Mamy w Polsce różne dziwne zwyczaje, ale jednak nie leżymy na końcu świata, barany zaganiane przez pasterzy nie chodzą ulicami, raczej mówimy sobie dzień dobry i do widzenia. Innymi słowy: nie ma co przesadnie ględzić o aklimatyzacji. Większość dobrych piłkarzy, która tu przyjeżdża, nie potrzebuje czasu, by przystosowywać się do życia w Polsce, bo nie zaznaje radykalnej zmiany i nie musi szukać tanich wymówek. Ostatni przykład? Marko Vejinović, który właściwie z marszu zaczął pokazywać klasę i miał ogromny udział w tym, że Arka utrzymała się w lidze.
Holender przyszedł i po prostu zaczął grać swoje, co w tym przypadku ma konotacje wyłącznie pozytywne. Spójrzmy na noty: 6, 5, 6, 4, 5, 7, 5, 4, 7, 8, 5, 6, 8. Bez większych zjazdów za to z kozackim występami, gdyż Vejinović sieknął bramkę z Miedzią, z Koroną, a teraz dołożył dwie sztuki i zapewnił Arce ligowy byt. Wielka klasa. I tak naprawdę chyba najlepszy transfer zimą w ekstraklasie. Mówiło się o Błaszczykowskim, ale złapał kontuzję, wiązano nadzieję z Medeirosem, jednak on, choć jakość niewątpliwie ma, postawił na fochy i umiarkowane zaangażowanie. A Holendrowi nie można odmówić ani umiejętności, ani oddawania serducha żółto-niebieskim.
ARKA LEPSZA OD ŚLĄSKA W OSTATNIM MECZU SEZONU? ZAGRAJ PO KURSIE 3,75 W ETOTO!
Szkoda byłoby go teraz żegnać. Zainteresowanie z innych polskich klubów Vejinoviciem jest, on też przychyla się do zostania w Polsce, natomiast za czapkę śliwek grać nie będzie, swoje zarobić będzie też chciało AZ. Temat jest trudny, ale mamy nadzieję, że ktoś go rozgryzie.
Musi się więc znaleźć miejsce dla Vejinovicia w jedenastce kozaków i to nawet takie z opaską kapitana. A na kogo warto zwrócić uwagę poza nim? Na… Marcina Cebulę. Dostał prawdziwy dzień dziecka w Sosnowcu, gdyż choćby strzelił dwie bramki, a przecież przez cały sezon miał jedną. Cóż, tym gorszym, względnie przeciętnym ligowcom, może brakować Zagłębia w lidze, bo kto, jak nie oni, wyciągną pomocną dłoń do potrzebujących piłkarzy? Taka ferajna w tyłach może się już drugi raz nie trafić.
I jeszcze słówko o Sandomierskim – dobre winko powinien wysłać Waldemar Fornalik do bramkarza Jagi, bo ten zrobił sporo, by Legia z Białegostoku nie wywiozła punktów. Bronił pewnie, a gdy strzelał Nagy, zaliczył szczęśliwą, ale kluczową interwencję głową. To był sam początek drugiej połowy, Legia wychodziła dwóch na jednego Sandomierskiego i gdyby udało jej się to zmieścić, mecz mógł się potoczyć zupełnie inaczej, wiemy w końcu, jak Legia potrafi gonić w drugich połówkach. A tak stanęło na czystym koncie Jagiellonii, a tym samym zerowym dorobku punktowym Wojskowych.
No dobra, to teraz badziewiacy. Rzadko zdarza się, byśmy tutaj odnotowywali super strzelców, ale tym razem dwóch takich możemy wskazać. Wieteska kapitalnie skończył to dośrodkowanie – na wślizgu, bramkarz uprzedzony, piłka pod ladę. Nie było czego zbierać. Naprawdę fajnie to wyglądało, a że nie do tej bramki, co trzeba? Detale. Augustyn nie był tak efektowny, za to był bardzo efektywny. Lekko tylko trącił piłkę, która nie leciała w światło bramki, ale zrobił to tak elegancko i skutecznie, że futbolówka wturlała się do bramki obok bezradnego Alomerovicia. Naprawdę dobry, snookerowy strzał Błażeja. I znów, mimo że nie do tej bramki co trzeba, to jednak mówimy o szczegółach.
LECHIA WYGRA Z JAGIELLONIĄ? KURS W ETOTO WYNOSI AŻ 3,15!
Snajperem nie okazał się Szymański w Białymstoku – tak naprawdę nie wiemy, jaką rolę odgrywał na tym boisku. 12 strat miał w meczu z Jagą, więc lekko licząc na jedną stratę legionisty, wychodziło pół miliona euro, które chciałaby za swojego piłkarza Legia zobaczyć. Ujmijmy to tak: może być z tym dealem ciężko.
Fot. FotoPyK