Reklama

Od ćwierćfinalisty Euro do niewypału transferowego. Mączyński odszedł z Legii

redakcja

Autor:redakcja

16 stycznia 2019, 14:16 • 3 min czytania 0 komentarzy

Reprezentant Polski, który ledwie rok wcześniej zagrał solidne Euro, a dla Wisły Kraków był liderem środka pola. Tak, ten transfer Legii spełniał wszystkie warunki, by móc nazwać go logicznym, daleko stał od kupowania kota w worku z podejrzanych zagranicznych rynków, które przemycają pod taką postacią zwykły szrot. A jednak nie wyszło kompletnie i Krzysztof Mączyński skończył dziś swoją przygodę z Legią Warszawa, rozwiązując kontrakt za porozumieniem stron.

Od ćwierćfinalisty Euro do niewypału transferowego. Mączyński odszedł z Legii

Piłkarz perfekcyjnie pracował jako tryb wstawiony do maszyny Nawałki, ale do mechanizmu Wojskowych pasował jak wół do karety. Jeszcze w sezonie 17/18 nie wyglądało to bardzo źle, bo Mączyński zagrał 26 meczów i uzbierał blisko 2000 minut na murawie. Jednak nie tego chciał klub – choć nie oczekiwano od niego efektowności, to z kolejnymi miesiącami brakowało też efektywności. Mączyński wykręcił u nas przeciętną średnią not 4,83 i doskonale pamiętamy mu na przykład kompromitujący mecz z Wisłą Kraków z marca zeszłego roku. Legia przegrała 0:2, pomocnik grał 45 minut, choć słowo „grał”, to jednak nadużycie. Przypomnijmy:

– facet nie zaliczył wówczas żadnego sprintu,

– przebiegł ledwie niecałe sześć kilometrów,

Reklama

– osiągnął najniższą maksymalną prędkość na boisku po bramkarzach i rezerwowym Niezgodzie – 26 km/h,

– zaliczył jedną próbę odbioru, w dodatku nieudaną,

– nie wykonał żadnego zwodu.

Statystował kompletnie, a przecież nie ściągano go w tej roli i nie płacono mu jak za człowieka z trzeciego planu. I w sumie ten mecz z Wisłą był dla Mączyńskiego początkiem końca w Legii. Doznał kontuzji, potem zagrał jeszcze kilka meczów, lecz głównie takich do zapomnienia. Gdy przyszedł Sa Pinto, dał pomocnikowi 100 minut na murawie, zobaczył, że nic z tego nie będzie i skreślił go na dobre. Mączyński jeszcze chwilkę utrzymał się w pierwszym zespole, ale potem zabrano mu nawet ten przywilej. Portugalski trener wyrzucił zawodnika do rezerw, tłumacząc, że ma za dużo ludzi w kadrze i trudno mu prowadzić treningi, więc zespół trzeba odchudzić. Była to oczywiście bajeczka, bo nie raz, nie dwa, Sa Pinto brał na treningi zawodników z rezerw. Mączyński stał się po prostu zbędny i upchnięto go w ciemnym kącie.

W żaden sposób byłemu reprezentantowi Polski nie wyszedł więc ten transfer. Sportowo – klapa. Życiowo? Też słabiutko. Pamiętamy przecież aferkę, która rozpętała się po jego przenosinach do Warszawy. Mączyński zrobił sobie z gęby cholewę, mówiąc wcześniej w Canal +, że do Legii – nawet przy bardzo korzystnej ofercie – nie przejdzie. A przeszedł. Był za to wyszydzany, wyśmiewany i słusznie, jednak zupełnie nie wyciągał wniosków. Z jednej strony mówił, że takich deklaracji jednak nie warto składać, by zaraz uderzyć z drugiej mańki zdecydowanym stwierdzeniem, że do Wisły już nie wróci, a w Cracovii nie zagra. Swoją drogą ciekawe, co by Mączyński zrobił teraz, gdyby Probierz zaoferował mu dobre pieniądze…

W każdym razie – rok 2018 był dla Mączyńskiego absolutnie fatalny. Nie pojechał na mundial. Właściwie nie liczył się w Legii. Z solidnego pomocnika stał się zawodnikiem przeciętnym, minimalistycznym, ocierającym się o boiskowe kunktatorstwo. Teraz pytanie, czy początek 2019 przynosi mu dobre wiadomości, czy też złe? Finansowo na pewno już tak przyjemnie mu nie będzie, ale może sportowo jeszcze się odbije. 31 lat to przecież nie moment, by myśleć o końcu kariery.

Reklama

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...