Reklama

Czy Lech Poznań ma w ogóle pakę zdolną, by grać o duże cele?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

23 lutego 2019, 11:58 • 19 min czytania 0 komentarzy

Od Lecha niejako z rozpędu, z przyzwyczajenia oczekuje się wielkich wyników – walki o tytuł w Ekstraklasie do ostatniej kolejki, zażartych bojów o Puchar Polski aż do samego finału, a najlepiej jeszcze paru fajnych meczyków w europejskich pucharach. Kiedy rezultaty rozczarowują, zwykle duża krytyka spada na głowę trenera. Pojawiają się bezwzględne oskarżenia, że marnuje tkwiący w drużynie potencjał. Zresztą – często jest to krytyka uzasadniona. Spójrzmy jednak na sprawę chłodnym okiem. Zdaje się, że Adam Nawałka – abstrahując od błędów taktycznych i personalnych, jakie popełnia na początku rundy wiosennej – ma po prostu do dyspozycji dość cienki skład.

Czy Lech Poznań ma w ogóle pakę zdolną, by grać o duże cele?

I to jest ta najgłębsza, najbardziej podstawowa przyczyna beznadziejnej postawy Kolejorz na początku 2019 roku. 

Postanowiliśmy dokonać swoistej analizy porównawczej. Przed nami starcie Lecha z Legią, czyli El Clasico na miarę polskich możliwości. Do niedawna najgorętsze spotkanie sezonu. Mecz, o którym mówiło się na dwa, trzy tygodnie przed godziną zero. Atmosferę podgrzewali zawodnicy, trenerzy, prezesi. Media mocno żyły tym starciem, bo odbiorcy chcieli o nim jak najwięcej słuchać i czytać. Ale te czasy minęły. Ta aura wyjątkowości już się wokół rywalizacji poznańskiej i warszawskiej ekipy nie unosi.

Trudno tu winić Legię, która ma swoje kłopoty i również jest o wiele mniej pasjonującą drużyną niż była jeszcze kilka lat temu, ale względem reszty stawki z krajowego podwórka wciąż trzyma fason i gra jak zwykle o mistrza. Tymczasem Kolejorz naprawdę straszliwie zmarniał w trakcie kilku ostatnich sezonów. Zmarniał, najzwyczajniej w świecie, kadrowo.

Przed nami mecz 23. kolejki Ekstraklasy. Porównaliśmy zatem, jak wyglądał skład Lecha w analogicznym momencie sezonu 2009/10 i 2014/15. Czyli wtedy, gdy drużyna ze stolicy Wielkopolski sięgała po mistrzowski tytuł.

Reklama

W 2010 roku był to mecz… z Legią, która zakończyła później rozgrywki na czwartej pozycji w tabeli (wygrany przez Lecha 1:0), a w 2015 batalia z Jagiellonią (2:0 dla Lecha). Białostoczanie zapracowali wtedy na brązowe medale za trzecią lokatę w stawce. Można zatem powiedzieć, że 23. kolejka to dla Kolejorza niezmiennie czas ważnych, szlagierowych pojedynków. Jeżeli chodzi o skład odpowiadający bieżącej kampanii, wzięliśmy na tapet po prostu ten z meczu z Piastem Gliwice.

BRAMKARZ

JASMIN BURIĆ (2010) – MACIEJ GOSTOMSKI (2015) – JASMIN BURIĆ (2019)

Zaczynamy od bramki i od razu pierwszych małej kontrowersji w całym zestawieniu, no bo akurat na tej pozycji powtarza się nazwisko Jasmina Buricia, który do Poznania trafił w grudniu 2008 roku i od tego czasu nieprzerwanie w Lechu jest, niekoniecznie przez zasiedzenie. Raz gra częściej, raz rzadziej – regularnie bywa gnębiony przez kontuzje, które skutkują u Bośniaka okrutnymi wahaniami formy. Tak się zresztą złożyło, że wspomniany mecz z Legią w 2010 roku był jego… ostatnim w sezonie. Później do gry wkroczył niezatapialny Krzysztof Kotorowski i to z “Kotorem” w składzie lechici zanotowali doskonałą końcówkę sezonu, spuentowaną zdobyciem mistrzowskiego tytułu.

O rywalizacji tej dwójki na treningach opowiadano zresztą legendy. Weteran nigdy nie odpuszczał młodemu, czym dopingował go do zwielokrotnienia wysiłków podczas zajęć. Inna sprawa, że kiepsko wróżyły Buriciowi kłopoty z odcięciem Kotorowskiego na dobre od marzeń o występach w wyjściowej jedenastce Lecha. No i cóż, ostatecznie Bośniak wielkiej kariery nie zrobił.

