Czy kibice poświęcą Wisłę dla walki z urzędnikiem? Jak bardzo poświęcą?

redakcja

Autor:redakcja

07 sierpnia 2014, 16:24 • 3 min czytania

Jeśli zastanawialibyśmy się, jak zdefiniować słowo naiwność, to chyba należałoby napisać tak: naiwność to myślenie, że Tadeusz Czerwiński może rozwiązać konflikt pomiędzy kibicami Wisły Kraków a Jackiem Bednarzem.

Czy kibice poświęcą Wisłę dla walki z urzędnikiem? Jak bardzo poświęcą?
Reklama

Czerwiński, zawodowy dyplomata, niegdyś – w starych, smutnych czasach – sekretarz ambasady w Moskwie, jednak się tego zadania podjął. Z wiadomym skutkiem. – Sytuacja jest straszna i patowa. Mój autorytet może nie wystarczyć – powiedział dziennikarzom „Gazety Wyborczej”. Rzeczywiście, autorytet Czerwińskiego może nie wystarczyć, bo jakoś nie wyobrażamy sobie, by młodzi kibice Wisły pytani o sto największych autorytetów Krakowa na swojej liście mieli wymienić właśnie tego gościa. Kiedyś wszelkie spory rozwiązywało się łatwiej, można było zatelefonować do Komitetu Centralnego na przykład. Teraz sytuacja się skomplikowała.

Jest już chyba oczywiste, że zgody w Krakowie nie będzie, dopóki prezesem jest Jacek Bednarz. To jedna strona medalu. Druga strona jest natomiast taka, że zdarzają się na tym świecie ludzie – całkiem wielu, zwłaszcza na wyższych szczeblach drabiny społecznej – którzy nie lubią, gdy ktoś z nimi rozmawia z pozycji siły. Być może kimś takim jest Bogusław Cupiał. Być może stosuje zasadę: „nie negocjuje się z terrorystami”. Oczywiście z kibiców żadni terroryści, raczej klienci stosujący bojkot konsumencki. No ale każdy ma swoje spojrzenie na tę sprawę.

Reklama

Nas zastanawia co innego: a gdyby Cupiał powiedział, że Bednarza nie zwolni nigdy? Bo nie i już? Co wtedy? Czy kibice z SKWK nie poszliby na mecz przez kolejne 15 lat? To ciekawa kwestia. A można postawić jeszcze inne ciekawe pytanie: co wówczas, jeśli Cupiał nie będzie miał zamiaru negocjować, a jednocześnie postawi sprawę jasno: Wisła musi finansować się sama, ja już dokładać nie będę? Czy kibice są skłonni np. doprowadzić do bankructwa swój ukochany klub, w imię walki z jednym zatrudnionym urzędnikiem? Puste trybuny to nie tylko brak przychodów z dnia meczowego, ale też niższe zainteresowanie sponsorów, niższa wycena reklam. Wisła jako klub na pewno idzie w dół i wyjście z obecnego kryzysu może jej zająć kilka lat. Kwestią bezsporną jest to – bez względu na intencje – że kibice ten kryzys znacząco pogłębiają.

Czy będzie przesadą twierdzenie, że najbardziej zagorzali fani Wisły wepchnęli ją do głębokiego dołu i wcale nie pomagają się wygrzebać? Oni powiedzą: to nie my, to Bednarz. Można oczywiście przerzucać odpowiedzialność i w ten sposób, ale to dziecinada. Kibice działają trochę jak kraj, który odcina inne państwo od dostaw przeróżnych towarów i z niecierpliwością czekają, aż owo państwo się wykolei, stanie w płomieniach, wreszcie aż lokalny szefuncio zostanie obalony.

Jak wiele jesteście w stanie poświęcić, drodzy kibice? Poświęcicie Wisłę jako czołowy klub? A może Wisłę jako klub ekstraklasy? Który moment rozkładu Wisły – jeśli Cupiał nie pójdzie wam na rękę – będzie przełomowy, nie do zaakceptowania? Ciekawi jesteśmy, co musiałoby się stać, by padło hasło: dobra, sytuacja wymknęła się spod kontroli? Zabić kogoś z miłości – to pojęcie dość znane, ale raczej z piosenek, a nie z futbolu. A tutaj? Pół życia poświęcić na wspieranie Wisły, a naglę ją aż tak przydusić kolanem? Odciąć dopływ tlenu? Intryguje nas: czy gdyby sytuacja Wisły stała się skrajnie niebezpieczna dla dalszego istnienia klubu w obecnej formie, to kibice wróciliby na trybuny, czy też protest będą kontynuować do… samego końca?

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama