W piłce wiele rzeczy bardzo szybko się zmienia – wiadomo. Musielibyśmy jednak być nawet jak na siebie dość dużymi sceptykami, żeby 19 maja – gdy Piast Gliwice sięgał po historyczne mistrzostwo Polski – przewidywać, iż niewiele ponad dwa miesiące później już prawie nic z tej mistrzowskiej aury nie zostanie. Przy Okrzei zupełnie ze swojego sukcesu nie skorzystali i to na każdym froncie.
Kwestii sportowych zbytnio rozwijać nie musimy. Dwa frajersko przerżnięte dwumecze w pucharowych eliminacjach jeszcze długo będą bolały. O ile odpadnięcie z BATE Borysów od biedy w jakimś tam stopniu można tłumaczyć znacznie większym doświadczeniem przeciwnika (na chwilę zapominamy o “popisach” Placha), o tyle wywalenie się na Riga FC to już zwyczajna kompromitacja. Podobnie jak taktyka przyjęta na drugą połowę rewanżu na Łotwie, gdy Piast głównie murował się na swojej połowie, a rywale i tak stwarzali kolejne sytuacje, aż w końcu dopięli swego. Nie godzi się, panowie, nie godzi. Nie ma usprawiedliwienia.
W lidze podopieczni Waldemara Fornalika wyhamowali od razu, remisując z Lechem i przegrywając ze Śląskiem. W obu przypadkach prowadzili, powinni podwyższyć, a zamiast tego radośnie – niczym podśpiewujący pielgrzymi – oddali punkty przeciwnikom. A wcześniej po kompromitujących błędach pozwolili się zdemolować Lechii Gdańsk w Superpucharze Polski.
Piast da radę rozpędzającej się Pogoni? W ETOTO kurs na wygraną gliwiczan wynosi 2,50. Zwycięstwo gości wycenione na 3,00
W Gliwicach nie ukrywali nadziei, że mistrzostwo pozwoli na stałe wznieść klub na wyższy poziom w hierarchii polskiej piłki, chociażby taki, na jaki już jakiś czas temu weszła Jagiellonia. Musiałoby się to wiązać m.in. ze wzrostem frekwencji. W dwóch ostatnich meczach poprzedniego sezonu stadion wreszcie się zapełnił, przychodziło ponad 9 tys. widzów. Pozostawało pytanie, ilu z tych nowych kibiców pozostanie po odpływie, który był oczywisty. Dziś niestety wygląda na to, że niewielu, naprawdę niewielu. W rewanżu z BATE jeszcze było dobrze, prestiż meczu zrobił swoje, ale inne domowe spotkania – Superpuchar, Lech i Ryga – są jasnym sygnałem, że błyskawicznie następuje powrót do punktu wyjścia. Jeszcze chwila i prawdopodobnie znów frekwencja będzie oscylować w granicach 4 tys. ludzi.
Potencjał na zmiany zmarnowano na własne życzenie. Cóż z tego, że samych karnetów sprzedano kilkaset więcej niż rok temu, skoro drastyczna – w niektórych przypadkach ponad dwukrotna – podwyżka cen biletów wyglądała fatalnie z punktu widzenia wizerunkowego i zraziła do klubu nawet część stałych bywalców. Więcej o tym pisaliśmy kilka dni temu, zainteresowanych odsyłamy tutaj.
Za chwilę niewiele może zostać z mistrzowskiej drużyny. Długo jedynymi ważniejszymi ubytkami byli Aleksandar Sedlar i Tomasz Jodłowiec, ale teraz zmiany kadrowe przyspieszą. Sprzedaż Joela Valencii do Brentford między jednym meczem z Riga FC a drugim za około 2 mln euro wyglądała jednak lekko zawstydzająco i aż nazbyt dobitnie wskazywała miejsce w szeregu. Kilku następnych zawodników jest w kolejce do odejścia, na czele z Patrykiem Dziczkiem, choć on w aktualnej formie raczej potencjalnych kupców zniechęca niż zachęca.
Piast po raz pierwszy w tym sezonie nie straci gola i wygra do zera? ETOTO płaci po kursie 3,60
Jedni odchodzą, więc drudzy przychodzą, tyle że na razie nikt z nowych nie pomaga. Bartosz Rymaniak najprędzej osiągnie zadowalający poziom, mimo że w Rydze najmocniej pokazywał się wtedy, gdy w anemiczny sposób zabierał się do kolejnych wyrzutów z autu. O pozostałych już można powiedzieć, że jakości na tu i teraz nie dadzą. Tego można się było obawiać. W dłuższej perspektywie Piast przez ostatnie półtora roku trafiał z transferami, tyle że większość sprowadzonych piłkarzy (Kirkeskov, Plach, Parzyszek, Felix) potrzebowała jednej rundy, żeby być w pełni przydatnymi. Tomas Huk, Jakub Holubek, Dani Aquino, Dominik Steczyk czy Sebastian Milewski nadal mają szansę stać się wzmocnieniami, ale w terminie, który interesować będzie już wyłącznie samych kibiców Piasta. Pytanie też, jak poważne okażą się rany do zaleczenia po okresie, w którym nowi jeszcze będą grali poniżej swoich możliwości, a starych już nie będzie.
Zresztą wielu z autorów mistrzostwa również spuściło z tonu, a złośliwi powiedzieliby, że po prostu wrócili do miejsca w szeregu. Część pewnie nasyciła się samym tytułem i więcej im nie trzeba. I coraz więcej wskazuje, że do szeregu wraca także Piast. Fajnie, poszalałeś, romantyczna historia, wszystkich zaskoczyłeś, zebrałeś zasłużone pochwały, ale już wystarczy tych wygłupów. Waldemar Fornalik w Ruchu Chorzów po zajęciu miejsca na podium zawsze następny sezon miał znacznie słabszy, nieraz oznaczający bronienie się przed spadkiem. Na ten moment nie zapowiada się na przełamanie tej tendencji w jego karierze.
Jasne, zaraz może się okazać, że Piast “koncentrując się już tylko na lidze” odniesie trzy zwycięstwa z rzędu i karta na krajowym podwórku się odwróci. To wszystko jednak będzie się działo już bez tej aury wyjątkowości, która przez chwilę gliwiczan otaczała. Nie było lepiej, nie było inaczej, było tak jak z resztą. Dziś na powrót stają się zwyczajni, szarzy, przeciętni. Ekstraklasowi.
Fot. Michał Chwieduk/400mm.pl