Reklama

Jasmin w sezonie 2009/10 zagrał łącznie w piętnastu spotkaniach ligowych. Statystycznie wypadł wprost doskonale – dziewięć razy zachował czyste konto, a ogólnie przepuścił tylko sześć strzałów, co daje oszałamiającą średnią 0.4 gola traconego na mecz. Nie pojawiła się drużyna, która zdołałby znaleźć drogę do siatki Lecha dwukrotnie w jednym meczu, gdy między słupkami stał Bośniak. To naprawdę klasowy dorobek. Ktoś oczywiście powie, że tak wyśrubowany wynik jest przede wszystkim zasługą szczelnej linii obrony, którą omówimy potem. I ten ktoś będzie miał bardzo wiele racji, albo i nawet rację w całości. Ale bramkarz też ma w tej kwestii coś do gadania. Grzegorz Kasprzik, który bronił dostępu do bramki Kolejorza przez osiem pierwszych kolejek ligowych, czyste konta uciułał zaledwie dwa, a goli dostał aż dwanaście. Jest różnica? No jest.

Kasprzik – 66% obronionych strzałów. Burić – 85% (!). Kotorowski – 93% (!!!).

WARSZAWA 22.10.2016 MECZ 13. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2016/17 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - LECH POZNAN 2:1 THIBAULT MOULIN JASMIN BURIC ARKADIUSZ MALARZ MICHAL KUCHARCZYK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Burić z 2010 roku to był jednak troszeczkę inny bramkarz niż teraz. Nieopierzony, dopiero wkraczający w swój prime-time. Dopiero nadejść miały czasy, gdy tytułowano go czołowym golkiperem Ekstraklasy. Szwankowała u niego komunikacja z obrońcami, odstawiał straszną elektrykę z piłką przy nodze, mylił się czasem w obliczaniu lotu piłki i brakowało mu twardego charakteru w kontaktach z partnerami. Nie miał śmiałości, by ich od czasu do czasu zrugać za sprokurowanie zagrożenia czy też wpadkę w ustawieniu. Ale na linii potrafił wyczyniać cuda, był niesłychanie czujny i z tej typowo bramkarskiej roboty wywiązywał się świetnie. Dzisiaj jest z tym mimo wszystko dużo gorzej. Bośniakowi przytrafiają się wpadki, no i – co gorsza – tak naprawdę po dziś dzień nie wyzbył się całkowicie wyżej wymienionych wad, o które oskarżano go przecież już prawie dekadę temu. Bywały po prostu okresy, że skutecznie je tuszował.

A po drodze ubyło mu na dodatek trochę zalet. W bieżących rozgrywkach Burić grywa częściej niż jego konkurent, Matus Putnocky. Zachował cztery czyste konta w czternastu występach, ale puścił aż 21 goli. Czy jest głównym winowajcą katastrofalnej postawy Lecha w defensywie? Nie, jasne że nie. Czy zdarza mu się wyratować drużynę z opresji? Niestety – coraz rzadziej.

Kontuzje nie opuszczały Bośniaka również w sezonie 2014/15 – wtedy właśnie większość meczów w bramce Kolejorza rozegrał Maciej Gostomski. Statystyki? Przyzwoite. 21 meczów, osiem z czystym kontem i tylko siedemnaście straconych goli. Średnia: 0.81 na mecz, zaś procent obron – 75% – lepszy nawet niż u Dusana Kuciaka. Polskiemu golkiperowi przypadła nawet wtedy nagroda za najlepszą interwencję sezonu, kiedy w niezwykle efektowny sposób odbił strzał głową Antonio Colaka z Lechii Gdańsk.

I niech ten fakt przeważy, by postawić go na drugim miejscu w tym tercecie. Pierwszy – wczesny Burić. Ostatni – Burić obecny.

3 punkty – Jasmin Burić (2010)

1 punkt –  Maciej Gostomski (2015)

0 punktów – Jasmin Burić (2019)

PRAWY OBROŃCA

GRZEGORZ WOJTKOWIAK (2010) – TOMASZ KĘDZIORA (2015) – MARCIN WASIELEWSKI (2019)

Tutaj dylemat wydaje się dość zażarty. Oczywiście absolutnym autsajderem jest Marcin Wasielewski i nawet głupio by nam było coś takiego w jakikolwiek sposób uzasadniać. Nie chcemy się nad Marcinem specjalnie pastwić, nie ma sensu. Rzecz jasna podstawowym prawym obrońcą Lecha byłby Robert Gumny, syn sami-wiecie-kogo, gdyby nie kłopoty zdrowotne, których młody lechita nabawił się pechowo podczas obozu przygotowawczego. Na Gumnego liczy zresztą nie tylko trener Adam Nawałka, ale i selekcjoner reprezentacji u-21, czyli Czesław Michniewicz. Który wprost zapowiada, że zdrowy i będący w pełni formy Robert ma u niego jak w banku miejsce w podstawowym składzie.

