Reklama

Transfery Legii za Mioduskiego? To już lepiej rzucać monetą

redakcja

Autor:redakcja

16 marca 2019, 13:19 • 7 min czytania 0 komentarzy

Wkrótce miną dwa lata odkąd Dariusz Mioduski stał się samodzielnym właścicielem Legii. Czas zatem powoli rozliczać go za to, jak kieruje klubem i w jakim kierunku podąża zarządzana przez niego drużyna. Przyjrzeliśmy się transferom, które za jego kadencji przeprowadził mistrz Polski i… jest źle. Nawet przy optymistycznym wariancie zaledwie 29% zawodników sprowadzanych do Warszawy okazało się piłkarzami na miarę drużyny walczącej o mistrzostwo.

Transfery Legii za Mioduskiego? To już lepiej rzucać monetą

LATO 2017

Armando Sadiku, Krzysztof Mączyński, Cristian Pasquato, Hildeberto, Łukasz Moneta, Inaki Astiz.

UDANE TRANSFERY: 17%.

Pierwsze okienko, w którym Mioduski w pełni zarządzał klubem. W marcu wykupił udziały Leśnodorskiego i Wandzela, niedługo później zdobył mistrzostwo i przygotowywał drużynę pod nowe wyzwania. Drużyna znajdowała się w poważniej przebudowie, bo przecież latem odszedł ten, który ciągnął wózek – Vadis Odjidja-Ofoe. Czy tę wyrwę udało się załatać? Kompletnie nie.

Reklama

Z całej tej wesołej ferajny w klubie zostali już tylko Pasquato i Astiz. O ile Hiszpan czasami wychodzi na boisko w roli czwartego stopera, o tyle Włoch został skreślony z listy zawodników zgłoszonych do Ekstraklasy i teraz może wraz z rezerwami pozwiedzać urocze zakątki województwa mazowieckiego. Niemniej Astiz ze swojej roli wywiązuje się przyzwoicie – miał grać w razie pomoru i nie zaniżać jakoś strasznie poziomu. Nie oczekiwano wiele, a otrzymano poprawną postawę w sezonie mistrzowskim. Co do Pasquato – cokolwiek, miewał przebłyski w walce o Puchar Polski i dołożył małą cegiełkę do mistrzostwa (gol na Wiśle Kraków w fazie mistrzowskiej).

Hildeberto – wbrew zapowiedziom – nie był dynamicznym skrzydłowym/bocznym obrońcą, który swoją dynamiką zostawi w tyle każdego rywala, a okazał się upasionym pączusiem, idealnym wnuczkiem dla każdej babci. Bo i mięso zje, i ziemniaków nie zostawi.

Jakiś tam plus można zostawić przy Sadiku, gdyż Legia chociaż na nim nie straciła – z Zurychu trafił do Polski za 750 tys. euro, do Levante po pół roku odszedł za okrągłą bańkę. Gdyby odliczyć prowizje menadżerskie, hajs za podpis na kontrakcie, pensje przez te pół roku – to pewnie ta różnica 250 tysięcy spowodowałaby, że warszawianie nie byliby w plecy.

Legia faworytem meczu ze Śląskiem – Totolotek proponuje kurs 1,87 na zwycięstwo mistrzów Polski

No i jeszcze dwójka Polaków – Krzysztof Mączyński oraz Łukasz Moneta. Jednego już w Legii nie ma, teraz toczy medialne wojenki z Sa Pinto. Nie rozstrzygamy który z tych dżentelmenów ma rację w tym sporze, niemniej bądźmy fair – Mączyński ani przez moment nie wszedł w Legii na poziom, który pokazywał chociażby w Wiśle Kraków. Moneta? W pierwszym zespole nie zaistniał, wypożyczony później do Lubina nie wypalił, teraz ma się odbudować w Bytovii.

Kuriozalne okno transferowe. Jedynie Astiz do dziś funkcjonuje jako solidny zmiennik, a reszty albo już w Warszawie nie ma, albo widnieją tylko na liście płac.

