Aleksandar Prijović stał się idolem w PAOK-u Saloniki (86 meczów, 55 goli, 8 asyst), a klub i kibice do końca robili wszystko, żeby nakłonić go do pozostania. Były napastnik Legii rusza jednak dalej i zaczął granie na kontrakcie życia w arabskim Al-Ittihad. Nieoficjalnie wiadomo, że za 4,5-letnią umowę dostanie 25 mln euro, nie licząc bonusów, a te też są wysokie. Szejkowie zapłacili 10 mln euro z jego klauzuli, co oznacza, że na tej transakcji dobrze zarobi również Legia, która miała zagwarantowane 10 procent z następnego transferu.
O kulisach całej operacji – momentami szalonych – obranej strategii i planach, które nie wypaliły latem, w rozmowie z Weszło opowiada agent piłkarza Filip Leśniewski. To Polak urodzony i mieszkający w Szwecji, który od lat jest przy Prijoviciu.
***
Kiedy pojawił się temat Al Ittihad? To była transakcja przygotowywana całymi tygodniami, czy szybki strzał?
Pierwszy kontakt z przedstawicielami tego klubu miałem na początku grudnia. Od razu dali do zrozumienia, że bardzo im zależy na sprowadzeniu Aleksa, byli pewni i zdecydowani. W żadnym stopniu nie musiałem ich namawiać. Już po dwóch dniach wysłali do PAOK-u pierwszą ofertę – na 7 mln euro. Drugą jakoś tydzień później podnieśli o milion, dopiero trzecia oznaczała wpłacenie kwoty z klauzuli, czyli 10 mln euro. Normalna praktyka, kluby zawsze negocjują i badają drugą stronę. Na klauzulę Saudyjczycy zdecydowali się bodajże 4 stycznia. Dałem im sygnał, że czasu coraz mniej, że trzeba się określać i jeszcze tego samego dnia podjęli decyzję.
Swoją drogą, gdy Prijo przechodził do PAOK-u z Legii, niektórzy śmiali się, że tak naciskałem na tę klauzulę, że jest za wysoka i odrealniona. A gdyby nie ona, o żadnym transferze nie byłoby teraz mowy, Grecy nie oddaliby go nawet za 20 mln euro.
I od tego momentu poszło już z górki?
Tu przygoda dopiero się zaczyna. 5 stycznia leciałem już do Salonik na spotkanie z dyrektorem sportowym PAOK-u. Akurat wtedy Grecję nawiedziły duże opady śniegu, samolot musiał lądować w Atenach. Spóźniłem się osiem godzin. W końcu jednak dotarłem na miejsce. Chciałem otrzymać pismo ze zgodą na wyjazd Prijo na testy medyczne. Dali mi je, ale mieli dwa warunki. Pierwszy – że od tego momentu najpóźniej za 72 godziny wracamy do Salonik. Drugi – że Aleks po tym powrocie spotka się jeszcze z właścicielem klubu i z nim porozmawia.
Skąd takie żądania?
To klub sprzedający, dyktował warunki. Tak po prostu chciał właściciel.
Ale skoro druga strona wpłaca kwotę z klauzuli, klub piłkarza nie może go blokować.
Teoretycznie nie, ale nikt nie chce się w takich sytuacjach kłócić o paragrafy.
Czas gonił, zaczęliśmy działać od razu. Przez ten śnieg loty odwołane, więc decydujemy się na podróż samochodem do Belgradu, skąd następnego dnia odlecielibyśmy do Dubaju, gdzie mieliśmy dopiąć wszystkie sprawy. Jechaliśmy potężnym Mercedesem, którego Prijo kupił w czasach gry w Legii, więc nadal jest na polskich tablicach. Oczywiście na letnich oponach, w Grecji raczej nikt ich nie zmienia na zimowe, bo normalnie byłoby to zbędne.
