Jagiellonia Białystok o jeden mecz od starcia z Barceloną? To nie fragment powieści science fiction, to nie zapis przygody w Football Managerze – zdarzyło się naprawdę. Gdyby Jaga wygrała finał Pucharu Polski w sezonie 1988/89, do Białegostoku mogliby przyjechać Johan Cruyff, Ronald Koeman i Michael Laudrup.
Narzekać jednak nie ma na co. Dla ówczesnej Jagi sam mecz o triumf w Turnieju Tysiąca Drużyn i tak był wielkim sukcesem. W finale nie wygrali, ale do spółki z Legią odpowiadali za znakomite show, tworząc rzadką dla tamtych czasów reklamę polskiej piłki.
Oto historia tamtego meczu. Zapraszamy.
***
Jagiellonia i Legia w latach osiemdziesiątych znajdowały się na dwóch biegunach, a i z dwóch biegunów startowały. Jaga przez lata była peryferyjnym klubem, pochodzącym z regionu zakochanego w piłce jak mało który w Polsce, ale specjalizującym się w szkoleniu młodzieży. Legia z kolei miała ambicje bycia klubem o europejskim zasięgu, rozbijającym się regularnie w finalnych fazach pucharów. Ostatecznie potrafiła jednak najwyżej pięknie postraszyć magnata, by wspomnieć dwa piekielnie wyrównane starcia z Interem Mediolan.
Kursy na finał Pucharu Polski w eToto: Jagiellonia 2.80 – remis 3.15 – Lechia 2.70
Andrzej Strejlau miał to zmienić i przywrócić Legii blask. Strejlau przez rzesze kibiców wciąż był postrzegany głównie przez pryzmat sukcesów reprezentacji Kazimierza Górskiego, a w 1986 roku, gdy obejmował Legię, tęsknota za nimi osiągnęła być może stan krytyczny. Strejlau wracał do Polski po sześciu latach zagranicznych wojaży, podczas których prowadził między innymi Larissę. Z Legią miał wrócić na szczyt, a klub chciał mu stworzyć do tego warunki.
W sezonie 88/89 Legia miała paczkę przez wielkie P. Na papierze to był materiał na ekipę, która mogłaby bić wielkich w Europie. Różne pokolenia czołowych dla polskiej piłki nazwisk:
Dariusz Dziekanowski, Roman Kosecki. Leszek Pisz, Stanisław Terlecki.
Duet późniejszych świetnie radzących sobie na Wyspach Brytyjskich stoperów, czyli Dariuszowie Wdowczyk i Kubicki.
Kapitanowie reprezentacji Polski w różnych jej okresach Jan Karaś i Zbigniew Kaczmarek.
W bramce do wyboru Zbigniew Robakiewicz i Maciej Szczęsny, do wyboru ponadprzeciętni ligowcy Tomasz Arceusz, Jacek Bąk, Marek Jóźwiak, Ryszard Robakiewicz, Krzysztof Budka.
A jednak Legia z tamtego sezonu, może nawet z tamtych lat, uchodzić będzie zawsze za synonim niespełnionego potencjału. Trener Strejlau cały rok będzie narzekał, że przez kontuzje i kartki prawie nigdy nie będzie mógł wystawić optymalnego ustawienia. Mimo to z takich nazwisk w tamtym sezonie na pewno dało się wycisnąć więcej niż czwarte miejsce w lidze, gdzie mistrzem został beniaminek Ruch Chorzów, a w pucharach Legia dostała w dwumeczu 4:10 z Bayernem Monachium, z czego 3:7 u siebie.
Jagiellonia, wprowadzona do pierwszej ligi przez Janusza Wójcika, grała dopiero swój drugi pierwszoligowy sezon w historii. Złotym dzieciakom Białegostoku, zespołowi niemal żywcem przeszczepionego do seniorów z wybitnie uzdolnionego rocznika prowadzonego przez Ryszarda Karalusa, szło świetnie. Ostatecznie zajmą ósme miejsce w lidze, to samo co rok wcześniej. Co ciekawe w Pucharze Polski rozochocą się nie tylko oni, ale także rezerwy Jagi, które przejdą dwie rundy poziomu centralnego i zostaną pokonane dopiero przez – znamienne z perspektywy – Stomil Olsztyn.
