W sobotę Artura Szpilkę (22-3, 15 KO) czeka walka o być albo nie być w poważnym boksie. Porażka z weteranem Derekiem Chisorą (30-9, 21 KO) odeśle go z powrotem na krajowe podwórko lub skłoni do ponownego przewartościowania całej kariery. Gra jest jednak warta świeczki – na zwycięzcę ciekawie zapowiadającego się starcia w Londynie czekają naprawdę atrakcyjne perspektywy.
Można Szpilce zarzucić wiele, ale jednego odmówić mu nie sposób – w wyjątkowo niekorzystnych dla siebie okolicznościach sam wyrywa się do naprawdę dużego sportowego wyzwania. Promotor Andrzej Wasilewski wolałby prowadzić go ostrożniej i to podejście wydaje się całkiem logiczne. Może ciężko to zauważyć, ale pięściarz z Wieliczki skończył niedawno 30 lat. W boksie ten wiek bywa granicą – taki Riddick Bowe jeszcze przed pojawieniem się trójki z przodu na liczniku był już zawodnikiem skończonym. “Szpila” ma na koncie już kilka ringowych wojen. Nigdy tak naprawdę nie wiadomo, ile takie walki zabierają zdrowia i w którym momencie w końcu upomną się o swoje.
W ostatnim występie pięściarz z Wieliczki był mało przekonujący. Wygrał wprawdzie niejednogłośnie na punkty z Mariuszem Wachem, ale był liczony i znalazł się na skraju porażki przed czasem. Rywal po wszystkim stwierdził, że… nie zdawał sobie sprawy, że wszystko wydarzyło się w ostatniej rundzie. Ten pojedynek był przy okazji pierwszym poważnym testem współpracy na linii Artur Szpilka – Andrzej Gmitruk. Najwybitniejszy polski szkoleniowiec ostatnich lat po wszystkim przekonywał, że wie, gdzie popełnione zostały błędy i kolejny występ będzie wyglądał kompletnie inaczej. Dalszego ciągu tej ciekawie zapowiadającej się współpracy nie doczekaliśmy, a sam pięściarz kilka tygodni później znalazł się niemal w sytuacji bez wyjścia.
Po tragicznej śmierci Andrzeja Gmitruka jedyną trenerską opcją na mistrzowskim poziomie w kraju został Fiodor Łapin. Problem w tym, że ten szkoleniowiec zakończył współpracę ze Szpilką w 2014 roku i już dawno temu zapowiedział, że nie zamierza do tego tematu wracać. Nie chowa jednak urazy i dalej stara się pomagać. To właśnie Łapin podsunął kandydaturę Romana Anuczina, który przez Andrzeja Wasilewskiego został przedstawiony jako “specjalista od mańkutów”. Nie jest jednak to jednak nazwisko wyobraźnię kibiców – zwłaszcza w ostatnich dniach. Pod skrzydła Rosjanina trafił bowiem także Izu Ugonoh, a po ostatnim nokaucie z rąk Łukasza Różańskiego wiadomo już, że z tej mąki chleba raczej nie będzie.
“Entuzjazm Artura, gdy poprzeczka idzie w górę, jest niesamowity, lecz powiedziałem mu szczerze, że najpierw powinien wziąć sobie walkę troszkę słabszą. Po to, aby zobaczyć jak będzie mu się układała współpraca z nowym trenerem Romanem Anuczinem, bo tego na razie nie wiadomo. To, że świetnie dogadują się i ‘klepią’ sobie na sali, to jeszcze nic nie znaczy. Sparingi też nie są odpowiedzią na wszystkie pytania. Dopiero ring weryfikuje jak to wszystko wygląda” – ocenił w rozmowie z Arturem Gacem z Interii Maciej Sulęcki, inny z niedawnych podopiecznych trenera Gmitruka.
