Reklama

Dlaczego Raków na dzień dobry dał ciała?

redakcja

Autor:redakcja

27 lipca 2019, 13:17 • 6 min czytania 0 komentarzy

No i narobił zamieszania Raków Częstochowa w trakcie swojego przywitania z PKO Bank Polski Ekstraklasą. Chyba najciekawszy beniaminek od lat (przynajmniej naszym skromnym zdaniem) zaliczył bodaj najgorszy start spośród nowych drużyn na tym poziomie w ostatnich sezonach. Miedź potrafiła na dzień dobry ograć Pogoń, a Zagłębie Sosnowiec wyszło na prowadzenie i przynajmniej powalczyło z Piastem. Rok wcześniej Górnik Zabrze efektownie klepnął Legię, a Sandecja bezbramkowo zremisowała z Lechem. Dalej: Wisła Płock pokonała Lechię, a Arka przegrała z Termaliką. I właśnie do drużyny prowadzonej wtedy przez Grzegorza Nicińskiego najprędzej porównalibyśmy sobotni występ Rakowa, ale nie mamy wątpliwości, że ekipa Marka Papszuna z Koroną Kielce zagrała jeszcze słabiej. 

Dlaczego Raków na dzień dobry dał ciała?

Niech przemówią liczby, dokładniej statystyki strzałów: jeden celny, sześć w ogóle, przy dziewięciu próbach rywali w światło bramki i szesnastu generalnie. Przepaść, które nie odzwierciedla jednobramkowe zwycięstwo załogi Gino Lettieriego. Ludzie, którzy regularnie oglądali częstochowian w pierwszej lidze, nie potrafili poznać tej drużyny i słusznie pytali: co się z nią, do jasnej cholery, stało?

ekstraklasa-2019-07-27-10-07-35

My, już na chłodno, postanowiliśmy poszukać odpowiedzi.

Po pierwsze: głowy nie wytrzymały. 

Reklama

Powiecie, że presję to może czuć pielęgniarka pracująca na dziecięcej onkologii, która obserwuje umierające dzieci, ale nie popadajmy w populistyczne tony. Piłkarz też ma do tego prawo, a otoczka wokół Rakowa przed długo wyczekiwanym powrotem do ligi do najlżejszych nie należała. Oczekiwania były spore i chyba tego ciężaru nie udało się udźwignąć ekipie Marka Papszuna. Doszło do przemotywowania? Tego naprawdę nie potrafimy wykluczyć, bo przypomnijcie sobie, co mówił nam przed spotkaniem Szymon Lewicki: – Mecz z Koroną traktujemy jak finał mistrzostw świata.

Nie zapominajmy o jednym – Raków to nie jest ekipa gołowąsów, ale większe doświadczenie na poziomie Ekstraklasy mają w Częstochowie tylko Michał Gliwa i Piotr Malinowski. Reszta? Dla 27-letniego Petraska był to debiut, u siebie też grał tylko niżej. To samo trzeba powiedzieć o 25-letnim Kasperkiewiczu, 29-letnim Domańskim i 20-letnim Szczepańskim, a także 31-letnim Lewickim. Pozostali, wyłączając nowych obcokrajowców, mieli w najwyższej klasie rozgrywkowej dłuższe lub krótsze epizody: Szymonowicz ma koncie 15 spotkań, Sapała tylko cztery, Kun 28 razy zagrał dla Arki, Musiolik zaliczył wcześniej pięć wejść z ławki.

Niektórzy muszą się trochę tu otrzaskać, bo przykładowy Petrasek w pierwszej lidze tak jak przy golu obciął się może ze trzy razy, czego rywale w większości wykorzystać nie potrafili.

Po drugie: stałe fragmenty. 

Ten balonik napompował się sam, bo w pierwszej lidze był to ogromny atut Rakowa, ale jeszcze krótko przed startem ligi doszło do środka sporo powietrza. Najpierw Czesław Michniewicz zdradził w Stanie Futbolu, że przed mistrzostwami Europy korzystał z pomocy sztabu Rakowa właśnie w temacie stałych fragmentów i zapewnił, że częstochowianie będą je bić najlepiej w Ekstraklasie. Później „Sport” porozmawiał z Maciejem Kędziorkiem, drugim trenerem Rakowa, a ten rzucił konkretną liczbą i jeszcze podniósł ciśnienie: – Jeśli chodzi o rzuty rożne, to mam około 140 różnych schematów. Przy wolnych jest ich niewiele mniej.

Pierwszy punkt Rakowa? Kurs 3,60 na remis z Jagą w ETOTO! 

Reklama

Tymczasem w trakcie meczu z Koroną można było odnieść wrażenie, że albo do bazy danych wbił się jakiś wirus, albo piłkarzom kompletnie wyleciały z głów wszystkie pomysły trenera. Okazji było sporo, ale jedno dośrodkowanie było gorsze od drugiego. Raz udało się stworzyć zagrożenie, ale to bardziej zasługa warunków Petraska, który powalczył o piłkę i stworzył szansę koledze, niż dobrej wrzutki. Nie chce nam się odwijać taśmy i dokładnie tego liczyć, ale wymowne było to, że do stojącej piłki podeszło prawie pół drużyny i wszyscy swoje zadanie partolili.

No a sytuacja z końcówki pierwszej połowy, krótkie i nieporadnie rozegranie wolnego, po którym sędzia zaprosił zawodników do szatni, to wisienka na torcie. Tfu. Na zakalcu. Tutaj rzeczywiście – gorzej być już chyba nie może.

Po trzecie: brak Niewulisa. 

