Reklama

Jak radzili sobie poprzednicy Szymańskiego w Rosji

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

02 czerwca 2019, 14:46 • 14 min czytania 0 komentarzy

Liga rosyjska nie jest najbardziej popularnym kierunkiem, jaki wybierają polscy piłkarze. W szczególności polskie młode talenty, więc Sebastian Szymański dołączy do wąskiego grona naszych rodaków, którzy – w ciągu ostatnich kilkunastu lat – zdecydowali się ruszyć na podbój Rosji.

Jak radzili sobie poprzednicy Szymańskiego w Rosji

Z tej okazji postanowiliśmy przygotować mały ranking, ale – nim do niego przejdziemy – słówko wytłumaczenia. Braliśmy pod uwagę czasy najnowsze, czyli lata 2009-2019, by nie cofać się do okresu, gdy liga rosyjska wyglądała znacznie inaczej. Niemniej jednak nie można przy okazji takiej wyliczanki pominąć Dawida Janczyka, którego historia – przynajmniej do momentu wyjazdu z Polski – jest do tej Szymańskiego całkiem podobna.

Pamiętamy – świetny występ na młodzieżowych mistrzostwach świata w Kanadzie sprawił, że otworzyły się przed nim wrota do dużej kariery. Chciały go tak wielkie marki jak Inter i Atletico Madryt, ale trafił za rekordowe 4,2 miliony euro do CSKA Moskwa. Wówczas 19-letni Dawid Janczyk w Rosji miał stać się wielkim piłkarzem, lecz rzeczywistość okazała się dla niego brutalna. Zaczęło się od samotności, a skończyło na nałogu. W Rosji przehulał pieniądze, żył jak król, stawiał wszystkim, a potem – cóż – w jakiś sposób kontynuował przegrywanie życia.

Przestroga dla Szymańskiego? Na pewno. W końcu też odchodził z Legii do Rosji, zresztą również uchodził za jeden z największych talentów polskiej piłki.

No, ale Janczyk Janczykiem, my skupiamy się na ostatnich dziesięciu latach, więc nie wspomnimy jeszcze o Mariuszu Jopie czy Grzegorzu Piechnie, którzy – delikatnie mówiąc, przede wszystkim w przypadku tego drugiego – Rosji nie podbili.

Reklama

*

16. Damian Zbozień

–  To, że nie udało się w Rosji, nie znaczy, że kończę karierę – mówił na początku 2016 roku, co jasno sugeruje, iż wyjazd z Polski mu nie wyszedł. Ot, sześć ligowych występów w Amkarze Perm i tyle. Z jednej strony rywalizował z Zaharim Sirakovem, czyli gościem w praktyce cholernie trudnym do ruszenia, z drugiej – jednak rywalizacja rywalizacją, ale generalnie gołym okiem widać było, że Zbozień odstaje, a wybieganie to nie wszystko. Czasami liczą się też umiejętności, co dobitnie pokazał mecz z Zenitem, gdzie Hulk wkręcał go w ziemię, ilekroć tylko dostał piłkę.

– Spróbowałem czegoś innego. Wiem, że ludzie tutaj nie lubią gadania o szczęściu i nieszczęściu. Uważają, że to marudzenie i łatwa wymówka. I ja to rozumiem. Zawsze powtarzam – gdybym był dwa razy lepszy, to bym grał. To nie tak, że Damianek był w tej Rosji pokrzywdzony. Tam był naprawdę zajebisty zespół. Ale fakty są takie, że gdyby trenera Czerczesowa nie podkupiło Dynamo, to jestem pewien, że bym w Amkarze więcej grał. On mnie ściągał i czułem, że wierzył we mnie. To, czy bym się obronił grą, to inna sprawa, ale te szanse by były – opowiadał w naszym wywiadzie, w którym jednak ani przez chwilę nie szukał wymówek. Ale nie ma co ukrywać – w ciągu ostatnich dziesięciu lat żaden polski zawodnik nie grał w Rosji tak niewiele.