Potrzebny na Wyspach
Choć okoliczności wręcz wymuszały sprawdzenie się najpierw na nieco niższym poziomie, to Szpilka uparł się, by wbrew wszystkiemu od razu wypłynąć na szerokie wody. Jego nazwisko łączono z brytyjskim rynkiem – najpierw z Joe Joycem (10-0, 9 KO), a potem właśnie z dużo bardziej doświadczonym Chisorą (30-9, 21 KO). “Nie wiem, po co mi ta walka. Chyba po to, żeby mieć na rachunki” – mówił w swoim stylu w czerwcu apatyczny Brytyjczyk tuż przed oficjalnym potwierdzeniem pojedynku.
Trudno się dziwić, że nie wykazywał entuzjazmu – to pięściarz, którego motywacja rośnie wprost proporcjonalnie do rangi wyzwania i związanych z tym pieniędzy. Derek również znalazł się w sytuacji, gdzie będzie miał sporo do udowodnienia. W grudniu 2018 roku w głośnym na Wyspach rewanżu został ciężko znokautowany przez Dilliana Whyte’a (25-1, 17 KO). Pierwszy pojedynek dwa lata wcześniej rywal wygrał niejednogłośnie na punkty, ale nie brakowało wtedy kibiców i ekspertów, według których Chisora został w tej walce skrzywdzony decyzją sędziów.
W rewanżu po dziesięciu rundach wyglądał nadzwyczaj solidnie. Prowadził na punkty, ale w jedenastym starciu nadział się na potworny lewy sierpowy i po chwili nieprzytomny padł na deski. Wydawało się, że to “game over” w poważnym boksie, a pięściarz z dziewięcioma porażkami i wieloma wojnami na koncie mając 35 lat powinien już zacząć myśleć o zakończeniu kariery.
Na taki scenariusz nie było szans. Chisora zaledwie kilka minut po zejściu z ringu zapowiedział, że będzie walczył dalej – głównie dla pieniędzy, ale też dlatego, że zwyczajnie ma na to ochotę. Realia są też takie, że na brytyjskiej scenie wciąż może liczyć na ciekawe oferty. Od dwóch lat do walki wyzywa go Joe Joyce. Można sobie także wyobrazić, że typowany na nową gwiazdę wagi ciężkiej Daniel Dubois (12-0, 11 KO) również chętnie sprawdzi się z tak doświadczonym zawodnikiem w nieodległej przyszłości.
Weteran wyjdzie więc w sobotę również walczyć o dalszą karierę. Jeśli pokona Szpilkę, to współpracujący z nim od niedawna David Haye (budowanie relacji rozpoczęli od… publicznej bójki) będzie chciał doprowadzić do walki z Josephem Parkerem (26-2, 20 KO) – byłym mistrzem świata.
Polak w przypadku zwycięstwa będzie mógł rozsiąść się przy stole z elitą, a oferty będą kwestią czasu. Kolejny występ na gali Eddiego Hearna stanie się realną perspektywą, a to z nim współpracuje teraz liczne grono czołowych ciężkich. Whyte, Usyk, Hrgović, Hunter czy Gassijew – to tylko kilka nazwisk, dla których prężnie działający promotor będzie poszukiwał w kolejnych miesiącach sensownych rywali. Sam zresztą zdążył już przyznać, że w przypadku wygranej chętnie zobaczy potem “Szpilę” właśnie z Usykiem.
Starcie z Chisorą będzie wyjątkowe z jeszcze jednego względu – obaj już raz spotkali się w ringu. Ich starcie było częścią scenariusza filmu “Pitbull. Ostatni pies”. W tamtej walce to Brytyjczyk padał na deski, jednak teraz większość ekspertów i bukmacherów spodziewa się odwrotnego scenariusza. Szpilka jest postrzegany jako zawodnik, którego można przewrócić. W końcu lądował już na deskach po ciosach Davida Saulsberry’ego, Mike’a Mollo, Bryanta Jenningsa, Deontaya Wildera, Adama Kownackiego i Mariusza Wacha.
„Bad Boys” w akcji
Sobotni rywal też ma czym uderzyć – potwierdził to przed rokiem efektownie nokautując zaliczanego do szerokiej czołówki Carlosa Takama. W tamtym pojedynku Chisora zademonstrował, że może dostawać przez kilka rund ciężkie lanie, by w końcu doprowadzić do celu jeden potężny cios, którym jest w stanie zmienić wszystko. Polak takiej walki w karierze jeszcze nie miał, ale mimo wszystko jest optymistą.
