Nie wiemy, czy na kursach trenerskich uczą przyszłych szkoleniowców tanich wymówek, ale jeśli tak, Aleksandar Vuković musiał być ulubieńcem wykładowcy. Taktyka – dopuszczający, przygotowanie fizyczne – dopuszczający, natomiast już z wymówek wszyscy brali od Serba notatki, bo on był przygotowany do każdego kolokwium i stał pod salą 15 minut przed zajęciami. Tak, zdecydowanie, Vuković z głupiego tłumaczenia jest biegły, co udowadnia właściwie na każdej konferencji prasowej, a ta po Koronie nie była wyjątkiem.
– Nie dosyć, że mamy taką częstotliwość meczów, to jeszcze mamy pecha, że graliśmy w taki dzień, w taką pogodę i to na pewno dużo kosztuje – stwierdził Vuković bez żadnego rumieńca wstydu na policzku, a szczerze powiedziawszy powinien być różowy jak świnka Peppa.
Jeszcze nie skończył się lipiec, natomiast Serb już zaczyna przemycać między wierszami, że Legia gra za często. Czegoś tu nie rozumiemy – po co wspominać o częstotliwości? Czy trener nie wiedział przed startem sezonu, że tak będzie wyglądał terminarz drużyny? Czwartek mecz, niedziela mecz, czwartek mecz i tak dalej, przynajmniej do wywrotki w Europie (która swoją drogą może nastąpić szybko, patrząc na grę zespołu). Przecież to nie jest czarna magia, nikt w UEFA nie postanowił nagle: „a, walniemy tej Legii mecze co trzy dni, niech się męczą”. To było wiadome już dawno temu.
Ten kłopot z częstotliwością grania i złą pogodą można tak naprawdę łatwo zniwelować, odpadając w czwartek z Finami. Wówczas zły los nie będzie sobie kpił z Legii, ponieważ ta będzie grała tylko co weekend. To jest bardzo proste. Oczywiście – wówczas trzeba zapomnieć o sporej kasie od europejskiej federacji, z czego nie będzie zadowolony przełożony Vukovicia, ale sam Vuković będzie mógł jednak zdjąć foliową czapkę z głowy i spać spokojnie. Gorzej, gdy dojdzie Puchar Polski. Wówczas trener może się uznać za największego pechowca w dziejach, ten typ trafiony siedem razy piorunem, będzie przy nim największym szczęściarzem.
Ludzie… Przecież to tak, jakby taksówkarz stał pod dworcem kolejowym i brał za zły los każdego pasażera. Pasażerowie dają pieniądze. Mecze dają pieniądze. Czego tu nie rozumieć?
Dalej mamy starą śpiewkę o warunkach. Trudno nadążyć za Vukoviciem, nawet nie wiemy, jakie warunki trener uznaje za idealne. Jaka temperatura jest dobra? Jaka nawierzchnia? Jaki kąt nachylenia trybun? A czy obok stadionu może przejechać czerwony autobus czy tylko niebieski? No bo w Kielcach było za gorąco, a z Gibraltarem przeszkadzała sztuczna murawa. Prosimy sobie wyobrazić, że piłkarze Korony nie biegali z klimatyzacją wbudowaną w koszulki. Prosimy też zauważyć, że trener z Gibraltaru nie jęczał po spotkaniu w Warszawie, że trawa jest taka, a nie inna i co to w ogóle ma być.
Dość, cholera, tych głupich wymówek, tłumaczeń, jak to jest ciężko i właściwie to dziękujcie nam, że wychodzimy na boisko. Vuković dostał porządną jak na polskie warunki kadrę i ma krótkie zadanie: wygrywać z nią kolejne mecze. Domyślamy się, że kontrakt nie przewiduje trzech wymówek na jedną konferencję. Wszyscy kibice Legii woleliby regularne trzy punkty na jeden mecz.
Fot. FotoPyk