Wójcik poprowadził Dumę Podlasia tylko w dziesięciu pierwszych kolejkach pierwszego sezonu, potem za Jagę weźmie się Mirosław Mojsiuszko, który wcześniej blisko dekadę spędził w klubie jako piłkarz. Z niektórymi piłkarzami pierwszoligowej Jagi miał jeszcze okazję biegać razem po boisku. Wszystko zdawało się dobrze funkcjonować.
Do czasu.
Tąpnięcie przyszło w najmniej spodziewanym momencie: w kwietniu 1988, kiedy liga już w praktyce została utrzymana, a finał Pucharu Polski wywalczony w wielkim stylu, bo w pokonanym polu udało się zostawić późniejszego mistrza kraju.
Jaga po drodze do finału pokonała Chrobrego Głogów (1:1, karne 4:2), Stal Stalowa Wola (4:2), Bałtyk Gdynia (0:0, 1:1, zdecydował gol strzelony na wyjeździe) i wspomnianych “Niebieskich” (0:0, 2:0).
Legia po drodze do finału pokonała Stal Rzeszów (1:0 po dogrywce), ŁKS (3:0), Górnik Zabrze (3:2, 2:0) i GKS Katowice (0:1, 2:0).
Dlaczego Mojsiuszko został zwolniony, skoro wszystko było cacy? Otóż historia stara jak świat: skłócił się z piłkarzami.
Mojsiuszko pożali się “Piłce Nożnej”, że piłkarze sterują pracą trenerów. Między młodym trenerem a szatnią dochodzi do ostrej wymiany zdań po meczu z Widzewem Łódź, gdzie padają podejrzenia o sabotowanie gry. Mojsiuszko strzeli z armaty:
– Bezpośrednim powodem mojego odejścia był konflikt z kilkoma piłkarzami, którzy od pewnego czasu, choć są predestynowani do odgrywania czołowej roli w zespole, robili wszytko, by go osłabić (…). Wcześniej zdarzyło się kilka razy, że nie zareagowałem odpowiednio na przypadki niesportowego trybu życia. Wychodziłem z założenia, że skoro nie złapałem nikogo za rękę… To był jednak błąd (…). Część zawodników po awansie do finału Pucharu Polski uznała, że czas do meczu z Legią będzie sielanką. Rozpoczęły się dyskusje o zarobkach w innych klubach, o warunkach na treningach. Powiedziałem im, że jeszcze przyjdzie czas na porównywanie się z najlepszymi”.
Piłkarze przyznają, że o wspólny język było coraz trudniej, ale zaprzeczają jakoby chcieli zwolnić Mojsiuszkę. Niemniej to przez nich nowy trener, Grzegorz Szerszenowicz, zostaje zwolniony raptem po… piętnastu godzinach.
Sytuacja wyglądała tak: asystent Andrzej Prawda poprowadził Jagę do remisu w Zabrzu z Górnikiem. W tym czasie zarząd rozglądał się za nowym szkoleniowcem. Obiecał szatni człowieka z zewnątrz, nie związanego z Jagiellonią, na co nalegali piłkarze, którzy chcieli, aby ktoś potrafił krytycznie ocenić niedostatki organizacyjne klubu. Szerszenowicz to jednak były piłkarz i trener Jagi, człowiek z białostockiej orbity. Piłkarze wszczęli bunt. Zgłosili szereg argumentów przeciw Szerszenowiczowi, w tym zastrzeżenie do SPOSOBÓW UZYSKIWANIA PUNKTÓW PODCZAS PRACY SZERSZENOWICZA W LUBINIE I POZNANIU, jak i również nieprzychylny stosunek do Jagi w okresie pracy dziennikarskiej.
Działacze wywiesili białą flagę. W kolejnym meczu znowu trenerem był Andrzej Prawda. Ostatecznie zatrudniony zostanie Krzysztof Buliński, były asystent Leszka Jezierskiego, wedle życzenia zawodników człowiek spoza Podlasia. Wyniki będzie miał niezłe, ale na pewno nie lepsze niż Mojsiuszko. Ot, Jaga gra swoje.
