Reklama

Dwadzieścia meczów wstydu reprezentacji Polski

redakcja

Autor:redakcja

05 września 2019, 16:55 • 15 min czytania 0 komentarzy

Brak celnego strzału z Ekwadorem w 2006? Kałużny przegrywający główki z Koreańczykami w 2002? Laizans strzelający bramkę Dudkowi za krótkiej kadencji Zbigniewa Bońka? Gdy słyszymy „mecz ze Słowenią” wspomnienia mamy złe, przed oczami Maribor, 0:3, ostatnie tango z Leo Beenhakkerem. Tym razem to wspomnienie zainspirowało nas, by stworzyć ranking dwudziestu meczów wstydu reprezentacji Polski po 1990. Zaopatrzcie się w kawę, chusteczki do wycierania łez, a także piłkę antystresową do momentów frustracji. Zapraszamy.

Dwadzieścia meczów wstydu reprezentacji Polski

***

20. Nowa Zelandia, 0:0 (5:4 w rzutach karnych), Turniej Czterech Narodów w Bangkoku w 1999 roku

Zaczynamy nie tylko od wstydliwego meczu o wstydliwym przebiegu i wyniku. Zaczynamy od wstydliwego zjawiska, jakim były mecze reprezentacji Polski rozgrywane w kompletnie irracjonalnych terminach oraz wyjątkowo egzotycznych miejscach. Swego czasu nazywaliśmy to starciami “hotel na hotel”, bo poziom gry przywoływał na myśl słynne starcia klasowe czy uliczne, gdy startowały do siebie dwie osiedlowe ekipy. Po co w ogóle były grane te mecze, podczas których przy nazwiskach wielu losowych piłkarzy pojawiało się magiczne “1A”? Gdybyśmy byli złośliwi, przywołalibyśmy ten skecz.

Reklama

– Myśmy grali z piłkarzami. To była, wie pan, mieli zielone koszulki i dół… Bodaj żółty, takie dłuższe.
– A wynik?
– No było dobrze, mimo tej różnicy w czasie i że chłopaki po tych prysznicach to tak dętka, wyszło z nich… Do przerwy mieliśmy kontaktową bramkę… Strzeloną nam, było 0:1 do przerwy.

Jako symbol tych wszystkich wojaży wybraliśmy mecz z 1999 roku, rozegrany w połowie czerwca w Tajlandii. W naszej bramce Grzegorz Tomala z Odry Wodzisław Śląski, na boisku między innymi Ariel Jakubowski, Rafał Szwed czy Krzysztof Piskuła. Rywalem Nowa Zelandia. Mecz o trzecie miejsce w tym całym śmiesznym turnieju. Męczarnie, co zresztą słychać nawet po głosach komentujących to spotkanie, potem rzuty karne, w których udało się wygrać 5:4. Wyobrażacie sobie, że dwa miesiące temu, na koniec sezonu, Jerzy Brzęczek bierze Konrada Forenca, Marcina Pietrowskiego i Jakuba Żubrowskiego, po czym leci na drugi koniec świata zmierzyć się z Nową Zelandią w Turnieju Czterech Narodów z udziałem Tajlandii i brazylijskiej kadry Z?

No my też nie.

19. Japonia, 0:5, towarzyski z 1996 roku

Przyjechaliśmy, byliśmy pewni, że wystąpimy w roli nauczycieli futbolu, a potem dostaliśmy tak w trąbę, że ciężko się było odkręcić. Wspomnienie Marka Citki:

„W debiucie grałem na prawej pomocy. To było w Hongkongu z Japonią. W tunelu Kazek Węgrzyn ryknął: „Na nich, k…!”. Niewysocy Japończycy popatrzyli tylko ze zdziwieniem i zlali nas 5:0. W Hongkongu nieświadomie nakupowaliśmy podrobionego sprzętu elektronicznego. Kazek okazyjnie kupił magnetofon firmy Pananasonic. Po nieudanych eksperymentach ze mną na prawej pomocy w kolejnych spotkaniach, w tym z Anglią, grałem już jako napastnik.”

