Po remisie 1:1 na wyjeździe z Anglią wydawało się, że budowanie młodzieżówki na Euro U21 idzie zgodnie z planem. Ale gładka i bezbarwna porażka 0:2 z Serbami spowodowała, że na finiszu przygotowań pojawiło się sporo wątpliwości co do tego, czy tę kadrę stać na sukces w Italii. O ile w pierwszej połowie tego sparingu Polacy byli równorzędnym rywalem, o tyle z każdą kolejną zmianą gra kadry ulegała rozregulowaniu.
Jeśli Grodzisk Wielkopolski żyje jeszcze piłką, to głównie dzięki takim zgrupowaniom. Na obiekty byłej już Dyskobolii wpadają głównie ekipy ekstraklasowe w okresie letnim i zimowym, czasami ktoś nocuje tu przed starciami z Lechem Poznań, ale poza tym obiekt pamiętający wicemistrzostwa Polski dla drużyny Zbigniewa Drzymały dużej piłki już nie uświadczy.
Tymczasem Czesław Michniewicz na tym kameralnym obiekcie 50 kilometrów od Poznania stworzył bazę dla młodzieżówki przygotowującej się do Euro U21 we Włoszech. To tutaj kadra stacjonowała jeszcze przed wyjazdem do Anglii, tutaj też wróciła po remisie 1:1 i tutaj zagrała sparing z Serbami. Już godzinę przed meczem pod obiekt zjeżdżały się autobusy z sąsiednich miejscowości – na trybunach zasiadło dużo młodzieży szkolnej. Ale zasiadł i Jerzy Brzęczek, który przyglądał się m.in. Robertowi Gumnemu i Szymonowi Żurkowskiemu. To zresztą niezły paradoks – selekcjoner pierwszej reprezentacji wezwał tę dwójkę na dwumecz z Austrią i Łotwą, nie dał im zagrać choćby minuty, a by obejrzeć ich w akcji musiał przejechać ponad 300 kilometrów z Warszawy do Grodziska.
Zresztą przyłożyliśmy ucho tu i tam – atmosfera w loży VIP była dość niezręczna. Gdy Brzęczka nie było – śmichy, chichy, głośne dyskusje. Gdy Brzęczek się pojawiał, to atmosfera zmieniała się w tę godną teatru albo audiencji u papieża. Cisza jak makiem zasiał, nikt nie chciał przeszkadzać selekcjonerowi w kontemplowaniu występu młodzieży.
Gumny i Żurkowski znaleźli się w pierwszym składzie na mecz z Serbami. I o ile lechita wyglądał przyzwoicie, szczególnie we współpracy z Jóźwiakiem, o tyle gracz Górnika nieco rozczarował. Zresztą jak cały środek pola Polaków w tym ostatnim teście przed ogłoszeniem powołań. Po Jakubie Piotrowskim widać było, że w Genk gra prawie tyle co my (ostatnio po dłuższej przerwie dostał godzinę w starciu z Zulte), Patryk Dziczek nie potrafił się odnaleźć w zagęszczonym przez Serbów środku pola, a Żurkowski – poza sytuacyjnym strzałem po wrzutce Gumnego – pokazał wielkie nic.
Oblicza drugiej linii nie zmieniali kolejni rezerwowi – Kapustka, Michalak czy Gąska. Zawodnik Śląska zresztą “popisał się” katastrofalną stratą przy drugim golu dla Serbów – złe podania w środku pola, obrona nie zdążyła się zorganizować i Zlatanović huknął w samo okienko przy dalszym słupku. Jeśli Gąska chce czerwiec spędzić we Włoszech, to niech lepiej odpala stronę RyanAira, bo z taką grą powołania mu nie wróżymy.
A jeszcze co do Gumnego i Żurkowskiego – obaj zagrali tylko po 45 minut. Powód? Prośby trenerów klubowych i konsultacja z Jerzym Brzęczkiem doprowadziły do tego, że już przed meczem sztab założył taki plan.
Czy z tej bezbarwnej porażki Polaków można wyciągnąć jakieś pozytywy? Na pewno gra Bartłomieja Drągowskiego, który przed przerwą obronił dwa bardzo groźne uderzenia rywali. Ale z drugiej strony już przy straconej bramce się nie popisał – Stolarski nie zablokował dośrodkowania z prawej flanki, bramkarz Empoli odbił piłkę na piąty metr, a tam Erhan Mahović dopełnił formalności wbijając piłkę do siatki.
Nieźle wyglądała też współpraca lechitów na prawej flance – Jóźwiak wspierał Gumnego w defensywie, ten odwdzięczał mu się pomocą w akcjach ofensywnych. Ale to byłoby już doszukiwanie się plusów na siłę. Kompletnie zniknął w tym meczu Sebastian Szymański, właściwie oglądaliśmy go tylko przy wykonywaniu stałych fragmentów gry. Gdy w pierwszej połowie zerwał się mocny wiatr obawialiśmy się, że legionistę może zdmuchnąć gdzieś pod Grąblewo. Ostatecznie Michniewicz zdmuchnął go na ławkę rezerwowych.
Martwić może na pewno fakt, że biało-czerwoni – śladem dorosłej reprezentacji – stworzyli sobie tak niewiele szans strzeleckich. Oczywiście bierzemy pod uwagę, że to tylko sparing, aaaaleee… No właśnie. Czasu na testy nie ma. Przed samym Euro Polacy zagrają już tylko jeden sparing – już po ogłoszeniu kadr zmierzą się z Niemcami. Zatem czas na błyśnięcie w koszulce z orzełkiem na piersi minął, teraz pozostaje już udowodnić coś selekcjonerowi grą w klubie.
Niepokojący jest też fakt, że Polacy wyglądali słabiej na tle drużyny, która też na tym Euro we Włoszech wystąpią, bo przecież Serbowie zagrają w grupie B z Austrią, Niemcami i Danią. Oczywiście można zakładać, że skoro Polacy pacnęli Portugalczyków, a wcześniej radzili sobie jak równy z równym z Duńczykami, to weryfikacja z klasowymi zespołami przeszła pozytywnie. Natomiast ta porażka z Serbią, ale przede wszystkim styl gry w ofensywie, zamazał nieco optymizm wynikający z remisu na Ashton Gate.
– Nie był to wielki mecz z obu stron. Mnóstwo strat, w drugiej połowie dwa nasze błędy doprowadziły do straty bramek. Musimy zastanowić się który zawodnik jest bliżej, który dalej przed wysłaniem powołań już na sam turniej. To nie jest też tak, że będziemy rozpaczać i burzyć to, co budowaliśmy przez dwa lata. Ten mecz pokazał nasze słabe strony – przyznawał po meczu Czesław Michniewicz.
Przed trenerem Michniewiczem i jego sztabem nadal dużo pracy. Problem w tym, że czasu na pracę z samymi zawodnikami jest niewiele. Jego zawodnicy w być może kluczowym egzaminie przed maturą wyglądali na takich, co to myślą, że dzień przed można wykuć wszystko na blachę. Zarwać nockę, machnąć kawę, poprawić energetykiem i wszystko będzie cacy. Ale tak się nie da. Sztab młodzieżówki czeka jeszcze wiele korepetycji w kwietniu i maju, by w czerwcu przed komisją nie narobić wstydu.
Polska – Serbia 0:2 (0:0)
Erhan Masović (71.), Igor Zlatanović (87.)
fot. FotoPyk