Areną najważniejszego meczu w historii Jagiellonii Białystok był Olsztyn. Z perspektywy przekomiczną lekturą są wątki stadionu Stomilu w meczowych zapowiedziach.
“Decyzję o budowie w Olsztynie stadionu, który służyłby gościom przybyłym do stolicy Warmii i Mazur na Centralne Dożynki zapadła w styczniu 1978. Uroczystość miała się odbyć we wrześniu tego samego roku. Pod budowę wyznaczono teren między ulicami: Dwudziestolecia (dzisiaj Leonharda), zwycięstwa i parkiem Czynu Partyjnego. Gdy wiadomość obiegła Olsztyn, mieszkańcy kiwali głowami. To przecież bagno, teren nadający się bardziej pod rozlewisko niż obiekt sportowy – mówili. Decyzja jednak zapadła, a wykonawstwo powierzono olsztyńskiemu Przedsiębiorstwu Budownictwa Przemysłowego (…). Przez plac budowy przewinęło się kilkanaście przedsiębiorstw. Obiekt ukończono na czas, mimo, że bezdeszczowe dni tej wiosny i lata można by policzyć na palcach. Z pewnych zadań wycofano się. Trybuny od północnej strony obniżono, nie zdążono położyć tartanu na bieżni. Ostatnie prace kończono w noc poprzedzającą uroczystość. Dzisiaj mieszczący dwadzieścia tysięcy widzów stadion prezentuje się nieźle z zewnątrz, ale wymaga kapitalnego remontu”.
Gdzie indziej przeczytamy, że stadion w Olsztynie powstał w rekordowym tempie i w zasadzie należy go wpisać do Księgi Rekordów Guinessa. Ten dożynkowy obiekt sprzed czterdziestu lat, wymagający generalnego remontu już trzydzieści lat temu, budowany na zaraz, trasą przebiegającą szereg kompromisów, służy Stomilowi do dziś.
“Trybuny Stomilu mogące pomieścić 20 tysięcy widzów powinny być wypełnione do ostatniego miejsca. Piętnaście tysięcy kart wstępu, które mieliśmy do dyspozycji, zostały sprzedane dużo wcześniej. Teraz rozprowadzamy bilety oddane w komis Legii i Jagiellonii. Staramy się jak najlepiej przygotować płytę, ale nie możemy oczywiście zagwarantować, że będzie idealne. W każdym razie nie nawierzchnia, jak sądzę, zdecyduje o wyniku meczu”.
Cudowne to “nie możemy OCZYWIŚCIE zagwarantować, że będzie idealnie”. Murawa OCZYWIŚCIE będzie w mocno średnim stanie. Poza tym jednak Olsztyn stara się jak może: mecz uświetni koncert żeńskiej orkiestry dętej z Iławy, dla zwycięzcy będzie okazały tort. Bezpośrednio przed meczem na płycie rozgrywano spotkanie żaków Stomilu Olsztyn z Warmią Olsztyn – fajna przygoda dla juniorów, sposób na zajęcie przybyłych z daleka gości, choć wiadomo, że murawie to nie pomogło.
Kluby już kilka dni wcześniej dekują się pod Olsztynem. Jagiellonia nie wraca do Białegostoku po meczu w Jastrzębiu, tylko melduje się w Wojskowym Domu Wypoczynkowym “Mazur” w Klewkach, słynnych na cały świat z wypuszczenia w świat Sylwestra Czereszewskiego. Legia nie chce nawet podać gdzie będzie, żeby nie ściągać dziennikarzy – na finał akredytuje się ich aż siedemdziesięciu, niejeden zapewne chciałby połączyć zrobienie relacji meczowej z hitowym wywiadem. Kto jednak ma najlepsze dojścia, ten wie, że Legia jest w Mierkach w hotelu “Kormoran”. Obiekt przy Jeziorze Plusznym to bomba: ma kryty basen, saunę, przystań, a nawet… wyciąg narciarski i tor saneczkowy. Swego czasu przywoził tutaj reprezentację siatkówki Hubert Wagner. Kilku legionistom w Mierkach tak się spodoba, że zdecydują się tu zostać na wczasy.