Reklama

18. Dania 0:4, eliminacje MŚ 2018

W teorii nic się nie stało. Po prostu, wypadek przy pracy, jak to mawiają trenerzy: lepiej przegrać raz 0:4, niż cztery razy po 0:1. Czy porażka była wstydliwa? Kurczę, to chyba nie jest jednak odpowiednie słowo. Tak, przegraliśmy bardzo wyraźnie, a przecież to był i tak dość niski wymiar kary jak na jakość gry, którą zaprezentowaliśmy w tamtym spotkaniu. Mimo wszystko trzeba jednak pamiętać – Duńczycy byli rywalem mocnym, rozpędzonym, z kilkoma gwiazdami w składzie. Prawdopodobnie nie znaleźlibyśmy dla tej porażki miejsca w naszym TOP 20, gdyby nie jeden szczegół.

Konferencja prasowa po meczu, na której Age Hareide, selekcjoner Duńczyków, wypalił: Polacy są bardzo łatwi do rozszyfrowania.

Czy na Adamie Nawałce większe wrażenie zrobiła boiskowa bezradność jego podopiecznych, czy jednak bezkompromisowa szczerość trenera rywali – nie wiadomo. Pewnie nigdy się tego nie dowiemy. Fakty są jednak takie, że od tego momentu selekcjoner odszedł od swojego wzorca. Do tej pory perfekcjonizm Nawałki był ukierunkowany na maksymalne dopracowanie naszej “wyjściowej” strategii. Od porażki z Danią, Nawałka zaczął kombinować. Trójka stoperów. Nieco inne personalia. Próba wypracowania wyjścia awaryjnego, jeśli okazałoby się, że słowa Hareide są prawdziwe. Jak to się skończyło – będzie okazja przypomnieć w dalszej części tekstu, gdy dojdziemy do mundialu w 2018 roku.

Dlatego Dania to klęska dotkliwa i bolesna. Brzemienna w skutkach, wpychająca nas na drogę, która skończyła się w przepaści.

17. San Marino, 1:0, eliminacje MŚ 1994

Argentyńczycy mają “Rękę Boga” Maradony w kluczowym momencie mundialu, my mamy rękę Furtoka w żenujących męczarniach z San Marino, czyli z piekarzem, listonoszem i sprzedawcą pamiątek. Wygrać się udało, ale ten mecz to i tak podsumowanie fatalnych eliminacji i pod względem – by tak rzec – jedno z najgorszych spotkań, bo tak walić w mur, żeby uciekać się do kantu z San Marino – ręce opadają.

16. Finlandia 1:3, eliminacje Euro 2008

Młodsi fani Ekstraklasy zapewne myślą, że Finlandia najbardziej upokorzyła nas w momencie, gdy okrąglutki Petteri Forsell pożerał Ekstraklasę jako jeden z jej najlepszych zawodników. Niestety, zanim jeszcze sympatyczny Fin połknął naszą ligę i zakąsił kebsem, Finowie ograli 3:1 Polaków w Bydgoszczy, a nasze środowisko piłkarskie pogrążyło się w zadumie: czy może być jeszcze gorzej?

Porażka z Finami była wstydliwa z wielu względów. Po pierwsze – to był początek pracy Leo Beenhakkera, wielkie słowa i wielkie nadzieje spotkały się z twardą ścianą złożoną z mięśni Samiego Hyypii i strategii Roya Hodgsona. Po drugie – zawiedli ci, na których liczyliśmy najmocniej. Jerzy Dudek był trochę ponad rok po Stambule, natomiast z Finami wyglądał jak 40-latek ściągnięty z plaży. Po trzecie – po fatalnym mundialu utwierdziliśmy się w przekonaniu, że nasi piłkarze się do niczego nie nadają i w przyszłości czekają nas wyłącznie upokorzenia. Rany, co to był za ból patrzeć jak Hyypia przepycha tego biednego Frankowskiego. Jak Błaszczykowski nie potrafi wykonać najprostszego zagrania.

17 tysięcy widzów w Bydgoszczy żegnało kadrę gwizdami, a my zastanawialiśmy się – które miejsce zajmiemy w tej grupie? Skoro przegrywamy u siebie z Finami, co będzie w starciach z Portugalią z genialnym Cristiano Ronaldo czy Serbią, w której grali Stanković czy Vidić? Jak się miało później okazać – w tym wypadku złe miłego początki.