Ale czy zdrowy Gumny był – przynajmniej na dzień dzisiejszy – zawodnikiem, którego moglibyśmy ocenić lepiej niż wyżej wymienionych konkurentów? No cóż, raczej nie. Potencjał jest, ale na razie nie został uwolniony. Nie jest to żaden przytyk – nie było na to po prostu dość czasu.

Grzegorz Wojtkowiak w sezonie 2009/10 rozegrał tylko osiemnaście spotkań – przegapił początek sezonu, gdy powracał do zdrowia po zerwaniu więzadła pobocznego-piszczelowego. Dla Lecha był to duży cios – Wojtkowiak był już wówczas reprezentantem Polski, zdążył nawet wystąpić dwukrotnie w meczach o punkty. Ostatecznie defensor zdołał się wykurować na dziesiątą kolejkę, gdy rozegrał wreszcie pełne dziewięćdziesiąt minut przeciwko krakowskiej Wiśle, a Kolejorzowi udało się zachować czyste konto. Później z formą bywało różnie – z jednej strony dobra druga część sezonu, z golem i asystami. Na przeciwległym biegunie – czerwona karta w starciu z GKS-em Bełchatów.

Summa summarum – jedenaście czystych kont (61% występów bez utraty gola), dopuszczenie przeciwników do sześciu trafień. Te liczby robią wrażenie. Na minus, mimo wszystko, trochę biedny dorobek pod bramką przeciwnika (gol i trzy asysty).

Tomasz Kędziora w sezonie 2014/15 to trochę inna historia – zagrał prawie wszystkie mecze (35), no i siłą rzeczy nieco więcej statystyk nabił, jeżeli chodzi o ofensywne wojaże. Trzy gole i pięć asyst to – jak na bocznego obrońcę – solidne numerki, choć nie robiące jakiegoś wyjątkowo piorunującego wrażenia biorąc pod uwagę liczbę rozegranych spotkań. Młody wtenczas lechita miał różne okresy – bywał naprawdę doskonały jesienią, ale już wiosną przytrafiały mu się serie meczów bardzo przeciętnych. Choć z każdym miesiącem Tomasz rozwijał się bez wątpienia, zwłaszcza jeżeli chodzi o mądrość taktyczną i grę w destrukcji. Nasz ranking prawych obrońców za tamtą kampanię mimo wszystko wygrał.

Ale na pierwszym miejscu stawiamy jednak Wojtkowiaka z 2010 roku.

3 punkty – Grzegorz Wojtkowiak (2010)

1 punkt – Tomasz Kędziora (2015)

0 punktów – Marcin Wasielewski (2019)

ŚRODKOWI OBROŃCY

BARTOSZ BOSACKI i MANUEL ARBOLEDA (2010) – PAULUS ARAJUURI i MARCIN KAMIŃSKI (2015) – RAFAŁ JANICKI i NIKOLA VUJADINOVIĆ (2019)

Ten ostatni duet cudaków jest oczywiście poza jakąkolwiek dyskusją. Rozważyć można ewentualnie punkty ujemne. Zwłaszcza, że za plecami wyżej wymienionej dwójki czai się jeszcze paru wyjątkowych kulfonów. Dzisiejsza defensywa Lecha stanowi tak surrealistyczną zgraję, że chyba nawet sam wirtuoz gatunku, Salvador Dali, oceniłby ją jako bezsensowny bohomaz.

Za to Adam Nawałka, przedstawiciel nurtu wizjonerystów, nie od dziś ma słabość do Rafała Janickiego. Powoływał nawet tego przeciętnego ze wszech miar stopera do reprezentacji Polski, widząc w nim potencjał, którego nie dostrzegał nikt inny na świecie. Z Janickim jest tak, że on w gruncie rzeczy potrafi grać na przyzwoitym poziomie ligowym, o ile ma dużo lepszego od siebie partnera u boku. Takiego, który go poustawia, zaasekuruje, poprawi błędy, pomoże. W towarzystwie Vujadinovicia trudno mu jednak liczyć na tego rodzaju wsparcie. Jest zresztą klęską Lecha Poznań, że przy takich strukturach szkolenia młodzieży ten klub hańbi się regularnym wystawianiem w pierwszym składzie 32-letniego Czarnogórca, który naprawdę nie potrafi grać w piłkę.