Na miejsce dociera oczywiście “Piłka Nożna”. Dariusz Kurowski ma wejścia wszędzie. Relacjonuje, że u Dziekana na stoliku znajduje “Rozmowy z katem” Kazimierza Moczarskiego i “Białe plamy” Petera Abrahamsa. Dziekan jest uważnie obserwowany przez Celtic, Billy McNeill przyjedzie nawet do Polski. To jego opinia w “PN” na temat meczu Widzew – Legia:
“Zupełnie rozczarował mnie poziom tego spotkania. Wyglądało na to, że obie drużyny nie mają już o co walczyć. Również arbiter nie miał najlepszego dnia. Dlaczego nie uznał bramki dla gospodarzy zdobytej po rzucie wolnym doprawdy trudno dociec. Nie ukrywam, że chciałem zobaczyć ciekawy mecz, gdyż interesuje mnie aktualnie forma kilku polskich piłkarzy”.
Przyszpilony przyznaje, że poza Dziekanem spodobał mu się też Kosecki oraz Wiesław Cisek z Widzewa.
W obu obozach grzeją się do czerwoności magnetowidy z nagranymi meczami rywali. Przedmeczowe wypowiedzi trenerów nie odbiegają od normy: Jaga może, w jej barwach jest raptem jeden zawodnik, który kiedyś cieszył się z takiego trofeum – jest nim Jerzy Leszczyk, zdobywca PP z Widzewem. Legia musi wygrać, żeby choć trochę uratować rozczarowujący sezon – miało być mistrzostwo, a zdobył je beniaminek z Chorzowa. Różnicę w realiach obu klubów symbolizuje nawet sprzęt: Legia gra w Adidasie, Jaga ma koszulki, spodenki i dresy z różnych kompletów.
Rozmowa “PN” z Andrzejem Strejlauem:
PN: – Mecz z Jagiellonią to dla was ostatni akord wiosny. Rozgrywki ligowe zakończyliście z uczuciem niedosytu”
AS: – Tak, ale mam satysfakcję, że do końca graliśmy w poważną ligę, bez cudów. Były niestety nieoczekiwane porażki, serie kontuzji, kary dla Dziekanowskiego. Właściwie przez całą wiosnę miałem kłopoty z przygotowaniem optymalnego składu. Wypadli z niego kontuzjowani Kubicki, Leszek Pisz, wyjechał późną wiosną Arceusz, a nowi, czyli Budka, Kruszankin czy nawet Kosecki nie zawsze grali tak jakbym oczekiwał.
Jagiellonia zapowiada, że tanio skóry nie sprzeda.
AS: – Ja się nie dziwię. To bojowy zespół. Szkoda tylko, że poprzedni trener, Mirek Mojsiuszko, nie doczekał tego święta dla białostockiej piłki.
Buliński z kolei pochwali się, że Jagiellonia wkracza na ścieżkę światowości: sprowadzi zagranicznych zawodników. Następnego lata zawita do Białegostoku trzech piłkarzy Żalgirisu Wilno.
Jagiellonia zaprosi na mecz zarówno Mojsiuszkę, jak i Szerszenowicza. W prasie wypowiada się kto może, w tym pan Grzegorz z Fabryki Przyrządów i Uchwytów w Białymstoku:
Olsztyn jest na pewno doskonałym wyborem z punktu widzenia logistyki, zarówno goście z Warszawy jak i Białegostoku. Kibice do stolicy Warmii i Mazur walą tysiącami. Zawiązuje się antylegijna koalicja: Jaga ze Stomilem, wsparta kibicami Wisły Kraków, Lechii Gdańsk i Widzewa. W mieście boją się rozruchów, dlatego zmobilizowane zostają bezprecedensowe siły prewencyjne.
“Spokojny Olsztyn został zbudzony już po piątej rano chóralnymi, chamskimi śpiewami i gdzieniegdzie trzaskiem wybijanych szyb. Siły sprzymierzone szalikowców Jagiellonii i innych klubów przybywały bez specjalnej eskorty milicyjnej, inaczej niż warszawiacy, którzy już w dodatkowych pociągach mieli ochronę funkcjonariuszy. Nie doszło jednak do poważniejszych ekscesów i bijatyk, nie licząc paru rozbitych szyb oraz doniczek w hallu hotelu “Kormoran”, a także szybujących między wrogimi sektorami kamieniami. To efekt skomasowania niespotykanej siły milicji, wozów bojowych, ZOMO, straży pożarnej, wojska oraz służb specjalnych ze Szczytna”.
