– Van Dael miał być trenerem tymczasowym. Mieliśmy dwóch innych trenerów, z którymi byliśmy dogadani: jeden belgijski, drugi holenderski. O obydwu wiedział van Dael, bo miał z nimi współpracować. To było przed meczem z Jagiellonią. Po tym spotkaniu doszliśmy do wniosku, że Zagłębiu potrzebny jest spokój i dobrym pomysłem będzie pozostawienie szkoleniowca na stanowisku. Natomiast poprosiliśmy o spotkanie radę drużyny, część piłkarzy, która grała i część młodzieży. Spytaliśmy wprost: „mamy dwóch trenerów i Bena van Daela. Czy obecny trener powinien zostać, czy nie?”. Odpowiedzieli, że współpracuje się im z nim bardzo dobrze, że treningi są bardzo dobre i jeśli by to od nich zależało, to rekomendują pozostawienie szkoleniowca – mówi prezes Zagłębia Lubin, Mateusz Dróżdż. Rozmawiamy między innymi o pozostawieniu niedoświadczonego holenderskiego trenera na ławce Zagłębia, o braku ruchów na rynku transferowym czy skromnej aktywności – przynajmniej z perspektywy mediów – Michała Żewłakowa. Zapraszamy.
Czy Zagłębie Lubin było największym rozczarowaniem jesieni w lidze?
Pod tym kątem się nie zastanawiałem. Natomiast na pewno nie jesteśmy zadowoleni z tej rundy i wynik sportowy jest dużym rozczarowaniem. Już w trakcie sezonu zdawaliśmy sobie sprawę, że pewne rzeczy nie funkcjonowały tak, jak należy i dlatego mieliśmy problemy.
Moim zdaniem Zagłębie się pogubiło.
Pod jakim względem?
Sportowym, ale też pod tym, w jakim kierunku ma iść drużyna.
Nie zgodzę się, jeśli chodzi o tę drugą kwestię. Myślę, że kierunek funkcjonowania klubu jest klarowny, wiemy, jacy zawodnicy mają występować w zespole. Ogólnie „pogubić się” to złe sformułowanie. Popełniliśmy błędy i trzeba je korygować, a niektóre zostały skorygowane.
Jakie to były błędy?
Pewne wyniki nie były tylko kwestią złej taktyki czy złej formy fizycznej. Nie doceniliśmy aspektu psychologicznego i budowania drużyny pod kątem charyzmy i charakteru. Tak to widzę i staramy się to teraz naprawić.
Brakowało w drużynie psychologa czy Mariusz Lewandowski okazał się słabym psychologiem?
Pracowaliśmy wcześniej z psychologiem, Pawłem Habratem. Jego jednak w klubie już nie było i tak, to jest jeden z błędów, że drużyna nie miała kogoś takiego do dyspozycji. Choć nie ma co się też oszukiwać, że to tylko ta kwestia. Natomiast dzisiaj współpraca z psychologiem jest doraźna, rzekłbym. On nie jest w sztabie, ale jest do dyspozycji piłkarzy.
Za długo czekał pan z podziękowaniem Lewandowskiemu?
Zawsze wychodziłem z założenia, że zwolnienie trenera jest ostatecznością i tym się kierowaliśmy, bo nie tylko ja podejmowałem decyzję o zwolnieniu szkoleniowca. Teraz można gdybać, czy trzeba było podjąć tę decyzję wcześniej. Staraliśmy się działać jak najbardziej racjonalnie. Gdyby ktoś mnie spytał, czy po Morągu należałoby podejmować kroki wobec trenera już wtedy, to raczej odpowiedziałbym, że nie. Słuszna była wtedy rozmowa ze sztabem, a taka miała miejsce. Staraliśmy się dać tyle szans, ile było to możliwe, by potem nie powiedzieć, że mogliśmy zrobić coś więcej.
Po tym Morągu wypowiadał się pan ostro, a mam wrażenie, że zabrakło jednak czynów, bo to się trochę rozmyło.
Były „czyny”. Takie mecze nie mają prawa się zdarzać, ja podtrzymuję swoje stanowisko co do krytyki tego spotkania. Jednak ten Morąg się za nami ciągnie i trzeba odpuścić. Wyciągnęliśmy wnioski i powtórzę: to się nie może wydarzyć ponownie.
A nie jest ryzykiem znów brać trenera bez doświadczenia?