I to po prostu widać, widać jak na dłoni.

2010.05.15 POZNAN PILKA NOZNA EKSTRAKLASA SEZON 2009/2010 LECH POZNAN - KGHM ZAGLEBIE LUBIN N/Z RADOSC ZWYCIESTWO MISTRZ POLSKI SLAWOMIR PESZKO ROBERT LEWANDOWSKI SEMIR STILIC MANUEL ARBOLEDA JAKUB WILK GRZEGORZ WOJTKOWIAK BARTOSZ BOSACKI FOT TOMASZ FOLTA / PRESSFOCUS / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Axel Springer Poland

Generalnie – nie będziemy was zanudzać długimi analizami w tej akurat kategorii. Nie ma nawet sensu sięgać do liczb, które odpowiednio już wybrzmiały przy okazji poprzednich pozycji. Duet Bosacki – Arboleda w sezonie 2009/10 grał po prostu na poziomie europejskim. To w ogóle jedna z najlepszych par środkowych obrońców, nawet jeżeli wziąć pod lupę nie tylko Lecha, ale całą ligę w ostatnich kilkunastu, a może i kilkudziesięciu sezonach. Było przyjemnością na tę dwójkę spoglądać, gdy obaj defensorzy byli zdrowi i w pełni formy. Profesura na boisku.

Tandem Arajuuri – Kamiński też był niezły. Zwłaszcza Fin, choć potrzebował trochę czasu na rozruch, robił w Poznaniu dobrą pracę. Ale konkurencja jest w tym przypadku zbyt mocna, no i Kamiński trochę jednak od swojego partnera odstawał, zwłaszcza jeśli chodzi o twardość, nieustępliwość w grze.

3 punkty – Bartosz Bosacki i Manuel Arboleda (2010)

1 punkt – Paulus Arajuuri i Marcin Kamiński (2015)

0 punktów – Rafał Janicki i Nikola Vujadinović (2019)

LEWY OBROŃCA

SEWERYN GANCARCZYK (2010) – BARRY DOUGLAS (2015) – WOŁODYMYR KOSTEWYCZ (2019)

To natomiast dość ciekawy tercet. Bo Kostewycz to naprawdę nie jest przypadkowy piłkarz. To widać w – rzadkich niestety – przebłyskach wartościowej gry u tego zawodnika. Zresztą – w bieżących rozgrywkach wiele miało właśnie od niego zależeć w grze Lecha. Wystarczy sięgnąć pamięcią do pierwszej fazy sezonu, by przypomnieć sobie, że to właśnie na tym zawodniku Ivan Djurdjević chciał oprzeć taktykę Kolejorza. Serbskiemu szkoleniowcowi marzyło się wykorzystanie ofensywnie usposobionych wahadeł, ale tragiczna postawa środkowych defensorów ostatecznie sprawiła, iż trener zwątpił we własną koncepcję i powrócił na szlaki przetarte przez swoich poprzedników.

O Kostewyczu pisaliśmy swego czasu tak: – Od jego pierwszych spotkań widać było, że to piłkarz z potencjałem na ścisłą ligową czołówkę na swojej pozycji. W oczy rzucało się jego wybieganie czy świetnie ułożona lewa stopa, ale Kostewycz ma też inne atuty, czasem zupełnie niespodziewane. Widać to na przykład po bardzo wysokim procencie wygranych pojedynków w powietrzu, co przy wzroście 174 centymetrów po prostu musi zaskakiwać.

I rzeczywiście – początkowo Ukrainiec zachwycał wspomnianym wybieganiem, lecz prędko zaczął rozczarowywać i odstawiać jawną fuszerkę w defensywie. Obecny sezon nie przyniósł istotnego progresu w tym względzie. Lato było jeszcze obiecujące, ale później zaczął się marazm łamany przez padlinę. Dopóki Ukrainiec nie pokaże, że stać go na utrzymanie dobrej formy dłużej niż przez dwa mecze z rzędu, nie ma czego szukać wyżej niż trzecie miejsce.

Jeżeli chodzi o porównanie Gancarczyka i Douglasa, to tutaj nie ma wielkiej rozkminy. Ten drugi miał swoje wady, ale był prawdziwym motorem napędowym ofensywy Kolejorza i dawał naprawdę mnóstwo jakości swoimi szarżami skrzydłem. Pisaliśmy w podsumowaniu sezonu: – Showman, gość od atmosfery, a na boisku perfekcyjna lewa noga, świetna wrzutka i jeszcze lepszy stały fragment. Niestety jednak – jak każdy obcokrajowiec – Szkot musi mieć pewien mankament. Oczywiście grę w defensywie, bo gdyby zdołał się podciągnąć jeszcze pod tym względem, może nawet nawet aspirowałby do international level.

