Można było się spodziewać, że rewolucja kadrowa, jaka zaszła zimą w Wiśle, odbije się na postawie piłkarzy. Wyprostowanie sytuacji w gabinetach wyprostowaniem sytuacji w gabinetach, ale na boisko wyszło dziś tylko pięciu zawodników, którzy grali regularnie jesienią. Efekt? Kilka zrywów Błaszczykowskiego, dwie-trzy przyzwoite sytuacje, a poza tym dominacja Górnika.
Dość powiedzieć, że nie minął kwadrans, a Górnik trzy razy trafił do siatki. Tylko raz prawidłowo, jasne, ale to pokazuje, z jakim animuszem wyszli dziś na boisko zabrzanie. Już w 42. sekundzie po wrzutce Żurkowskiego trafił Wolsztyński, ale sędzia odgwizdał spalonego. Pojedynczy zryw, wykorzystanie początkowej dekoncentracji Wisły? Nic z tych rzeczy. Górnik nie przestawał atakować, czego owocem pierwsze trafienie. Akcja Żurkowskiego i Jimeneza, wrzutka Hiszpana, sprytne wyblokowanie Pietrzaka przez Wolsztyńskiego i gol wbiegającego Matrasa. Po chwili trafił Angulo, ale sytuacja ta sama, co na początku – spalony.
Wisła ograniczała się do pojedynczych akcji, raczej wymęczonych aniżeli utkanych z dziesiątek podań. Szansę miał Peszko, ale dobrze interweniował Chudy, bramkarz Górnika obronił jeszcze strzał Kolara i w pierwszej połowie to byłoby na tyle. Kilka razy próbował urwać się Błaszczykowski, ale z gry skutecznie wyłączył go Koj. Zdarzało się, że za długo trzymał piłkę, dryblingi też mu zbytnio nie wychodziły. Kuba zrobił dla Wisły bardzo dużo poza boiskiem – zarówno finansowo, jak i wizerunkowo – ale na fajerwerki na murawie trzeba jeszcze poczekać, bo dziś przyćmił go Górnik, na czele z Mateuszem Matrasem.
Z Matrasem, który nie łapał się w Zagłębiu Lubin i Lechii Gdańsk. Z Matrasem, który ostatni dobry sezon zaliczył w Pogoni Szczecin. Wreszcie z Matrasem, który mógł dziś upolować hat-tricka. Serio. Jeszcze w pierwszej połowie podwyższył prowadzenie po zamieszaniu po wrzutce z rożnego, a w końcówce – gdyby się nie odchylił, gdyby zachował większy spokój – mógł pokonać Lisa po raz trzeci, ale tym razem chybił.
Generalnie pokazał się ze świetnej strony, tak samo jak większość zawodników Górnika. Obrońcy wyglądali pewnie, nawet Wiśniewski co do którego mieliśmy spore wątpliwości, podparte jego postawą jesienią. Na skrzydłach zamieszanie robili Wolsztyński i Jimenez, środek pola – wraz z Matrasem – zdominował Żurkowski, na którego oferta Fiorentiny zadziałała mobilizująco. Był wszędzie, raz po raz przechwytywał piłki, odegrał dużą rolę przy drugim trafieniu. Minął dwóch zawodników Wisły pod swoim polem karnym, rozprowadził akcję i wywalczył rzut rożny, z którego padła bramka. Tak naprawdę rozczarował tylko Angulo.
Zdecydowanie najmniej barwa postać dzisiejszego Górnika, którego postawę definiują dwie sytuacje z drugiej połowy. Następujące zaraz po sobie, w ciągu minuty. Najpierw znalazł się przed Lisem po wielbłądzie Wasilewskiego, minął bramkarza Wisły, ale doskoczył do niego Sadlok. Po chwili znów był przed Lisem, ale tym razem spektakularnie spudłował. Trochę rozgrzesza go fakt, że piłka mu mocno podskoczyła, ale tak czy siak wypadałoby, żeby z tych dwóch akcji wycisnął chociaż jedno trafienie.
Ostatecznie nie wycisnął, ale i tak postawa Górnika była nawet więcej niż przekonująca. Z kolei Jarosław Królewski – przebąkujący o Lidze Mistrzów, a w tym sezonie o walce o co najmniej czwarte miejsce – przekonał się, że zmiany kadrowe, które zaszły latem w Wiśle, musiały odbić się na postawie drużyny. Odeszło kilku ważnych zawodników – Arsenić, Bartkowski, Kort, Imaz, Kostal, Ondrasek – a tego nie da się oszukać. Potrzeba czasu.
Przed Wisłą jeszcze sporo pracy, sporo do poprawy. Za to Górnik dostał pozytywny impuls w walce o utrzymanie.
[event_results 560695]
Fot. Newspix.pl