15. Jakub Wawrzyniak

Reklama

Choć Jakub Wawrzyniak kategorycznie zaprzecza, że Rosja okazała się rozczarowaniem – bo mocniejsza liga, bo przyzwoity klub, bo przemyślany ruch – tak trzeba przyznać, że na pewno mogło być trochę lepiej. Tylko rok za granicą, zaledwie piętnaście ligowych meczów na koncie… Nie no, jakkolwiek spojrzeć, co najmniej solidny zawód.

Wawrzyniak przychodził do Amkaru chwilę po Zbozieniu, również na życzenie Czerczesowo, który zawsze lubił pracować z Polakami. Niby grał trochę więcej (tylko trochę!), ale o jego występach nie można powiedzieć zbyt wiele dobrego. Ot, prezentował się dokładnie tak, jak wcześniej w Legii. Niby solidnie, ale jak ktoś chciał się do czegoś przyczepić, to z miejsca znalazł powód. Koniec końców odszedł, bo okazał się za słaby, czyli mamy już drugiego zawodnika, którego negatywnie zweryfikował wschód.

*

14. Damian Szymański

Na początku podstawowy zawodnik – sześć meczów z rzędu w jedenastce – później z reguły ława. Rozczarowanie? Niby pierwsza runda wyszła mu tak sobie, ale pamiętajmy, że Szymański dopiero zaczyna, więc – teoretycznie – ma jeszcze czasy, by nie skończyć jak Zbozień czy Wawrzyniak. Tym bardziej że, mimo wszystko, posiada spory kredyt zaufania. Więcej – w klubie widzą w nim przyszłego lidera. Gościa, który za jakiś czas zastąpi Olega Iwanowa, czyli – dla kibiców – żywą legendę Achmata.

13. Ariel Borysiuk

Jedna runda w Wołdze Niżny Nowogród i tyle. Kompletny niewypał, zły wybór zawodnika, który – tak generalnie – w ostatnich latach zdawał się wręcz cofać w rozwoju. Jeszcze gdy zamienił Rosję na Lechię i rozegrał 34 mecze ligowe, było całkiem w porządku. Ale później? Cóż, notorycznie miał kłopoty, żeby ustabilizować formę i na stałe zagościć w wyjściowej jedenastce kolejnych klubów, które zresztą zmieniał z zadziwiającą regularnością. W Ekstraklasie zadebiutował jeszcze w 2008 roku, z łatką nastoletniego super-talentu. Premierowego gola w lidze zdobył już jako szesnastolatek, a w sumie uciułał ich przecież w Ekstraklasie zaledwie siedem. W 2012 roku wyruszył na podbój Bundesligi, wykupiony przez FC Kaiserslautern. I od tego czasu jego kariera po prostu oszalała. Nie najlepsze występy w Niemczech zaowocowały transferową karuzelą. Najpierw wypożyczenie do Rosji. Potem wypożyczenie i transfer do Lechii. Następnie powrót do Warszawy. Przenosiny do Queens Park Rangers. Wypożyczenie do Lechii. Definitywne przenosiny do Lechii. Wypożyczenie do Płocka.

Idzie oszaleć, ale my nie o tym – jeżeli chodzi o Rosję, to kolejny obok Zbozienia i Wawrzyniaka zawodnik, któremu nie wyszło.

*

12. Łukasz Sekulski

Gdy trafił do Ekstraklasy po efektownym sezonie w drugiej lidze – 30 bramek w 33 meczach w barwach Stali Stalowa Wola! – nie odpalił ani w Jagiellonii Białystok, z której albo był wypożyczany, albo pełnił drugoplanową rolę, ani na wypożyczeniach w Koronie (miał dobry moment, ale przytrafiła mu się kontuzja) czy Piaście. Zamiast ligowego kozaka wyszedł typowy dżemik, który niespecjalnie garnął się do strzelania bramek. Teraz, po dobrej rundzie w ŁKS-ie Łódź, znów spróbuje podbić Ekstraklasę, do której wraca po pobycie w SKA Chabarowsk, gdzie spędził cały 2018 rok, wybierając wówczas  ostatniego klubu Premier Ligi. Wiosną posmakował rosyjskiej ekstraklasy, ale jego drużyna z hukiem spadła. Jesienią, już w drugiej lidze, zdołał zdobyć trzy bramki. Generalnie szału nie zrobił, kolejny, któremu nie do końca wyszło.

