Poniedziałek, 15:00. Pora dla Serie A mocno nietypowa, ale dla kibiców Milanu akurat dziś wyjątkowo dobra. Część z nich, konkretnie ta, którą zatrzymały obowiązki zawodowe, mogła sobie oszczędzić oglądania swojej drużyny. Drużyny, w której grze – szczególnie w pierwszej połowie – nie kleiło się nic.
W dłuższej perspektywie to niepokojące – szczęście można mieć raz, drugi, trzeci, ale gdy ryzykujesz, w końcu się na swojej brawurze przejedziesz. Dziś jednak Milan zbyt wielu powodów do zmartwień nie ma, bo koniec końców – po trochę lepszej drugiej połowie, ale w szerszej perspektywie po słabym meczu – wygrał.
Wygrał, mimo że to Genoa była lepsza, ale brakowało jej skuteczności. Co za tym idzie – strach pomyśleć, jak skończyłoby się to spotkanie, gdyby Krzysztof Piątek nie pauzował za nadmiar żółtych kartek. Pewnie rozstrzelałby swój przyszły zespół, z którym negocjacje są coraz bliższe finalizacji, a w klubowym sklepie Milanu można już znaleźć jego koszulki.
W pierwszej połowie w przypadku Genoi groźna sytuacja groźną sytuację goniła. A to próbował Kouame, ale jego strzał został zablokowany. A to po chwili groźnie acz niecelnie z linii pola karnego uderzał Biraschi. A to po strzale głową znów blisko był Kouame. A to poprawił Lazović. Możemy dodać jeszcze z dwie sytuacje, w którym musiał popisać się Donnarumma. A Milan? Końcówka pierwszej połowy i strzał zza pola karnego Paquety w słupek.
No jak nic – wychodzi, że Genoa była zdecydowanie lepsza.
Po zmianie stron również sytuacji jej nie brakowało – bomba zaraz po stracie pierwszej bramki i zbicie na poprzeczkę Donnarummy! – jednak coraz odważniej do głosu zaczął dochodzić Milan. Najpierw postraszył Borini – mimo że strzał z ostrego kąta, to Radu musiał się wysilić. Przy poprawce kilka minut później bramkarz okazał się już bezradny. Zagranie z prawej strony, pogubiona defensywa Genoi, która wyglądała jakby podczas krycia Boriniego ktoś ją zawołał na obiad, i skuteczne wykończenie zawodnika Milanu.
Genoa próbowała, próbowała, aż dostała drugą bramkę. Świetnym, otwierającym podaniem popisał się Cutrone, a Suso okazał się skuteczny, mimo że strzał nie był najwyższych lotów. Chyba trochę zawinił bramkarz, na pewno mógł zrobić więcej.
Ale pech to pech, a pecha Genoa miała dzisiaj wyjątkowego.
Generalnie, gołym okiem widać, że Piątek – jeżeli wszystko się potwierdzi – nie wejdzie do świetnie funkcjonującej machiny, bo Milan choć zwycięski, to był dziś mało przekonujący. Cutrone, który wyszedł na szpicy, oprócz asysty przy drugiej bramce też raczej za wiele nie pokazał. Jak cały Milan, ale czepiać się nie zamierzamy – zwycięstwo jest, to się dla mediolańczyków liczy.
Genoa – Milan 0:2 (0:0)
0:1 Borini 72′
0:2 Suso 83′
Fot. Newspix.pl