Douglas od dwóch lat gra w bardzo mocnych ekipach z Championship, po drodze wygrał też Puchar Turcji, więc – w gruncie rzeczy – international level koniec końców osiągnął. I zdecydowanie nie ma w tym przypadku. Gancarczyk natomiast swój international level miał już w 2010 roku za sobą – dawał solidność w obronie, ale z przodu nie gwarantował cyferek. Wkrótce zresztą do wyjściowej jedenastki Kolejorza wskoczył Luis Henriquez.

3 punkty – Barry Douglas (2015)

1 punkt –  Seweryn Gancarczyk (2010)

0 punktów – Wołodymyr Kostewycz (2019)

PRAWOSKRZYDŁOWY

SŁAWOMIR PESZKO (2010) – GERGO LOVRENCSICS (2015) – TYMOTEUSZ KLUPŚ (2019)

Wiadomo – Klupś to osiemnastolatek, melodia przyszłości. Poszalał sobie w grudniowym spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec, ale poza tym – jego występy nie robią jeszcze większego wrażenia, sprowadzają się raczej do zbierania doświadczenia i do otrzaskiwania się z realiami Ekstraklasy. Aczkolwiek ci bardziej – nomen omen – doświadczeni prawoskrzydłowi Lecha też niespecjalnie błyszczą. Maciej Makuszewski wciąż gubi gdzieś zdrowie i dobrą formę – nieźle wszedł w sezon, ale im dalej w las, tym gorzej wyglądają jego wątpliwej jakości popisy. Szczytem wszystkiego było grudniowe starcie ze Śląskiem Wrocław, gdy popełnił… szesnaście strat i zagrał na poziomie 60% celności podań, przegrywając 3/4 pojedynków z obrońcami.

Występ godny totalnie ukiszonego w Ekstraklasie ogóra, a nie gościa, który dopiero co robił fajne wrażenie z Orłem na piersi. Co gorsza, inni piłkarze przesuwani na prawą stronę boiska również zawodzą.

Przeszłość? Chociaż z perspektywy czasu doceniamy chimerycznego nieco Gergo Lovrencsicsa, to dylematu przy wskazaniu lidera tego zestawienia nie mamy. Sławomir Peszko w sezonie 2009/10 to był po prostu dzik. Zdecydowanie triumfował we wszystkich rankingach na najlepszego prawoskrzydłowego ligi. Osiem goli i czternaście asyst to bilans, który przemawia sam za siebie. Oczywiście nie brakowało w wykonaniu Sławka idiotycznych zagrań i mnóstwa żółtych oraz czerwonych kartek, ale spektakularnymi wyczynami na skrzydle zawodnik Lecha nadrabiał swoje własne nieokrzesanie. I to z odpowiednio dużą nawiązką.

Najlepszą formę złapał pod koniec rundy jesiennej i na początku wiosennej – trzy gole i sześć asyst w siedmiu meczach. Nie dało się wtedy gościa zatrzymać. Węgierski skrzydłowy w sezonie 2014/15 też miał wspaniałe przebłyski, ale… Po pierwsze – nie aż tak oślepiające jak Peszko (w sumie trzy gole i sześć asyst). Po drugie – rzadsze. Po trzecie – krótsze.

Choć oczywiście dzisiaj w Lechu za zawodnika tego kalibru na skrzydle daliby się pewnie pokroić.

3 punkty – Sławomir Peszko (2010)

1 punkt – Gergo Lovrencsics (2015)

0 punktów – Tymoteusz Klupś (2019)

ŚRODKOWI POMOCNICY

DIMITRIJE INJAC I TOMASZ BANDROWSKI (2010) – KAROL LINETTY I ŁUKASZ TRAŁKA (2015) – ŁUKASZ TRAŁKA I PEDRO TIBA (2019)

Cóż – Trałka Trałce nierówny.

Tego z 2015 roku umieściliśmy na drugim miejscu wśród najlepszych środkowych pomocników sezonu w Ekstraklasie. Wyżej w naszym rankingu był tylko… Karol Linetty. Uzasadnialiśmy wtedy: – Linetty – uwolniony od części zadań obronnych – stał się jednym z głównych beneficjentów pracy Skorży. Harówce typowo defensywnej poświęcił się Trałka. Zawodnik grający zupełnie inaczej, głębiej, ale taki, na którym w Lechu opiera się cała gra. O ile momentami Linetty z Hamalainenem to mózg Kolejorza, o tyle Trałka wyrósł na jego kręgosłup i gdyby kontuzji doznał dziś Krychowiak, to 31-latek pojechałby pewnie na kadrę przynajmniej jako zmiennik.

