Z roku na rok to rozgrywki coraz bardziej elitarne. Z roku na rok piłkarska jakość uczestników jest coraz wyższa. Z roku na rok coraz trudniej wskazać faworyta, z roku na rok coraz mniej jest w niej sezonowych ciekawostek i turystów. Dziś wraca Liga Mistrzów i – właściwie jak co 12 miesięcy – delikatny ból, że nie ma w niej Polaków, miesza się z przekonaniem, że i tak byśmy do tego grona po prostu nie pasowali.
Zerkamy nawet na dzisiejszą rozpiskę meczów: jest pierwszy dzień rozgrywek, a już dostajemy starcia Borussii Dortmund z Barceloną oraz Napoli z Liverpoolem.
Tak, jesteśmy trochę tym biednym dzieciakiem, który ogląda transmisje telewizyjne przez szybę sklepowej wystawy, jesteśmy tym studentem, który na śniadanie pożera taśmowo słynne kanapki z chlebem posmarowane nożem. Ale co z tego, skoro ten świat za szybą jest aż tak kolorowy?!
Spoglądamy nawet na kursy w 4,35 – innymi słowy, zwycięstwo Citizens w Lidze Mistrzów jest minimalnie mniej prawdopodobne, jak dzisiejsze zwycięstwo rozbitej organizacyjnie Valencii na Stamford Bridge (4,05).
To pokazuje, jak mocna zrobiła się ta europejska elita, jak minimalne są różnice pomiędzy tymi najmocniejszymi. Za nami okienko transferowe, które wszyscy uznali zgodnie za dość spokojne. Ale jak nazwać “spokojnym” okres, w którym Eden Hazard zamienia Londyn na Madryt, w którym Barcelona do Messiego i Suareza dodaje Griezmanna, ściągając jednocześnie do drugiej linii Frenkiego de Jonga? Okienko transferowe to w ogóle najbardziej namacalny, przeliczalny na euro i dolary, symbol rozwarstwienia futbolowego. Gdy drużyny z III i IV koszyka ustanawiają swoje rekordy wydatków kwotami z siedmioma cyframi (Slavia Praga wydała w tym okienku 8 milionów), te najsilniejsze swobodnie bujają się w świecie już nie dziesiątek, a setek milionów.
Futbolowi romantycy, a tacy siedzą w każdym z nas, najpierw nieśmiało protestują: gdzie te czasy, gdy w stawce liczyły się polskie, rumuńskie czy serbskie zespoły. Ale potem górę biorą realiści: czy na pewno chcielibyśmy oglądać w półfinale Ligi Mistrzów Crveną Zvezdę Belgrad, skoro świat daje nam możliwość oglądania pojedynków Leo Messiego z Virgilem van Dijkiem?
A ta edycja pojedynków najwyższej próby raczej nam nie poskąpi. Oglądamy sobie kadry etatowych faworytów i widzimy, że te niepokonane drużyny, które wydawały się już naprawdę dobijać do kresu ludzkich możliwości, teraz wchodzą w sezon z jeszcze większym animuszem. Manchester City Pepa Guardioli, jako się rzekło – faworyt, już w ubiegłym sezonie miewał mecze ocierające się o perfekcję. Teraz zaś wzmocniony kolejnymi zakupami za prawie 170 milionów euro, a przede wszystkim bogatszy o kolejne dni pracy z jednym z największych fachowców w historii istnienia zawodu trenera, wydaje się maszyną nie do przejścia (*sprawdzić, czy to nie mecz z Norwich).
To w ogóle też znak nowych, lepszych czasów. Już nie tylko dream teamy naszpikowane gwiazdami, ale i trenerzy, którzy wyróżniają się stylem i wynikami. Określenia takie jak gegenpressing czy sarrismo są już czytelne nawet dla niedzielnych fanów piłki nożnej, a wielu ludzi na ulicy prędzej poznałoby Jurgena Kloppa niż któregokolwiek z jego podopiecznych. Do tradycyjnych pytań typu: jak Antoine Griezmann poradzi sobie z grą u boku Suareza i Messiego w meczach z najlepszymi liniami defensywnymi świata, dochodzą nieoczywiste, bardziej ambitne wątpliwości: czy 32-letni Antonio Candreva będzie w stanie przez 90 minut spełniać wymagającą funkcję wahadłowego w systemie gry proponowanym przez Antonio Conte?
Rany, czujemy się trochę jak użytkownicy forum Elektroda.pl, ale taki jest obecnie futbol! Stworzyła się stawka ośmiu czy dwunastu drużyn, o których chcemy wiedzieć wszystko: czy Eden Hazard kupił już mieszkanie w Madrycie, czy Mauro Icardi obserwuje na Instagramie Edinsona Cavaniego, czy Piotrowi Zielińskiemu coś się dzisiaj przestawiło w głowie.
FAWORYCI DO ZWYCIĘSTWA W LIDZE MISTRZÓW WEDŁUG ETOTO!
Manchester City – 4,35
FC Barcelona – 6,00
Liverpool – 7,50
Real Madryt – 9,00
Juventus i PSG – 11,00
No i teraz spójrzmy na to z dystansu. City Guardioli i Liverpool Kloppa – wiadomo, trzeba oglądać każdy mecz, by nie uronić ani minuty z tego wyjątkowego okresu w historii futbolu. Cristiano Ronaldo i Leo Messi? To samo, za parę lat będziemy wspominać ze łzami w oczach, że byliśmy świadkami tej unikalnej historii. PSG, które w tym towarzystwie przyjęło rolę “złego”, który próbuje za petrodolary kupić rzeczy bezcenne. Diego Simeone, który dostał właśnie do oszlifowania prawdziwy diament, Joao Felixa. Przebudowany Bayern Monachium, który po raz pierwszy postanowił wziąć udział w europejskim wyścigu, zamiast budować skład wyłącznie na drenowaniu innych niemieckich klubów. Królewscy w remoncie. To już osiem wielkich historii, osiem wielkich drużyn, z których każda ma jeden cel.
A w drugim szeregu czają się przecież nadal bohaterowie ubiegłego sezonu – Ajax czy Tottenham. Wielkie ambicje ma grupa pościgowa z Włoch, czyli Napoli i Inter, oraz z Niemiec, w postaci Borussii Dortmund i RB Lipsk.
Co za czasy. Co za widowiska. Co za narracje.
Wszystko zaczyna się dziś.
Ligo Mistrzów, fajnie, że wróciłaś. Nawet jeśli my, Polacy, możemy z tobą obcować tylko przez szybę.
***