Gdy przyjeżdżał na pierwsze zgrupowanie młodzieżowej reprezentacji do Opalenicy, miał na koncie dziesięć występów w Ekstraklasie i nawet trudno było go stawiać w jednym szeregu obok Kownackiego, Kapustki czy paru innych graczy. Zresztą wymowne jest to, że eliminacje w pierwszym składzie rozpoczynał Jakub Piotrowski, gdy trzeba było wpuścić na plac defensywnego pomocnika, zameldował się na nim Damian Rasak, a on przyglądał się temu z ławki. Dlatego jeśli mamy wskazać zawodnika młodzieżówki, który najmocniej z tej drużyny urósł, najpoważniejszym kandydatem jest chyba właśnie Patryk Dziczek. Mistrz Polski, najlepszy młodzieżowiec zakończonego niedawno sezonu, pewniak do wyjazdu do Serie A, a także czołowa postać kadry Czesława Michniewicza, co udowodnił we wczorajszym meczu z Belgią.
Z piłkarzem Piasta Gliwice porozmawialiśmy dziś o tym spotkaniu, zdobytym przed chwilą tytule, a także wiszącym w powietrzu transferze. Zapraszamy!
Pierwszy raz we Włoszech?
Nie, kiedyś jako Gliwice wygraliśmy turniej Coca-Cola Cup i przylecieliśmy tu w nagrodę. Mieliśmy okazję trenować przez trzy czy cztery dni, a także zwiedzić stadion oraz szatnie Juventusu. Czyli coś już widziałem.
I jak, podoba ci się?
Fajna pogoda, świetnie przygotowane boiska, więc na co tu narzekać?
Wczoraj było widać, że na tej włoskiej ziemi rzeczywiście czujesz się nie najgorzej.
Przede wszystkim dobrze wyglądaliśmy jako drużyna. Był taki moment na początku, że trzeba było “przepalić” te dwie-trzy minuty, bo to powietrze jest jednak trochę inne niż w Polsce, ale ostatecznie zagraliśmy fajny, solidny mecz. Może przez pierwsze dwadzieścia minut się na to nie zanosiło, ponieważ Belgowie naciskali, ale po golu wyrównującym przejęliśmy kontrolę nad spotkaniem. Kluczowy jest jednak wynik i to, że udało się wygrać, bo na takich turniejach to bardzo ważna sprawa, klucz.
Zazwyczaj te pierwsze mecze to dla nas mordęga, a wy ładnie wyłamaliście się ze schematu.
Takim pierwszym meczem kupujesz sobie trochę spokoju, który jest bardzo ważny. Mamy teraz bardzo ciężkie spotkanie z Włochami, gospodarzami turnieju, ale właśnie tak do niego podchodzimy – ze spokojem. Chcemy pokazać, że gramy swój futbol, moim zdaniem dobry futbol, i możemy wygrywać z każdym rywalem. Nikogo się tutaj na boimy.
Widzieliście już mecz Włochów z Hiszpanami? Pokazali, że mają pakę.
Leciał, ale jeszcze dokładnie tego spotkania nie przeanalizowaliśmy. Będzie na to czas dzisiaj, bo wczoraj późno wróciliśmy do hotelu, mamy kawałek. Zerkaliśmy na to spotkanie w drodze powrotnej, siłę i klasę tych drużyn widać od razu, ale więcej dowiemy się na analizie.
Wracając do waszego meczu, był taki okres, gdzieś pomiędzy piętnastą a dwudziestą piątą minutą, że Belgowie wrzucili wyższe obroty i do sytuacji zaczęli dochodzić bez większego trudu, jedną wykorzystali. Musiał pojawić się moment zwątpienia.
Nic z tych rzeczy, ponieważ wiemy, po co tu przyjechaliśmy. Chcemy awansować na Igrzyska Olimpijskie – to jest nasz główny cel. To, że Belgowie zdominowali nas przez dziesięć minut, nie mogło sprawić, że o tym zapomnimy. Takie chwile trzeba po prostu przetrwać, a potem walczyć o to, żeby odwrócić losy spotkania. Wyszliśmy z tego okresu z wynikiem 0-1, ale mieliśmy jeszcze bardzo dużo czasu, żeby pokazać na boisku serce i myślę, że to się udało. Belgowie z czasem chyba trochę siedli, jeśli chodzi o siły, byliśmy do tego meczu lepiej przygotowani, więc sięgnęliśmy po trzy punkty.
W dodatku z perspektywy trybun wyglądało to tak, że wy o Belgach wiedzieliście wszystko, a oni o was nie do końca.
Trener i jego sztab mnóstwo czasu poświęcają na analizę rywali i wyszło nam to na dobre. Przede wszystkim mieliśmy świadomość, jak szybkich skrzydłowych mają w składzie, przez co wiedzieliśmy, że musimy błyskawicznie wracać do stref i bronić. Druga sprawa to bardzo dobry zawodnik na pozycji numer dziesięć, grający zresztą z tym numerem Schrijvers. Przyśpiesza ich grę, potrafi zagrać świetną piłkę i wygrać pojedynek, ale byliśmy na to przygotowani. Środek zamknęliśmy w miarę szczelnie.
Choć w jednej sytuacji wszedł w nasze pole karne jak do siebie.
Zamarkował strzał i poszedł do boku, byłem w okolicy chyba z Krystianem Bielikiem, ale wszystko wykonał bardzo dobrze. No, do momentu tego strzału. Całe szczęście, że ta piłka nie wpadła do siatki, bo przy 0-2 byłoby znacznie ciężej. Wtedy pokazał to, że nie można o nim zapomnieć nawet na moment, ale chyba nieźle o nas świadczy fakt, że błysnął tylko raz.