PLOCK 22.07.2018 MECZ 1. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: WISLA PLOCK - LECH POZNAN 1:2 LUKASZ TRALKA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Tak, to nie dowcip. Zupełnie serio w 2015 roku padła koncepcja, że Łukasz Trałka może zastąpić w reprezentacji Polski kontuzjowanego Grzegorza Krychowiaka. A przecież dzisiaj wszyscy kibice Lecha zastanawiają się nieustannie, kiedy ktokolwiek zastąpi w zespole Kolejorza zdrowego Łukasza Trałkę. Jeszcze parę lat temu facet był twardzielem, mądrym przecinakiem, wartościowym liderem drugiej linii. Piłkarzem wielkim? Nie. Piłkarzem potrzebnym? Zdecydowanie. Był postacią absolutnie godną zaufania – wiele na boisku nie ryzykował, fakt, ale minimalistą też nie można go było określić. Znał swoje wady, a jednocześnie umiejętnie eksponował zalety.

Dzisiaj stał się karykaturą samego siebie sprzed lat. Spóźniony, zbyt brutalny, uciekający od odpowiedzialności. Nudny do obrzydzenia. Mirosław Trzeciak rzekłby zapewne, że jest to zawodnik wypalony. I ktokolwiek u boku Trałki dziś nie gra, też natychmiast gaśnie. Nawet Tiba, po którym niezmiennie widać potencjał na fajne granie. Jednak Łukasz ze swoimi anty-kreatywnymi podaniami do tyłu jest jak zarzucona na dno morza kotwica – nawet najbardziej luksusowy jacht z turbo-silnikiem nie może się w takich okolicznościach rozpędzić.

Tandem Injac – Bandrowski warto pochwalić – w 2010 roku wykonywał kapitalną robotę w destrukcji, bo przecież doskonała gra obronna Lecha nie była zasługą wyłącznie obrońców, ale również defensywnie usposobionych środkowych pomocników. Bandrowskiego rozważano nawet w kontekście kadry narodowej, tak mądrze i skutecznie zarządzał środkową strefą. Jednakże w takim zestawieniu musimy ostatecznie postawić na ekipę mistrzowską z roku 2015.

Rozkwit talentu Karola Linettego i jego piłkarska dojrzałość stanowiły fundament, na którym Maciej Skorża oparł całą konstrukcję swojej drużyny. Karol wtedy nie bał się wielkich meczów i potrafił je dla poznańskiej drużyny wygrywać. Co jest cechą bezcenną w rywalizacji o złoty medal.

3 punkty – Karol Linetty i Łukasz Trałka (2015)

1 punkt – Dimitrije Injac i Tomasz Bandrowski (2010)

0 punktów – Łukasz Trałka i Pedro Tiba (2019)

LEWOSKRZYDŁOWY

SIERGIEJ KRIWIEC (2010) – SZYMON PAWŁOWSKI (2015) – DARKO JEVTIĆ (2019)

Zatrudnienie zimą 2010 roku Siergieja Kriwca było absolutnym strzałem w dyszkę – gwiazdor BATE Borysów natychmiast zaczął robić różnicę na boiskach Ekstraklasy i prędko się okazało, że to brakujący element poznańskiej ofensywy. Białorusin potrafił wziąć na siebie grę, wyciągnąć obrońcę ze strefy, a w efekcie partnerzy mogli sobie w ataku pohulać znacznie swobodniej i śmielej niż do tamtej pory.

Trzynaście meczów, trzy gole i sześć asyst. Klasa. Jak dobry to był transfer można zresztą wywnioskować z pewnej drobnostki. Białorusina, który został wybrany w swoim kraju piłkarzem roku, przepytał w kwietniu 2010 dziennikarz uefa.com. Pierwsze pytanie? “Dlaczego wybrałeś Lecha, a nie jakiś większy klub?”. Brzmi to z dzisiejszej perspektywy jak opowiastka o Szewczyku Dratewce albo Czerwonym Kapturku, lecz to najprawdziwsza prawda – włodarze Kolejorza kiedyś naprawdę umieli w transfery.

