Reklama

Już raz nie płacili przez pół roku. Można się przyzwyczaić…

redakcja

Autor:redakcja

05 sierpnia 2014, 08:43 • 17 min czytania 0 komentarzy

Do problemów finansowych już się zdążyłem przyzwyczaić. Jak jestem w Górniku, to nie było ich może… dwa lata. Mówiąc poważnie, przyjemne to oczywiście nie jest, ale chcieliśmy się dowiedzieć, czego możemy oczekiwać w najbliższych miesiącach, bo z różnych stron padały różne głosy, często ze sobą sprzeczne. Najgorsza jest niepewność. Padła deklaracja, że od teraz do końca roku pensje będziemy dostawać na czas. Gdyby tak faktycznie było, to takie rozwiązanie jest do przyjęcia. Z kolei zaległości byłyby spłacane w miarę możliwości. Oby – mówi w rozmowie z katowickim „Sportem” kapitan Górnika Zabrze, Adam Danch. Zapraszamy na wtorkowy przegląd najciekawszych artykułów piłkarskich w prasie.

Już raz nie płacili przez pół roku. Można się przyzwyczaić…

FAKT

Dziś na łamach Faktu sześć stron sportu, z czego cztery o futbolu. Najpierw w oczy rzuca się tekst pod tytułem: Lewy świetnie czuje się w Bayernie. Uśmiechy, uściski, piątki przybijane z trenerem. Polak ma naprawdę duży komfort w nowej pracy – donosi tabloid. Później jeszcze parę zdań o tym, że Lewandowski miał świetne wejście do zespołu, a Giovane Elber zmienia zdanie co do jego przydatności. – W zeszłym roku stwierdziłem, że Bayern nie potrzebuje Lewandowskiego. Od tego czasu Polak zrobił jednak olbrzymi postęp. Może być jeszcze lepszy niż w Borussii – przekonuje teraz.

W ramkach:
– Ciężka choroba Jovanovicia
– Deleu będzie grał w Cracovii

Reklama

Tomasz Hajto jest zbulwersowany zachowaniem Żylety, obrażającej „Kowala”.

Fani wyzywali go od szmat, co jest dla mnie niepojęte. Znam Wojtka od dwudziestu lat. Zawsze był wyrazisty i zawsze mówił to, co leży mu na sercu. Z nikim się nie patyczkował, jeśli widział, że coś jest nie tak. Słowa, których użył przed spotkaniem z Celtikiem nie wynikały ze złośliwości, czy chęci dowalenia Legii, ale z troski o ten zespół. Kibice nie do końca zrozumieli jego intencje. Jasne, po meczu można wychwalać grę Legii, ale czy wszyscy zasiadający na trybunach przed pierwszym gwizdkiem byli pewni tak przekonującego zwycięstwa? Wątpię.

Dalej rozmowa z Ondrejem Dudą przed rewanżem w Szkocji.

Dlaczego oddał pan piłkę Vrdoljakowi przed drugim karnym?
– To nie było do końca tak. Podszedłem do Ivo i powiedziałem, że mogę strzelać. Czułem sie mocny, chciałem spróbować. Ivica postanowił strzelać jeszcze raz i szczerze mówiąc, zupełnie mu się nie dziwię. Jest bardzo silny psychicznie. Takie sytuacje czasami się zdarzają, w drużynie nikt nie rozpamiętywał tych karnych. Vrdoljak zagrał świetny mecz, bardzo nam pomógł i tylko to się liczy (…) Gdybym ja był pierwszy, również chciałbym uderzać ponownie. Gdybyśmy w środę wywalczyli jedenastkę, to znowu ją będzie wykonywał Vrdoljak.

Myślicie już o rywalu w kolejnej rundzie?
– Zdarzają się takie dyskusje. Jeszcze nie awansowaliśmy, ale wiadomo, że każdy patrzy na potencjalnych przeciwników. Osobiście chciałbym trafić na BATE Borysów, choć ich awans również nie jest jeszcze pewny. Wydaje mi się, że z nimi mielibyśmy naprawdę duże szanse.

Na kolejnej stronie: Mariusz Rumak testuje cierpliwość pracodawców.