Trasa prowadzi przez Macedonię, z Salonik do granicy jest około 100 kilometrów. Przyjeżdżamy jakoś przed 23:00, a tam ogromne kolejki. To była sobota, ruch większy niż zwykle, wiadomo. Wśród strażników było jednak wielu kibiców PAOK-u, a że auto Prijo jest bardzo charakterystyczne, każdy zorientowany łatwo mógł je rozpoznać, zwłaszcza po tych polskich rejestracjach. Strażnicy powiedzieli, żebyśmy przejechali bez kolejki, tyle że najpierw Prijo idzie z nimi do budynku i ze wszystkimi zrobi sobie zdjęcia (śmiech). Zabawna sytuacja, zacząłem to nagrywać telefonem, ale po paru sekundach wydarli się, żebym go wyłączył, bo tu nie wolno filmować.
Porobiliśmy te foty, chcemy jechać i wtedy jeden z policjantów mówi, że musimy jeszcze poczekać 10 minut. Czekamy, a tu podjeżdża samochód z czterema ważnymi ultrasami PAOK-u. Wszyscy ubrani na czarno, przypakowani, ogoleni na łyso, tatuaż na tatuażu. Przez moment różne rzeczy można było sobie pomyśleć. Nie mieli jednak żadnych złych zamiarów, wręcz przeciwnie. Bardzo sympatycznie pogadali, mówili, jak dużo Aleks znaczy dla nich, dla klubu, dla miasta. Największy z tych gości dał mu… własnoręcznie napisany list po angielsku, w którym to wszystko przekazuje i zapewnia, że jeśli będą mu mogli w czymś pomóc, to zawsze są chętni. Ich kolega był tu strażnikiem, a że już wcześniej poszła plotka, że jedziemy na badania, musieli jechać za nami te 100 kilometrów, żeby mu to osobiście powiedzieć. Byłem pod wrażeniem, jak bardzo im zależało.
W końcu dotarliście do Belgradu.
Tak, przed wylotem nawet pospaliśmy kilka godzin w mieszkaniu Prijo. Spotkanie z Saudyjczykami mieliśmy w najlepszym hotelu w Dubaju, wynajęli całe piętro. Wchodzimy, mówię im, że mamy zielone światło na badania i rozmowy kontraktowe, ale w ciągu 72 godzin musimy wrócić do Grecji, żeby porozmawiać z właścicielem klubu. Ludzie z Al-Ittihad nawet nie chcieli o tym słyszeć. Zostajemy, koniec, kropka (śmiech). Cóż, umowa z PAOK-iem była tutaj ustna, a nie chcieliśmy z jej powodu komplikować sprawy. Cała Grecja mówiła, że piłkarz porozmawia jeszcze z właścicielem, ale do Salonik już nie wróciliśmy. Próbowaliśmy skontaktować się z nim przez Skype i tym podobne. Nie udało się.
Następnego dnia Aleks przeszedł badania, a ja ustalałem warunki jego kontraktu. Dogadaliśmy się w ciągu 2-3 dni. To był ekspres. Ba, w międzyczasie sfinalizowałem jeszcze dwie inne transakcje: transfer Leonardu Zuty z HNK Rijeka do Konyasporu i wypożyczenie Pawła Cibickiego z Leeds do Elfsborga. Dla porównania powiem, że rok temu przedłużenie kontraktu Prijo z PAOK-iem negocjowałem przez trzy tygodnie, chudnąc w tym czasie pięć kilogramów i tracąc sporo włosów (śmiech). Rozmowy z Saudyjczykami przebiegły niezwykle sprawnie i z naprawdę dużą kulturą.
Transfer został dopięty. Całą prezentację, wszystkie zdjęcia również zrobiliśmy w Dubaju. Po czterech dniach Aleks wyleciał do nowego klubu, a ja wróciłem do Szwecji.
Piłkarz planuje jeszcze pożegnanie w Salonikach?
Nie wiem. Teraz na pewno skupia się na jak najlepszym wejściu do drużyny. Kibice cały czas do niego piszą, doceniają, ile zrobił dla PAOK-u. Jeśli uda się zdobyć mistrzostwo Grecji, wkład Aleksa w ten sukces – mimo odejścia w połowie sezonu – byłby znaczący. Sądzę, że prędzej czy później do jakiegoś spotkania dojdzie, ale nie mam pojęcia, kiedy.
Prijović był nastawiony na odejście zimą, czy miało to być na zasadzie “zobaczymy”?