Nie chciałbym porównywać, ale wydaje mi się, że Ben van Dael ma większe doświadczenie, nawet jeśli chodzi o wiedzę teoretyczną. Czy on tak naprawdę jest trenerem bez doświadczenia? Uważam, że nie. Jeżeli chodzi o rozmowy z nim, to przypominają mi one te przeprowadzane z Piotrem Stokowcem, którego jako trenera bardzo ceniłem. Van Dael prowadził Fortunę Sittard, w Venlo był asystentem i wiedza, którą przekazuje piłkarzom, jest bardzo duża. Patrząc przez pryzmat ostatnich czterech meczów, bez spotkania z Cracovią, które było, jakie było, uważam, że drużyna złapała z trenerem wspólny rytm. Te mecze wreszcie oglądało się przyjemnie. Oprócz tych ostatnich 20 minut z Cracovią. Nawet jak przegrywaliśmy, to van Dael przychodził, składał analizę, tłumaczył, dlaczego tak się stało. Trener i dyrektor sportowy wskazywali, że zespół potrzebuje czasu na przyjęcie pewnych formuł i działań. Jest ryzyko, jeśli chodzi o skład personalny Zagłębia, ale chcemy podążać ścieżką, na której trener umie współpracować z młodzieżą.
Ale widzi pan przykłady Owena, Klafuricia i Jozaka – trenerzy bez doświadczenia nie dawali rady.
Nie chcę nikogo urazić, ale na przykład pan Owen nie prowadził nigdy sam zespołu. Ben van Dael tak i to chyba nie jest najlepsze porównanie. Chciałbym, żeby mu wyszło i mam taką nadzieję. Patrząc po pracy zespołu, wydaje mi się, że mamy przesłanki ku temu, że te wyniki Zagłębia będą lepsze.
Czy prawdą jest, że piłkarze wstawili się za trenerem?
Nie było dokładnie tak. Van Dael miał być trenerem tymczasowym. Mieliśmy dwóch innych trenerów, z którymi byliśmy dogadani: jeden belgijski, drugi holenderski. O obydwu wiedział van Dael, bo miał z nimi współpracować. To było przed meczem z Jagiellonią. Po tym spotkaniu doszliśmy do wniosku, że Zagłębiu potrzebny jest spokój i dobrym pomysłem będzie pozostawienie szkoleniowca na stanowisku. Natomiast poprosiliśmy o spotkanie radę drużyny, część piłkarzy, która grała i część młodzieży. Spytaliśmy wprost: „mamy dwóch trenerów i Bena van Daela. Czy obecny trener powinien zostać, czy nie?”. Odpowiedzieli, że współpracuje się im z nim bardzo dobrze, że treningi są bardzo dobre i jeśli by to od nich zależało, to rekomendują pozostawienie szkoleniowca. Choć proszę nie zrozumieć, że to piłkarze wybierali trenera, bo jestem od tego daleki.
Czyli według pana relacji nie jest tak, że coś nie wypaliło z innymi kandydatami?
Z Belgiem i Holendrem wszystko wypaliło, ale po Jagiellonii ustaliliśmy, że mamy trenera i będziemy dalej z nim pracować. Oni czekali na naszą ostateczną decyzję. Nie jest też tajemnicą, że rozmawialiśmy z trenerem Lavicką, który wylądował w Śląsku, ale tam nie mieliśmy ustalonych warunków kontraktu. Trener tylko oglądał stadion. A Holender był na meczu z Zagłębiem Sosnowiec, z Belgiem też oglądaliśmy jeden mecz i widzieliśmy się z nim w Warszawie. Gdyby doszło do zmiany, wiedzieliby, jak Zagłębie funkcjonuje. Nazwisk nie zdradzę, ponieważ być może będzie kiedyś możliwość współpracy.
To nie był policzek, że Lavicka wybrał Wrocław? Tak to przedstawia w mediach.
Nie do końca. My z trenerem Lavicką nie byliśmy dogadani tak, jak z Holendrem i Belgiem. Gdybyśmy byli dogadani i czekali na decyzję, to można byłoby tak powiedzieć, że Śląsk wygrał rywalizację i przekonał szkoleniowca swoimi argumentami. Jestem więc daleki od tego, by stwierdzić, że przegraliśmy rywalizację. Że tak powiem: nie zabijaliśmy się o niego.