*

11. Maciej Makuszewski

Stwierdzenie, że pierwszy sezon w Rosji był dla niego stracony, będzie nieco na wyrost. Ale z pewnością nie tak swój pierwszy raz za granicą wyobrażał sobie były skrzydłowy reprezentacji Polski. Tylko dziewięć spotkań, marne perspektywy na przyszłość, jednak… W pewnym momencie coś ruszyło. Nowy sezon rozpoczął w podstawowym składzie – z trzech meczów w pierwszej jedenastce wychodził dwukrotnie, zdarzało mu się stworzyć parę skrzydłowych z Maciejem Rybusem, ale koniec końców przykleił się do ławki, a do Polski wrócił z podkulonym ogonem. Niestety, kolejna bolesna rosyjska weryfikacja.

*

10. Marcin Kowalczyk

Kariera Marcina Kowalczyka w Rosji miała różne oblicza. Po transferze z GKS-u Bełchatów za 800 tys. euro zaczęło się nawet lepiej niż obiecująco. W debiutanckim sezonie, jako podstawowy zawodnik, zajął ze swoją drużyną trzecie miejsce w lidze, zdobywając przepustkę do gry w eliminacjach Ligi Mistrzów (porażka z Celitikiem w trzeciej rundzie). Problem w tym, że kolejne rozgrywki zespołowo były mniej udane, bo Dynamo finiszowało na ósmym miejscu, ale indywidualnie Kowalczyk nie mógł zbytnio narzekać. Gorzej było dopiero w sezonie 2010, gdy w trakcie rozgrywek stracił miejsce w jedenastce, ale klub i tak zdecydował się przedłużyć z kontrakt aż do 2013 roku.
To jednak był początek końca Kowalczyka w Dynamie, bo nieoczekiwanie szybko stracił mocną pozycję. Ostatecznie, zamiast siedzieć bezużytecznie w Moskwie, zdecydował się na wypożyczenie do Metalurga Donieck, a następnie wrócił do Polski, by po zdobyciu ze Śląskiem brązowego medalu, raz jeszcze spróbować sił w Rosji. Tym razem wybór padł jednak na słabą Wołgę Niżny Nowogród, którą spuścił z ligi do spółki z Borysiukiem i Polczakiem. Niby grał dużo, ale jego drużyna straciła aż 65 bramek w lidze, więc druga weryfikacja okazała się bolesna. A pierwsze podejście? No, było jako tako, ale tylko tyle.
*

9. Piotr Polczak

Pytanie, jakim cudem ktoś o takich umiejętnościach wyjechał z Ekstraklasy do szóstej – przynajmniej według rankingu UEFA –  najsilniejszej ligi w Europie wciąż pozostaje aktualne. Na rosyjskiej ziemi były piłkarz Tereka Grozny i Wołgi Niżny Nowogród radził sobie podobnie, jak wcześniej w Krakowie czy ostatnio w Sosnowcu. Kiedy Polczak grał w miarę regularnie, jego zespoły traciły sporo bramek, nierzadko w zabawnych okolicznościach. A jednak reprezentant Polski z czasów Stefana Majewskiego utrzymał się w Premier Lidze przez kilka sezonów. Dlaczego? Kiedyś słyszeliśmy, że Polczak to gość, który nie boi się ciężkiej pracy, co bardzo podobało się takim sympatykom wycisku jak Stanisław Czerczesow, Gadży Gadżyjew czy Jurij Kalitwincew, więc swoje grał, ale – niestety – zazwyczaj albo słabo, albo bardzo słabo.

*

8. Wojciech Kowalewski

Kowalewski, wiadomo, w czasach Spartaka Moskwa cechował się wyjątkową solidnością i na pewno na rosyjskiej ziemi pokazał się z dobrej strony, robiąc Polakom solidną reklamę. Ale to były lata 2003-2007, a my tutaj rozprawiamy o ostatnich dziesięciu sezonach. W 2010 trafił do targanego przez problemy finansowe Sibiru Nowosybirsk, ale trudno uznawać to za poważny wyznacznik. Ot, dogrywanie do końca kariery i tyle.