Reklama

Lista wpadek Mariusza Rumaka w Lechu jest długa i systematycznie się powiększa. Na razie władze Kolejorza wykazują się nie lada cierpliwością i ze spokojem znoszą kolejne potknięcia drużyny, ale szkoleniowiec wicemistrzów Polski znowu wystawia wytrzymałość swoich szefów na próbę. Co gorsza, tym razem problem zdaje się być poważniejszy, bo piłkarze nie potrafią odpowiednio zareagować na porażki. – Zawodnicy muszą wziąć na siebie odpowiedzialność za wyniki. Po takim meczu, jak na Islandii, powinni wyjść na boisko i wygrać z 5:0, tak żeby zapewnić szkoleniowcowi spokój. Tym bardziej, że nie pierwszy raz zawiedli – przekonuje trener Jagiellonii Michał Probierz. Niestety dla kibiców Lecha, reakcja poznaniaków była całkowicie odwrotna. Piłkarze Kolejorza od początku meczu z Wisłą (2:3) wyglądali fatalnie i tylko nieskuteczności Pawła Brożka zawdzięczają uniknięcie blamażu. – Pierwszą połowę przegraliśmy w głowach. Odpuszczaliśmy stykowe piłki, cofaliśmy nogę. Tak nie można grać – mówił po meczu wściekły Rumak. Fakt, że w spotkaniu z Białą Gwiazdą zawiodła psychika jest o tyle kłopotliwy, iż po meczu ze Stjarnen (0:1) zawodnicy mieli w męskich słowach postawić się nawzajem do pionu. Najwyraźniej dyskusja nie wywołała zamierzonych skutków, czego w porę nie dostrzegł Rumak.

Tymczasem Neymar kuruje się na Ibizie

Neymar opublikował na swoim profilu na Instagramie zdjęcie wraz z Paris Hilton. Brazylijski piłkarz przebywa na wakacjach i spędza je w doborowym towarzystwie. Zdjęciami z dziedziczką hotelowej fortuny i celebrytką chwalili się też inni piłkarze – Dani Alves i Bastian Schweinsteiger. Neymar doznał urazu kręgosłupa podczas meczu mistrzostw świata z Kolumbią. Nie zagrał w kolejnych spotkaniach. Nie doszedł jeszcze do pełni sił. Ale ból nie przeszkadza mu w zabawie. Do rozpoczęcia sezonu ligowego pozostało jeszcze trochę czasu. Pierwsza kolejka Primera Division jest zaplanowana na 23 sierpnia.

RZECZPOSPOLITA

Dzisiaj Piotr Żelazny rozprawia się z Mariuszem Rumakiem. Jeśli Lech Poznań nie awansuje do fazy grupowej Ligi Europy, trener może pożegnać się z posadą. Kredyt zaufania się kończy.

W stolicy Wielkopolski od lat twierdzą, że najlepszym sposobem na zwiększanie budżetu projektu biznesowego o nazwie Lech jest gra w europejskich pucharach. Rumak był o tym wielokrotnie jasno informowany. Teraz też wie, że jeśli noga mu się powinie, tłumaczeń nie będzie. W czwartek zagra więc o swoją głowę. Pomysł z wychowaniem sobie trenera obarczony był dużym ryzykiem, ale też Lech był jednym z niewielu klubów w Polsce, które mogły sobie na coś takiego pozwolić. O Rumaku w Poznaniu mówiło się od dawna, że jest zdolny, ma wizję i ambicję, a przede wszystkim chce się uczyć. Właściciel Lecha Jacek Rutkowski opowiadał w „Piłce Nożnej”, jak spotkał kiedyś na lotnisku Klausa Allofsa, ówczesnego dyrektora sportowego Werderu Brema, z którym to klubem współpracuje Lech. Usłyszał od Niemca, że właśnie w Bremie na stażu przebywa dwóch zdolnych i zapalonych do nauki młodych szkoleniowców z Poznania. Gdy właściciel wrócił do klubu, postanowił się dowiedzieć, kto z kadry szkoleniowej tak zaimponował Niemcom. Usłyszał, że Rumak, który był jeszcze wówczas szkoleniowcem drużyny juniorów młodszych (zdobył mistrzostwo Polski w 2009 roku). Kapitanem tamtej drużyny był Marcin Kamiński – dziś podstawowy stoper Lecha, z debiutem w reprezentacji Polski na koncie. Po złych doświadczeniach z Jose Mari Bakero postanowiono w Poznaniu, że nowym szkoleniowcem Lecha zostanie właśnie Rumak. Dano mu zaufanie i czas. Nie zdobył mistrzostwa Polski i nie wprowadził Lecha do fazy grupowej europejskich pucharów. Najpierw zbyt silny okazał się szwedzki AIK Solna, a w zeszłym sezonie przytrafiła się kompromitująca wpadka z Żalgirisem Wilno. Rumaka jednak oszczędzono. Uznano, że to ostatni moment, by młody trener popełnił swoje błędy i wyciągnął z nich wnioski. A Rumak błędy popełniał. Miał problemy ze starszyzną w drużynie. Doświadczeni piłkarze – klasyczni polscy ligowcy – nie mieli szacunku dla żółtodzioba od juniorów. A Rumak z kolei nie do końca miał pomysł…