Jak oceniasz swój występ? O ile jeszcze na początku było widać pewną nerwowość i dostosowanie się do poziomu drużyny, o tyle już później to był chyba ten Patryk Dziczek, którego znamy z Ekstraklasy.
Być może jakiś delikatny stres rzeczywiście był, bo gdy jedziemy na taki turniej, każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony, ale ja uważam, że trzeba podchodzić do tego na luzie. Pewnie są zawodnicy, którym spinanie się wychodzi na dobre, ale to chyba mniejszość. Może to też kwestia tego, że musieliśmy poczuć piłkę, warunki, przez co tak naprawdę daliśmy się Belgom wyszaleć, ale później graliśmy już swoją piłkę.
Przyjechałeś tu po niesamowitym sezonie, który skończyliście jako mistrzowie Polski. Kiedy uwierzyłeś, że ten tytuł może być wasz? Tylko nie mów, że dopiero wtedy, gdy obudziłeś się po świętowaniu, bo i takie wypowiedzi słyszałem.
Nie, to było wtedy, gdy wygraliśmy przy Łazienkowskiej i myślę, że każdy kolega może powiedzieć to samo. 1-0 po bramce “Badiego” i drużyna poczuła, że jest w stanie zrobić coś wielkiego. Gdy pokonujesz wielokrotnego mistrza Polski, możesz każdego. Szczególnie jeśli masz tak fajną drużynę i taką atmosferę w szatni. Wiele rzeczy złożyło się na to, że zapisaliśmy się w historii i to rzeczywiście, tak jak mówisz, coś niesamowitego.
Brałeś kiedyś udział w bardziej szalonym meczu niż ten z Jagiellonią Białystok?
Chyba nie, a już na pewno nie w wykonaniu tej drużyny. Ta bramka Tomka Jodłowca to już stadiony świata, a okazało się, że to jeszcze nie koniec zabawy.
Nie uwierzę, jeśli powiesz, że powtarza to na treningach.
Nie, nie ma co ściemniać, takie uderzenie w same widły w trudnej sytuacji siada pewnie raz na sto, a może nawet dwieście strzałów. Ten mecz był dla ważny również dlatego, że udało się wygrać mimo tych dwóch karnych sprokurowanych przez Aleksa Sedlara. Później trwały różne spekulacje na podstawie tego, że nie cieszył się z obronionej jedenastki i zwycięstwa, ale jestem święcie przekonany, że nie chciał się tak zachować, bo wcześniej wielokrotnie nam pomagał. Po prostu wszystko z niego wtedy zeszło. A w całym sezonie grał tak dobrze, że już trafił do zagranicznego klubu i może dalej spełniać swoje marzenia. Przy tym wszystkim trzeba podkreślić rolę Jakuba Szmatuły. Był naszym mocnym punktem. Choć wskoczył do bramki przez kontuzję Frantiska Placha, pokazał, że możemy na niego liczyć.
Co jeszcze przesądziło o waszym mistrzostwie?
Stabilizacja. Potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby się zgrać i go dostaliśmy. Mówię również o poprzednim sezonie, w którym wyglądaliśmy słabo i do końca broniliśmy się przed spadkiem. Przez ten czas doszliśmy do takiego momentu, w którym zrozumienie w drużynie było na bardzo wysokim poziomie, w to wkomponowali się też nowi zawodnicy. Poza tym, kapitalna atmosfera w drużynie, która nie ogranicza się do szatni, bo chodzimy też razem na śniadania, spotykamy się prywatnie, również wieczorem możemy wspólnie gdzieś wyjść. To nie jest norma. Siłą była także nasza ławka, bo jeśli za składu wypadał jeden zawodnik, to ten, który wchodził, dawał dokładnie taką samą jakość.
Jesteś we Włoszech, grasz w fajnym turnieju, ale śledzisz również to, co dzieje się teraz w Piaście? Są transfery, za chwilę losowanie rywala w eliminacjach do Ligi Mistrzów.
Zerkam na to, co się dzieje, więc również na to, na kogo trafimy, bo to będzie dla nas bardzo ważne. Chłopaki pojechali na obóz i jesteśmy w kontakcie, choć nie ukrywam, że teraz skupiam się na mistrzostwach, bo mamy jeszcze robotę do wykonania.
Pewnie tym bardziej, że ciągle nie wiemy, czy ty do tych meczów w ogóle przystąpisz. Zacząłem rozmowę od tej Italii, bo sporo mówi się o tym, że możesz tu wylądować na stałe. Jesteś łączony z tak wieloma klubami Serie A, że jak dobrze pójdzie, to chyba jest nawet szansa, że zgarną cię od razu, a do Polski wrócisz tylko po to, żeby się przepakować.
Zainteresowanie jest, ale zupełnie szczerze powiem, że rozmawiałem na ten temat z menedżerami, dziewczyną i skupiam się tylko na mistrzostwach. W mojej sytuacji nie ma sensu myśleć o tym, co będzie za dwa-trzy tygodnie. Najpierw Włochy, potem Hiszpania, a transfer mi nie ucieknie. Tak samo było w trakcie rundy finałowej w lidze, gdy pogłosek pojawiało się coraz więcej i to zdało egzamin.
Rozmawiał MATEUSZ ROKUSZEWSKI
Fot. FotoPyK/400mm.pl