Był temat Macieja Stolarczyka?
Nic mi na ten temat nie wiadomo. Nie wiem, skąd wzięła się taka plotka. Pytałem dyrektora sportowego, czy był taki pomysł. Nie było, nie składaliśmy żadnych propozycji. Trener Stolarczyk robi kapitalną pracę w Wiśle Kraków, ale powiem szczerze, bałbym się podjąć decyzję, by teraz obejmował funkcję pierwszego trenera po Lewandowskim. Jest to bowiem model trenera jeszcze niedoświadczonego. Natomiast być może kiedyś będzie taka możliwość.
Nie ma co ukrywać – byliśmy zainteresowani, rozmawialiśmy z trenerem i postawię kropkę.
Dlaczego Zagłębie było tak nieaktywne na rynku transferowym?
To złe słowo.
Sprzedażowo tak, w kupnie nie.
Po wydarzeniach z Morąga doszliśmy do wniosku, że kadra jest za szeroka. Mając 34 zawodników, trening nie jest możliwy na takim poziomie, jakiego byśmy sobie tego życzyli. Po drugie zawsze mówiliśmy o akademii i nią się chwaliliśmy. Historia w Morągu, ale także nasze wyniki w lidze spowodowały, że chcemy zaryzykować i ten pierwszy zespół opierać na młodych zawodnikach. My, chyba pierwszy raz, dokonując różnych analiz transferowych, zastanawialiśmy się, czy jest ktoś na daną pozycję w akademii. Jeżeli ktoś obiecujący był, to nie chciałem dokonywać transferu, który blokowałby jego rozwój. To jest droga, którą Zagłębie powinno iść. Jeżeli rocznie wydaje się na akademię cenę dwóch Starzyńskich, jeśli chodzi o jego zakup z Lokeren, to chcę, by na rynku transferowym nie szukać zawodników do odbudowy. Albo obcokrajowców, którzy nie wniosą jakości. Ktoś może powiedzieć, że Zagłębie popełniało błędy i takich piłkarzy z zagranicy ściągało. Odpowiem: być może tak, choć jeszcze zostało pół rundy na ocenę, ale chcę, by jakość tych zawodników była taka, jak na przykład Bohara. Uzupełnienia składu muszą iść z akademii, a nie z transferów definitywnych z zagranicy. Nie tędy droga.
Zespół wzmocniony piłkarzami z akademii. Trener – będę się upierał – bez doświadczenia. To jest ogromne ryzyko przy walce o utrzymanie.
Ja byłbym daleki od tego, że naszym celem jest walka o utrzymanie. Powiem szczerze, że gdy widzę rozwój niektórych zawodników, to ten ich poziom stale się powiększa. Wystarczy spojrzeć na powołania PZPN-u na młodzieżowe obozy, od nas jest największa liczba zawodników. Czas najwyższy powiedzieć wprost: chcemy opierać Zagłębie na zawodnikach z regionu i naszej akademii. Oczywiście jest to pewne ryzyko, ale w sporcie już tak jest. Jak się nie ryzykuje, to można efektów nie zobaczyć. Oczywiście zgadzam się z panem, że zespół jest mało doświadczony. Jednak o Genku i Ajaksie nikt tak nie mówi, a średnia wieku też jest tam niska. To u nas się mówi, że zawodnicy są za młodzi. Że powinni debiutować w ekstraklasie w wieku 23 lat. A tak przecież absolutnie nie powinno być. Ryzykujemy więc być może bardzo, ale mam nadzieję, że efekty współpracy na linii pierwszy zespół – akademia będziemy oglądać już w pierwszej rundzie.
Z drugiej strony są wypożyczenia tych młodych chłopaków, jak Olafa Nowaka, który już sobie radzi w sparingach Zagłębia Sosnowiec.
Ja widziałem Olafa w meczach rezerw i gdy dowiedziałem się, że nie ma przedłużonego kontraktu, stwierdziłem, że to jest nierealne i niemożliwe. Tak naprawdę, jeśli dobrze pamiętam, to rozmowy co do umowy Olafa rozpocząłem jeszcze bez udziału dyrektora sportowego. To był mój priorytet. Obserwujemy go, w drużynie rezerw był stale monitorowany. Dyrektor i trener rekomendowali wypożyczenie, by miał możliwość gry na poziomie ekstraklasy. Teraz w Zagłębiu prawdopodobnie by jej nie miał. A poziom trzeciej ligi jest dla niego zdecydowanie za niski. Wypożyczyliśmy go do Sosnowca, ale za pół roku wróci i liczymy, że się rozwinie na tyle, by grać pierwszoplanową rolę u nas. Taki jest plan.