GAZETA WYBORCZA

Szkocki futbol regularnie obniża swoje loty. W środę może dojść do katastrofy, jeśli Legia wyrzuci Celtic z eliminacji Ligi Mistrzów – pisze już z Glasgow Przemysław Zych.

Szkoccy menedżerowie w ostatnich 25 latach mogli wygrać aż 18 tytułów mistrzowskich w angielskiej Premier League, ale szkocki futbol nigdy nie miał się gorzej. Z każdym rokiem ich piłkarze znikają z europejskich boisk, liga ugina się od ciężaru długów, giną kolejne kluby, a przy tabeli końcowej rozgrywek coraz częściej pojawia się adnotacja “klub X ukarany odebraniem punktów za nieuregulowane finanse”. Wyrok na szkockim futbolu może w środę wykonać Legia Warszawa. Przy Łazienkowskiej ograła Celtic 4:1 i jest bliska wyrzucenia mistrza Szkocji z eliminacji do Ligi Mistrzów. Jeszcze w latach 80. szkockie kluby dość regularnie dochodziły do finałów lub półfinałów europejskich rozgrywek. W angielskich drużynach: Liverpoolu, Nottingham Forest czy Aston Villi, które wygrały sześć Pucharów Europy na przestrzeni lat 70. i 80, zawsze grało po trzech Szkotów. Do 2008 roku liga szkocka zwykle zajmowała 10. miejsce w rankingu UEFA i trudno było sobie wyobrazić, aby piłkarze mieli trafiać z niej do Polski. Dziś europejskie rankingi klasyfikują ją na 23. pozycji, o dwa miejsca niżej niż polską ekstraklasę, do której przyjeżdżają piłkarze ze Szkocji. W Glasgow spotykam się z Bobbym Lennoxem, który w 1970 roku grał w finale Pucharu Europy w barwach Celtiku. – Jesteśmy ofiarami przemian w europejskiej piłce. W futbolu dominują duże nacje, które dostają ogromne pieniądze za sprzedaż praw telewizyjnych. To z każdym rokiem powiększa przepaść. Gdzie są drużyny z Czech, Słowacji, byłej Jugosławii? Napór wielkich krajów odpierają tylko Holendrzy, Belgowie, Portugalczycy – mówi Lennox. Frustracja z powodu malejącej roli pięciomilionowego narodu na europejskiej scenie jest wyczuwalna w Glasgow, ostatnim miejscu, które broni pozycji dawnego potentata. Szkoci do dziś zachowują jeszcze prawo głosu przy nowelizacjach przepisów gry w futbol (posiadają przedstawiciela w tzw. International Football Association Board), ale własnej piłki zmienić na lepszą już nie potrafią. – O jej zgonie pisze się już kilkanaście lat, ale jest coraz gorzej. Z naszą piłką stało się to, co z angielską, tylko na większą skalę.

Tymczasem Rosjanie włączają kluby z Krymu do rozgrywek w swojej trzeciej lidze. Ryzykują zawieszenie w FIFA, a nawet utratę mistrzostw świata w 2018 roku.

