Pewnie – meczów Legii z Jagiellonią nie da się rozpatrywać w kategorii derbów. Nie połączymy tych klubów ani miastami, ani województwami, ani liczbą trofeów na półkach. A jednak niektóre spotkania, które szczycą się mianem derbów, daleko mają temperaturą do starć właśnie tych dwóch drużyn. Często bowiem w okolicach tych potyczek dzieje się wiele i skoro dziś Wojskowi z Jagą znów grają, warto parę scen sobie przypomnieć.
SCENA WOJENNA
(Miejsce i czas akcji: Warszawa, 2.03.14)
Doszło wówczas do – niestety – pamiętnej bitwy na stadionie Legii. Wróciliśmy wtedy do czasów dla polskiej piłki najgorszych, kiedy na boiskach rządzili nieuczciwi aktorzy, a na trybunach regularniej niż teraz dokazywali bandyci. Tak, spotkanie z drugiego marca 2014 roku było powrotem do przeszłości. Fikali i jedni, i drudzy, mimo apelów spikera, by fikania zaprzestać. Jego głos nie potrafił odnaleźć w głowach tych ludzi mózgu, zastał tylko zgaszone światło. Najmądrzejsza z tego towarzystwa brama w końcu padła, przestała odgradzać jednych od drugich i doszło do regularnego mordobicia. A dojść mogło do tragedii, bo normalni z grona Jagiellonii kierowali się do wyjścia w, co zrozumiałe, strasznym popłochu, więc śmierdziało mocno tratowaniem jednych przez drugich. Na szczęście nic takiego się nie stało, ale nasz futbol dostał wówczas mocno po dupie, bo okazał się bezbronny wobec ćwierćinteligentów.
Konsekwencje? Z najpoważniejszych to mecz został przerwany, wynik zweryfikowano na 3:0 dla Jagiellonii, Legii zamknięto stadion na kolejny mecz.
SCENA KOMEDIOWA
(Miejsce i czas akcji: Białystok, 15.08.14)
Legia zaliczyła poważną wtopę organizacyjną, wypadając za burtę eliminacji do Ligi Mistrzów przez błąd administracyjny. Pamiętacie, musicie pamiętać. Ostrowska, Bereszyński, Celtic. Tak się złożyło, że w rozkładzie jazdy po tych wydarzeniach miała wyjazd do Białegostoku. Złośliwi gospodarze puścili przyjezdnym hymn europejskiej elity z głośników. Cóż, to był jedyny moment, kiedy błysnęli wówczas w najmniejszy choć sposób. Samo spotkanie nie było dla nich bowiem najmilszym przeżyciem, skoro przegrali je 0:3.
OBIE DRUŻYNY DZIŚ STRZELĄ? KURS 2 W ETOTO!
No, a potem Legia w tej Lidze Mistrzów jednak zagrała, a Jagiellonia nadal może tego hymnu słuchać tylko, jeśli puści go sobie bez większej okazji.
SCENA DRAMATYCZNA
(Miejsce i czas akcji: Warszawa, 20.05.15)
Gdyby gwizdek sędziego Gila milczał w obu spornych sytuacjach, być może do całego szaleństwa w tym przypadku by nie doszło. No, ale arbiter choć najpierw słusznie nie gwizdnął karnego za sytuację Bereszyński-Frankowski, to później trochę oszalał i wskazał na wapno za przypadkową rękę Popchadze. Trudno się dziwić przyjezdnym, że wywołało w nich to wściekłość, w końcu grali o mistrzostwo. Drągowski pokazywał środkowe palce kibicom Legii, Madera stwierdził, że sędziowie są osrani na tym boisku i nie może tak być, a Probierz wypowiedział pamiętne słowa o walnięciu sobie whiskey.
Tak jak Probierz, swoje trzy grosze do galerii bon motów polskiego futbolu wrzucił też Kuba Kosecki, który chodził po stadionie i szukał tego z długimi włosami, który kopnął ich panią. Nie opiekunkę oczywiście, a rzecznik prasową.
PODZIAŁ PUNKTÓW PO DZISIEJSZYCH SCENACH? 3.40 W ETOTO
Tym gościem z długimi włosami okazał się Tarasovs, z którym Kosecki potem grał w Śląsku. Jakkolwiek spojrzeć, ten mecz to wręcz legendarne wydarzenie ostatnich lat w polskiej piłce.
SCENA AKCJI
(Miejsce i czas akcji: Białystok, 21.05.2017)
Vadis od dawna rozdawał już wówczas karty w lidze, kolejni trenerzy nie mogli znaleźć sposobu na to, jak go zatrzymać. Probierz wymyślił więc, że poszczuje Vadisa walecznym Góralskim. No i ten Góralski nie odpuszczał Belga na krok, gdyby Vadis poszedł do toalety, Góralski poszedłby za nim. I by go pewnie sfaulował czy ostro potraktował. Taktyka okazała się słuszna, bo nie dość, że Vadis nie zagrał swojego najlepszego futbolu, to jeszcze nie wytrzymał upierdliwości Góralskiego i wyleciał z boiska za dwie żółte kartki. – Tydzień temu dostałem żółtą kartę za podobne zagranie. Chciałem chronić piłkę, ale on najwidoczniej był szybszy. Nawet go nie uderzyłem, wpadł twarzą. Sędzia mnie ukarał. Może więcej nie powinienem startować do górnych piłek – tłumaczył się Belg z potraktowania twarzy Góralskiego ręką.
Probierz wówczas dopiął swego, ponieważ Jagiellonia z Legią nie przegrała i utrzymała się w grze o mistrza, ale wiadomo jak to się skończyło: do ostatecznego triumfu jednak białostoczanom ciutek zabrakło.
SCENA SCI-FI
(Miejsce i czas akcji: Warszawa, 27.02.2018)
Przyjechała wówczas Jaga do Warszawy i w dużym skrócie zrobiła Legii dziecko. Już od dłuższego czasu Łazienkowska nie jest żadną twierdza, skoro wygrać tam może Wisła Płock 4:1, ale w tamtym momencie okoliczności były inne. Legia miała być mocna, nie po żadnych zajęciach wyrównawczych z przygotowania fizycznego, tylko gotowa do walki o mistrza. A co się okazało? Przyjechała ekipa Mamrota i zlała Wojskowych 2:0, a mogła wyżej, bo grała naprawdę rewelacyjnie. Nie piszemy tu o scenie science-fiction, ponieważ odbieramy Jagiellonii realną możliwość takiego występu. Nie, po prostu wówczas ta drużyna wyglądała jak paka z innego, lepszego świata. Z innej ligi. A takie ekipy na polskie boiska wchodzą coraz rzadziej, dlatego oglądać podobny poziom u naszego zespołu, to trochę fantastyka. Jozak półtora miesiąca później już w Legii nie pracował, ale ktokolwiek by wówczas prowadził Legie, naprawdę miałby z ta machiną w tamtym dniu problemy.
SCENA DO WYCIĘCIA W MONTAŻU
Jagiellonia nie chce wpuszczać kibiców Legii na sektor gości z sektorówkami. Legia się skarży i bywa, że meczów w ogóle nie ogląda z wysokości trybun. Jagiellonia się tłumaczy, że Legia kiedyś też tak zrobiła i że boi się przypałów na swoim stadionie. I tak w kółko. Nie chcemy tego nawet dłużej roztrząsać, bo jest to nudne i wypada się po prostu dogadać. Jak dorośli ludzie…
Fot. YouTube Przeglądu Sportowego