Nie jest to nowa sytuacja, kapitan Rakowa nie popsuł się na ostatnim treningu przed wyjazdem do Bełchatowa, ale wydaje nam się, że beniaminek ciągle się przez to męczy, bo nie zadbał o zastępcę, który byłby w stanie wskoczyć w jego buty. A trochę bardziej precyzyjnie – nie było większych problemów, by znaleźć centralną postać obrony, gdyż na tę pozycję wrócił Petrasek, ale trzeba było jeszcze zastąpić Czecha na boku i tu pojawił się problem.

Widać to po pierwszoligowych statystykach – do momentu kontuzji Niewulisa Raków tracił średnio 0,5 gola na mecz. Po niej – średnio 1,33 gola na mecz.

Oczywiście można było stracić czujność, bo była to końcówka sezonu, w której częstochowianie szybko klepnęli awans, grali bez presji i trochę eksperymentowali, ale w sobotę piłkarze Korony Kielce bez większego trudu udowodnili, że kłopot faktycznie występuje. Już samo założenie, że rozwiąże go wypożyczony z Jagi Szymonowicz, który ostatnio nie robił szału w I-ligowym Bruk-Becie, było śmiałe, a boisko pokazało, że raczej nie ma na to szans.

Przynajmniej dwa gole Rakowa w Białymstoku? Zagraj w ETOTO po kursie 4,10!

I to zmartwienie jest długoterminowe, bo Niewulis na powrót poczeka jeszcze przynajmniej dwa miesiące, a na odzyskanie formy pewnie dłużej. Albo potrzeba czasu, albo zmian i bardzo ciekawi jesteśmy, jaką diagnozę postawi tu Marek Papszun.

Po czwarte: nieruchawe dziesiątki. 

Jeśli ostatniego roku nie spędziliście w izolacji, zapewne słyszeliście, że system gry Rakowa jest unikalny. Że trener Papszun wymyślił autorską koncepcję, która powoduje, że jego drużyna gra nie tylko skutecznie, ale też widowiskowo. Jej cholernie ważnym elementem jest to, że za plecami napastnika biegają dwie dziesiątki. I to rzeczywiście odróżnia Raków od innych polskich drużyn, przecież w kilku z nich takiego klasycznego rozgrywającego nie znajdziemy ani jednego (najlepszym przykładem Lechia grająca bardziej na dwie ósemki).

Mecz z Koroną uwypuklił jednak, że jest to bardzo ryzykowne. Gdy pod formą są obaj zawodnicy pełniący tę rolę, w drużynie w zasadzie dochodzi do paraliżu. Praktycznie nie jest ona w stanie kreować sytuacji z gry. Dlatego spora część winy za porażkę w Bełchatowie spada na plecy Domańskiego i Szczepańskiego. Po cichu byli kreowani na odkrycia (choć pierwszy młody nie jest już od dawna), a obaj wylądowali w czołówce najsłabszych na placu. To już wyczyn. Domański wygrał zaledwie jeden z czterech pojedynków, przez połówkę zanotował 16 podań, w tym dwa kluczowe (jedno dokładne). Szczepański rozegrał całe zawody, ale chyba tylko ze względu na status młodzieżowca – we wspomnianych statystykach wypadł jeszcze gorzej, zapamiętaliśmy go tylko z efektownego, ale niecelnego strzału.

Nie wykluczamy, że właśnie na tej pozycji dojdzie do zmiany już po pierwszym meczu, bo tak to po prostu wyglądać nie może.

Po piąte: nowi na razie nie podnieśli poziomu. 

– Nie spodziewałem się, że wyskautowani i rekomendowani przeze mnie zawodnicy z zagranicy, będą mieli takie trudności. Wydawało mi się, że piłkarze o określonej renomie będą jednak szybciej potrafili się zaadoptować – mówił przed sezonem Papszun Przeglądowi Sportowemu, podkreślając przy tym pewne problemy piłkarzy z odnalezieniem się w nowym środowisku.

Trener walnął prosto z mostu, a boisko i jego wybory to potwierdziły. W pierwszym składzie, obok wspomnianego Szymonowicza, pojawił się tylko Rusłan Babenko i zagrał fatalnie. Bryan Nouvier i Andrija Luković weszli z ławki. Pierwszy wyglądał obiecująco, ale na tle swojej drużyny, a nie całej ligi. Drugi, choć naszym zdaniem to najciekawszy transfer Rakowa, przez osiemnaście minut nie zaznaczył swojej obecności na placu.

Oceniając okienko Rakowa podkreślaliśmy raczej utrzymanie dotychczasowej kadry, ale z czasem brak powiewu świeżości może być odczuwalny. Pół biedy, jeśli rzeczywiście potrzeba tylko czasu, ale takiej pewności nie mamy.

I napisalibyśmy na koniec, że dziś przeciwko Jagiellonii Białystok będzie lepiej, ale takiej pewności nie mamy tym bardziej.

screencapture-207-154-235-120-przedmeczowka-172-2019-07-26-21_21_06

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Thiago Silva: Mam nadzieję, że chłopaki z drużyny wiedzą, co znaczy nosić koszulkę Chelsea

Bartek Wylęgała
0
Thiago Silva: Mam nadzieję, że chłopaki z drużyny wiedzą, co znaczy nosić koszulkę Chelsea
Lekkoatletyka

70. ORLEN Memoriał Janusza Kusocińskiego za nami. Polscy lekkoatleci sprawdzili formę

redakcja
1
70. ORLEN Memoriał Janusza Kusocińskiego za nami. Polscy lekkoatleci sprawdzili formę
Ekstraklasa

Jagiellonia o krok od mistrzostwa! Za tydzień wystarczy zwycięstwo z Wartą

Kamil Warzocha
50
Jagiellonia o krok od mistrzostwa! Za tydzień wystarczy zwycięstwo z Wartą

Komentarze

0 komentarzy

Loading...