– Dziękujemy Władimirowi Putinowi, Dmitrijowi Kozakowi [wicepremierowi Rosji], Władimirowi Mytce [ministrowi sportu] i Rosyjskiej Federacji Piłkarskiej. Spełnili obietnice i teraz jesteśmy członkami rosyjskiej piłkarskiej rodziny – tak na informację o włączeniu drużyny do II ligi (trzeci poziom rozgrywek) zareagował Aleksandr Krasilnikow, prezes SKCzF Sewastopol. To jeden z trzech krymskich klubów, które w tym sezonie mogą występować w centralnych rozgrywkach w Rosji. Oprócz niego w południowej grupie II ligi mają zagrać jeszcze SKIF Symferopol i Żemczużyna Jałta. Decyzję podjął zarząd rosyjskiej federacji piłkarskiej. Problem w tym, że w myśl przepisów FIFA decyzja jest bezprawna. Hrihorij Surkis, wiceprezydent UEFA, wcześniej szef ukraińskiej federacji, stwierdził nawet, że Rosja rzuciła wyzwanie światowym i europejskim władzom piłkarskim. Przypomniał, że przepisy FIFA mówią, że kluby nie mogą brać udziału w rozgrywkach na terytorium innego państwa bez zgody macierzystej federacji, a także nie mogą zostać włączone do drugiej federacji bez zgody FIFA i rodzimego związku. Po aneksji Krymu przez Moskwę kluby piłkarskie z półwyspu dokończyły rozgrywki w ligach ukraińskich. Kilka spotkań rozegrano na neutralnym terenie, bo rywale – m.in. Dynamo Kijów – bali się wyjazdu na okupowane terytorium. Już wtedy pojawiły się apele polityków o włączenie drużyn i krymskiej federacji do struktur piłkarskich bez wymaganej przepisami zgody ukraińskiej federacji. FIFA i UEFA zagroziły jednak Rosji sankcjami, dlatego rozpatrzenie sprawy było odraczane. Tydzień temu ukraińska ekstraklasa rozpoczęła sezon bez krymskich zespołów. Jej skład zmniejszono z 16 do 14 klubów. Popierający aneksję działacze z Krymu wpadli na pomysł obejścia prawa, rozwiązując FK Sewastopol i Tawriję Symferopol, a w ich miejsce zakładając nowe kluby na podstawie rosyjskich przepisów. Ale siedziby mają na Krymie, który jest terytorium ukraińskim. Dlatego FIFA poinformowała je, że gra w nowej lidze jest niemożliwa bez zgody ukraińskiej federacji. Minister Mytko odpowiedział buńczucznie, że władze piłkarskie nie mają prawa mieszać się w wewnętrzne sprawy Rosji. – Minister nie ma racji – skomentował Wiaczesław Kołoskow, były prezes rosyjskiej federacji piłkarskiej i prominentny działacz FIFA. – Rosja nie dostała zgody na włączenie krymskich drużyn ani od FIFA, ani od UEFA, ani od ukraińskiego związku – przyznał.

SPORT

Tak wygląda dzisiejsza okładka Sportu.

Zaczynamy od Piasta Gliwice. Janczyk trafia. Tylko gdzie?

Jak na razie zawodnicy gliwickiej drużyny nie zachwycają, a większość z nich szanse do gry upatruje w rozgrywkach… trzeciej ligi. Piast II doznał porażki, ulegając 1:2 Małejpanwi Ozimek. Jedynego gola strzelił Dawid Janczyk, który wciąż czeka na debiut w barwach pierwszego zespołu. Nadal nadrabia zaległości treningowe, lecz jego forma rośnie. Wszelkie formalności, choć z poślizgiem też udało się pozałatwiać. Na premierowy występ czekają też dwaj Polacy – Tomasz Moskwa i Paweł Moskwik…

Kibice Ruchu Chorzów patrzą w tabelę Ekstraklasy i widzą… że koszmar powraca. Sport rozmawia z Albinem Wirą, który również patrzy na grę Ruchu i dostrzega… Co takiego?

– ..reprezentację Hiszpanii! Poważnie. Vicente del Bosque też przyzwyczaił się do nazwisk. Nie stworzył realnej alternatywy dla zawodników, którzy stanowili kręgosłup drużyny w poprzednim sezonie, decydowali o jej obliczu i sukcesie w postaci trzeciego miejsca. Mam na myśli Surmę, Zieńczuka, Malinowskiego, Kuświka i jeszcze paru.

