Udany początek zeszłego sezonu w wykonaniu Lecha Poznań skończył się zwolnieniem dwóch trenerów i pożegnaniem się z połową szatni. Czy to samo wróżymy Kolejorzowi w sezonie 19/20? No nie. Bo rok temu lechici po prostu mieli kupę szczęścia – z Wisłą Płock strzelili gola w ostatnich minutach, z Cracovią rywale zmarnowali rzut karny, ze Śląskiem przeciwnicy strzelili cztery gole, ale wszystkie ze spalonych. Uznaliśmy, że to całkiem dobry moment, by porównać te mecze sprzed roku (trzy z czterech zwycięstw na inaugurację) z początkiem obecnych rozgrywek.
Co decyduje o tym, że Lecha tym razem ogląda się przyjemnie?
Powrót do starego ustawienia
Wdrażanie ustawienia z trójką obrońców to proces, który w Polsce mało komu się powodzi. Nie wierzycie? Zadzwońcie do Adama Nawałki i podpytajcie o zeszłoroczny mundial. Wprowadzanie modelu gry w oparciu o taką formację wymaga czasu, mądrości trenera, ale i zawodników, którzy zaadoptują się do takiego grania. Nie możemy oprzeć się wrażeniu, że Kolejorz rok temu na pomysł Ivana Djurdjevicia po prostu nie był gotowy kadrowo.
Zresztą z Poznania docierały głosy, że piłkarze nie do końca dobrze czują się w tym systemie. Nie chodzili za Djurdjeviciem i nie prosili o zmianę ustawienia, ale w rozmowach z trenerem zwracali uwagę na to, że to nie funkcjonuje tak, jak funkcjonować powinno. Niedawno na naszych łamach szef skautingu Jacek Terpiłowski przyznawał też, że kadra nie była wówczas odpowiednio szeroka do gry na trzech stoperów. – Jeśli grasz na czwórkę obrońców, to stoperów w kadrze musisz mieć czterech. Jeśli grasz na trójkę w tyłach, to w kadrze musi być sześciu środkowych obrońców. Musieliśmy działać, choć nie byliśmy na to przygotowani w pełni. Rynek w takich sytuacjach jest już mocno przebrany – mówił.
Tiba i Jevtić na kierownicy
Nie ma Darko, nie ma grania. Tak przez wiele ostatnich miesięcy można było zdefiniować styl gry Lecha. Poznaniacy musieli dostarczyć piłkę do Jevticia, a ten musiał coś wymyślić. Jeśli był pod formą, to ataki Kolejorza się nie kleiły. Jeśli był w sztosie, to wyglądało to znacznie lepiej.
Sęk w tym, że przy ustawieniu z wahadłowymi lechici bardzo często i intensywnie pchali akcje skrzydłami. Pod grą była przede wszystkim trójka stoperów, która rozrzucała piłki do bocznych stref i stamtąd Makuszewski, Jóźwiak, Tomasik czy Kostewycz posyłali wrzutki do Gytkjaera czy Amarala. Bywało, że było to skuteczne – ot, chociażby mecz z Wisłą Płock, gdy Tiba po jednej z taki wrzutek pięknymi nożycami dał gościom trzy punkty. Problem w tym, że dośrodkowanie w gruncie rzeczy jest dość prymitywnym środkiem do osiągnięcia celu. I mniej skutecznym niż rozegranie piłki w środku pola.
Dariusz Żuraw chciał wręczyć kierownicę dwóm kreatywnym piłkarzom i wokół nich zbudować zespół. Pedro Tiba i Darko Jevtić to dziś kluczowe elementy w układance Lecha. Efekty? Obaj są najjaśniejszymi postaciami Kolejorza na początku tego sezonu – Portugalczyk miał jedynie słabszy mecz na inaugurację z Piastem, ale w kolejnych spotkaniach nie było na niego mocnych. Jevtić dostał swobodę w środku pola i przede wszystkim w trakcie gry nie czuje się już jak siatka w meczu tenisowym – piłkę trafia mu pod nogi, a nie fruwa nad nią.
