Ha! Jednak się trochę znam! Jakiś czas temu pisałem, że jeśli Piątek utrzyma swoją strzelecką formę, już zimą zmieni klub na lepszy. No i tej zmiany jest bardzo bliski. Jego cyferki robią wrażenie na wszystkich, najmniejsze pewnie na Polakach, ale takim jesteśmy narodem, więc na szczęście to nie my robimy transfery. Kto potrafi, niech się cieszy sukcesami rodaka, bo naprawdę osiąga coś wielkiego.
Wiecie, Milan może mieć swoje kłopoty, snuć się na piątych czy szóstych miejscach w Serie A, ale ten Milan to jest jednak wciąż marka. Nie jakaś wydmuszka, klub zbudowany za dolary bogacza, który zaraz się tym znudzi i rzuci wszystko w kąt, tylko trwający pomnik futbolu. To się przecież śledziło z podziwem, gdy oni za Capello stracili 15 bramek w lidze, a jak ktoś jęczał, że z drugiej strony mało strzelają, to władowali Barcelonie w finale Ligi Mistrzów czwórkę. Maldini, Baresi, Massaro, wiecznie skłócony z Capello, ale genialny Savicević. No, paka. Długo potem tragiczny – choć piękny finał z Liverpoolem – a dwa lata później wzięty rewanż.
Wymieniać daty, sukcesy, nazwiska mógłbym jeszcze parę godzin, ale pointa jest jedna – Milan pisał piękne historie, więc jeśli transfer ostatecznie będzie klepnięty, może pękać z dumy Piątek (byle przez chwilę, bo zaraz trzeba strzelać), że to on ma szansę dopisać kolejne rozdziały. Mieliśmy już tam Salamona (Miśkiewicza i Bargiela nie liczę, tego drugiego przynajmniej na razie), ale wiadomo, że okoliczności były skrajnie inne. Wzięli go tam na zasadzie: „jak się sprawdzisz, to fajnie, jak nie, to trudno, przeżyjemy.” Wobec Piątka oczekiwania są zupełnie inne. Ma przyjść i strzelać, najlepiej z taką regularnością jak w Genoi. Przecież skoro chłopak w barwach w sumie przeciętnego klubu ściga się z Ronaldo, to przesiadając się do lepszej bryki nie powinien w tym wyścigu gubić dystansu.
Czyli Milan chce wziąć Piątka i oczekiwać od niego bramek. Rok temu o tej porze to zdanie brzmiałoby jak śmieszny żart, przecież ten facet przygotowywał się wtedy do rundy z Cracovią i ćwiczył karne. Minęło trochę czasu, a on zdążył rozstrzelać Ekstraklasę, Serie A, trafić do reprezentacji, być o krok trafienia do Milanu. Ewenement. Napisałem we wspomnianym felietonie, że na podobny wybuch formy poczekamy u innego polskiego zawodnika z pięć lat, ale muszę chyba dopisać jedno zero i zmienić wyrok na pięć dekad.
Cieszy mnie też ten transfer, ponieważ nie trudno było zobaczyć w polskich kibicach czy innych ekspertach zwątpienie. Na zasadzie: dobra, strzela, zaraz przestanie, a każdy news łączący go z wielkim klubem to bzdura, kto by chciał Polaka u siebie. Zrozumcie jedną rzecz – szydera jest potrzebna, a wręcz konieczna, gdy ogląda się Ekstraklasę, europejskie puchary w wykonaniu polskich klubów, albo mundiale w wykonaniu reprezentacji. Natomiast gdy jednemu od nas idzie, naprawdę nie musimy sztucznie wstydzić się tych sukcesów. Albo nie wierzyć. Nasz futbol, jako całość, jest gówniany, jednak wychował jakieś wyjątki i cieszmy się z nich. Po prostu.
Co do przyszłości samego Piątka, to podtrzymuję swoje zdanie – będzie strzelał piętro wyżej. Przeskoczył sto pięter, kiedy zmieniał Ekstraklasę na Serie A, więc teraz też nie pęknie.
Fot. 400mm.pl