Puchary nie służą klubom Ekstraklasy – nie tylko te europejskie, ale również krajowe. Wczoraj z marzeniami o majówce na Stadionie Narodowym pożegnały się ekipy Korony Kielce oraz Śląska Wrocław. Tylko pierwsza z nich jest w miarę usprawiedliwiona, bo odpadła z innym przedstawicielem najwyższej klasy rozgrywkowej, gdy druga dostała w ryj od drugoligowca. Okazuje się jednak, że na tym nie koniec niespodzianek – pucharowy ananas nie kwitnie również dla Wisły Kraków.
Biała Gwiazda pojechała dziś do Stargardu, przegrała z Błękitnymi 1-2 i dla niej też jest już po zabawie. Można oczywiście powiedzieć, że ta ekipa – o czym pewnie wszyscy pamiętają – ma specjalizację z eliminowania silniejszych rywali, można nawet stwierdzić, że Wiśle cały ten Puchar Polski jest tak potrzebny, jak – nie przymierzając – kobiecie lekkich obyczajów bielizna i po prostu przejść nad tym do porządku dziennego, ale…
No jakoś tego wszystkiego nie kupujemy.
Po pierwsze dlatego, że Błękitni – z całym szacunkiem dla nich – to po prostu średniak drugiej ligi, konkretnie 11. drużyna tych rozgrywek, która bezpośrednio przed dzisiejszym meczem przegrała i z Bytovią Bytów, i z Pogonią Siedlce. To, że kiedyś piłkarzom ze Stargardu udało się dojść do półfinału PP, w którym napędzili strachu Lechowi, to dziś ledwie ciekawostka – inny jest trener, inni są piłkarze. W kadrze klubu jest ledwie jeden zawodnik, który był w składzie także na dwumecz z Kolejorzem – Wojciech Fadecki, strzelec obu bramek w dzisiejszym spotkaniu, który wrócił do Błękitnych po sezonie w Warcie Poznań.
Nie jest też tak, że Maciej Stolarczyk postawił tylko na głębokie rezerwy i juniorów.
Mateusz Lis – Rafał Boguski, Rafał Janicki, Serafin Szota, Marcin Grabowski – Krzysztof Drzazga, Vullnet Basha, Jean Carlos, Damian Pawłowski, Emmanuel Kumah – Przemysław Zdybowicz.
Lis to podstawowy bramkarz z poprzedniego sezonu, który przed chwilą był z młodzieżówką na Euro. Janicki, Boguski i Carlos regularnie grają w tym sezonie w Ekstraklasie, a o Bashy, który już poradził sobie z kłopotami zdrowotnymi, za chwilę będzie można powiedzieć to samo. Dalej: Drzazga – małe odkrycie poprzedniego sezonu, dziś gość, który rozczarowuje, ale grywa. Dla takiego Szoty był to może debiut w Wiśle, ale nie zapominajmy, że to pewniak z kadry Magiery na mundial oraz po nim, czyli – jakkolwiek patrzeć – jedna z nadziei polskiej piłki. Nawet o Zdybowiczu dobre słowo można powiedzieć, wszak świetnie zaczął sezon w I-ligowym GKS-ie Bełchatów i zapracował na przeprowadzkę do Krakowa.
Co więcej, gdy nie szło, trener Białej Gwiazdy wprowadził na boisko będącego w wysokiej formie Michała Maka, Vukana Savicevicia, a także Kamila Wojtkowskiego. Usposobionych ofensywnie i zarazem najlepszych graczy z tych, którzy siedzieli na ławce. Czyli ciśnienie jednak było. A tu zonk – udało się 10 minut przed końcem wyrównać za sprawą Maka, ale Błękitni zdążyli wsadzić jeszcze jedną bramkę, na wagę awansu.
Nawet jeśli zgadzamy się z tym, że Wisła kadrowo to dziś niekoniecznie drużyna na górną ósemkę, to nie czarujmy się – mówimy o kompromitacji.
Fot. 400mm.pl