15. Austria 1:1, Euro 2008

Ech, musimy do tego wrócić. W teorii to remis, który nawet nie przekreślał jeszcze do końca naszych szans na wyjście z grupy. Wystarczyło tylko pokonać Chorwację jednym golem więcej niż Austria pokona Niemców, zdobyć bramkę dokładnie w momencie, gdy Saturn będzie zasłaniał trzeci z księżyców Jowisza a na końcu ofiarować złote runo bramkarzowi rywali. Jak pamiętacie – nie udało się spełnić nawet dwóch pierwszych warunków. Ale już pal licho ten awans, to nie był okres, gdy prasa wyczekiwała zdobycia przynajmniej srebrnych medali, a kibice trenowali nucenie “We are the champions”. Grupa też nie należała do najłatwiejszych, generalnie to nie było tak, że zmarnowaliśmy niesłychany potencjał.

Wstydliwy jest fakt, że pogrzebaliśmy awans w kompletnie frajerski sposób, tracąc gola po stałym fragmencie gry i idiotycznym rzucie karnym w trzeciej minucie doliczonego czasu. Już witaliśmy się z gąską, już zastanawialiśmy się, jak zagrać z tymi Chorwatami, już zdawało się, że Leo Beenhakker przedłuży nam ten piękny sen z eliminacji. A tu pach. Jak nóż w plecy.

Jeszcze styl tej końcówki, gdy nawet rzuty rożne graliśmy na czas, gdy Rogera zastąpił Murawski. Plus to, co działo się po gwizdku, z wypowiedziami premiera włącznie. Rany, minęło ponad 10 lat, a ten gwizdek Howarda Webba wciąż dudni w uszach. Remis, który okazał się ogromną porażką. Nie uratowało nas naturalizowanie Brazylijczyka, nie uratowała nas myśl taktyczna holenderskiego wizjonera. Wielki turniej zagraliśmy jak każdy wielki turniej: mecz otwarcia, o wszystko, o honor.

14. Czechy 0:1, Euro 2012

Grecja. Rosja. Czechy. My. Ze wszystkich uczestników turnieju – każdy chciałby trafić do tej grupy, niezależnie czy w miejsce gospodarza, czy którejkolwiek innej drużyny. Bodaj najsłabsza w historii szesnastozespołowego Euro grupa, a przecież gramy u siebie. Powiedzmy sobie szczerze: jasne, Smuda nie miał takiej siły rażenia, żeby rozdawać na turnieju karty, ale z tej grupy wyjść powinniśmy.

Czechy to zwieńczenie pełnej frustracji przygody, którą Smuda próbował pudrować, tymczasem jest to jedno z największych rozczarowań polskiej piłki XXI wieku. Niby tylko 0:1, niby jakieś nasze szanse, a z drugiej strony: tak długo, jak Czesi potrzebowali 0:0, tak długo było 0:0. Gdy zaczęło urządzać ich zwycięstwo, szybciutko zrobili gola.

Zajęliśmy ostatnie miejsce w grupie szansy. Wstyd.

Screen Shot 09-05-19 at 04.27 PM

13. Gruzja 0:3, eliminacje MŚ 1998

Janusz Wójcik obejmując reprezentację Polski jawił się niemal jako zbawca. Po pierwsze, wchodził w selekcjonerskie buty po Antonim Piechniczku, którego największym sukcesem za drugiej kadencji były honorowe porażki na Wembley i z Brazylią. Wójcik miał nadać blask, Wójcik miał pozbawić zespół kompleksów, przypomnieć chwałę z Igrzysk Olimpijskich.

Z rzeczywistością zderzył się jeszcze na finiszu eliminacji o mundial we Francji, gdzie Gruzini niemiłosiernie nas ogolili. Czy to takie mecze jak ten sprawiły, że po odwadze i osławionym goleniu frajerów nie zostało wiele w trakcie kluczowych meczów o Euro 2000, gdzie czasem wychodziliśmy za podwójną gardą?

12. Słowacja 0:1, eliminacje MŚ 2010

Finisz eliminacji, w których wyprzedziliśmy tylko San Marino. Symbol tamtych klęsk: mecz rozgrywany przy garstce kibiców na opustoszałym Stadionie Śląskim, do tego apokaliptyczna pogoda, my bez gola, za to z samobójem Gancarczyka w trzeciej minucie, za sterami tymczasowy selekcjoner Majewski, Słowacy wygrywają i świętują awans, więc pojawiał się od razu element zazdrości i porównania:

Dlaczego oni mogą, a my nie? Czy mamy mniejszy potencjał piłkarski niż Słowacja?