Kibice nie szczędzą sobie uprzejmości z trybun, ale jednoczą się w jednym momencie: przy śpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego.
Potem zaczyna się mecz.
Mecz, o którym Jacek Bąk powie, że patrząc na piłkarzy Jagi przed pierwszym gwizdkiem widział, jak kolana trzęsą im się w dokładnie ten sam sposób, w który legionistom trzęsły się przed Bayernem. Legia strzeli trzy bramki w trzydzieści minut, jest pozamiatane. Przy drugim i trzecim golu maczał palce golkiper “Budowlanych”, Sowiński. Gdy wydaje się jednak, że mecz stanie się smutną egzekucją, Jaga zbiera się w sobie i zaczyna grać świetnie w piłkę. Gra ofensywnie, bez kompleksów – eksperci krytykują taktyczny plan Bulińskiego na mecz, choć chwalą efektowność otwartej gry. Mecz jest emocjonujący, bramek cały grad.
0-1 7 min. Roman Kosecki
0-2 19 min. Dariusz Dziekanowski
0-3 28 min. Roman Kosecki
1-3 31 min. Jerzy Leszczyk
1-4 53 min. Krzysztof Iwanicki
2-4 66 min. Jacek Bayer
2-5 78 min. Dariusz Dziekanowski
Jagiellonia: Sowiński – Bartnowski, Lisowski, Ambrożej, Cylwik – Romaniuk (67. J. Szugzda), Czykier Ż, Leszczyk, D. Bayer – J. Bayer, Michalewicz (67. C. Kulesza). Trener: Krzysztof Buliński.
Legia: Zbigniew Robakiewicz – Juliusz Kruszankin, Krzysztof Budka, Zbigniew Kaczmarek, Dariusz Wdowczyk – Jacek Bąk (71. Andrzej Łatka), Leszek Pisz Ż (79. Marek Jóźwiak), Jan Karaś, Krzysztof Iwanicki – Dariusz Dziekanowski, Roman Kosecki. Trener: Andrzej Strejlau.
Piłkarze Legii po ostatnim gwizdku podeszli pod trybuny, rzucając w nie swoje koszulki. Paweł Janas miał powiedzieć:
– Ciekawe jak wytłumaczą się z tego magazynierowi.
Białystok nie rozpacza, szanując to, gdzie Jagiellonia się znalazła, a gdzie jeszcze przed chwilą była. Lokalna prasa zwraca jednak uwagę, że można było z Legią powalczyć, gdyby nie kardynalne błędy, bo płynność gry i hart ducha jak najbardziej budziły szacunek.
O Legii mówi się, że wreszcie pokazała to, na co ją stać. Gwiazdorski zespół choć raz wystąpił wedle oczekiwań. Niestety dla kibiców z Warszawy, stało się to w ostatnim meczu sezonu, po którym było jasne, że drużyna się rozpadnie.
Kursy na finał Pucharu Polski w eToto: obie drużyny strzelą gola TAK 1.95 – NIE 1.76
Gwiazdą meczu jest Kosecki. Pisze się o nim więcej niż o Dziekanie, a raczej: przez pryzmat Dziekana. Kosa, jeśli będzie uczył się na Dziekana błędach, może zrobić wielką karierę i pójść śladami Zbigniewa Bońka, już dziś jest pewnie wart ponad milion dolarów.
Kosecki drugim Bońkiem nie został, ale jego zagranicznej kariery nie da się deprecjonować: gwiazdor numer jeden Galatasaray, w Osasunie klasa, dzięki której dostał się do Atletico, a pamiętajmy, że wtedy były ścisłe limity obcokrajowców, więc rywalizował o miejsce w Rojiblancos z Brazylijczykami czy Argentyńczykami. Kosecki to też sensacyjny półfinalista Ligi Mistrzów z FC Nantes.
Jerzy Chromik napisze wymownie: “Trener Buliński tłumaczył piłkarzom jak pastuch swojej krasuli co trzeba zrobić, aby uniknąć nieszczęścia. Życie raz jeszcze zadrwiło”.
