Ta historia przypomina nam, że dopóki nie ma podpisów na dokumentach, żaden transfer nie powinien być uznany za pewny. Już pod koniec czerwca wszystko miało być jasne z Michałem Pazdanem: zostaje w Turcji, nawet zostaje w samej Ankarze, ale zamiast w Ankaragucu będzie grał w beniaminku Genclerbirligi, wracającym do elity po roku przerwy. Byłby to awans sportowy i finansowy. Tygodnie jednak mijały, oficjalnego potwierdzenia nie było i nagle… psikus! Dziś okazało się, że polski stoper definitywnie stał się zawodnikiem Ankaragucu, podpisując dwuletni kontrakt.
Trudno nie być zaskoczonym. Klub ten w ostatnim czasie funkcjonował na wariackich papierach, problemy finansowe się piętrzyły i nikt nie zamierzał tego ukrywać. Niektórzy zawodnicy byli tak zdesperowani, że otwarcie pisali w mediach społecznościowych, że od dawna nie dostają pieniędzy. Zaczął francuski obrońca Thomas Heurtaux. Klub na Twitterze złożył mu życzenia urodzinowe, a on ironicznie skontrował, żeby w ramach prezentu wysłali mu jedną z dziewięciu zaległych pensji. Thibault Moulin w odpowiedzi napisał do niego, że jadą na tym samym wózku. Po chwili w podobnym tonie pisali jeszcze Mostapha El Kabir i Alessio Cerci. Stopień ich irytacji musiał być więc maksymalny. Mieli świadomość, że mogą trochę podpaść kibicom. Nawet jeśli byli na wylocie, to nikt takich sytuacji nie lubi i raczej stara się ich unikać.
Patrząc na sytuację kadrową, trudno było się nie złapać za głowę. Latem z Ankaragucu odeszło już dwunastu piłkarzy, często decydujących o obliczu drużyny. Powstałe luki masowo wypełnia się młodzieżowcami z drużyny U-21. Pachniało to jedną wielką katastrofą, a tu news, że Pazdan zostaje na kolejne dwa sezony, mimo że już witało się z nim stabilniejsze ekonomicznie Genclerbirligi.
Jakim cudem?
Filip Cieśliński, od prawie dekady fanatyk ligi tureckiej, nie ukrywa swojego zaskoczenia. – Panował tam bajzel totalny i na wszystkie sposoby świata kombinuję w myślach, skąd oni wzięli pieniądze, żeby Pazdana zatrzymać. Agent piłkarza Mariusz Piekarski pisał na Twitterze, że względem nich Ankaragucu nie ma żadnych zaległości. Brzmi to zaskakująco, patrząc, jak reagowali inni zawodnicy. Skarbiec jest pusty od dawna. Prezydent Mehmet Yiginer, ubiegający się o reelekcję w zbliżających się wyborach, podobno nabrał jakichś niewyobrażalnych kredytów i Ankaragucu ma powtórkę z rozrywki. To samo działo się w sezonie 2011/12, kiedy najpierw klub potężnie się zadłużył, później kończył rozgrywki młodzieżą, a na koniec zleciał od razu o trzy ligi i trzeba było budować od początku – mówi były dziennikarz “Faktu” i “Przeglądu Sportowego”.
Skąd zatem mogły wziąć się pieniądze? – Podpisano nową umowę z Nike, więc podejrzewam, że w ramach tego klub otrzymał pierwszą większą transzę. Z tych, którzy odeszli, zarobiono na Altayu Bayindirze. To jeden z najlepiej zapowiadających się tureckich bramkarzy, sprzedano go do Fenerbahce za 1,5 mln euro. Nie widzę innych czynników mogących sprawić, że pojawiła się kasa, którą można teraz wypłacać zawodnikom przedłużającym kontrakty. Wśród nich jest partner Pazdana ze środka obrony, Ante Kulusić. Oprócz tego 2-3 Turków i dziś jeszcze doszedł do nich Zaur Sadajew. Poza Michałem mowa o nazwiskach, które ewidentnie nie błyszczały w drugiej połowie sezonu. Raczej byli zapychaczami. Największe gwiazdy w osobach Tylera Boyda czy Hadiego Sacko już odeszły – tłumaczy.