“Znamy się, ale nie jesteśmy przyjaciółmi. Wymienialiśmy ciosy, ale to nie było nic poważnego. Było więcej zabawy niż realnej walki. W Londynie będą latać prawdziwe bomby! Mam do niego wielki szacunek. Jest prawdziwym wojownikiem, zawsze walczy do ostatniego tchu. Będę przygotowany na ciężki bój. Zgodziłem się na tę walkę, bo obaj jesteśmy zwariowani i to będzie szalona noc” – zapowiedział Szpilka.
Eksperci nie mają wątpliwości, że sobotni pojedynek dostarczy emocji. „To będzie rzeźnia. Po prostu rzeźnia. Nie ma szans, by ta walka potrwała pełne dziesięć rund” – przewiduje Dillian Whyte, bohater walki wieczoru. „Jeśli każdy z nich będzie chciał pójść na całość, to będzie mnóstwo emocji. I mam nadzieję, że pójdą na całość. To może być najciekawsza walka tego wieczoru” – zapowiada Hearn.
Obaj potrafią pójść na całość długo przed wejściem do ringu. Polak na konferencji prasowej zaatakował głową Krzysztofa Zimnocha, a potem kilka dni przed walką prawie doprowadził do bójki z Wilderem. Lista nietypowych osiągnięć Chisory to jednak coś zupełnie innego kalibru. Spoliczkowanie Witalija Kliczki? Było. Oplucie Władimira Kliczki przed walką z jego bratem? Było. Bójka na gołe pięści z Davidem Hayem? Też była. Rzut stolikiem w kierunku Dilliana Whyte’a? Tak, takie rzeczy też się zdarzały, a to naprawdę zaledwie wycinek…
Między innymi takie zachowania sprawiają, że Chisora mimo porażek wciąż pozostaje istotnym graczem na scenie współczesnych „ciężkich”. W szerokiej czołówce królewskiej kategorii próżno szukać innego boksera z tyloma porażkami. Brytyjczyk to przede wszystkim dostarczyciel jedynych w swoim rodzaju wrażeń. “Szpilka chce wygrać? Ja chciałem się ożenić z Naomi Campbell, ale powiedziała nie… Każdy ma jakieś marzenia i pragnienia, ale niewielu potrafi zamienić słowa w czyny” – komentował z charakterystycznym uśmiechem faworyt sobotniej walki.
W czwartek Chisora przyznał nawet, że… nie umie boksować. Dodał jednak, że lubi się bić i właśnie na taką walkę liczy w sobotę. Szpilka w mediach potwierdza, że rywal nie będzie musiał go daleko szukać, ale to zdecydowanie nie jest najlepszy pomysł. Podjęcie otwartej walki z ringowym specjalistą do spraw wojny wydaje się być receptą na porażkę przed czasem. Polak pokazywał jednak w przeszłości, że słowami potrafi stworzyć całkiem niezłą zasłonę dymną. W 2014 roku konsekwentnie deklarował, że będzie dużo cięższy od Tomasza Adamka i swoich atutów będzie upatrywał właśnie w sile fizycznej. Na ważeniu okazał się jednak lżejszy od swojego przeciwnika, a w ringu odniósł potem najcenniejsze zwycięstwo w karierze.
Po niedawnych porażkach Krzysztofa Głowackiego i Macieja Sulęckiego, sobotnia walka Szpilki nabiera dodatkowego wymiaru. Można się obrażać na rzeczywistość, ale nieobliczalny mańkut z Wieliczki w Londynie jako jeden z nielicznych polskich pięściarzy wciąż liczy się w grze o poważne stawki. Wygrana otworzy mu drzwi na salony, porażka – w zależności od okoliczności – zmusi do przemyślenia sensu kontynuowania dalszej kariery na wysokim poziomie. Transmisja gali z Londynu od 21:20 w TVP Sport – walki Polaka powinniśmy się spodziewać około 22.
KACPER BARTOSIAK
Fot. Newspix.pl