11. Dwa oklepy od Szwedów z eliminacji Euro 2004

Robimy szczególny wyjątek i już tłumaczymy dlaczego: Szwedzi mieli w tamtych eliminacjach gorszy bilans dwumeczu z Łotwą (remis i porażka), ciężkie boje z Węgrami, z którymi u siebie zremisowali 1:1, a uratował ich w końcówce Zlatan. A jednak, choć inni pokazywali, że kadra Trzech Koron to żaden cud, nas prali niemiłosiernie. 3:0  na własnym stadionie, potem 2:0 na Śląskim, gdzie prowadzili już od trzeciej minuty, a dwójką do przerwy.

10. Ukraina 1:3, eliminacje MŚ 2014

Symbol przegranych eliminacji Waldemara Fornalika. Niby kadra coraz mocniejsza, niby Niby Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek, Artur Boruc, Kamil Glik, Grzegorz Krychowiak, a jednak po siedmiu minutach 0:2. Błyskawiczny gong, pozbawienie złudzeń.

9. Irlandia Północna 2:3, eliminacje MŚ 2010

Plujący Artur Boruc na zawsze zostanie w naszej pamięci jako symbol schyłkowego okresu Leo Beenhakkera. Trochę syndrom holenderski, trochę zwyczajnego pecha, bo przecież nie każdego dnia twój bramkarz wpuszcza piłkę do siatki po podaniu od obrońcy. 2:3 z Irlandią Północną to porażka o tyle trudna, że odniesiona z teoretycznie dużo słabszym rywalem, w dodatku po kompromitującym błędzie golkipera, co natychmiast obiegło świat.

Co tu dużo pisać – potwierdziło się, że efekt “wyciągania z drewnianych chatek” można szybko zepsuć, stawiając się w roli jedynego mędrca w wiosce. Ten mecz to bezsprzecznie był początek końca. I nie chodzi nawet wyłącznie o to, że wynik niesamowicie skomplikował naszą sytuację w tabeli. Chodzi o to, że czar eliminacji do Euro 2008 bezpowrotnie minął.

8. Hiszpania 0:6, towarzyski z 2010

Franek Smuda był idealistą. Powiedział, że może przegrywać, ale będzie konsekwentnie chciał grać to, co zawsze, czyli ofensywną piłkę. Taki był choćby jego Widzew, w którym Smuda zbudował swoją markę – podpierał ją później to tu, to tam, ale w Łodzi wypłynął na szerokie wody. Widzew nie bał się grać ofensywnie czy z BVB, czy z Atletico w Madrycie.

Ale po meczu z Hiszpanią Smuda zweryfikował wszystkie swoje plany. 0:2 po kwadransie. Dwa samobóje. Zbieraliśmy w przeszłości baty, ale nie szóstką, to jednak w warunkach reprezentacji Polski wynik szczególny. Wynik też w pełni zasłużony, to była różnica klas, zresztą, pewnie nie jednej, a trzech. Naszym nie wyszło tego dnia nic – nawet polowanie na koszulki się nie udało.

7. Słowacja 1:4, eliminacje Euro 1996

Związki polskiej piłki z logiką generalnie są dość luźne, ale tamte eliminacje to już szczyt. Dwa remisy z Francją, w tym na Parc de Princes, ale też fatalny wyjazdowy mecz w Izraelu. Z jednej strony 5:0 ze Słowacją, a potem 1:4, w dodatku takie, gdzie Świerczewski i Kosecki zobaczyli czerwone kartki.

6. Kolumbia 0:3, Mistrzostwa Świata 2018

To bolało. Niemal fizycznie, niemal namacalnie, jakby ktoś wbił łokieć pod żebra.

Po pierwszym zderzeniu z rzeczywistością w meczu z Senegalem (o którym poniżej), nadszedł koniec marzeń o tym, że nasza drużyna to coś więcej, niż europejska klasa średnia. Kolumbia obnażyła nasze wszystkie wady, ale co gorsza – pokazała też, jak mogą i jak powinny wyglądać zalety. Senegal był w pewnym sensie pogrzebem pewnego zespołu, który oczarował nas na Euro 2016, zaś rozleciał się mentalnie już po pierwszej mundialowej porażce. Kolumbia? To był już pogrzeb nieco szerszy.

