Reklama

Lis znowu kradnie z krakowskiego kurnika

redakcja

Autor:redakcja

06 kwietnia 2019, 20:32 • 3 min czytania 0 komentarzy

Był taki moment w końcówce poprzedniej rundy, w którym wydawało się, że Mateusz Lis wreszcie się ogarnął, przystosował do ekstraklasy i będzie stanowił mocny punkt wiślackiej konstrukcji. Pamiętamy mu na przykład pierwsze derby Krakowa, kiedy bronił znakomicie i zachował czyste konto albo mecz z Jagiellonią, gdy co prawda przyjął dwie sztuki, ale był też pozytywnym bohaterem remisu 2:2.

Lis znowu kradnie z krakowskiego kurnika

Niestety, wiosną Lis nie utrzymał się na krzywej wznoszącej. Zleciał z niej w sposób spektakularny i znów kradnie z krakowskiego kurnika.

Dzisiaj przeszedł samego siebie. Najpierw w sposób niewytłumaczalny puścił strzał Dziczka. Piłka nie odbiła się od kępki trawy, nie zaliczyła po drodze rykoszetu. Nie, po prostu leciała i wpadła w kozioł, który musi przewidzieć każdy bramkarz świata. A Lis tego nie zrobił, źle się ustawił do tego uderzenia i zaliczył kompromitującą wpadkę. No, ale okej, mógłby mu zostać po tym wydarzeniu tylko rumieniec wstydu, bo koledzy posprzątali po nim bałagan i Wisła prowadziła z Piastem już 2:1. Jednak Lis wrócił i znów zrobił burdel. Miał prościutką piłkę do złapania, taką, którą bierze się w ręce z zamkniętymi oczami, bez żadnego zawahania i bez żadnych wątpliwości. Niestety bramkarz Wisły jakimś cudem tę piłkę wypuścił, zrobił się pożar, który trzeba było gasić rzutem rożnym. A ten Piast zamienił na bramkę wyrównującą.

Pewnie: mogli koledzy lepiej kryć przy kornerze, ale jakkolwiek spojrzeć, z pewniejszym bramkarzem – czyli na przykład zdrowym Buchalikiem – Wisła zrobiłaby w tym spotkaniu trzy punkty. A tak ma jeden i skomplikowaną sytuację w walce o ósemkę. Trzeba jechać do Lubina i wygrać, inaczej grupy mistrzowskiej nie będzie, a przecież Miedziowi nie przegrywają i w ostatnich pięciu spotkaniach stracili ledwie jedną bramkę.

No, ale wracając do Lisa. Dla niego w tej rundzie to nie jest pierwszyzna. Wcześniej potrafił:

Reklama

– popełnić błąd przy bramce Mladenovicia, jedynej w meczu, kiedy stał zbyt nisko na nogach,
– nie najlepiej zachować się przy golu na 3:0 Guarrotxeny, gdy rzucał się jak chłop po pracy na tapczan,
– zawalić interwencję przy rzucie wolnym Arweładze,
– wybić piłkę pod nogi Udovicicia z Zagłębiem.

A jeszcze możemy mu wypomnieć na przykład flaka przyjętego od Wolsztyńskiego, tyle że wtedy uratował Lisa VAR. Jakkolwiek spojrzeć wiosną golkiper nie pomaga. Zresztą wie to z pewnością też Stolarczyk, skoro na derby Krakowa wstawił już do bramki Buchalika. Niestety dla Buchalika i – jak się okazuje – dla Wisły, Michał doznał urazu, więc między słupki wskoczył Mateusz.

I, jak się rzekło, broni bez szału, na średnią 4,75. Szkoda tych – mniej więcej – czterech punktów, które Lis zabrał wiosną Wiśle. Jeśli bowiem dodać je do tabeli, Biała Gwiazda miałaby święty spokój w walce o grupę mistrzowską.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...