Co prawda w lutym przedłużyliśmy kontrakt z PAOK-iem, ale mieliśmy plan, żeby odszedł już latem. Warunki były sprzyjające, Aleks miał za sobą świetny sezon, jego klub zdobył krajowych puchar. Już w maju dostaliśmy dwie oferty – z Hiszpanii i Chin. Prijo pytał, co robimy. Wziąłem to na siebie i powiedziałem mu, żebyśmy podziękowali i poczekali. Niech pojedzie na mistrzostwa świata do Rosji, pokaże się tam i to go wypromuje jeszcze bardziej. Wydawało się, że po sezonie z 27 golami odegra w reprezentacji ważną rolę na tej imprezie. Niestety, w praktyce wyszło zupełnie inaczej. Wszedł na kilka minut w pierwszym meczu z Kostaryką, a potem już tylko ławka. Serbia nie awansowała z grupy, szybki powrót do domu.
Krótko mówiąc, nieudany mundial pokrzyżował wam plany.
Dokładnie, przeliczyliśmy się. Po mundialu przez cztery tygodnie cisza, żadnych konkretów. W połowie sierpnia presja, żeby coś znaleźć, zaczęła rosnąć. Akurat wtedy PAOK miał wyjazdowy mecz z Benfiką w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. W Sportingu Lizbona Bas Dost doznał kontuzji i przy okazji tego spotkania odbyłem owocnie zapowiadającą się rozmowę z ludźmi z tego klubu. Chcieli kupić Aleksa. On był bardzo zainteresowany ofertą. Fajna liga, fajne miasto, jeszcze lepsze zarobki. Gdyby powtórzył sezon z PAOK-u, strzelił 20-25 goli, to Sporting mógłby na nim zarobić wielką kasę, a najczęściej za taką sprzedaje. Przed rewanżem z Benfiką zjawiam się w Salonikach. Na stole mamy jeszcze ofertę z Bordeaux, ale nie bierzemy jej pod uwagę, bo tam Prijo zarabiałby tyle samo co w Grecji. Niestety już pierwsza oferta złożona przez Sporting zapowiadała, że trudno będzie się porozumieć z PAOK-iem. Zaproponował dość mało pieniędzy w odniesieniu do klauzuli, plus trzech swoich piłkarzy, plus jakieś procenty z następnego transferu. Niemiło się zaskoczyłem, nie takie były wcześniejsze deklaracje. Druga oferta to trochę większa kwota – ale nadal daleka od 10 mln euro – i dwóch zawodników. Portugalczycy próbowali też wariantu, że teraz kupują połowę karty piłkarza, a za rok drugą. Ostatnie dni okna transferowego to nie czas na takie podchody, trzeba działać jak Arabowie: szybko i konkretnie. Dobę przed zamknięciem okienka szefowie PAOK-u zakomunikowali, że koniec rozmów, nie ma tematu, bo w razie czego nawet nie zdążą kupić nowego napastnika. Aleks zostaje na kolejne pół roku.
Byłem jeszcze w Salonikach przez 2-3 dni i czułem się fatalnie. To ja doradziłem, żeby nie brać tych ofert z maja i poczekać, potem nie wyszło ze Sportingiem. Inaczej miało to wyglądać. Obiecałem Prijo, że będę teraz działał tak, żeby już w grudniu znaleźć mu klub, który będzie gotowy zapłacić kwotę z klauzuli. Wtedy unikamy presji czasu, a wszystko zależałoby od naszej decyzji.
Prijović miał do ciebie pretensje za odejście od tych majowych opcji?
Nie kłóciliśmy się o to. Koniec końców była to nasza wspólna decyzja, gdyby chciał wtedy odchodzić, w tym kierunku bym działał. Uznaliśmy, że warto zaryzykować, bo można się pokazać na mundialu, strzelić choćby jednego gola i automatycznie podbić stawkę po kapitalnym sezonie w klubie.
Piłkarz wybierał teraz między Arabią Saudyjską a Chinami?
Tak. Arabowie byli bardziej zdecydowani i konkretni. Okno transferowe w Chinach trwa do końca lutego, tam mogli jeszcze czekać. Nam zależało na czasie, chcieliśmy transferu jak najszybciej, żeby PAOK mógł spokojnie sprowadzić następcę. To było decydujące.