A propos dyrektora sportowego. Dlaczego Michał Żewłakow jest tak schowany?
Może wcześniej bym się z panem zgodził. Teraz tak do końca nie jest. Niech pan spojrzy na wywiady czy informacje – to Michał jest osobą, która dokonuje komentarza na temat ruchów w klubie. Poza tym, gdy pracujemy nad pewnymi możliwościami transferowymi, to Michał mi przestawia listę graczy z rekomendacją. On jest szefem działu sportowego, on razem z trenerem decydował, kto pojedzie na obóz do Turcji. Wrażenie, że Michał jest schowany, mogło być spowodowane przez jego ogrom pracy. To jest druga najważniejsza osoba po prezesie klubu. Transfery wychodzące i przepływ zawodników do pierwszej drużyny z akademii pokazuje, że Michał wykonuje swoją pracę w sposób należyty. Po prostu nie dokonujemy transferów dla transferów.
Czyli przedstawił panu listę wzmocnień, a pan ją – skoro nikt nie przyszedł – wyrzucił do śmieci?
Nie. Nawet gdyby w Zagłębiu doszło do pewnych zmian, to racjonalnie myślący prezes klubu przekaże tę listę do następcy. Poza tym sam dokonywałem analizy tej listy, na tyle, na ile moja wiedza mi pozwalała. Rozmawiamy o niej.
Wyklucza pan transfery w tym oknie?
Nie. Ani przychodzących, ani wychodzących.
Co by się zmieniło, gdyby Żewłakowa nie było w klubie?
Nie wyrobiłbym się! Michał ma wiedzę na temat sportu i rynku transferowego, ale rolą dyrektora sportowego nie są tylko transfery. Ma też szereg obowiązków, które być może nie były mu znane w Legii. Przez papierologię też musi przejść.
Czy Żewłakow odgrywał dużą rolę w sprzedaży Jagiełły?
Olbrzymią. Gdyby nie on, to do tej sprzedaży w tej formie by nie doszło. Filip miał wpisaną w umowę kwotę odstępnego, a mimo to dla Zagłębia udało się uzyskać korzystne warunki. Miałem prośbę, by został wpisany procent od następnego transferu i to się stało, więc nareszcie mam ewentualne zabezpieczenie finansowe dla klubu w takiej postaci.
Rozumiem, że ten procent to zasługa Żewłakowa?
To jest jego przeolbrzymia zasługa przy moim pośrednictwie.
O takie działania pytałem, bo aż trudno mi było sobie wyobrazić, że Zagłębie ściąga Żewłakowa i sadza go tylko przed papierami.
Zagłębie jest specyficzne, bo jesteśmy objęci ustawą o zarządzaniu mieniem państwowym. Jesteśmy zmuszani do szeregu czynności, na przykład do sprzedaży zawodnika w formie przetargu. Musimy tworzyć reguły prawne, by sprzedawać zawodników bez przetargu. Wiem, że to jest trudne do wyobrażenia, ale zarządzanie Zagłębiem Lubin ze strony formalnej zabiera najwięcej czasu ze wszystkich klubów w Polsce. Stąd też taka rola Michała. A co do jego ciszy medialnej – może rzeczywiście, my, jako klub, prowadząc strategię komunikacji, powinniśmy być bardziej skupieni na działaniach dyrektora. Tu powinny być modyfikacje, ale nie szukałbym drugiego dna w zakresie działań Michała. Służy nam swoją wiedzą i doświadczeniem. Jest uczciwą osobą i mam do niego zaufanie.
Jak natomiast ustosunkuje się pan do propozycji podziału pieniędzy z praw TV, który – słychać takie głosy – ma uderzać w mniejsze kluby.
Do momentu, kiedy my, wszyscy prezesi, nie spotkamy się, nie chciałbym tego komentować wprost. Rozumiem natomiast stanowisko i klubów największych, i średniaków. Trzeba wypracować model, który będzie złotym środkiem. Dla mnie obecnie brakuje dyskusji, ale dochodzą mnie słuchy, że ta dyskusja ma się odbyć. Wtedy możemy rozmawiać o tym podziale. Moim interesem jest zabezpieczenie Zagłębia, aczkolwiek rozumiem kluby największe, które by rywalizować w Europie, muszą dostać zastrzyk gotówki. Jednak też wiemy, szczególnie w Polsce, że taki zastrzyk nie oznacza lepszego wyniku sportowego.