I dodaje: – Zatrzymanie Pazdana może być sygnałem, że w klubie idzie ku lepszemu. Może być też jednak elementem kampanii wyborczej Mehmeta Yiginera. Pozostanie kilku piłkarzy jeszcze bardziej zwiększa jego szanse na ponowny wybór na prezydenta. Nie udało się zatrzymać największych gwiazd, no to przynajmniej na ostatnią chwilę zatrzymał Pazdana, Kulusicia i Sadajewa. Nie zmienia to faktu, że z obecną kadrą, w której najwięcej jest młodzieży z drużyny U-21, Ankaragucu nie ma realnych szans na utrzymanie. O jakiekolwiek wzmocnienia będzie bardzo ciężko już nawet nie z powodu pieniędzy, ale przez nadal obowiązujący zakaz transferowy, nałożony za wcześniejsze zaległości finansowe. Mało tego – wciąż nie wiadomo, gdzie Ankaragucu będzie grało. Jak dotąd nie dogadało się z miastem w sprawie wynajmu stadionu, który przecież teoretycznie powstał również dla tego klubu. Pół roku temu świętowali otwarcie swojego nowego obiektu, a teraz prawdopodobna jest sytuacja, w której mecze rozgrywałoby tam tylko Genclerbirligi.
Cieśliński nie uznaje jednak za prawdopodobny scenariusza, w którym Ankaragucu nie otrzymuje licencji. – Proces licencyjny w Turcji przebiega bardzo swobodnie. Nie pamiętam przypadku, by kogoś przed sezonem zdegradowano, bardzo rzadko dzieje się to też w trakcie sezonu. W razie czego dogrywa się mecze młodzieżą, tak jak Ankaragucu wiosną 2012 roku – mówi.
Jego zdaniem transfer do Genclerbirligi byłby wyborem ze wszech miar rozsądnym. Cieśliński zresztą już na początku minionej rundy przewidywał, że gdyby Pazdan z dobrej strony pokazał się w Ankaragucu, to zaraz może go przechwycić bogatszy rywal zza miedzy.
– Szkoda, że Michał nie poszedł do Genclerbirligi. To “bezpieczny” klub, praktycznie nigdy nie miał problemów finansowych. To jeden z nielicznych takich przypadków w Turcji. Sportowo też mocno stoi, teraz co prawda spadł na rok z Super Lig, ale to był pierwszy taki przypadek od bardzo dawna. No i trener byłby znajomy, bo Mustafa Kaplan dopiero co pracował w Ankarugucu. Nawet zagadałem wtedy do Kaplana na Twitterze, wymieniliśmy parę zdań. Nie ukrywał, że Pazdan jest jego ulubionym piłkarzem i ma wielką nadzieję, że będzie go też prowadził w Genclerbirligi. Inna sprawa, że w wywiadach obiecywał, iż odchodząc do lokalnego rywala nie pociągnie za sobą żadnego piłkarza Ankaragucu. Na razie mu to wychodzi, ale jak widać, chyba niekoniecznie dlatego, że chciał dotrzymać słowa. Co ciekawe, gdy news o spodziewanym transferze rozszedł się po Turcji, powstała plotka, że Polak miał sam wykupić swój kontrakt i gdzieś by mu to zrekompensowano w Genclerbirligi. Prezydent Ankarugucu bardzo szybko te doniesienia zdementował. Większość kibiców traktowała to jednak jako ściemę przed wyborami i byli pogodzeni ze stratą Pazdana. Wręcz raczej śmieszkowali z zawodników, którzy podpisywali nowe umowy – opowiada.
Pozostaje mieć nadzieję, że nasz rodak nie spuści z tonu nad Bosforem. Gdyby tak się stało, trudno zakładać, by wypełnił kontrakt z Ankaragucu. – Trochę się dziwię, że nie próbowała go wyciągnąć jakaś mocniejsza ekipa, zwłaszcza przy tej śmiesznej kwocie wykupu. Pazdan wiosną był ścisłym topem wśród stoperów ligi tureckiej. Pomijając gole, w kilku sytuacjach blokował piłki w absolutnie kluczowych sytuacjach. Raz nawet po zagraniu ręką, jednak sędziowie po analizie VAR nie podyktowali rzutu karnego. Bez niego mogłoby nie być utrzymania – podsumowuje Filip Cieśliński.
Nie posądzamy Pazdana i Piekarskiego o postradanie zmysłów. Gdyby nie mieli wiarygodnych przesłanek, że będzie dobrze, poszliby w innym kierunku. Najważniejsze, żeby forma zawodnika nie poszła w dół, tym bardziej że od pewnego czasu znów interesuje to także selekcjonera reprezentacji Polski.
fot. FotoPyk