Ujrzeliśmy bowiem w pełni, jak szybcy, zmyślni, fantazyjni i efektowni mogą być piłkarze. Jak dokładnie mogą zagrywać piłki, jak lekko nią operować, jak swobodnie wychodzić spod pressingu. Kolumbia nie była i nie jest przecież Brazylią, nie jest Argentyną, a jednak – na naszym tle wyglądała jak latynoski tancerz pląsający na parkiecie, obok którego siedzimy my – bezkształtni, smutni i powolni Polacy, opierający się o ścianę. Jeszcze w trakcie meczu było widać, że to nie jest kwestia źle rozplanowanych 90 minut, słabości taktycznej, złego przygotowania motorycznego. Bardziej kwestia setek godzin, które Kolumbijczycy spędzają przy piłce w inny sposób niż Polacy.

To był cios obuchem. Jak po tabletce od Morfeusza zobaczyliśmy, ile nas obecnie dzieli od najmocniejszych.

5. Słowenia 0:3, eliminacje MŚ 2010

Szło nam w tych eliminacjach źle, ale przed Słowenią wciąż jeszcze wszystko było do odratowania. Jasne, forma nie była po naszej stronie, jasne, inni się rozpędzali, ale różnice punktowe nie były duże, tu każdy tracił punkty z każdym. Złudzenia przed Słowenią pozostały.

Ale szybko się rozwiały, to był piłkarski koszmar, nie byliśmy w stanie zrobić zupełnie nic, Słowenia goniła nas jak chciała, bęcki 0:3 to był minimalny wymiar kary, nie zrobiliśmy z przodu nic, w tyłach pożar co i rusz, po meczu Lato w telewizji zwolnił Beenhakkera.

4. Łotwa 0:1, eliminacje Euro 2004

O rany, mecz, który do dziś jest wypominany Zbigniewowi Bońkowi przy najróżniejszych okazjach. Ostatnio przez Artura Wichniarka, który zresztą też uczestniczył w tym meczu.

Z kim jak z kim, ale z Łotwą? W drugiej kolejce eliminacji? Jasne, to były jeszcze stare dobre Mistrzostwa Europy, niewielka liczba drużyn, wysoki próg wejścia. Ale jednak, grupa nie była zła, San Marino do obijania, Węgrzy i Łotysze bez szału, jedynie Szwedzi ewidentnie silniejsi. Ale zanim zmierzyliśmy się z Ljungbergiem, pogrążył nas Laizans. U siebie, w Warszawie, z reprezentacją z państwa, które od zawsze traktowaliśmy z wyższością i lekceważeniem. Nie dziwimy się zupełnie, że to właśnie ta porażka utkwiła wszystkim w pamięci na tak długo – rzadko zdarzało się, byśmy przegrywali na tak wczesnym etapie eliminacji z tak słabą ekipą w dodatku w tak żenującym stylu.

Polacy nie pokazali nic. Kompletnie. Co gorsza – drużyna wyglądała tak, że nawet w I lidze nie uchodziłaby za murowanego faworyta. Kukiełka, Surma, Dawidowski, Zieliński… Wszystko fajni goście, ale jak się wówczas okazało – na Łotwę za słabi.

Do miejsca barażowego, które zajęła Łotwa, brakło trzech punktów. Kurtyna.

3. Korea Południowa, 0:2, Mistrzostwa Świata 2002

Miało się zacząć od spacerku, od meczu z drużyną, która nie do końca ogarnia zasady futbolu, ledwo wie co to spalone, coś tam wie o kornerach, ale nie do końca. Engel opowiadał przecież, że Polska jedzie po złoto, balon urósł do niebotycznych rozmiarów, nie przekłuły go ani reklamy zup, ani porażki w sparingach, huknął spektakularnie dopiero w meczu z Koreańczykami.

Wyglądaliśmy w tym meczu jak w slow motion. A nawet gorzej: przecież Koreańczycy wygrywali z nami nawet główki, przez co nasza jaśnie oświecona taktyka “laga na Kałużnego” nie sprawdzała się tak dobrze, jak mogła. Na prawym skrzydle w tym meczu wystąpił Maciej Żurawski – tak, to nie był normalny mecz.