Koseckiego chwali się też za fair play. Ma być jedynym zawodnikiem Legii, który w atmosferze triumfu nie zapomniał o przeciwnikach. Poszedł do Jagi, podziękował za grę, a szczególnie serdecznie uściskał Jacka Bayera.
Buliński: – Niestety mimo przedmeczowych uwag nie udało się moim piłkarzom upilnować Koseckiego i Dziekanowskiego. Przy drugim i trzecim golu błędy popełnił bramkarz. Po przerwie zespół grał lepiej, ale kontry Legii podcięły nam skrzydła. Zazdroszczę Andrzejowi takich piłkarzy jak Roman Kosecki i Dariusz Dziekanowski. Życzę mu powodzenia w rozgrywkach europejskich.
Strejlau: – Jestem naprawdę szczęśliwy. Wcześniej wielokrotnie przegrywaliśmy w decydującym spotkaniu. Tak było, między innymi w ubiegłym roku z Lechem Poznań. Wygraliśmy po dobrej grze, szczególnie w pierwszej połowie. Tym razem dysponowałem też pełnym składem, nie licząc kontuzji Stanisława Terleckiego. Do momentu zdobycia piątej bramki, mecz był zacięty i mógł się podobać. Rozumiem smutek trenera Bulińskiego – sam przeżywałem to rok temu.
Terlecki, choć ostatecznie nie zagrał, miał według relacji odegrać dużą rolę. Jeszcze o wpół do czwartej po południu w obozie legionistów panowała nerwówka. Wtedy miał w szatni wstać doświadczony piłkarz i powiedzieć, żeby nie spuszczali głów, tylko podnieśli je wysoko, bo grają o wielką stawkę. Przemowa, w której nawiązywał do swojej długiej kariery, różnych przypadków i wielkich meczów, miała natchnąć zespół do odważnej, a zarazem lekkiej gry.
Legia świętowała do rana w “Kormoranie”. Jaga zapewne też po swojemu żegnała sezon, choć kończył się gorzko także z mało piłkarskich przyczyn: okradziono sklepik klubowy oraz klubowy autokar z radiomagnetofonu.
Los nie będzie łaskawy dla Legii: Barca, triumfator prowadzony przez Johana Cruyffa, z Koemanem i Laudrupem w składzie. Ta sama, którą trafił rok wcześniej Lech Poznań po wygraniu Pucharu Polski. Oczywiście zawsze fajnie gościć wielki zespół, ale Legia miał ambicje na drugi pucharowy rajd. Trafienie od razu na giganta nie było optymalnym rozwiązaniem.
Legia pokazała w tym dwumeczu klasyk polskiego futbolu: piękną porażkę. Po golu Łatki prowadziła na Camp Nou, mało nie wygrała, bo Blaugrana remis zrobiła dopiero w 85. minucie. Wciąż był to doskonały wynik, ale jednak Legia nie wykorzystała szansy i przegrała na własnym stadionie 0:1.
Warto dodać, że do tego meczu podchodziła już bez trenera Strejlaua i Dziekanowskiego. Strejlau dwa dni po finale Pucharu Polski objął reprezentację Polski…
…a Dziekan wylądował w Celtiku. Fragment biografii “Dziekan”:
Wiedząc, jak do tej pory kończyły się próby pozyskania mnie przez kluby zagraniczne – nie dalej jak rok wcześniej Legia odrzuciła ofertę włoskiej Pescary, która dawała za mnie dwa miliony dolarów – początkowo podszedłem do sprawy dość sceptycznie. Okazało się jednak, że Manuszewski dobrze znał zasady rządzące polskim rynkiem transferowy m, podobnie jak polskie realia końca lat osiemdziesiątych – przy puszczam, że głównie dlatego udało mu się nawiązać współpracę z angielskimi menedżerami – wiedział więc, że nie ma sensu tracić czasu na rozmowy w wojskowy m klubie i od razu zapukał do drzwi COS, czyli Centralnego Ośrodka Sportu, kierowanego wówczas przez Stefana Machaja. Okazało się to genialny m posunięciem, ponieważ władze Legii, zwolnione z podejmowania decyzji, chętnie przy stały na decyzję podjętą przez kogoś innego, i już w lipcu 1989 roku mogłem podpisać kontrakt z Celtikiem.