Reklama

ZIMA 2018

Domagoj Antolić, Marko Vesović, Mikołaj Kwietniewski, Eduardo, Brian Iloski, William Remy, Cafu, Mauricio, Chris Phillipps, Vjaceslavs Kudrjavcevs.

UDANE TRANSFERY: 30%.

Zastanawialiśmy się czy Vesović zasłużył na określanie go “dobrym transferem”. Gościowi regularnie odcina prąd (mecz ze Spartakiem Trnawa, czerwona kartka z Jagiellonią), nie potrafi utrzymać przyzwoitego poziomu przez dłużej niż trzy tygodnie. Ale dobra, niech będzie – drogi nie był, a w Ekstraklasie cierpimy na niedobór chociażby przyzwoitych prawych obrońców. Na pewno dobrymi piłkarzami są też Remy i Cafu. Na polskie warunki to kozacy, ścisła czołówka na swoich pozycjach. Trzeba natomiast pamiętać, że Cafu do Legii jest tylko wypożyczony i jeśli Legia będzie chciała go wykupić z Metz, to musi zabulić. Niemniej co do jakości wyżej wymienionej dwójki nie mamy wątpliwości.

Poza tym zimowy zaciąg egzotyczny okazał się totalnym niewypałem. Antolić miewał okresy przyzwoitej gry, na początku tego sezonu był jednym z tych zawodników, co do których trudno było mieć poważniejsze zastrzeżenia. Natomiast później przez wzgląd na uraz pachwiny wypadł poza rotację i dzisiaj trudno znaleźć dla niego miejsce w składzie. A mówimy tu przecież o jednym z najdroższych piłkarzy Legii w ostatnich kilku latach. Jeśli już jesteśmy przy środkowych pomocnikach… Chris Philipps, pamiętacie jeszcze o istnieniu takiego gagatka? On też został wykreślony z listy zawodników pierwszej drużyny i weekendowe wieczory może spędzać co najwyżej czy “Osadnikach z Catanu” czy “Monopoly”.

Listę szrotu uzupełniają – pracownik działu marketingu i reklamy Eduardo (częściej widziany podczas akcji promocyjnych niż na boisku), Mauricio (wiecie, że wylądował teraz w Malezji?) oraz Brian Iloski i Kudrjavcevs (kto?). Nie skreślamy jeszcze Kwietniewskiego, bo chłopak ponoć wyglądał nieźle w rezerwach, później doznał poważnej kontuzji i teraz został wypożyczony.

LATO 2018

Carlitos, Mateusz Wieteska, Andre Martins, Jose Kante, Paweł Stolarski.

UDANE TRANSFERY: 60%.

Legia przestała cudować z wynalazkami typu Eduardo czy Phillips, postawiła na wyróżniających się ligowców i efekt przyszedł – wreszcie udane okno transferowe. Wieteskę trzeba było odkupić z Górnika i chłopak nie tylko gra przyzwoicie, ale i ma potencjał sprzedażowy. To też ważne w kontekście mistrzów Polski, bo wiemy, że błędy w budowaniu kadry w poprzednich latach doprowadziły do tego, że na niewielu zawodnikach można było zarobić takie pieniądze, jakie np. na swoich wychowankach inkasuje Lech Poznań.

Można mieć mieszane uczucia co do Carlitosa. I oczywiście w pełni zgadzamy się, że w Wiśle grał zdecydowanie lepiej, ponadto nie irytował tym swoim apodyktycznym zachowaniem. Hiszpana w Krakowie nie szło nie lubić, dzisiaj częściej budzi antypatię. Niemniej w lidze strzelił już dziesięć goli, dorzucił do tego cztery asysty i jedno kluczowe podanie. Jak na tę cenę jest naprawdę nieźle.

Nie mamy też zastrzeżeń co do jakości piłkarskiej Martinsa. Gdy wskoczył już na stałe do wyjściowego składu, to widać po Portugalczyku, że to piłkarz. Porusza się jak piłkarz, podaje jak piłkarz, strzela jak piłkarz. Czasami patrzysz na ruchy zawodnika i widzisz, że gość pewnie brał zwolnienie z WF-u i popołudniami zagrywał się w Heroesach. Martins z tego portugalskiego zaciągu (o tym zaraz) wygląda najsolidniej i najpewniej.