Zawodzą więc piłkarze?
– Ale nie obciążałbym ich winą za to. To są profesjonaliści; nie odpuścili żadnego dnia przygotowań, i nie spoczywają dziś na laurach. Natomiast – po pierwsze – trudno nawet w kategoriach psychologicznych nieść na barkach odpowiedzialność za wynik przez kilka kolejnych sezonów. Po drugie zaś – na pewno w ich podświadomości tkwi myśl: nie mam konkurencji w kadrze. Przecież po 1-2 treningach widać, czy nowy nabytek ma umiejętności wystarczające do zastąpienia mnie, czy mogę czuć się dość pewnie.

Co można dziś zrobić, żeby zatrzymać staczanie się zespołu?
– Okienko transferowe otwarte jest do końca sierpnia, ale nie sądzę, by dziś udało się jeszcze znaleźć bardzo wartościowego zawodnika, zdolnego odwrócić ten trend. Pytanie, czy w Ruchu starczy pokładów intelektualnych, by już dziś zacząć przygotowywać plan na zimowe okienko… 

Dalej mamy wspomniany na wstępie wywiad z Adamem Danchem. “Po spadku też nie płacili pół roku”. Miasto obiecało zawodnikom, że od teraz aż do końca roku będzie płacić regularnie.

Większy jest stres przed meczem z mistrzem Polski czy wizytą u prezydent Zabrza na rozmowach o sporych zaległościach płacowych?
– Jednak przed meczem. Może dlatego, że w Górniku gram chyba tak długo, jak pani prezydent rządzi w Zabrzu, więc znamy się dobrze. A dwa – do problemów finansowych już się zdążyłem przyzwyczaić. Jak jestem w Górniku, to nie było ich może… dwa lata. Mówiąc poważnie, przyjemne to oczywiście nie jest, ale chcieliśmy się dowiedzieć, czego możemy oczekiwać w najbliższych miesiącach, bo z różnych stron padały różne głosy, często ze sobą sprzeczne. Najgorsza jest niepewność.

Wiecie coś więcej?
– Padła deklaracja, że od teraz do końca roku pensje będziemy dostawać na czas. Gdyby tak faktycznie było, to takie rozwiązanie jest do przyjęcia. Z kolei zaległości byłyby spłacane w miarę możliwości. Oby…

Wierzycie, że tak będzie?
– Mamy wybór? Wysłuchaliśmy właściciela i też rozumiemy jego kłopoty, bo sytuacja faktycznie łatwa nie jest. Przecież te długi ciągną się od lat, stadionu nie ma, sponsorzy też nie walą drzwiami i oknami. Trzeba dać sobie szansę, tym bardziej, że akurat mnie żadne rozwiązywanie kontraktu z winy klubu nie interesuje. Chcę tutaj grać. Ważne też, że na boisku nie dajemy choćby pretekstu, by ktoś pomyślał, że brak wypłat ma wpływ na naszą grę. W dniu meczu ten temat nie istnieje.

A na koniec: Korzym przyćmił Demjana.

– I kto trafił?! – retorycznie i entuzjastycznie zapytał wiceprezesa Podbeskidzia, Jarosława Matusiaka,Michał Sapota, szef Murapolu i członek rady nadzorczej bielskiego klubu. Chwilę wcześniej, w niedzielnym meczu przeciwko Ruchowi Chorzów, drużyna Leszka Ojrzyńskiego objęła prowadzenie 1:0 po golu Macieja Korzyma. Obaj wyżej wymienieni panowie, główni odpowiedzialni za transfer tego zawodnika pod Klimczok, po meczu nie posiadali się z radości. I trudno jest się im dziwić. Człowiek, na którego postawili, nie tylko bowiem strzelił bramkę, ale zaliczył też asystę. I w znacznej mierze dzięki niemu bielszczanie pierwszy raz w tym sezonie zainkasowali trzy punkty. Korzym po meczu nie popadał jednak w samozachwyt i zwracał uwagę na to, że potrzebuje zgrania z zespołem. – Myślę, że potrwa to przez cały sezon. Jest fajnie, cieszę się, że w taki sposób przywitałem się z kibicami – mówił po końcowym gwizdku nowy gracz Podbeskidzia. 26-latek wyszedł na boisko w podstawowym składzie i w pierwszej połowie operował za plecami najbardziej wysuniętego w bielskim zespole Roberta Demjana. Ale zdecydowanie lepiej były piłkarz Korony Kielce czuł się po przerwie, kiedy to słowackiego napastnika zastąpił na placu gry Krzysztof Chrapek – czytamy we wtorkowym wydaniu katowickiego dziennika.