– Trochę na siłę chciałem wrócić do ligi rosyjskiej i podpisałem się pod transferem do ówczesnego beniaminka. Dopiero później okazało się, że Sybir Nowosybirsk awansował w okolicznościach, w których nikt nie chciał awansować. Organizacyjnie klub był kiepsko przygotowany na rywalizację w Premier Lidze, co dotyczyło także warunków, jakie stwarzał zawodnikom, treningów, tego, gdzie one się odbywały i jak wszystko było planowane. Ja miałem duże problemy, żeby się tam odnaleźć. Oczywiście to nie jest żadne wytłumaczenie, bo zawodnik powinien zaadaptować się w każdej sytuacji. To była jedna z nielicznych sytuacji, gdy akurat sobie nie poradziłem. Wpłynęło to także na moją dyspozycję sportową i nie jestem dumny, że nie mogłem pokazać jakości. W pewnym momencie, zupełnie świadomie, poprosiłem o rozmowę z trenerem. To było po finale Pucharu Rosji, w którym po bardzo wyrównanym meczu przegraliśmy 0:1 z Zenitem Sankt Petersburg. Podczas tej rozmowy poprosiłem trenera, aby więcej nie uwzględniał mnie w składzie, gdyż uważam, że nie jestem w stanie dać temu zespołowi nic więcej. Z końcem roku pożegnałem się z klubem za porozumieniem stron. Było to ciekawe doświadczenie, ale z perspektywy czasu wiem, że miałem zbyt mało informacji na temat panujących w Sybirze realiów – opowiadał swego czasu w WeszłoFM.

Jednak jeszcze raz – trudno czas w Nowosybirsk traktować jako wyznacznik tego, co Kowalewski pokazywał w Rosji. Spartak to zupełnie inna, znacznie bardziej pozytywna bajka.

*

7. Marcin Komorowski

Jeden z najlepszych przykładów tego, ile znaczy solidność. Nie mamy wątpliwości, że gdyby nie powracające kontuzje, osiągnąłby więcej. Ale niestety – za każdym razem, gdy osiągał wysoką dyspozycję i pokazywał, że stać go na grę w lepszym klubie niż Terek, zawodziło zdrowie.  Niemniej jednak dał się zapamiętać jako twardy obrońca, który potrafi się także odnaleźć w polu karnym rywala. Skuteczną grą głową imponował zwłaszcza wtedy, gdy piłkę z rzutu rożnego lub wolnego dośrodkowywał… Maciej Rybus. Zagrywka “Rybus do Komorowskiego” stała się wręcz nawet znakiem rozpoznawczym ekipy z Groznego – w sezonie 2014/15 Komorowski cztery z pięciu goli w meczach ligowych strzelił z podania Rybusa, a do tego dochodzą jeszcze trafienia w sparingach.

Generalnie słabszy okres miał tylko jesienią 2013, gdy Terek trenował męczący i życiowo uciążliwy Jurij Krasnożań. Gdy jednak zastąpił go Raszyd Rachimow – Komorowski grał, jeśli tylko był zdrowy.

*

6. Maciej Wilusz

Pamiętamy, jak Adam Nawałka powoływał Macieja Wilusza na mecze towarzyskie kadry, kiedy obrońca występował jeszcze w Bełchatowie. Wówczas – klubie pierwszoligowym. Później stoper – już po przenosinach do Poznania – przeżywał w swojej karierze rozmaite zawirowania. Wahania formy w Lechu, kilka zawalonych spotkań o dużym ciężarze gatunkowym. Poprzedni selekcjoner przestał się nim w efekcie interesować i monitorować jego rozwój. Zmiana ligi na znacznie mocniejszą nie zrobiła już na Nawałce żadnego wrażenia. Ostatecznie często nie kierował się on przy rozsyłaniu powołań aktualną formą zawodników, tylko dopasowywał ich do swojej autorskiej wizji zespołu.

