Ileż razy za kadencji Adama Nawałki ratowała nam skórę spektakularna akcja Roberta Lewandowskiego bądź Kamila Grosickiego? Trudno nawet zliczyć, ale w kłopotach zwykle można było właśnie na tym duecie polegać. Jeden szarpnął po skrzydle, drugi huknął jak z armaty i pyk, mecz uratowany. Często na gola pracowali wspólnie, czasem swoją cegiełkę do zwycięstwa dokładał każdy z osobna. Niestety – dzisiaj już tak pięknie to nie wygląda. Lewandowski przestał strzelać, Grosicki również. Ich owocna dotychczas współpraca została rozbita, a siła ognia biało-czerwonych zgasła.
Teraz rodzi się pytanie: to przyczyna ofensywnej niemocy reprezentacji Polski, czy może jej skutek?
Liczby są po prostu porażające. Robert Lewandowski za kadencji Adama Nawałki zdobył 37 bramek w 40 meczach. Kosmiczna statystyka. Oczywiście można się czepiać, że na wielkich turniejach “Lewy” zbyt często rywali nie punktował, ale już w eliminacjach był prawdziwą bestią. Momentami można było odnieść wrażenie, że udział na mistrzostwach świata w Rosji zawdzięczamy tylko gwiazdorowi Bayernu. Zdarzył się tylko jeden mecz (0:4 z Danią) w poprzednich kwalifikacjach, którego Lewandowski nie uświetnił swoim golem. Jego występy przeciwko Rumunom (pięć goli w dwóch spotkaniach) były po prostu wielkie. To właśnie te popisy strzeleckie zapewniły Polakom spokojny awans na mundial. Przy istotnej roli drugoplanowej Grosickiego, rozrywającego defensywę rywali na skrzydle.
Jak to wyglądało przed Nawałką? Oczywiście gorzej. 18 bramek w 58 spotkaniach. Ale to był jeszcze inny Lewandowski – początkowo nieopierzony, dopiero rozpoczynający swoją karierę w kadrze, potem budujący w niej swoją pozycję. Bez opaski kapitańskiej na ramieniu. Można zrozumieć, że w tamtym okresie “Lewy” strzelał trochę mniej. To naturalne, jego prime time dopiero nadchodził, ewentualnie się rozpoczynał.
Ale nie można już łatwo przyjąć do wiadomości, że za kadencji Jerzego Brzęczka bilans Lewandowskiego zjechał do dwóch goli w dziesięciu spotkaniach.
Robert zdobył bramkę przeciwko Łotyszom (którzy stracili ich już w eliminacjach 21) i Izraelowi (z rzutu karnego, w meczu wygranym 4:0). Pusty przelot kapitan zaliczył natomiast przeciwko Austriakom (dwa razy), Słoweńcom, Macedończykom, Czechom, Włochom (też dwa razy) i Portugalczykom. W Lidze Narodów napastnik zapisał sobie wprawdzie na koncie dwie asysty, ale “Lewego”, co naturalne, rozliczamy przede wszystkim z bramek. A tych pada z jego strony w ostatnim czasie niewiele. Za mało, żeby kadra mogła marzyć o jakimś istotnym sukcesie. Cokolwiek powiedzieć, wczoraj Lewandowski co najmniej raz znalazł się w sytuacji stuprocentowej. Zresztą, klasyka gatunku, po dośrodkowaniu Kamila Grosickiego. Gdyby lepiej przymierzył, być może udałoby się biało-czerwonym odmienić obraz meczu. Ale Robert straszliwie spudłował. W ogóle zaliczył mnóstwo strat i zepsutych dryblingów.
Jak tłumaczyć ten regres formy strzeleckiej? Cóż, na pewno nie można go uzasadniać gorszą dyspozycją w klubie. Lewandowski generalnie jest w gazie, sezon Bundesligi rozpoczął kapitalnie. W koszulce Bayernu polski napastnik jest aktualnie prawdziwym potworem, rozstawia wszystkich po kątach. Zresztą, podobnie sytuacja ma się u Grosickiego. Kamil rozgrywki na zapleczu angielskiej Premier League zaczął również bardzo dobrze, ale i jemu w ostatnich miesiącach narodowe barwy nie dodają tyle wigoru co zwykle.
Przed Nawałką – 22 mecze w kadrze, bez gola, trzy asyst. Za poprzedniego selekcjonera – 38 meczów, 12 goli, 16 asyst. U Brzęczka – 10 występów, jeden gol.
Można mieć do byłego selekcjonera pretensje o mundial 2018, niski pressing i pozostałe ekscesy, ale prawda jest taka, że Nawałka na wielu polskich piłkarzy znalazł po prostu pomysł. Nie był to pomysł idealny, być może nawet nie był najlepszy z możliwych. Ale na pewno ciekawszy niż koncepcje, które proponowali Fornalik, Smuda czy teraz Brzęczek. Dzisiaj Grosicki i Lewandowski na boisku swoją grę ograniczają do szarpania. Indywidualnych szarż, które nie są poparte dobrze skonstruowaną, przemyślaną akcją. Zwłaszcza cierpi na tym nasz napastnik, który traci gigantyczne pokłady energii na boksowanie się ze stoperami w kompletnie bezsensownych pojedynkach i potem dotkliwie mu tej energii brakuje, gdy na boisku pojawia się trochę więcej miejsca. Krótko mówiąc – to nie jest tak, że reprezentacja Polski kuleje, bo Grosicki i Lewandowski dają ciała. Przeciwnie – oni sobie nie radzą, odkąd przestali być ważnymi ogniwami sprawnie działającego mechanizmu.
Co jest już naprawdę niepokojące. Cokolwiek powiedzieć, znalezienie odpowiedniego pomysłu na takiego giganta jak Lewandowski wygląda raczej na zadanie z gatunku tych najprostszych, z jakimi może się mierzyć selekcjoner reprezentacji Polski.
fot. FotoPyk