SUPER EXPRESS

Stanisław Terlecki dostał najwyraźniej stałą rubrykę na łamach „Superaka” i codziennie informuje, co u niego słychać. Wczoraj jeszcze pił, dziś już kończy i idzie na detoks.

– Dosyć tego picia! – mówi nam Terlecki. – Doszedłem do wniosku, że skoro organizm nie akceptuje alkoholu, to trzeba z nim skończyć. Podjąłem cholernie trudną, ale i męską decyzję. Poszedłem na odwyk. I powiem wam, że bez alkoholu czuję się znacznie lepiej. Już nie będę pił. Terlecki bardzo chwali sobie opiekę w szpitalu w Tworkach. – Zostałem naprawdę bardzo dobrze przyjęty. Mamy taki fajny ogródek, w którym można sobie posiedzieć. W ciepełku, popijając herbatę. I tylko herbatę! Poza tym dzięki temu mogę za darmo skorzystać z kroplówek, a to dla mnie bardzo ważne. Przecież normalnie kosztuje to około 800 złotych, nie stać mnie na to! – twierdzi. Do pójścia na odwyk skłoniły Terleckiego ostatnie problemy życiowe, a także szczera rozmowa z “Super Expressem” i obietnica skończenia z piciem, którą złożył na naszych łamach. – Mam trochę czasu na przemyślenia, na zastanowienie się nad własnym życiem. I już wiem, że muszę z tym dziadostwem absolutnie skończyć. Może to niewiele, 4-5 piw dziennie. Ale mój organizm jest już wyniszczony. Cóż za rozwój sytuacji!

Jutro już pewnie będzie po detoksie. A może nawet zdąży własnoręcznie wybudować nowy dom.

Poza tym wiele dziś w Super Expressie nie znajdziemy. Neuer z ukochaną na wakacjach.

Podczas gdy Robert Lewandowski (26 l.) i reszta jego kolegów z Bayernu Monachium gra w przedsezonowych sparingach, Manuel Neuer (28 l.) byczy się na przedłużonym urlopie. Najpierw bramkarz wraz z partnerką, Kathrin Gilch odpoczywał w Grecji, a teraz fotoreporterzy wypatrzyli parę na włoskiej Sardynii. Neuer również poza boiskiem dba o każdy detal. Dlatego leżąc na leżaku, nie zapominał o czułym pieszczeniu i całowaniu ukochanej, a także… równomiernej opaleniźnie – nie chcąc świecić w piłkarskiej szatni bladymi pośladkami, postanowił wystawić je na prażące słońce.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Na okładce PS znowu Majka.

A na start rozmowa z Dudą, którą cytowaliśmy z Faktu. No to jeszcze fragment.

Lecicie do Szkocji pewni awansu do kolejnej rundy?
– Cały czas czujemy respekt do rywali. W końcu to Celtic Glasgow, wielki klub. Będą mieli wielkie wsparcie ze strony kibiców. Oczywiście zaliczka jest spora, możemy zagrać spokojnie, dlatego jestem dobrej myśli. Nie możemy jednak zagrać z myślą, że już jesteśmy w kolejnej rundzie. Takie podejście szybko by nas zgubiło. Po środowym zwycięstwie zjednoczyliśmy się jako zespół. W moim wykonaniu nie było to najlepsze spotkanie, ale biorąc pod uwagę rywala i okoliczności, to odkąd jestem w Legii cała drużyna nie zagrała tak dobrze.

A jeszcze tydzień wcześniej byliście pod ostrzałem krytyki.
– Z Saint Patrick’s grało nam się dużo trudniej niż przeciwko Celticowi. Tak naprawdę nie wiedzieliśmy do końca, czego się spodziewać po rywalach. Poza tym wszyscy liczyli na dwa wysokie zwycięstwa, a w pierwszym meczu po prostu nam nie poszło. Na szczęście rewanż ułożył się po naszej myśli i teraz jesteśmy na dobrej drodze.

Pan może jednak nie zagrać w następnym spotkaniu.
– No tak, kolejna żółta kartka eliminuje mnie z jednego meczu. Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego jutro będę bardzo uważał. Z drugiej strony zawsze gram agresywnie i teraz będzie podobnie. Nogi nie odstawię, ale zamierzam walczyć z głową.