Jednak, mimo utrzymania bardzo dobrej formy w Rosji, nie zwracał na niego uwagi również Jerzy Brzęczek. – Kontakt z kadrą urwał się dawno temu – przyznawał otwarcie zawodnik FK Rostów, co mogło dziwić o tyle, że – szczególnie w drugiej połowie 2018 roku – mieliśmy w kadrze nowe rozdanie, a poza tym regularnie nie grał ani Bednarek, ani Kamiński. No, ale selekcjoner w pewnym momencie zdecydował się nawet na Adama Dźwigałę.

A przecież Wilusz w tamtym momencie stanowił filar linii obrony drużyny FK Rostów. Zbierał dobre recenzje, transfer do Rosji podziałał na niego odświeżająco. Problem w tym, że nie ominął go pech. Wielki pech, bo mówimy w końcu o  zerwanych więzadłach krzyżowych w kolanie. Działo się to w styczniu, Wilusz pewnie niebawem zacznie wracać do zdrowia, ale nie ma co ukrywać – stracił sporo.

Jednak, abstrahując od kontuzji, warto docenić pozycję, jaką wyrobił sobie w Rosji.

*

5. Artur Jędrzejczyk

Wystarczyły dwie rundy spędzone w Rosji, by Jędza wyrobił sobie taką markę, że – mimo poważnej kontuzji w listopadzie 2014 roku – władze klubu postanowiły nie czekać i już wtedy przedstawiły mu nową propozycję kontraktu. A przecież pierwsza umowa, jaką Jędrzejczyk dostał w Krasnodarze, pomnożyła jego zarobki z Legii razy sześć, więc strach sobie wyobrazić, jaką podwyżkę niosła za sobą ta druga. Ale nic dziwnego – Krasnodar awansował do fazy grupowej Ligi Europy (eliminacje i mecze grupowe od deski do deski aż do czasu kontuzji) i zagrał w finale Pucharu Rosji. Generalnie Jędrzejczyk po kontuzji szybko wrócił do składu, ale cóż – mimo że grał solidnie, to swoją rolę odegrał obowiązujący w lidze rosyjskiej limit dla obcokrajowców, który zmusił “Jędze” do odejścia i wybrania półrocznego wypożyczenia do Legii. Później wrócił, ale tylko na chwilę – grał już częściej jako lewy defensor, jednak spędził w Rosji już tylko pół roku. Grał solidnie, ale w klubie zdecydowano się poszukać kogoś innego na tę pozycję.

Jednak całościowo trudno mieć do Jędrzejczyka jakiekolwiek zarzuty. Przecież nawet swego czasu  Siergiej Galicki, właściciel Kranodaru, upominał się, że “Jędza” powinien znaleźć się w rankingu 33 najlepszych piłkarzy ligi (po trzech na każdą pozycję), a to solidna rekomendacja.

*

4. Grzegorz Krychowiak

Nie ma co ukrywać – Krychowiak poszedł do Rosji, by wstać z kolan, odbudować się i pokazać swoją wartość. Czołowe portale sportowe przypominały, że Polak całkiem przepadł po Euro 2016, a Lokomotiw tak naprawdę bierze zawodnika, który wówczas mógł co najwyżej obiecać dobrą grę. Perspektywy były dobre – w procesie odbudowy Krychowiakowi miał pomóc przede wszystkich Jurij Siomon, trener Loko, który upatrzył go sobie już dawno i mocno naciskał na działaczy klubu, aby ci dokooptowali Polaka do składu. Rosjanin to bardzo doświadczony szkoleniowiec, przedstawiciel starej radzieckiej szkoły, który w ostatnich dwóch sezonach pokazał, że potrafi dotrzeć do zawodników dużego formatu, którzy odrobinę się zagubili.

I w przypadku Krychowiaka było tak samo.

Wstał z kolan, odbudował się, udowodnił swoją wartość.

– Lokomotiw jako zespół spisuje się poniżej swoich możliwości w porównaniu z poprzednim sezonem, szczególnie było to widać w Europie. Ale Krychowiak ma jakość, by wyróżniać się na plus przeciwko większości rywali i to właśnie robi – mówił nam jakiś czas temu David Sansun, redaktor RussianFootballNews.com. Krychowiak generalnie zbiera bardzo dobre recenzje, od czasu do czasu pojawia się w jedenastkach kolejki (na przykład według Championatu) i pokazuje się w Rosji z dobrej strony.

