Reprezentacja Polski zagrała bardzo dobry mecz.
Przypomnijcie sobie, kiedy ostatnio mogliście to powiedzieć. Ile miesięcy minęło, ile bezbarwnych starć, w których trzeba było cieszyć się tym, że ktoś celnie podał do przodu, a ktoś inny wygrał bark w bark z dwoma rywalami. Dzisiaj nie było wątpliwości, nie było pozostawionych rywalowi złudzeń. Dzisiaj było 4:0. Przejechaliśmy się walcem po reprezentacji Izraela.
Czas w piłce płynie cholernie szybko, nie ma co z tym dyskutować. Mało jest dziedzin życia, gdzie w dwa lata może się tyle wydarzyć. Gdzieś dwa lata temu bowiem, może nieco mniej, ostatni raz oglądaliśmy kadrę narodową w meczu o stawkę z przyjemnością. W eliminacjach mundialu. A jednak to, co działo się już po ich zakończeniu, z mistrzostwami w Rosji i Ligą Narodów na czele, pozwoliło nam przyzwyczaić się do bezjajeczności. Do gry frustrującej, do marnowania potencjału zawodników Bayernu, Milanu, Napoli, Monaco, Southampton, Juventusu…
Dziś zobaczyliśmy ich wreszcie takich, jakich chcielibyśmy oglądać. Z zębem, z pomysłem. Z Piotrem Zielińskim grającym w pole karne rywali nieoczywiste piłki kilka razy w jednym meczu, a nie kilka razy w jednym roku. Z Robertem Lewandowskim mogącym z pożytkiem dla zespołu cofnąć się do rozegrania, z Krzysztofem Piątkiem pozostającym w takich chwilach na szpicy. Z Kamilem Grosickim zasuwającym jak mały samochodzik, a jednocześnie mającym tę krztę szczęścia, gdy najpierw ustrzelił rękę interweniującego przeciwnika, a potem strzelił z pierwszej piłki nie najczyściej, ale dość niewygodnie, by przeciętny bramkarz Izraela źle obliczył jej tor lotu.
Straszono nas Solomonem, wielkim talentem izraelskiej piłki kupionym niedawno przez Szachtar Donieck za 6 milionów euro. Na boisku nie istniał. Straszono Zahavim, podczas gdy ten Zahavi nie pogroził nam nawet palcem. Strzał przewrotką, który wylądował w dłoniach Fabiańskiego był raczej ładnym ujęciem do zdjęcia niż faktycznym zagrożeniem. Izraelczyk miał przekonać władze Newcastle do wydania kilku milionów euro więcej niż miała wynosić ich pierwsza propozycja dla Guangzhou.
A to dlatego, że zagraliśmy dziś bardzo dobry mecz w każdej formacji. Począwszy od bardzo pewnego Fabiańskiego, który uniknął nawet minimalnego błędu – jak w meczu z Macedonią, gdy po kilku minutach wypluł piłkę przed siebie i musiał go ratować Bednarek. Przez obrońców, którzy nie dopuścili do niczego ponad płaskie strzały Kayala, które nie mogły nam zrobić krzywdy bez jakiejś katastrofalnej wtopy Fabiańskiego. Pomocników, na czele z fantastycznym dziś Zielińskim. Zielińskim dokładnie takim, jakiego chcemy oglądać co mecz – bezczelnym, pewnym siebie, zagrywającym takie ciasteczka, jak asysta do Grosickiego. Aż po Lewandowskiego i Piątka, którzy udowodnili ponad wszelką wątpliwość, że grając w duecie stanowią prawdziwie zabójczą broń. Najdobitniej przy golu na 1:0, gdy pierwszy zagrał przeszywającą piłkę w pole karne do Kędziory, a drugi wykończył dogranie obrońcy Dynama Kijów bombą nie do obrony.
Ba, nawet rezerwowi spisali się na medal. Czwarty, zamykający mecz gol, to przecież asysta Milika i trafienie Damiana Kądziora. Pierwsze w narodowych barwach, które ucieszyło go tak bardzo, że trudno było nie uśmiechnąć się razem z nim. 26-latek, dorosły chłop, cieszył się jak małe dziecko, gdy okazało się, że pod choinką jest dokładnie ten prezent, o który prosiło przez cały rok.
Jednocześnie wiemy oczywiście, że to tylko Izrael. Że eliminacje gramy w – jak to ujął Andrzej Twarowski – lekko-pół-śmiesznej grupie. Ale po dziewięciu meczach pod wodzą Jerzego Brzęczka w przerażającym tempie ulatywały z nas resztki nadziei, że ta drużyna może jeszcze mieć jakiś styl. Traciliśmy nadzieję na to, że konsumpcja ich meczów nie będzie zapychaniem się rozgotowanym ryżem z nieposolonej wody.
Po dziesiątym, przynajmniej do kolejnego spotkania, maleńki promyczek nadziei będzie się jednak tlić.
Polska – Izrael 4:0
Piątek 35’, Lewandowski 56’ (k.), Grosicki 59’, Kądzior 84’
Tabela grupy G:
1. Polska – 12 pkt, 8:0
2. Izrael – 7 pkt, 8:7
3. Austria – 6 pkt, 7:6
4. Słowenia – 5 pkt, 7:3
5. Macedonia Płn. – 4 pkt, 5:7
6. Łotwa – 0 pkt, 1:13
fot. FotoPyK