Ale Szymon Pawłowski również nie wypadł sroce spod ogona. W sezonie 2014/15 otarł się o double-double, notując w sumie dziewięć goli i dziesięć asysty w lidze. Brakowało mu jednak ciągłości – miewał długaśne kryzysy formy. Oczywiście tylko po to, żeby przełamać je w sposób spektakularny. Jakimś zupełnie olśniewającym występem, uświetnionym kilkoma punktami dokooptowanymi do klasyfikacji kanadyjskiej. W naszym podsumowaniu umieściliśmy Szymona na szczycie listy najlepszych skrzydłowych Ekstraklasy: – Miewa długie przestoje i trudno powiedzieć, kiedy na niego można liczyć? Trudno zaprzeczyć. Coś w tym jest. Gdyby Pawłowski potrafił ustabilizować formę, byłby piłkarzem klasy międzynarodowej. Mało tego – już dawno grałby za granicą, bo pod względem potencjału choćby Ćwielong nawet obok niego nie stał.  Inteligencja piłkarska, dośrodkowanie, strzał… W raportach InStata też na skrzydle nie ma sobie równych.

I kogo tu postawić na szczycie? Chyba jednak Kriwca, który w 2010 roku naprawdę wniósł do ligi potężny powiem świeżości i roztoczył wokół siebie aurę dużej klasy piłkarskiej.

No i gdzieś tam, sto kilometrów za konkurentami, jest też on. Darko Jevtić. Z którego dzisiaj można tylko kpić, w którego dzisiaj da się wyłącznie walić jak w bęben, bo chłopak nie daje na boisku żadnych argumentów, by ktokolwiek mógł choćby spróbować stanąć w jego obronie. A przecież Darko swoją cegiełkę do mistrzostwa Polski w 2015 roku też dołożył. Wtedy jeszcze się wydawało, że jego problemem jest nieumiejętność ustabilizowania formy, bo mecze cudowne przeplatał z bezpłciowymi. Dzisiaj już wiadomo, że te wahania dyspozycji były jego atutem. Bo zjawisko “wahania” oznacza, iż raz forma idzie w dobrą stronę, a raz złą. A teraz Jevtić ustabilizował swoją grę. Dalece poniżej poziomu przyzwoitości.

Oczywiście na lewym skrzydle Adam Nawałka doczeka się też prędzej czy później innych opcji. Choćby Kamila Jóźwiaka, aczkolwiek ten zawodnik również w bieżących rozgrywkach nie oczarowywał swoją dyspozycją. Jest też w odwodzie Mihai Radut, można kombinować z Maciejem Gajosem… Nie no, dość tej wyliczanki, bo raczej marna z niej pociecha.

3 punkty – Sergiej Kriwiec (2010)

1 punkty – Szymon Pawłowski (2015)

0 punktów – Darko Jevtić (2019)

OFENSYWNY POMOCNIK

SEMIR STILIĆ (2010) – KASPER HAMALAINEN (2015) – JOAO AMARAL (2019)

Twardy orzech do zgryzienia. Obaj panowie tak naprawdę swego czasu rywalizowali ze sobą bezpośrednio o tytuł najlepszego zawodnika Ekstraklasy – Hamalainen był wtedy gwiazdą Lecha, a Stilić miał już za sobą nieudane wojaże zagraniczne i z powodzeniem odbudowywał swoją pozycję w polskim futbolu jako zawodnik krakowskiej Wisły. Ale nie tego etapu kariery Bośniaka dotyczy porównanie.

Semir w sezonie 2009/10 grał naprawdę wspaniały futbol. Nie było z tego co prawda wielkich liczb – choć Bośniak zdobył między innymi arcyważną bramkę w starciu z Legią Warszawa – niemniej, oglądanie go w akcji stanowiło po prostu przyjemność. Trochę jak z Andresem Iniestą – rzut oka do statystyk może się okazać złudny w ocenie zawodnika, który wykonuje na boisku tak wiele zagrań niewidzialnych w rubrykach goli i asyst. Stilić też zapewniał na murawie odrobinę magicznych sztuczek i bajecznej  techniki, przynajmniej jak na realia Ekstraklasy.

25.09.2009 WARSZAWA, UL.LAZIENKOWSKA 3, PILKA NOZNA, EKSTRAKLASA SEZON 2009/2010, MECZ LEGIA WARSZAWA - LECH POZNAN NZ DICKSON CHOTO (L), SEMIR STILIC (P) FOTO LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT /NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Axel Springer Poland

Aczkolwiek… Dwa gole i siedem asyst Stilicia to jednak dość cienki dorobek przy wyczynach Hamalainena w sezonie 2014/15. Fin też skończył rozgrywki z siedmioma asystami na liczniku, ale goli zanotował aż trzynaście. Mimo wszystko w tym dylemacie przechylamy szalę zwycięstwa na korzyść wrażeń czysto artystycznych i wyróżniamy Stilicia. Pewnie trochę też za całokształt i inne jego wyczyny w Lechu. Ostatecznie Hamalainen, choć wiele dla poznańskiego klubu zrobił na boisku, bardzo brzydko się z nim pożegnał i równie brzydko się postarzał, szybko popadając w przeciętność jako rezerwowy warszawskiej Legii.