*

3. Janusz Gol

Bardzo dobry czas w Rosji, chyba trochę niedoceniany w Polsce. Gol grał tam przez pięć sezonów, nigdy nie był zapchajdziurą, nie wchodził na ogony. Z reguły biegał po boisku przez 90 minut, a zdarzało się, że w swoim Amkarze Perm był nawet kapitanem. Mimo tego pojawiały się głosy wątpiące w jakość Gola, deprecjonujące jego naprawdę solidne osiągi w lepszej przecież lidze od Ekstraklasy.

Dziś, po sezonie, jesteśmy mądrzejsi i możemy napisać wprost – głosy o tym, że piłkarz mający pewny plac w lidze silniejszej niż nasza powinien dostać szansę w kadrze, więc Adam Nawałka popełnia grzech zaniechania, coś w sobie miały, bo  Cracovia zrobiła świetny ruch. Ale – co w kontekście tego rankingu najważniejsze – Gol zrobił dobrą reklamę Polakom w Rosji. Tak naprawdę prezentował się tam bez większych zarzutów.

*

2. Rafał Murawski

Najlepszą rekomendacją jest to, że grał w Lidze Mistrzów na Camp Nou, gdy Rubin Kazań pokonał FC Barcelonę. Poza tym zdobył tytuł mistrza kraju i, wbrew pozorom, nie wracał z zagranicy z podkulonym ogonem. W lidze rosyjskiej grał dość regularnie, m.in. z CSKA, Zenitem czy Spartakiem. Jego Rubin to nie był ligowy średniak, ale drużyna ze ścisłego topu. Przychodził do mistrza kraju, potem to mistrzostwo pomógł obronić. Zajrzał też na międzynarodową arenę – z Lechem występował co najwyżej w Pucharze UEFA, z Rubinem grał właśnie w Lidze Mistrzów.

Dlaczego wrócił? Źle się czuł na obczyźnie, nie potrafił odnaleźć się w nowym miejscu i chciał być blisko rodziny. Żona i dziecko wrócili do kraju pół roku wcześniej, to był dla niego bardzo trudny czas. Tym bardziej, że już wtedy prowadzone były rozmowy z Lechem – bezskuteczne. Ale w końcu Rubin przestał Polakowi stawać na drodze, co zaowocowało zmianą pracodawcy.

1. Maciej Rybus

W Tereku wyrobił sobie baaaardzo solidną markę. Grał regularnie, zyskał sympatię i uznanie tak wielkie, że pewnego razu – po meczu z Dynamem Moskwa – dostał samochód za strzelonego gola. Wypromował się do Lyonu, zaliczył całkiem udany początek – był podstawowym piłkarzem, zagrał w czterech meczach LM, z czego z Juventusem w podstawie – ale później wyraźnie zgasł. Zresztą, nie było wielką tajemnica, że w obliczu utraty miejsca w podstawowym składzie Francuzów (a czasami nawet na ławce rezerwowych) i niewielkich perspektyw na odzyskanie zaufania (przyjście Marcala z Benfiki tylko pogorszyło jego sytuację), Rybus musiał szukać sobie nowego miejsca.

No i wybrał najlepiej, jak tylko mógł.

Gdy jest zdrowy, gra w ekipie, która zdobyła mistrzostwo Rosji i występuje w Champions League. Dla Szymańskiego – tym bardziej że pokazał, iż z Rosji można wybić się na zachód – to powinien być w jakimś sensie wzór do naśladowania.

*

Czyli tak: dobrą reklamę w Rosji zrobili w ciągu ostatnich dziesięciu lat Polakom Rybus, Murawski, Gol, Krychowiak, Jędrzejczyk, Wilusz i Komorowski. Cały czas niewiadomą pozostaje Damian Szymański, a Sebiastian… Cóż, też jest wielką niewiadomą. Dużo pracy przed nim, ale nie jest tak, że w Rosji nie da się wybić, co pokazał przykład Rybusa. Najwyższy czas, żeby jakiś Polak, dobrze się tam prezentując, wywalczył sobie możliwość transferu na zachód i pograł tam trochę dłużej niż lewy obrońca naszej reprezentacji.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...