2. Ekwador 0:2, Mistrzostwa Świata 2006

To jedna z najbardziej bolesnych porażek, jeśli weźmiemy pod uwagę nasze nadzieje dotyczące potencjału drużyny oraz jej rzeczywistą siłę. Na Ekwador wychodziliśmy na pewniaka, pocieszając się nawzajem, że spośród państw Ameryki Południowej trafiliśmy na to najłatwiejsze.

To miała być grupa, gdzie awans wydawał się może nie obowiązkiem, ale bardzo realnym celem. Kostarykę wszyscy oklepią, z Niemcami wszyscy przegrają, wystarczy ograć ten nieszczególnie mocny Ekwador i gramy dalej. Jakże boleśnie się potem patrzyło na bezskuteczne próby stworzenia choć jednej rozsądnej okazji pod bramką rywala.

Żurawski nie potrafił celnie podać piłki przez prawie całą pierwszą połowę, a przecież to głównie na nim miała się opierać gra ofensywna. Pierwszy celny strzał? Na sześć minut przed końcem, przy wyniku 0:2. Tak bolesnego rozstrzału między oczekiwaniami a otrzymaną grą nie było chyba aż do Senegalu 2018. Czyli innego meczu otwarcia, po którym zostały już tylko mecze o wszystko i o honor.

1. Senegal, 1:2 Mistrzostwa Świata 2018

To było mecz o coś więcej, niż trzy punkty w tabeli na mundialu. Możliwe, że za parę lat będziemy się z takiej perspektywy śmiać, możliwe, że losy potoczą się zupełnie inaczej i Senegal zostanie jakąś historyczną ciekawostką. Obecnie jednak mamy wrażenie, że to był smutny koniec kadry, którą stać było na coś więcej, może nawet dużo więcej.

Mamy wrażenie, że to był mecz o to, by nie zmarnować kapitalnego pokolenia.

Adam Nawałka był niezłym selekcjonerem, tego nijak nie da mu się odebrać, deprecjonując wyniki Polski na Euro 2016. Miał w składzie jedną gwiazdę światowego formatu, ale miał też całkiem przyzwoite grono innych cenionych piłkarzy, którzy pozostawali w wysokiej formie oraz w idealnym wieku. Wydawało się, że na Euro 2016 ta drużyna dopiero się wykuwała, a jej szczyt miał nadejść właśnie w Rosji. To właśnie tam miało się spotkać jeszcze silne i sprawne pokolenie Piszczka, Błaszczykowskiego i Fabiańskiego, z już dojrzałym Milikiem czy Zielińskim. Poprowadzić ich miał, jak to się ładnie teraz pisze, Lewandowski w peaku. W grupie dość łatwej, gdzie każdy wydaje się do dziabnięcia. Na turnieju wcale nie takim odległym, gdzie nie grozi nam druga Korea 2002.

Zaczęło się od wypowiedzi Hareide, po której zaczęliśmy kombinować z taktyką? A może od niefortunnego upadku Glika, który rozsypał totalnie wizję na pierwszy mecz? W każdym razie okazało się, że mecz, który miał być początkiem wielkiej przygody, był de facto jej końcem. Ponownie, jak przy Euro 2012, można było się łudzić, że jeszcze nie wszystko stracone. W praktyce jednak trudno było o jakikolwiek optymizm. Senegal nas pokonał, a może nawet to my sami siebie pokonaliśmy, bo przecież drugi gol to kabaret. Dlaczego ten mecz wygrał naszą klasyfikację?

Bo też wierzyliśmy. To jest duży wstyd, gdy nieco wbrew logicznym przesłankom, nieco wbrew doświadczeniu, sądziliśmy, że zadziałają umiejętności Lewandowskiego, że eksploduje talent Bednarka, że wszystko będzie dobrze. Nie było. Było fatalnie. Przegraliśmy – piłkarze, trener Nawałka, my wszyscy – marzenia o tym, że Euro 2016 było wstępem. Jak się okazało – najlepsza ósemka w Europie była szczytem tamtej drużyny i ekipy. Senegal – jej końcem.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...