A może emocje i niespodzianka? Zakład “Śląsk wygra, a obie drużyny strzelą gola” po kursie 9,50 w Etoto

Co do Pawła Stolarskiego… Zastanawiamy się – kto jest w tej wymianie za Michalaka wygranym? Lechia nie, bo Michalak wygląda tragicznie. Legia też niezbyt, bo zyskała tylko rezerwowego. Może któryś z piłkarzy? Cóż, Michalak ławkę w Warszawie zamienił na ławę w Gdańsku, a Stolarski pierwszy skład w Gdańsku na ławkę w Warszawie. Ale mniejsza, rozmawiamy przecież o transferach Legii. A ta na tej wymianie oddała rezerwowego na pozycji, na której i tak ma piłkarzy, a zyskała rezerwowego na pozycji, na której była posucha. Zatem delikatny plusik, ale bez szału.

No i Jose Kante, który w Warszawie zabawił przez pół roku i został pospiesznie odpalony na wypożyczenie do hiszpańskiego drugoligowca. I to takiego bardziej z kursem na trzecią ligę niż na awans do La Liga.

ZIMA 2019

Salvador Agra, Luis Rocha, Iuri Medeiros.

UDANE TRANSFERY: 0%?

Świeża sprawa, więc siłą rzeczy nie szastamy wnioskami. O Rochy wiemy tyle, że póki co ze składu nie potrafi wygryźć nawet będącego w beznadziejnej formie Hlouska. O Medeirosie, że – tu casus zbliżony do Martinsa – niby grać potrafi, ale poczekamy, aż będzie w stanie zaprezentować to w więcej niż jednym meczu (i to w dodatku w meczu z Miedzią).

Z pełnym przekonaniem możemy jednak stwierdzić, że Agra nadaje się do tarcia chrzani i kręcenia karuzeli. Jeśli Legia naprawdę zapłaciła za niego pół miliona euro, to winszujemy.

***

RAZEM: 24

DOBRE – 7

ŚREDNIE / TRUDNO POWIEDZIEĆ – 6

SŁABE – 11

Mniej niż co trzeci transfer Legii za kadencji Mioduskiego okazywał się ruchem dobrym. Wiemy, że skauting i ściąganie piłkarzy to często wędrówka po grząskim gruncie, gdzie łatwiej stąpnąć na minę niż wyszukać perełkę. Ale skuteczność transferowa na poziomie 29% to obraz nędzy i rozpaczy. Nawet gdyby potencjalnych piłkarzy do Legii losować przy pomocy rzutu monetą, to prawdopodobieństwo znalezienia dobrych piłkarzy byłoby – przynajmniej statystycznie – wyższe.

W pewnej mierze wynika to pewnie z tego, że Dariusz Mioduski – co zresztą sam przyznaje – na piłce nie zna się zbyt dobrze. Dlatego musi ufać ludziom, których zatrudnia. A skoro zaufałeś ananasom z Chorwacji, a teraz przekazałeś znaczną część władzy nad transferowi magikowi z Portugalii, to trudno tutaj o spójną koncepcję, przemyślane ruchy i staranne rozplanowanie transferów. Pewną nadzieją na zmianę na lepsze może być fakt, że dyrektorem sportowym jest facet z głową na karku, czyli Radosław Kucharski, który w przeszłości maczał palce przy transferach m.in. Dudy, Nagy’a, Carlitosa czy Prijovicia, ale i Hildeberto oraz Chukwu.

Niemniej tak żenująco niska skuteczność transferowa odbija się na coraz to gorszej jakości całego zespołu. Nie mamy wątpliwości, że Legia sprzed dwóch lat tę obecną Legię rozniosłaby w pył. Bo jeśli sukcesywnie oddajesz kozaków (co w warunkach Ekstraklasy jest naturalne), to musisz ich kimś zastąpić. Jeśli nie piłkarzami na wyższym poziomie, to chociaż porównywalnym. Tymczasem nawet jeśli zestawimy te udane transfery z zawodnikami, którzy w ostatnich trzech sezonach opuścili Warszawę, to bilans zysków i strat wygląda opłakanie.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...