Być może mamy komfort w ataku, być może mamy komfort na bramce, być może mamy komfort na prawej obronie. Ale na pewno nie na skrzydłach. Sen z powiek spędzał selekcjonerowi transfer Przemka Frankowskiego do Chicago Fire – dalekie loty miały osłabić newralgiczną pozycję, a przecież Frankowski to żaden wirtuoz. Zresztą, o czym my mówimy, Brzęczek testował nawet taktykę bez skrzydłowych, trochę bo zawsze o tym marzył, a trochę bo musiał.
Dlatego mamy nadzieję, że strzelona wczoraj bramka z jednej strony ośmieli Damiana Kądziora, a z drugiej sprawi, że selekcjoner nie będzie bał się zaufać temu zawodnikowi.
Damian Kądzior ma za sobą znakomity sezon w Dinamie Zagrzeb. Co jest w tym kontekście istotne, to że Kądzior, od zawsze przedstawiany jako wielki talent, złapał grunt nie wczoraj, tylko rok po roku konsekwentnie przebija sufit na coraz wyższym poziomie.
16/17: rozbija w pył pierwszą ligę, wykręcając w barwach Wigier Suwałki rewelacyjne liczby – czternaście bramek, piętnaście asyst. Do tego dwa gole i dwie asysty w Pucharze Polski. Skrzydłowy był trzecim najlepszym strzelcem I ligi i naturalnie jej najlepszym asystentem.
17/18: staje się rewelacją Ekstraklasy, jednym z motorów napędowych wchodzącego do europejskich pucharów Górnika Zabrze. Znowu ociera się o piłkarskie “double-double” – licząc z Pucharem Polski, finiszuje sezon z jedenastoma bramkami i dziewięcioma asystami.
18/19: Zwolniony z Lecha Bjelica zabiera ze sobą Kądziora. Oczywiście Chorwacja to nie jest najbardziej ceniony kierunek transferowy, ale nie oszukujmy się: to wyższy poziom niż ekstraklapa, kto nie wierzy, niech sprawdzi ranking UEFA. Poza tym samo Dinamo to bywalec europejskich salonów, może nie tych dla VIP-ów, ale gra tak regularnie w fazach grupowych, że tylko pozazdrościć. Kądzior w Zagrzebiu zagrał czterdzieści meczów, strzelił osiem goli, zaliczył jedenaście asyst. Pograł sobie choćby z Benficą wiosną w fazie pucharowej Ligi Europy (oba mecze w pierwszym składzie), został bohaterem najgorętszego meczu Chorwacji, czyli starcia z Hajdukiem Split, gdzie strzelił zwycięskiego gola kapitalnym uderzeniem z wolnego.
Swego czasu o Kądziorze w kadrze pisaliśmy per “miłość bez wzajemności”. O co kaman? O to, że szanse dawał mu już Nawałka. Pierwsze powołanie przyszło w październiku 2017, od razu na mecze eliminacyjne, co dobrze pokazuje jak mocne ówczesny piłkarz Górnika miał wejście w Ekstraklasie.
Murawy nie powąchał, ale nie było po co rozdzierać szat – został dostrzeżony, poznał atmosferę.Miesiąc później naturalna konsekwencja, kolejne powołanko, tym razem na sparingi z Urugwajem i Meksykiem. Ale Kądzior nie zagrał, choć wystąpili Makuszewski, Wolski, a debiutował Kurzawa.
Marzec to trzecie zgrupowanie. Tym razem elimnuje go kontuzja.
W maju, tuż przed mundialem, Nawałka ogłosił szeroką kadrę, w której znalazł się i Kądzior. Został jednak skreślony jako jeden z pierwszych.
Frustrujące, prawda?
U Brzęczka dostał 45 minut z Irlandią, potem 21 minut z Czechami i 11 z Portugalią na wyjeździe. Wreszcie debiut, a więc i przełom, ale i tak mało biorąc pod uwagę jaka była posucha na tych pozycjach. Na Austrię i Łotwę Kądzior znowu został powołany i znowu nie zagrał – pewnie kręciłby się wokół jakiegoś rekordu, gdyby i z Izraelem nie wszedł na boisko, ale udało się, a jeszcze spuentować bramką.
To chłopak ze sporym potencjałem, trochę późno zaistniał w polskiej piłce, ale też bez przesady: rocznik 1992 to jeszcze nie starość. Cały czas się rozwija, cały czas pokazuje, że wyzwania tylko go mobilizują. Zarówno w Górniku jak i Dinamie szybko łapał grunt, w kadrze potrwało to trochę dłużej, ale wierzymy, że teraz się rozkręci. Kadra potrzebuje więcej opcji na skrzydle, a Kądzior ma wszystko, by taką opcję stanowić.
Fot. FotoPyK