Inne istotne informacje związane ze środowym meczem brzmią: Kuciak wrócił do pewny sił, a także: jest problem z transmisją z meczu. Ciągle można jednak na nim dobrze zarobić.

Oczywiście celem pozostaje Liga Mistrzów. 8,6 mln euro za awans, dochód z praw marketingowych, zyski z dnia meczowego – to ogromne pieniądze, które dałyby stabilizację budżetu na kilka lat. I to na wysokim poziomie. Właściciele zapowiedzieli, że część tych środków zostałaby zainwestowana w akademię piłkarską. Oby mieli możliwość dotrzymać słowa. Europejskie puchary to także zbieranie punktów do rankingu UEFA. Awans do LE to 2, a do LM aż 4 punkty, czyli tyle, ile legioniści uzbierali w dwóch ostatnich sezonach łącznie. Gra w Champions League oznacza też ogromne pieniądze dla zawodników. Ustalono, że dostaną 20 procent tego, co wywalczą na boisku, a więc za sam awans 2 mln euro. To najwyższa premia w historii polskiego ligowego futbolu. O co jeszcze gra Legia? O wizerunek polskiej piłki nożnej. Kibicują jej wszyscy piłkarze grający w ekstraklasie, bo w momencie awansu do Ligi Mistrzów także ich wartość i znaczenie wzrośnie. Będzie można się pokazać, podpisać dobry kontrakt, wyjechać, wypromować się. Już nie tylko Robert Lewandowski czy Artur Boruc byliby wizytówką piłki…

To jak to jest z tą cierpliwością władz Lecha do Rumaka?

Kolejnym problemem Rumaka jest brak mentalnego lidera z prawdziwego zdarzenia. W spotkaniu z Wisłą gołym okiem było widać, że nie ma w Kolejorzu kogoś, kto w trudnych chwilach poderwie zespół do walki. – Próżno szukać w zespole z Poznania zawodnika, który stanowiłby przedłużenie trenera na murawie – uważa były bramkarz m.in.: Legii czy Widzewa, Maciej Szczęsny. Nie ma jednostki, więc tym razem drużyna Lecha zareagowała jako całość. W przerwie meczu ponownie w szatni doszło do burzliwej wymiany zdań, która w niedzielę przyniosła efekty. – Chodziło o nasz honor. Powiedzieliśmy sobie, że musimy wyjść na boisko z podniesioną głową i walczyć o odrobienie strat. Że trzeba pokazać charakter, jaja i to, że jesteśmy jedną drużyną. Każdy miał walczyć za drugiego – tłumaczył Dawid Kownacki. Co prawda koniec końców Kolejorz przegrał, ale doprowadzenie do remisu w drugiej części meczu z Białą Gwiazdą pozwoliło Rumakowi z optymizmem patrzyć w przyszłość. – Po zmianach nasza gra znacząco się poprawiła. To że udało się nam wyrównać, pokazuje, iż potrafiliśmy się podnieść w trudnej sytuacji. To dobry znak przed czwartkowym meczem ze Stjarnan – stwierdził szkoleniowiec. Lepiej dla niego, aby miał rację, bo następnej wpadki władze klubu z Poznania mogą już nie znieść.

Spory sukces, o czym czytamy stronę obok, odniósł Tomasz Pasieczny.

29-latek, były dyrektor sportowy Cracovii (w której nie popracował długo) został zatrudniony w roli skauta Arsenalu Londyn. Będzie obserwował ligi polską, czeską, słowacką czy ukraińską. – Większość klubów, w których jest baza danych i siatka skautów, ma specjalną platformę internetową. Logujesz się tam, jest twój plan, rozkład meczów, na które trzeba się udać. Zdarza się czasem, że dostajesz konkretne zadanie: trzeba jechać i obejrzeć tego czy tamtego zawodnika. Po każdym spotkaniu sporządza się raport. – Jestem entuzjastą tego rozwiązania. Niestety w Polsce często działa to tak, że skaut dzwoni i mówi: bierzemy lub nie. Po jego wizycie nie zostaje żaden ślad. Błąd. Prosty przykład. Jadę, oglądam chłopaka, oceniam negatywnie. Za dwa lata znowu go obserwuję, patrzę czy się poprawił.

I na tym koniec. Dziś przebrnięcie przez PS nie zajmie wam wiele czasu.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...