Kibice w Tychach potrzebowali odtrutki po niezwykle topornym meczu Kataru z Ukrainą i już dzień później ją dostali. Mimo że w starciu RPA z Koreą Południową też padła raptem jedna bramka, było to widowisko przyjemniejsze do oglądania.
Szkoda tylko, że znów nie dopisała frekwencja, mimo że tym razem spotkanie zaplanowano na 20:30, a nie 18:00, więc po pracy znacznie więcej kibiców mogło udać się na stadion. Przyszło jednak zaledwie 2698 osób, co jest jak dotąd trzecim najsłabszym wynikiem na całym mundialu. Mniej ludzi na żywo obejrzało jedynie mecze Arabii Saudyjskiej z Mali w Gdyni (1707) i w Łodzi Norwegii z Nową Zelandią (2165).
To w gruncie rzeczy jednak było do przewidzenia. Poza dwoma meczami Argentyny, Tychy w fazie grupowej dostały spotkania drugiej kategorii. Obiektywnie rzecz biorąc, to dość dziwne, że hit Argentyna – Portugalia otrzymało Bielsko, które pierwotnie w ogóle nie zostało przewidziane w szóstce miast mających udźwignąć organizację turnieju (zamiast niego wyznaczono Lubin, gdzie jednak była za mała baza noclegowa) i które na przykład warunki pracy dla mediów ma mniej komfortowe. Trudno się łudzić, że czwartkowa konfrontacja USA z Kataru przełamie kiepską passę frekwencyjną na tyskim obiekcie. Na to można liczyć dopiero w piątek, gdy Argentyńczycy zmierzą się z Koreańczykami.
Z tych, którzy jednak przyszli, sporą część stanowili właśnie Koreańczycy. W okolicy nie brakuje firm z ich kraju, więc zapewne w większości byli to pracownicy tychże. Zawsze mili, sympatyczni, uśmiechnięci. Trudno było nie patrzeć na nich z życzliwością.
Ten gość trzymał w ręku koszulkę klubu, któremu kibicuje – FC Seul. A na sobie miał trykot reprezentacyjny.
Akcentów koreańskich mieliśmy znacznie więcej.
Znalazł się też jeden jedyny rodzynek południowoafrykański. Najlepiej chyba zrozumie go wyjazdowy kibic Wigier Suwałki.
Koreańczycy na trybunach potrafią być żywiołowi. Już w drugiej czy trzeciej minucie ktoś coś zaintonował i zaraz włączył się cały stadion. Sporo było w tym pisków i klaskania – chyba dość charakterystycznych cech dla dopingu z tamtych rejonów świata – ale zdecydowanie miało swój urok.
Jak wyglądał sam mecz? W pierwszej połowie znacznie groźniejsze było RPA, kilka sytuacji udało się wypracować. W drugiej połowie obraz gry zmienił się o 180 stopni. Azjaci przypomnieli sobie, że grają o zwycięstwo, a nie o remis i zaczęli z animuszem. Nim trafili do siatki, po strzale sprzed pola karnego obili poprzeczkę. Co do gola – był nietypowy. Po podbitym dośrodkowaniu piłka dłuuugo spadała, a po uderzeniu głową Hyun-Woo Kima z rezerw Dinama Zagrzeb nabrała jeszcze dziwnej rotacji i Khulekani Kubheka nie miał szans na skuteczną interwencję.
Na trybunach zapanowała dość powściągliwa, ale jednak radość.
“Bafana Bafana” walczyli do końca i to w czwartej minucie doliczonego czasu byli najbliżej wyrównania po rzucie rożnym (dobra interwencja bramkarza). Na staraniach się skończyło. Druga porażka w grupie w praktyce przekreśla ich szanse na awans do fazy pucharowej.
Pod koniec pierwszej połowy stadion nawiedziła ulewa. Mimo że jest on w pełni zadaszony, niektórzy siedzący na sektorach najbliżej murawy po pewnym czasie ewakuowali się w wyższe rejony. Piłkarze natomiast zaczęli mieć olbrzymie problemy z utrzymaniem się na nogach, element przypadku nabierał większego znaczenia niż zwykle. Na szczęście deszcz nie był uparty i po jakichś 20-30 minutach dał sobie spokój.
Spokoju wolontariuszom i stewardom nie chciał dać na początku meczu jeden ze skautów, który długo się wykłócał i żarliwie dyskutował. O co chodziło? Jak wszędzie, dziennikarze przed pierwszym gwizdkiem dostają oficjalne składy. FIFA przykazała, żeby poza sektorem dla mediów tych kartek nie rozdawać. Skauci mogli je ewentualnie sfotografować, co wywoływało nerwowe reakcje niektórych z nich, przeważnie siedzących na VIP-ach. Trudno stwierdzić, skąd takie obostrzenia. Nie są to przecież tajne akta FBI. W każdym razie słyszałem, że w praktyce szperacze talentów i tak te składy na innych meczach dostawali, tylko dziś był z tym wyjątkowy problem. Doszło do tego, że podobno jeden z nich siłą wyrwał kartkę z rąk wolontariuszki, wykrzykując coś po niemiecku. Finalnie spełniający wytyczne wolontariusze poczuli się głupio, bo niepoinformowana o takich rozkazach obsługa z sektora VIP-ów wróciła tam ze świeżo wydrukowanymi składami. Gdzieś zabrakło komunikacji…
A forma podania składów jest bardzo fajna. Przy każdym nazwisku znajduje się miejsce na różne dane i notatki. Z punktu widzenia skauta, na pewno pomocna rzecz.
Po końcowym gwizdku Koreańczycy mogli rozpocząć świętowanie. Dziękowali kibicom z każdej strony.
Nie mogło też zabraknąć tradycyjnych ukłonów.
Kibice z niektórymi zawodnikami mogli zrobić sobie zdjęcie albo przynajmniej przybić piątkę.
Jeszcze tylko selfie i można spadać.
Pora do domu. Porządku przed stadionem pilnowali nawet policjanci na koniach. Roboty nie mieli, mogli spokojnie obserwować otoczenie, więc wyglądali bardziej jak posągi. Teraz w Tychach dzień mundialowej przerwy, a w czwartek zadebiutują tu Amerykanie. Katarczycy nie będą żadną nowością, dwa poprzednie mecze też rozegrali przy ulicy Edukacji i nikogo swoją postawą nie porwali.
Tekst i zdjęcia: Przemysław Michalak