Hen daleko za plecami tej dwójki pędzi Joao Amaral. Darujemy już sobie wypominanie jego dość buńczucznych wypowiedzi na temat poziomu polskiej Ekstraklasy. Damy sobie na wstrzymanie. Bo cały czas nam się wydaje, że jak Lech zacznie wreszcie porządnie działać jako drużyna, to Portugalczyk odpali i będzie wartościowym elementem układanki trenera Nawałki. Na razie dostosował się poziomem do ligi, którą – jak mu się chyba wydawało – przerastał klasą piłkarską. Niemniej, sześć bramek i trzy asysty wstydu nie przynoszą. Tym bardziej, gdy na boisku niewiele się drużynie klei.

3 punkty – Semir Stilić (2010)

1 punkt – Kasper Hamalainen (2015)

0 punktów – Joao Amaral (2019)

NAPASTNIK

ROBERT LEWANDOWSKI (2010) – ZAUR SADAJEW (2015) – CHRISTIAN GYTKJAER (2019)

Krótka piłka – Robert Lewandowski jest poza konkurencją w tym zestawieniu. Oczywiście w 2010 roku nie był jeszcze TYM Robertem Lewandowskim, którego znamy i podziwiamy teraz. Co nie zmienia faktu, że już wówczas był znakomitym napastnikiem i niekwestionowanym liderem ofensywy mistrzowskiego Kolejorza.

Kto na drugiej lokacie? Za Christianem Gytkjaerem przemawiają statystyki strzeleckie. W ubiegłym sezonie zdobył dziewiętnaście goli, teraz ma na koncie dziesięć trafień. Nie jest to aż tak znowu wiele, ale z drugiej strony – ofensywa Lecha notorycznie szwankuje, składem targają kolejne rewolucje taktyczne, zmieniają się trenerzy, pomysły, koncepcje. A Duńczyk, było nie było, swoje numerki stale kręci, jak gdyby był ponad tym całym organizacyjnym zamieszaniem. I to bez wątpienia świadczy o jego klasie. Coś nam się wydaje, że gdyby takiego Gytkjaera wsadzić do jakiejś sprawnie funkcjonującej drużyny, pokroju – powiedzmy – Lechii Gdańsk, to korona króla strzelców Ekstraklasy prędko przyozdobiłaby jego kosmatą łepetynę.

Zaur Sadajew strzelał, jak na dziewiątkę, bardzo rzadko. Ale to nie był typ napastnika-supersnajpera. Raczej gość pokroju Diego Costy – mocny, krnąbrny, agresywny, non stop uprzykrzający życie obrońcom. Nieustraszony i nieokiełznany – typ piłkarza uwielbianego zwykle przez kibiców. Postępujący według starej, ringowej maksymy: “podskocz – przypieprz – odskocz”. Zawsze grający na pograniczu kartki. Tacy gracze oczywiście też są potrzebni, czasem nawet niezbędni, ale – mimo wszystko – Czeczen był zawodnikiem dość mocno ograniczonym pod wieloma względami. Z jednej strony – jego mentalność była na pewno inspirująca dla drużyny. Z drugiej – pętała go w wielu newralgicznych momentach. Nie pozwalała odpuścić, gdy trzeba było odpuścić.

Mówiąc wprost – wydaje się, że Lech w 2015 roku mógłby wygrać mistrzostwo kraju, nawet gdyby Sadajewa zamienić na Gytkjaera. Ale gdyby postąpić odwrotnie, to Zaur w sezonie równie beznadziejnym co obecny obejrzałby prędzej dziesięć czerwonych kartek niż zdobył dziesięć bramek.

3 punkty – Robert Lewandowski (2010)

1 punkty – Christian Gytkjaer (2019)

0 punktów – Zaur Sadajew (2015)

***

Wynik jest jednoznaczny – zaledwie jedno oczko wpadło na konto obecnej ekipy. Rzutem na taśmę, zdobyte za sprawą omawianego dopiero co Gytkjaera. Mistrzowska paczka z 2015 roku zgromadziła dwanaście punktów, zaś zwycięski skład z 2010 roku aż dwadzieścia jeden. Nokaut. W dość ponurym świetle stawiający tę nieustającą serię kolejnych, niemal już przysłowiowych rewolucji, które targają szatnią Lecha przy każdym kryzysie formy. Efekty tych działań są – jak widać na załączonym obrazku – opłakane.

Lech Poznań po prostu niesłychanie sprzeciętniał.

fot. NewsPix, FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...