Zdajemy sobie sprawę, że gdy mówimy o polskiej lidze, to pierwszym skojarzeniem, jakie przychodzi nam do głowy, nie jest nagromadzenie na terytorium naszego kraju zagranicznych kadrowiczów solidnych reprezentacji. Trudno bowiem solidną reprezentacją nazwać Finlandię czy Łotwę, którą najdobitniej definiuje to, że miejsca w pierwszym składzie ma tam kompromitujący się raz po raz na naszych boiskach Igors Tarasovs.
Dlatego cieszy, gdy nasi ligowcy trafiają do ciut bardziej prestiżowego grona. Tak było z Christianem Gytkjaerem, który dostał powołanie na trzy ostatnie zgrupowania duńskiej kadry, tak jest i z Filipem Mladenoviciem, właśnie dodatkowo powołanym do reprezentacji Serbii.
Lewy obrońca Lechii Gdańsk nie zastąpił byle kogo, bo kontuzjowanego Aleksandra Kolarova. Wiadomo, że Roma – w przeciwieństwie do Lechii – nie prowadzi w tabeli swojej ligi, ale mimo wszystko, przyznajcie sami, mówmy o całkiem solidnym klubie i całkiem solidnym zawodniku. Co prawda nie chodzi o zmianę jeden do jednego, Mladenović będzie opcją rezerwową, ale najważniejsze jest to, że ktoś jego postawę dostrzegł i docenił, nie zważając na to, że mowa o paździerzowej lidze, tym bardziej w porównaniu do tych, w których występuje większość pozostałych reprezentantów Serbii.
A mamy tam graczy z Anglii, Hiszpanii, Portugalii, Włoch czy Niemiec. Cóż, zacne grono.
Czym Mladenović przekonał do siebie selekcjonera? Mówimy o – pomijając Kuciaka, Haraslina i wyłączając zawodników, którzy grali ogony – najwyżej ocenianym graczu Lechii (nota 5,50) i o – obok Mikkela Kirkeskova – najlepszym lewym obrońcy Ekstraklasy. Może początek sezonu miał co najwyżej solidny – ale i tak pamiętajmy, że mówimy o solidności! – jednak teraz nierzadko przechodzi już samego siebie. Strzelał kolejno z Górnikiem, Pogonią i Wisłą Kraków, niedawno asystował z Zagłębiem Lubin. Więcej – jest w czołówce klasyfikacji stworzonych okazji (13, lider Michał Janota ma 15, dane za ekstrastats.pl), a wyprzedza takich zawodników jak Sebastian Szymański czy Lukas Haraslin. Co prawda można wytknął mu gorszą postawę w tyłach, ale jego ofensywny styl po pierwsze do Lechii pasuje, po drugie – sporą część braków rekompensuje.
Jakkolwiek spojrzeć, Mladenović robił wszystko, by przekonać do siebie selekcjonera i wrócić do kadry, w której ostatni występ zaliczył ponad dwa lata temu. Kolejny budujący przykład, że przejście do polskiej ligi nie musi być dla obcokrajowca z dobrego piłkarsko kraju pogrzebaniem szans na powrót do reprezentacji – a wręcz przeciwnie.
Fot. 400mm.pl