Tradycji stało się zadość: podobnie jak z Widzewem, także z Legią pożegnałem się finałowym meczem o Puchar Polski. Dwudziestego czwartego czerwca w Olsztynie pokonaliśmy Jagiellonię Białystok 5:2. Roman Kosecki i ja strzeliliśmy po dwa gole, autorem piątego był Krzysztof Iwanicki. Zwycięstwo hucznie świętowaliśmy w rządowy m ośrodku wypoczynkowym w Mierkach na Mazurach.
Celtic zapłacił Legii za mnie sporo poniżej miliona dolarów, czy li dużo mniej niż parę lat wcześniej oferowały inne kluby. Jeśli chodzi o indywidualne warunki kontraktu, to powiem tylko, że – licząc po kursie rynkowym – miałem zarabiać około dziesięciu razy więcej niż w Warszawie.
Swoją drogą, Celtic też wtedy grał w Pucharze Zdobywców Pucharów, a Dziekanowski najwyraźniej zabrał ze sobą do Szkocji ducha piękniej porażki: Partizanowi wtłukł cztery gole, a jednak nie wystarczyły do awansu.
Czy Jaga mogłaby pokazać się z lepszej strony? Futbol jest nieprzewidywalny, ale chyba nie aż tak, by zespół, który nie ma koszulek i spodenek od jednego kompletu mógł pokazać tyły ekipie Johana Cruyffa.
Ale losy Jagiellonii mogły się potoczyć inaczej, gdyby stała przed nią perspektywa gry w europejskich pucharach. Występ w Europie dałby kolejny impuls, może kolejny raz doprowadził do finansowej mobilizacji. Mecz z Barceloną musiałby wzniecić ogień nie tylko w kibicach.
Tak najlepszy w XX wieku pierwszoligowy sezon Jagiellonii, choć zakończył się ósmymi miejscem w tabeli, finałem Pucharu Polski pierwszej drużyny i III rundą rezerw, był zarazem preludium upadku. Jacek Bayer powiedział nam swego czasu:
Uważam, że jako drużyna rozwijaliśmy się cały czas. My, młode chłopaki, plus kilku weteranów jak Heniu Mojsa, który uczył nas pokory. Pamiętam taką historię z Heniem: wyjeżdżamy z treningu, a na boisku wciąż pachołki, siatki, piłki. My, młodzi, siedzimy. Heniu nic nie powiedział, sam to zbiera. Zrobiło nam się wstyd, na wyścigi pobiegliśmy mu pomóc. Ale finał Pucharu Polski był początkiem końca tej drużyny. Kończyły nam się kontrakty. Trwały rozmowy z prezesami o podpisaniu nowych, ale nie było z ich strony wielkiego zainteresowania. Z drugiej strony każdy miał jakieś propozycje. Podam na swoim przykładzie: moje oczekiwania wobec Jagiellonii, w porównaniu do tego co proponowano mi gdzie indziej, były śmieszne. Za chwilę Widzew dał mi dwa razy tyle, ile chciałem od Jagi za nowy kontrakt. Działacze, gdyby chcieli, mogli utrzymać drużynę. Ale już liczyli pieniądze.
Jeszcze w trakcie tamtego sezonu Michalewicz publicznie przyznawał, że nie ma rozmowy o nowych kontraktach i zespół chyba się rozpadnie. Liczył, że może zmieni to wygranie pucharów, czyli widać był zainteresowany zostaniem w Jadze.
W sezonie 89/90 Jagiellonia zajęła ostatnie miejsce w lidze. Wygrała tylko trzy mecze. Nie mogło być inaczej skoro odeszli Michalewicz, Dariusz i Jacek Bayerowie, Szymanek, Leszczyk, Lisowski, Czykier. Transfery do klubu były z kolei mocno egzotyczne, bez szans na zastąpienie królów miasta, którzy rządzili w Białymstoku tak na boisku, jak i poza nim.
Leszek Milewski
Źródło: Piłka Nożna, Sport, Tempo, Kurier Poranny, Życie Warszawy, Kurier Sportowy, Gazeta Olsztyńska, Tygodnik Pojezierza, Wikipedia. Za pomoc w zdobyciu materiałów dziękuję Skarbcowi Jagiellonii.