Nie przerażało was przedostatnie miejsce w tabeli, które zajmuje Al-Ittihad?
Nie. Aleks rozmawiał o tym ze Slavenem Biliciem. To taki klub w Arabii, że jego spadek jest w zasadzie niemożliwy – sportowo i politycznie.
Prijović odchodzi tam mając 28 lat, podpisując kontrakt na cztery i pół roku. Tak szczerze, ten transfer przekreśla jego szanse na trafienie do klubu z europejskiego topu?
Mieliśmy w głowie świadomość, z czym wybranie tego kierunku może się wiązać. Aleks chciał jednak odejść. Czuł, że przez dwa lata w PAOK-u zrobił wszystko, co miał zrobić i pora ruszyć dalej. Taki już jest, po jego CV widać, że nie gra w jednym miejscu dłużej niż dwa sezony. Oczywiście mogliśmy jeszcze czekać na jakiś super strzał z zachodniej Europy, ale musieliśmy analizować na chłodno. Dzisiejsze realia rynku transferowego nie działały na jego korzyść. W Grecji miał jeden z najwyższych kontraktów całej lidze, o ile nie najwyższy. Niezwykle trudno byłoby znaleźć nowy klub w Europie, który zapewniłby awans i finansowy, i sportowy. Sporting spełniał te warunki latem, ale nie udało się. Gdyby Aleks chciał, w średniaku z Anglii, Hiszpanii, Niemiec czy Francji mógłby grać już od roku. Nasza strategia zawsze była jednak inna, co pokazują transfery do Legii i PAOK-u. Prijo uważa, że znacznie lepiej grać w topowym klubie z trochę słabszej ligi, niż w średniaku z najlepszych lig i jestem tego samego zdania. Co z tego, że poszedłby do przykładowego Huddersfield, skoro miałby jedną okazję na mecz. To nie jest granie dla niego.
Rzecz w tym, że topowe kluby z lig spoza TOP5 w Europie nie mają już takich możliwości jak wcześniej. W Turcji cała wielka trójka, czyli Galatasaray, Besiktas i Fenerbahce, przeżywają problemy finansowe. Nikt tam teraz nie zapłaci za transfer 10 mln euro i nie da ci netto 2 czy 2,5 mln euro rocznie. Podobnie w Rosji. Tam też płaci się mniej niż parę lat temu. W Portugalii jeszcze bywa inaczej, ten Sporting bardzo nam pasował, lecz się wysypał. I tak okrawając po kolei, pole manewru zrobiło się niezwykle małe, trzymając się naszych kryteriów.
Liczymy się więc z tym, że być może Prijo zamknął już sobie drzwi do dalszej kariery w Europie. Aczkolwiek niczego nie można przesądzać, tutaj rynek transferowy również się zmienia. Coraz częściej piłkarze wyjeżdżający do Chin czy krajów arabskich wracają potem do dobrych lig europejskich. Najlepszy przykład to Paulinho, którego Barcelona ściągała z Guangzhou Evergrande, ale są też inne, chociażby Leo Bonatini. On z arabskiego Al-Hilal poszedł do Wolverhampton, a wcześniej grał jedynie w portugalskim Estoril. Także nie jest to niemożliwe, ale oczywiście jest utrudnione i zdajemy sobie z tego sprawę.
W rozmowie z Piotrem Koźmińskim z “Super Expressu” Prijović wypowiedział tajemnicze słowa, pytany o jakiś przekaz do kibiców Legii: “Walczyłem mocno dla nich. Nie będą do końca wiedzieć o co chodzi, ale mocno walczyłem”. Miał na myśli kasę z transferu?
Aleks do dziś ma bardzo dobry kontakt z Miroslavem Radoviciem, a do Legii czuje sentyment. Przy tych negocjacjach pokazał charakter i cały czas brał pod uwagę interes Legii. Chciał, żeby jak najwięcej zyskała na jego odejściu z PAOK-u i jak najszybciej. Wiesz, płatność za 10 mln euro równie dobrze można rozbić na cztery lata, a nie o to chodziło…
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK