
Filip Bainović. Osiem występów, ani jeden choćby przyzwoity, na notę wyjściową. Na razie 23-latek wygląda na typowego gościa od przeszkadzania, który rzadko kiedy jest w stanie zrobić coś więcej.
Juan Bauza. Zagrał od początku na Wiśle Kraków i choć bardzo się starał, nic mu nie wychodziło. Potem doznał kontuzji i wrócił dopiero w ostatniej kolejce, wchodząc z ławki na stadionie Cracovii.
David Kopacz. Niesamowicie sympatyczny gość, o czym wkrótce przekonacie się w naszym cyklu “Patrzymy w przyszłość”, ale na murawie dotychczas niewiele mu wychodziło. Kopacz ma problemy z decyzyjnością i zachowaniem spokoju w decydujących momentach, dlatego mimo że dochodził już do kilku sytuacji, nadal jest bez gola lub asysty. Średnia not jedna z najniższych w całej lidze – 3,29.
Piotr Krawczyk. W poprzednim sezonie strzelił 26 goli dla trzecioligowej Legionovii, ale to już nie jest młodzieniaszek, w grudniu skończy 25 lat. Nie stanowi żadnej alternatywy dla Igora Angulo, mimo że Hiszpan w tym sezonie spisuje się słabo. Krawczyk rozegrał dwie minuty w Ekstraklasie (mecz w Białymstoku) i dopiero w pucharze z Polonią Środa Wielkopolska wystąpił od początku. Nawet zdobył bramkę, ale niczego to w jego statusie nie zmieniło.
Dawid Kudła. Bez komentarza.
Alasana Manneh. Na papierze wyglądał całkiem zachęcająco. Nadal w rozwojowym wieku (rocznik 1998), szkolony w Barcelonie, przez półtora roku pograł w bułgarskiej ekstraklasie, reprezentant Gambii. No ale jak przyszło co do czego, zobaczyliśmy chłopaka, który może i w miejscu nieźle panuje nad piłką, ale w normalnej grze ginie, nie ma go. Wciąż trudno powiedzieć, co konkretnie ma być jego atutem.
***
Siedem transferów. Jeden trafiony i sześć niewypałów, tu nie ma nawet stanów pośrednich. Wygląda na to, że Górnik popełnił błąd sprzed roku i znów postawił na zawodników, którzy może kiedyś wystrzelą, ale teraz grają na dużym kredycie zaufania. Potrzebują czasu, którego klub nie ma. Ponownie zaburzono proporcje. Zimowe transfery również dlatego okazały się tak skuteczne, że sprowadzono bardziej doświadczone nazwiska, zweryfikowane już w niejednej lidze, które od razu zrobiły różnicę. Dziś poza Janżą takich nie ma, na dodatek połowa z tych rozczarowujących to obcokrajowcy, co jeszcze bardziej mija się z celem. Nowi w żaden sposób nie wypełnili luk po Gwilii i Żurkowskim, a poza Jesusem Jimenezem w zasadzie nikt z ofensywy nie znajduje się przynajmniej w niezłej formie. Nie ma przypadku w fakcie, iż mniej goli od Górnika strzeliły jedynie Korona Kielce i Arka Gdynia.
Kolejna korekta kursu w zimowym mercato jest nieodzowna. Inaczej być może faktycznie Bainović czy Manneh za jakiś czas jednak okażą się czołowymi ligowcami na swoich pozycjach, tyle że nie będzie już chodziło o Ekstraklasę.
Fot. FotoPyK