Bardzo ważnym aspektem w budowie takiego stylu gry jest fakt, że Żuraw duży nacisk stawia na rozegranie piłki od tyłu. O tym mówił w trakcie przygotowań i pod to były podyktowane transfery. Van der Hart potrafiący grać nogami, Satka czujący się bardzo dobrze z piłką przy nodze czy Muhar, który braniem na siebie ciężaru gry, rzucił się skautom Kolejorza w oczy podczas gry w Interze Zapresić.
Powrót Gumnego
Jeśli mielibyśmy wymienić piłkarza, którego najbardziej brakowało Djurdjeviciowi rok temu, a którego ma dziś Żuraw, to nie nasuwałby się nam żaden z letnich transferów do Kolejorza, a właśnie Robert Gumny, który rok temu dochodził do siebie po operacji i który u Serba nie zagrał nawet minuty.
Wychowanek Kolejorza, odkąd wrócił do gry późną jesienią zeszłego roku, nie schodzi poniżej pewnego poziomu. U nas tym poziomem jest średnia ocen o wartości 5,29. Żaden lechita w tym okresie nawet nie zbliżył się do tego pułapu. Gumny po prostu nie miewa słabych meczów. W tym sezonie w dwóch z trzech meczów był w TOP3 lechitów pod względem InStat Index. Jest w klubowej czołówce pod względem liczby pojedynków, zwodów i pokonanego dystansu.
Możemy się zastanawiać “co by było, gdyby to Gumny grał u Djurdjevicia na wahadle?”. Ale ma to taki sam sens, jak dorysowywanie wąsów postaciom na ulotkach, które wręczają nam na ulicach. Żadnego. Trzeba jednak dostrzec fakt, że dzisiejszy Kolejorz względem startu poprzedniego sezonu jest bogatszy o najlepszego zawodnika ligi na prawej obronie.
Więcej biegania, zbliżona intensywność
Wiemy, że kibice lubią wyciągać pochopne wnioski na podstawie pokonanego dystansu przez piłkarzy – tym się nie chce, ci są źle przygotowani, tamci to zapieprzają. Dlatego porównanie osiągów motorycznych początku sezonu 2018/19 oraz 2019/20 robimy czysto ciekawostkowo. Zwłaszcza, że próba jest na tyle mała, że wyciąganie daleko idących wniosków jest jest uzasadnione.
Porównanie osiągów motorycznych Lecha 18/19 i 19/20. Kolejno: przebiegnięty dystans, liczba sprintów, liczba szybkich biegów, dystans pokonany sprintem, dystans pokonany szybkim biegiem, najdłuższy dystans, najwięcej sprintów, największa rozwinięta prędkośćZatem:
– Lech teraz biega więcej niż przed rokiem – 108,95 km na mecz teraz, 105,22 km na mecz rok temu,
– Lech wykonuje więcej sprintów niż przed rokiem – 98 na mecz teraz, 84,6 na mecz rok temu,
– Lech wykonuje podobną liczbę szybkich biegów teraz i rok temu – 445 na mecz teraz, 443 na mecz rok temu,
– Lech ma dłuższy średni dystans przebiegnięty sprintem – 1,78 km na mecz teraz, 1,56 km na mecz rok temu,
– Lech ma niemal identyczny średni dystans przebiegnięty szybkim biegiem – 5,95 km na mecz teraz, 5,96 km na mecz rok temu.
Widzimy też lekką przewagę na korzyść Lecha 2019/20 pod względem intensywności pojedynków. Natomiast nie sprowadzalibyśmy tego wyłącznie do chciejstwa czy niechciejstwa. Pamiętać trzeba, że Lech na początku poprzedniego sezonu brał też udział w eliminacjach do Ligi Europy, miał za sobą podróże, inny okres przygotowawczy, inny terminarz na początku rozgrywek.
****
Styl gry, postawienie na wychowanków i zwycięstwa na początku tego sezonu – to wszystko sprawia, że Lech znów jest dla Wielkopolan ekscytujący. Do tego stopnia, że na piątkowym meczu ze Śląskiem ma pojawić się nawet 30 tysięcy widzów. M.in. temu jest poświęcona nowa “Stacja Bułgarska”. Gośćmi Damiana Smyka były Hanna Urbaniak (Gazeta Wyborcza) oraz Aleksandra Kropielnicka (telewizja WTK):
fot. 400mm.pl