Obecny podział nie jest przypadkiem najbardziej sprawiedliwy? W miarę po połowie za wynik w danym sezonie i po równo dla wszystkich?
Nigdy nie jest tak, że będzie w stu procentach sprawiedliwie, ale obecnie jest racjonalnie.
Byłby wstyd, gdyby rekordowy kontrakt doprowadził do awantury, a na taką trochę się zanosi.
Trzeba dyskutować. Drużyny, które będą w przyszłym sezonie grać w pucharach, muszą przejść pewne fazy, bo wskutek spadku w rankingach, problemu nie będą miały tylko te kluby, które odpadły, ale wszystkie. Rozmawialiśmy o transferach. Kluby ligi czeskiej i chorwackiej – nie wszystkie, lecz jednak – odpłynęły nam i nie widać ich na horyzoncie. Popatrzmy też na przykład Jarka Jacha. Gdyby poszedł do Sheriffa jeszcze parę lat temu, uznalibyśmy to za niemożliwe. A teraz będzie miał tam też odpowiednie warunki do rozwoju. I finansowe, i sportowe, i pod względem bazy.
Też, gdyby Filip Jagiełło nazywał się Jagiellović, kosztowałby więcej, niż zapłaciła Genoa.
Chyba że nazywałby się Atmosferović, to wtedy nie! A na poważnie: przez Zagłębie przeszedł Zieliński, Jach, Piątek, Olkowski, Horoszkiewicz… To są zawodnicy, którzy byli bądź są w klubach zagranicznych. Dla nas jest to reklama i być może za jakiś czas, kolejni zawodnicy, którzy będą odchodzić, będą wyceniani jak ci z końcówką nazwiska serbską czy chorwacką.
Ukuło pana w sercu, że Piątek poszedł do Milanu, nie do Realu?
Tak. Rozmawiałem z nim, że czas najwyższy na transfer do Realu albo Barcelony, bo w formie żartu powiedziałem, że za sam ekwiwalent zbudowałbym halę sportową i nazwałbym ją imieniem Krzysztofa Piątka. Widzę Krzyśka zdeterminowanego i pewnego siebie. Jak odchodził z Zagłębia, a ja byłem przewodniczącym rady nadzorczej, to byłem trochę zły. Jednak to był jeden z niewielu zawodników, którzy przyszli, podziękowali i powiedzieli, jaki mają plan. Krzysiek ten plan przedstawił, powiedział, jaki ma pomysł na Cracovię, jaki ma na po Cracovii. Urzekło mnie to, że był przeokropnie zdeterminowany na ciężką pracę i realizację marzeń. Byliśmy postawieni pod ścianą, on miał jeszcze rok kontraktu, mógłby odejść za darmo, a udało się uzyskać wówczas dobrą jak na polskie warunki sumę. To był jeden z niewielu momentów, gdy zawodnik przekonał mnie do swojej wizji odejścia. Teraz też ma swój plan i może zmienić klub na inny niż Milan.
Ale jak odejdzie do Juventusu, to może jednak Zagłębie dostanie swój procent, skoro mają się zmienić przepisy solidarnościowe.
I dobrze, bo one rzeczywiście są bez sensu. Nas się to tyczy nie tylko przy Piątku, ale i Zielińskim. Nie zarabiamy na ich transferach, poza niewymiernymi korzyściami, jak duma z wychowanków. Natomiast patrząc na zawodników akademii i pierwszej drużyny, to jest kwestia czasu, by pochwalić się kolejnymi transferami do najsilniejszych lig Europy.
A co z pierwszym zespołem wiosną? Zagłębie gra jeszcze o ósemkę?
Nie powiedziałbym, że jeszcze. To jest nasz plan, który musimy zrealizować. Poza tym oczekuję walki, koncentracji i unikania błędów jak z Cracovią. A także szacunku do ludzi związanych z Zagłębiem. Mecze jak z Miedzią i Huraganem nie mogą się powtarzać. I jestem spokojny, że tego wszystkiego nie zabraknie.
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL
Fot. newspix.pl