Polska – Brazylia na młodzieżowym mundialu w Kanadzie wypadało w terminie niefortunnym, bo w terminie grilla, na który poszliśmy do jakichś mało znanych nam dziewczyn całą paczką. Niewiele z tej imprezy pamiętam. Myślę, że ktoś tam miał jakieś mało legalne środki, a nimb ich posiadania na imprezie był mocniejszy niż sam haj. Na pewno też jedna z dziewczyn udowadniała, że nie robi jej różnicy czy piję wódkę normalnie czy przez słomkę.
Chcecie osądzać, osądzajcie, ale większości wam nie uwierzę, że nigdy nie byliście na takiej hulance. Tak, tobie nie uwierzę w szczególności.
Zdawaliśmy sobie sprawę, że gdzieś tam, w tle, leciał sobie mecz, że polskie młode orły na mistrzostwach świata, że w sumie warto wiedzieć co tam się dzieje, ale bez przesady. Nie jesteśmy jakimiś cudakami, które na imprezie, na której jest również w zauważalnej liczbie płeć przeciwna, będą oglądać piłkę nożną.
A potem Krychowiak strzelił bramkę.
I na imprezie, na której w zauważalnej liczbie była płeć przeciwna, oglądaliśmy piłkę nożną.
Chcecie osądzać, osądzajcie, ale… no dobra, większości z was uwierzę, że tak byście nie zrobili. Tobie akurat nie, ale innym tak. Na swoją obronę powiem, że dziś jestem szczęśliwie żonaty, przerażająca większość uczestników tamtej bezwzględnej imprezy również, innymi słowy: wszystkich swoich wieczorów w ten sposób nie spędzaliśmy.
Ale wtedy prowadzenie z Brazylią w piłce nożnej, w jakiejkolwiek jej odmianie, wydawało się scenariuszem tak absurdalnym, że wypchnęło z horyzontu wszystkie inne historie. Oczywiście tamta impreza była jeszcze do odratowania, gdyby tylko Brazylijczycy zachowali godność swojego piłkarstwa i odrobili straty, ale ku rozpaczy naszych towarzyszek nie strzelali, a mecz dalej płynął, wbijając kolejne gwoździe wieczorowi.
Nie należę do wielkich miłośników oglądania turniejów młodzieżowych, nie ekscytuję się perspektywą transmisji Pucharu Syrenki czy ćwierćfinałów CLJ. Powiedzmy sobie szczerze: nie jestem wyjątkiem, należę do większości. Gdyby nie udział biało-czerwonych w zaczynającym się za chwilę turnieju, prawie żaden z nas, chyba że dorabia jako skaut w Hoffenheim czy innym Wrexham, też by tego nie oglądał.
Ale oglądać będziemy.
I jest szansa, że zdarzy się coś interesującego, co wcale nie będzie pozbawione wagi. Fakt, że gramy mundial u siebie, wzmaga na to szansę.
Uważam, że jesteśmy krajem, dla którego taka impreza jest jak szyta na miarę. Najwięksi jej nie potrzebują, dla największych jest kwiatkiem do kożucha. Brutalna prawda jest taka, że jeden mecz Premier League, nawet średniej klasy, jest zapewne więcej wart na wolnym rynku transmisji praw niż cały turniej o prymat U20.
Młodzieżowi piłkarze z zaawansowanych piłkarsko krajów? Ta sama historia: oni, będąc w szerokich składach Championship, wchodząc na kwadrans w Ligue 1, występując w miarę regularnie w 2. Bundeslidze, w mocniejszym stopniu popychają swoją karierę do przodu. Różnica jest bowiem taka, że oni każdego dnia, na każdym treningu, są pod obserwacją tych, pod których obserwację chciałaby trafić większość podopiecznych Magiery.
Co więcej, ten młodzieżowy mundial zbiega się z małym boomem – boomikiem? – na biało-czerwonych zawodników. Lata, gdy Krzysztof Bukalski szedł do Belgii, a Mirosław Waligóra zostawał megagwiazdą Lommel dawno minęły. Dziś, po pierwsze, otworzyły się ciekawsze kierunki, ze szczególnym uwzględnieniem Italii, która jak tak dalej pójdzie podpisze z nami jakąś umowę na wyłączność, by po pewnym czasie włączyć Ekstraklasę w swoje struktury piłkarskiej piramidy (pod Serie B). Po drugie, jeśli jesteś polskim piłkarzem, a jeszcze w tym roku nie podziękowałeś Krzyśkowi Piątkowi dedykowaną pocztówką, zrób to jak najszybciej – oczywiście i Krzychu ma komu dziękować, nie jest pierwszy, nie sam wyważał drzwi z zawiasów, ale tak, on również przyczynił się mocno do tego, że jeszcze bodaj nigdy nie było tak szeroko otwarte. Fakt, że już wiosną zupełnie niezłe marki zaklepały sobie prawa do polskich graczy – trudno o większą wymowność. To lato na pewno na ich transferach się nie skończy.
Nie ukrywamy – o to tak naprawdę potoczy się gra. Piłka juniorska jest służebna wobec seniorskiej tak bardzo, jak tylko może. Cokolwiek nasi osiągną na boisku może mieć wymiar sympatyczny, ale realny będzie miało tylko wtedy, gdy przełoży się na dorosłe granie, choćby w postaci trafnego, ciekawego transferu. Moim zdaniem, tak jak pokolenie choćby 1982, zdobywające wicemistrzostwo i mistrzostwo Europy, stawało na głowie a z różnych przyczyn – wieloletnie, fatalne wyniki polskiej kadry, znajdowanie się poza UE – i tak było im ciężko, tak kadrowicze dwóch letnich młodzieżowych imprez mają z górki (tak, wiem, że szczególnie w U21 są tacy, którzy na tej górce jakiś czas już stoją). Właśnie zjechała winda, która miejsca na wszystkich nie ma, ale na odważnych – owszem.
Czy wierzę, że to będzie złote polskie lato? Nie. Jak zwykle pełen optymizmu oczekuję, że będzie raczej na odwrót.
Ale czy wierzę, by było tak źle, żeby nie wypromował się nikt?
Taki scenariusz uważam za niemożliwy, pytanie tylko:
Na kogo padnie?
Leszek Milewski